Coulter Catherine - Eden.pdf

(1229 KB) Pobierz
1105025298.001.png
Catherine Colter
Eden
Tytuł oryginału: Beyond Eden
Przełożyła Ewa Westwalewicz-Mogilska
Robertowi Gottliebowi, który od dziesięciu lat jest moim przyjacielem i agentem.
Prolog
Nowy Jork
Słyszała natarczywy odgłos syren. Łomotały w jej głowie. Nienawidziła ich. Chciała od nich
uciec, ale nie mogła się poruszyć. Ktoś ściskał jej dłoń, nagle poczuła jego palce, ciepłe i grube.
Jakiś mężczyzna przemawiał do niej cicho i łagodnie, ale z naciskiem. I bez przerwy. Chciała mu
powiedzieć, żeby zamilkł, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. W pierwszej chwili nie
rozumiała, co do niej mówi, ale zorientowała się, że powtarza wciąż to samo i, wbrew sobie, zaczęła
mu się przysłuchiwać, pozwalając, by swym głosem wyprowadził ją na zewnątrz.
- Wiesz, kim jesteś?
Otworzyła oczy. Nie, tylko lewe oko. Prawe oko pozostało zamknięte. Dziwne, ale tak właśnie
było. Mężczyzna znajdował się tuż obok niej. Był młody, na jego górnej wardze widniał rzadki
wąsik. Miał bardzo niebieskie oczy i duże uszy. Pomyślała, że jest Irlandczykiem. Zdała sobie
sprawę, że nie może oddychać.
Spróbowała zrobić wdech i poczuła palący ból. Tylko ból, bez powietrza.
- Spokojnie. Wiem, że trudno ci oddychać. Oddychaj płytko. Nie, nie, bez paniki. Tak, teraz
lepiej. Myślę, że masz zapadnięte płuco. Dlatego daliśmy ci tę maskę tlenową. Oddychaj pomału i
płytko. O, tak. Powiedz mi, wiesz jak się nazywasz?
Trudno było oddychać, nawet tym płytkim oddechem. Skupiła się na masce tlenowej,
przykrywającej nos i usta. Ale tak bardzo bolało. Ponowiła próbę i wciągnęła trochę powietrza,
jednak ból był nie do zniesienia. Mężczyzna znowu ją spytał, kim jest. Głupie pytanie. Jest sobą i
znajduje się tutaj, i nie wie, co się z nią dzieje, co się stało, wie tylko tyle, że czuje ból i nie może
oddychać.
- Pamiętasz, jak się nazywasz? Proszę, powiedz, jak ci na imię. Kim jesteś? Czy wiesz, kim
jesteś?
- Tak - odparła, pragnąc, by zamilkł. - Nazywam się Lindsay.
Boże, jak bolało, bolało tak strasznie, że miała ochotę wrzeszczeć, ale nie mogła. Jęknęła
przerażona, a mężczyzna szybko powiedział:
- Oddychaj płytko. Nic więcej. Tylko oddychaj, nie rób nic więcej. Rozumiesz mnie? Na twarzy
masz maskę tlenową, która ma ci ułatwić oddychanie. Nie walcz z nią; pozwól, by ci pomogła.
Myślę, że masz zapadnięte płuco. Stąd ten ból. Ale musisz być przytomna i uważna, dobrze?
Boże, jaki okropny ból. Usiłowała wstrzymać oddech, aby uniknąć straszliwego przeszywającego
kłucia, ale to także nie pomogło. Mężczyzna znów się odezwał. Dlaczego wciąż powtarza to samo?
Ma ją za głupią?
- Wiem, że cię boli, ale staraj się wytrzymać. Dojeżdżamy do szpitala, a tam już na ciebie
czekają. Spokojnie. Rób te lekkie oddechy. Cieszę się, że cię poznałem, Lindsay. Nazywam się Gene.
Leż nieruchomo. Już zaraz będziemy w szpitalu. Nie, nie próbuj się poruszać.
- Co się stało? - Tak bardzo bolało, kiedy mówiła. A przemawianie poprzez białą plastikową
maskę sprawiało, że jej głos docierał jakby z bardzo daleka.
- Zdarzył się wybuch i zostałaś zraniona przez spadające szczątki wyciągu.
- Czy ja umrę?
- O, nie. Wyzdrowiejesz, na pewno.
- Taylor. Proszę, zadzwońcie do Taylora.
- Dobrze, zadzwonię, obiecuję ci to. Nie, nie ruszaj się. Masz podłączoną kroplówkę. Nie chcę,
żebyś wyrwała igłę. Oddychaj.
- Słyszałam krzyki.
- Nikt prócz ciebie nie został ranny, ale wszyscy byli przerażeni. Stałaś tuż obok tej imitacji
wyciągu, kiedy nastąpił wybuch. Powiedz mi jeszcze raz. Kim jesteś?
- Byłam tam, bo jestem Eden.
Mężczyzna zmarszczył brwi, ale ona tego nie spostrzegła. Tak bardzo ją bolało, a nie chciała,
żeby widział, jak traci panowanie. Odwróciła twarz w przeciwną stronę. Ból nie ustawał. Nigdy
przedtem nie wyobrażała sobie jak to jest, kiedy nie można oddychać. Przy każdym płytkim wdechu
czuła tak wielki ból, że drżała na całym ciele. Zamknęła oczy i starała się wytrzymać.
- Co z nią, Gene?
- Dobrze sobie radzi, przynajmniej taką mam nadzieję. Boli ją, ale jest przytomna - odpowiedział
kierowcy, a potem zwrócił się do niej: - Przykro mi, Eden, ale nie możemy ci dać żadnych środków
przeciwbólowych. Najpierw musisz zostać przebadana. Trzymaj się, musisz się trzymać. Ściskaj
moje palce, myśl o moich palcach i ściskaj je, ilekroć poczujesz ból. Jesteśmy prawie na miejscu,
prawie na miejscu. - Gene zastanawiał się, czy Taylor to jej mąż. Dobry Boże, facet przeżyje szok,
kiedy ją zobaczy. Modelka. Gene spojrzał na prawą stronę jej twarzy. Trudno powiedzieć, jak bardzo
została zmasakrowana, bo wszędzie była masa krwi.
Mocniej uścisnął jej dłoń. Gene O’Mallory chciał, aby wyzdrowiała. Pragnął tego z całego serca.
*
Wycofała się w głąb siebie. Coraz głębiej i głębiej, aby uniknąć bólu. Oddychać powoli, płytkimi
wdechami. Ten ból pochodził z klatki piersiowej, to ona sprawiała, że oddech był taki słaby. A to
dziwne syczenie dochodziło z plastikowej maski na nosie i ustach. Tak bardzo boli. Coraz bardziej.
Oddalała się, aż poczuła, że nadchodzi ciemność, która łagodzi przenikliwy ból. Więc pozwoliła, aby
powróciła przeszłość, wszystkimi myślami zagłębiła się w sobie... Dziwne, zobaczyła twarz tej
reporterki - nazywała się Kattering - i usłyszała to, co jej powiedziała na pogrzebie, że bardzo jej
przykro z powodu śmierci babci.
Głębiej, jeszcze głębiej... Zabierała tam ze sobą wspomnienia, odpychając, cały czas odpychając
ból. Zobaczyła żałosną dziewczynę, taką niepewną siebie, niezręczną, wysoką i kościstą, z chudymi,
kanciastymi łokciami i kolanami, paskudną przy nich wszystkich, nie pasującą do nich, osobną,
stojącą wśród nich i pragnącą, by naprawdę stać się jedną z nich. Bardzo nieszczęśliwą dziewczynę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin