Zakochany książę
PROLOG
Wysoki, szczupły mężczyzna oparł się o balustradę i spoglądał
na morze. Skromny domek znajdował się na skraju
gruntów należących do hotelu, z dala od gwaru i tłumu.
Odetchnął z przyjemnością.
Ciepła noc. Powiew wiatru, delikatny niczym oddech kobiety,
muskał skórę.
Przez szum fal dobiegały go głosy, ale on był zupełnie
sam. Jak zawsze.
I co z tego? To właśnie wybrał sobie przed laty. Do tego
przywykł. Żył zgodnie ze swym wyborem.
Tylko czasem, w takie wspaniałe noce, gdy powietrze
przesycała intensywna woń liści i morza, nachodziły go refleksje.
A gdyby wszystko potoczyło się inaczej? Jak by się
czuł, mając przy sobie ukochaną kobietę?
- Taka nie istnieje - zacytował na głos swoje ulubione
powiedzonko.
Po drugiej stronie zatoki wejście do Casino Caraibe Royale
było oświetlone jak Las Vegas. Zaczęli już zjawiać się
goście w wynajętych limuzynach. Wkrótce ruszy cała ta maszyneria.
Czas na zabawę, pomyślał Edward.
Otrząsnął się z obcej mu melancholii i przeciągnął leniwie
w gęstniejącym mroku. Był bez koszuli, opalone nogi wystawały
ze sfatygowanych płóciennych szortów. Nocne powietrze wciąż było bardzo ciepłe. Wiatr od morza zerwie się znacznie później. No nic, pora iść do pracy.
Uśmiechnął się na tę myśl. Świeży i gładko ogolony,
z włosami połyskującymi w poświacie księżyca, w nieskazitelnie
skrojonym smokingu uda się do kasyna. Będzie krążył
między turystami i zawodowymi graczami, samotny i tajemniczy,
potem spróbuje szczęścia w oczko, ruletkę i pokera.
Kiedy wygrywał, ludzie mu zazdrościli. Kiedy przegrywał,
podziwiali go za obojętność. W obu przypadkach zachowywali
dystans, którego nie próbowały przełamać nawet te
kobiety, które marzyły o romansie z tajemniczym graczem.
Spójrz prawdzie w oczy, Edward.
Dla ciebie istnieje tylko jedna kobieta. A ta należy do innego.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wielka, hałaśliwa sala umilkła, gdy weszła Isabella Swan.
Było to zaledwie powszechne wstrzymanie oddechu, jednak
znaczyło więcej niż fanfary i werble. Czy to się komu
podobało, czy nie, przybyła królowa.
To właśnie ja, pomyślała Isabella. Królowa tego małego
światka.
Czuła na sobie liczne spojrzenia. Przez chwilę nie mogła
złapać tchu.
Potem wzięła się w garść. Nie wolno jej rozczarować widowni...
Isabella Swan odrzuciła w tył wspaniałe, płomiennorude
włosy, zmrużyła złotobursztynowe oczy i uśmiechnęła się
w ciszę.
Ta cisza zaczęła się w chwili, gdy firma Belinda wybrała
ją do międzynarodowej kampanii reklamowej. Po raz drugi
w tym roku znalazła się na okładce miesięcznika „Elegance
Magazine". Każda obecna tu modelka była chora z zazdrości,
a niejedna ją przeklinała.
Isabella wyprostowała się odruchowo.
- Cześć - rzuciła w przestrzeń.
Ale wszystkie już wzięły się do pracy. Poprawiały sukienki
od wielkich krawców, kiwały się na niebezpiecznie wysokich
obcasach, zajmowały się włosami i makijażem. Ze dwie,
z którymi się przyjaźniła, nim została królową, odwzajemniły
uśmiech. Nowa, chyba piętnastolatka, wyglądała, jakby
miała się rozpłakać. Ale żadna się nie odezwała.
Choć w pokoju było ciepło, Isabella poczuła chłód idący
od koniuszków palców aż do serca.
Ostrożnie z marzeniami...
Cóż, jedno już się spełniło, ale nie tak, jak to sobie wyobrażała.
Był konkurs na modelkę. Miała wtedy siedemnaście lat.
Uwierzyła w słowa Jamsa Blane'a: „Mała, jesteś taka naturalna,
zrobię z ciebie gwiazdę".
Jak powiedział, tak zrobił. Została gwiazdą, to fakt. Królową
wybiegu, bóstwem fotoreporterów, tylko że Basil nie
powiedział, jak drogo przyjdzie jej za to zapłacić.
Przez chwilę rozglądała się po pokoju pełnym kobiet, które
nawet nie raczyły odpowiedzieć na jej powitanie i blask
bursztynowych oczu nieco przygasł. Wzruszyła ramionami.
Cena sukcesu, pomyślała cynicznie i miękkim krokiem pantery
ruszyła przez gąszcz ubrań.
Pojawiała się na ważnych pokazach od pięciu lat. Wiedziała,
jak to robić. To była jej praca.
- Jesteś wreszcie - powiedział projektant. W oczach miał
obłęd, ręce zimniejsze niż Isabella. - Dzwoniłem bez przerwy.
Nie odbierasz telefonów?
Isabella pominęła to pytanie milczeniem.
- Nikogo jeszcze nigdy nie zawiodłam. Spokojnie, Demetrii,
wszystko będzie w porządku.
I rzeczywiście, był to jeden z jej najlepszych występów.
Kroczyła po wybiegu, odziana w skąpe jedwabie. Publiczność
zgotowała jej owację na stojąco. Projektant objął wszystkie
modelki i szlochał.
Isabella położyła mu głowę na ramieniu. Kaskada płomiennorudych
włosów rozsypała się malowniczo po skórzanej
marynarce. Wyglądało to na spontaniczny, przyjacielski
gest. I zachwyciło fotografów.
Spontaniczne? Też coś!
- Usiłujecie sfabrykować plotki o mnie i Demetrim -
oskarżyła trafnie, acz nietaktownie dziennikarzy.
Wszyscy zaczęli nagle pilnie studiować notatki albo rozglądać
się po bałaganie w sali konferencyjnej. Nikt nie spojrzał
jej w oczy.
O rzeczywistości przypomniała jej osoba z zarządu.
- Rób, co do ciebie należy, Isabella - odezwała się chłodno
dyrektor działu reklamy firmy Belinda. - Potrzebujemy
jak najwięcej tekstów na nasz temat. Madame przyjechała
obejrzeć pokaz.
A wszyscy bez wyjątku bali się Madame.
Tak więc Isabella przywarła do Demetriego i uśmiechała się
do niego, jakby był miłym sąsiadem, a nie nadmiernie ambitnym
projektantem mody bez odrobiny ogłady towarzyskiej.
Zachwyceni paparazzi pstrykali zdjęcia. Dziennikarze
pisali gorączkowo. Rozległy się nawet westchnienia.
Już widzę te nagłówki, pomyślała gorzko Isabella.
Uśmiechała się wytrwale, aż rozbolały ją mięśnie twarzy.
Kiedy opadła kurtyna, Demetrii natychmiast się odsunął.
Wyglądał na zakłopotanego, jakby nie wypadało dotykać
królowej.
- Dzięki, maleńka.
Do każdej modelki mówił per „maleńka". Kiedy przedstawienie
się skończyło, Isabella znów stała się niedostępna.
Tak było zawsze i wiedział o tym każdy mężczyzna na świecie.
Z wyjątkiem jednego. A on...
Przełknęła ślinę.
- Miałaś rację - rzekł Demetrii. - Wszystko świetnie wypadło.
- Miło mi - uśmiech Isabelli nie sięgnął jej oczu.
- Obawiam się, że nie zechcesz... - zawahał się.
Wprawnymi ruchami zdjęła ostatnią kreację Demetriego. Pomagała
jej jedna z jego asystentek.
- O co chodzi? - Zsunęła jedwabną tunikę i podała
dziewczynie.
- Zjeść ze mną kolacji - mruknął. Uszy mu poczerwieniały
i to nie dlatego, że została w samych figach.
Isabella westchnęła. Bądź miła, to nic nie kosztuje. Nie
jego wina, że jest towarzyskim mastodontem.
- Nie. Wybacz, Demetrii. Madame jest w mieście. Może
mnie wezwać w każdej chwili.
Szybko ukrył ulgę.
- To może innym razem.
Zabrzmiało to tak nieszczerze, że Isabella omal nie parsknęła
śmiechem. Powstrzymała ją obecność asystentki. Demetrii
nie zauważył, że Isabella ostatnio zachowywała się powściągliwiej
niż zwykle.
- Jasne. Zadzwonisz? - Uśmiechnęła się zabójczo do asystentki,
która prawdopodobnie była „wiarygodnym źródłem"
jednego z brukowców, i spytała: -Słyszałaś?
- Jesteś naprawdę wspaniała - zapewnił Demetrii.
- Dziękuję.
Zawahał się przez chwilę, nim powiedział:
- Jesteś coraz lepsza.
Isabella nie potrafiła ukryć zdumienia.
Demetrii roześmiał się, gładko wchodząc w zwykłą rolę.
- Zawsze byłaś wspaniała, ale w ostatnich miesiącach
zrobiłaś się jakaś inna. Jakby niebezpieczna.
- Niebezpieczna?
Demtrii, choć towarzysko nieokrzesany, był jednak zawodowcem.
- To bardzo seksowne - powiedział.
- Jesteś słodki, Demtrii. Dziękuję.
- A ty lepsza, niż przypuszczasz. - Niezdarnie poklepał
ją po ramieniu. - Muszę dołączyć do reszty. Co masz
w planie?
Londyński Tydzień Mody, podczas którego modelki biegają
z jednego pokazu na drugi...
- Spotkanie z ludźmi od kontaktów z prasą - westchnęła
Isabella.
- Jak to jest być supermodelką? - spytał półżartem.
- Dni chwały przeminęły. - Isabella włożyła wąskie, tabaczkowe
skórzane spodnie i czarną górę.
- Możesz sprawić, że powrócą.
- Płonne nadzieje!
Wskoczyła w dopełniającą całość skórzaną kurtkę. To nieważne,
że luty w Londynie bywa bardzo zimny. Na zewnątrz
mogli czekać fotoreporterzy, a królowej modelek nie wypada
przecież pokazać się w ciepłych ciuchach.
- A potem co? Powrót do Paryża?
- Sesja zdjęciowa w Nowym Jorku. Wylatuję jutro rano.- Teoretycznie, dodała w myślach.
Włożyła wielkie, cygańskie kolczyki i wzburzyła nieco
rude włosy. Fachowo oceniła swe odbicie w lustrze.
- Dobrze - mruknęła. - Doskonale. Ryzykujesz zapalenie
płuc, ale wyglądasz świetnie.
Projektant roześmiał się. Już dawno powinien czarować
pismaków od mody, ale wciąż się ociągał.
- Jesteś prawdziwą gwiazdą.
- To już nie potrwa długo...
- Że co? - zdumiał się.
Isabella natychmiast pożałowała przypływu szczerości.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Nieważne, muszę pędzić. Limuzyna czeka.
Przesłali sobie pocałunek.
Ulica była pełna wolno sunących samochodów. Isabella
od razu wypatrzyła limuzynę. Znała kierowcę. Nalegała, żeby
tylko on woził ją po Londynie. To jeden z powodów, dla
których zaczęto jej wytykać postawę roszczeniową.
Za plecami nazywano ją Bestią lub primadonną bezsensownych
żądań. Mówiono, że lubi rozkazywać i stawiać
ludzi na baczność...
Gdyby tylko znali prawdę.
Opadła na tylne siedzenie, wyprostowała wygodnie nogi
i z przepastnej torby wyłowiła telefon komórkowy. Przygryzła
wargi, wzięła się w garść i włączyła go.
Szybko odsłuchała pocztę głosową. Madame Belinda
wzywała ją do Dorchester na trzecią. Mogło być gorzej. Nie
sprawdziła SMS-ów.
Agencja podejmowała ją lunchem w „Savoyu". Dwie kobiety,
niemal tak samo eleganckie jak ona, czekały na niskich,
wygodnych otomanach, a przed nimi, na stoliku stała taca
z kanapkami. Zaproponowały wino, koktajl lub szampana.
Isabella zdecydowanie odmówiła.
- Źle wpływa na cerę. - Opadła na fotel z wdziękiem
motyla. - Zadowolę się szklanką wody.
Panie wymieniły znaczące spojrzenia.
Isabella jęknęła w duchu. Pracowała z nimi ponad rok. Jej
siostra, Angela, miała wyjść za brata Tanyi, najmłodszej w tym
zespole, jednak wciąż traktowały Isabella jak rozkapryszoną
pięciolatkę. Spełniały jej życzenia, bo była twarzą Belindy,
ale nawet nie udawały, że ją lubią.
Znów wymieniły spojrzenia. Szykują się do ataku, pomyślała
Isabella. Odruchowo napięła mięśnie.
- Czy chcesz sprawdzić wiadomości, zanim zaczniemy? - spytała Tanya.
- Nie, dzięki - mruknęła Izabella.
- Czy w takim razie zechciałabyś wyłączyć telefon? Lepiej,
żeby nam nie przerywano.
- Jest wyłączony - wyjaśniła.
Tanya bez słowa wręczyła jej teczkę.
- Wolisz najpierw złe czy dobre wieści? - spytała Irina di Perretti.
Isabella położyła teczkę na stole i napiła się wody.
- Dobre. Jestem optymistką.
Irina postukała w okładkę.
- Jesteś modelką najczęściej opisywaną w światowej
prasie.
- Doskonale.
- Złe wiadomości - ciągnęła Irina - to treść tych artykułów.
Mniej pracujesz, więcej żądasz. Jesteś arogancką krową
i nikt cię nie lubi - powiedziała nieprzyjemnym oskarżycielskim
tonem.
- Rozumiem. - Isabella nawet nie mrugnęła okiem.
Lady Tanya, czyli Tany, próbowała rozegrać sprawę łagodniej.
- Łatwo o złą sławę w tym zawodzie. Musisz uważać.
Irina milczała złowieszczo.
Isabella spojrzała na nią ironicznie.
- Śmiało, Irina. Wyrzuć to z siebie. Wytrzymam.
- Uważają cię za zepsutego bachora. Twoje żądania
przekroczyły wszelkie granice. Musisz mieć zawsze tę samą
limuzynę, z tym samym kierowcą. Prywatny samolot. Odmówiłaś
zatrzymania się w najlepszym nowojorskim hotelu,
bo chciałaś być sama, a wynajęty dla ciebie apartament kosztował
krocie... Coś ci powiem, Isabello. Nie jesteś Gretą Garbo.
Isabella wyglądała na oszołomioną.
Tanya i Irina z ulgą spojrzały na siebie. Przynajmniej
tym razem udało im się nie owijać niczego w bawełnę.
- Zachowuję się jak rozkapryszone dziecko? - obruszyła
się Isabella.
Tanya schowała twarz w dłoniach. Irina zmrużyła oczy.
- Nie musisz słuchać naszych rad i uwag.. Zobaczymy
jednak, dokąd cię to zaprowadzi.
- Płacę waszej agencji mnóstwo pieniędzy - powiedziała
chłodno Isabella. - Wy macie dbać o mój wizerunek
w mediach.
Irina odstawiła margaritę tak mocno, że rozchlapała trochę
trunku na stół. Tanya wytarła plamę papierową chusteczką.
Ani Isabella, ani Irina nie zwróciły uwagi na ten
incydent.
- Dobrze więc, powiem ci prawdę, skoro nikt inny nie
chce - zdenerwowała się Irina. - Twoja agentka boi się, że
wylejesz ją z pracy, jak jej poprzedniczkę. Siostra traktuje cię
jak dziecko, Bóg raczy wiedzieć czemu.
W oczach Isabelli błysnęły gniewne ogniki.
- Kiedy Belinda zaczęła szukać nowej twarzy, ustalono,
że chodzi o dziewczynę, z którą mogłaby się utożsamiać
każda klientka. Dosyć eleganckich szkieletów, nieprzystępnych
księżniczek. Chcieli kogoś, kto ma rodzinę i przyjaciół.
- Dziękuję - mruknęła zgryźliwie Isabella.
- Pora, byś sobie o tym przypomniała, bo spełniałaś te
warunki tylko na początku naszej współpracy. Ludzie z Belindy
z pewnością też to zauważyli.
Isabella zacisnęła zęby, ale nic nie powiedziała.
- No, ulżyj sobie. - ...
alisha_Black