7 rozdział.pdf

(187 KB) Pobierz
434078997 UNPDF
7. Nadchodzące
niebezpieczeństwo
Jasper
434078997.001.png 434078997.002.png
Coraz bardziej opadałem z sił... Chciało mi się spać, a
wiedziałem, że jeśli zamknę oczy mogę ich już nie otworzyć.
Edward nie odzyskiwał przytomności i wiedziałem, że czas
działa na naszą niekorzyść. Chciałem krzyczeć, ale i tak nikt
by mnie nie usłyszał, wystraszyłbym tylko Renesmee. Cisza,
która mnie otaczała i tak zdawała mi się być zbyt głośna żeby
ją przekrzyczeć.
Nagle usłyszałem płacz Nessie... Teraz już niestety nie
miałem siły żeby wstać i choćby ją pogłaskać...
- Spokojnie mała, wszystko będzie dobrze. Tylko nie płacz...
Uspokój się. – poprosiłem ją.
Niestety nie posłuchała mnie, a może nawet nie zrozumiała co
do niej mówię. Tak bardzo bałem się, co stanie się za
kilkadziesiąt minut. No bo ile jeszcze mogłem wytrzymać
przytomny? A ile zostało Edwardowi? Tyle było pytań bez
odpowiedzi, które chciałem poznać. Od nich zależało moje
życie, ale najważniejsze dla mnie było zupełnie coś innego...
Co działo się z Alice? Co tamci chcieli jej zrobić? Czy teraz
jest bezpieczna tak samo zresztą jak Rosalie i Bella? Czułem
się taki bezradny co doprowadzało mnie do szaleństwa. Nikt
nie wie co bym dał za to żeby teraz móc wstać, zawieść
Edwarda do szpitala, zająć się Nessie i uratować Alice, Belle,
Rosalie... Niestety nie mogłem tego zrobić, dlatego dalej
nasłuchiwałem czy ktoś nie wchodzi do domu...
Po jakimś czasie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
Miałem nadzieję, że to Carlisle.
- Tutaj jesteśmy! Na samej górze! – zacząłem krzyczeć
resztkami sił. Nie chciałem żeby tracił czas na szukanie nas
po całym domu.
Słyszałem czyjeś kroki po schodach. Tak bardzo chciałem
żeby ten koszmar się skończył. Chciałem już nie czuć tego
bólu... Chciałem wreszcie poczuć spokój... Walczyłem ze snem
resztkami sił. W głowie zaczęło mi się kręcić, a biedna Nessie
nie przestawała płakać.
W końcu drzwi pokoju Alice, w którym się znajdowaliśmy
zaczęły się otwierać... Niestety nie stał za nimi Carlisle. Do
pokoju weszli Esme i Emmet.
- O mój Boże! – krzyknęła.
- Co się tu stało? Gdzie Rosalie? A co z Bellą? – pytał Emmet,
no jasne, a o Alice to już nikt się nie martwi.
Nie miałem już siły im odpowiedzieć... Zrobiło mi się ciemno
przed oczami i urwał mi się film. Straciłem przytomność...
Carlisle
Po telefonie Jaspera od razu wziąłem kilku swoich
kolegów lekarzy i wsiedliśmy do dwóch karetek. Jechaliśmy
na sygnale. Z tego co mówił i jak mówił Jasper
wywnioskowałem, że z obojgiem nie jest za dobrze... Byliśmy
już w jakiejś połowie drogi, a czas uciekał... W ich przypadku
mogła się liczyć każda sekunda. W tym momencie znów
zadzwonił mi telefon. Tym razem była to Esme.
- Halo? – odebrałem szybko.
- Carlisle przejedź tu natychmiast! Tu się coś stało! Edward,
Jasper są nieprzytomni... Krwawią i nikogo innego nie ma w
domu! – była przerażona.
- Już o tym wszystkim wiem. Jasper do mnie dzwonił... Jadę
teraz do was. Będę za kilka minut i kochanie nie denerwuj
się. Będzie dobrze. – starałem się ją uspokoić.
- Postaram się, ale pospieszcie się... Ale wiesz, co w ogóle się
stało? – spytała.
434078997.003.png
- Później ci opowiem. Trzymaj się. Kocham cię. – pożegnałem
się szybko i rozłączyłem. Boże! Kiedy się dowie, że to
wszystko zrobił Aro załamie się! Będzie się obwiniać... Sam
już zacząłem się denerwować, chociaż w każdej sytuacji
jestem zwykle spokojny. Do tego jeszcze Jasper! On już też
stracił przytomność. Muszę się jeszcze bardziej
pospieszyć...
Minęło jakieś 20 minut, które ciągnęły się jak wieczność
i wreszcie dojechałem na miejsce. Szybko wysiadłem z
karetki i razem z innym lekarzem wyciągnęliśmy nosze, to
samo zrobili lekarze z drugiej karetki.
Zaczęliśmy wchodzić po schodach na górę. Niestety
musieliśmy wejść na ostatnie piętro, co znowu zajęło nam
trochę czasu. Bałem się, że mogło być już za późno.
Gdy weszliśmy do pokoju, który miał należeć do Alice
ujrzeliśmy całych we krwi leżących na ziemi Edwarda i
Jaspera, przy których był Emmet i Esme, która uspakajała
Renesmee. Szybko podbiegłem do Edwarda, a drugi lekarz do
Jaspera.
Szybko przeniosłem go na nosze. Miał złamane żebra i
dziurę w głowie... Stracił bardzo dużo krwi, ale wyczułem
jeszcze lekki puls... Kazałem znieść go do karetki dwóm
innym lekarzom i podszedłem do Jaspera badanego już przez
mojego kolegę.
- I co z nim? – spytałem go.
- Został postrzelony w brzuch i stracił dużo krwi... Nie wiem
na razie nic więcej. Musimy go zbadać w szpitalu. –
odpowiedział.
- Oczywiście. – zgodziłem się z nim i zaczęliśmy zanosić go
do karetki.
- Mogę też pojechać? – spytała Esme.
- I ja?! – dodał Emmet.
- Jasne, a więc szybko za nami. – zgodziłem się, nie miałem
nic przeciwko temu.
Esme z małą Nessie i Emmet jechali karetką ze mną, w
której był Edward. Jasper jechał w drugiej. Wydawało mi się,
że droga do szpital ciągnęła się jeszcze dłużej niż w tamtą
stronę... A ja musiałem uratować ich oboje. Gdy po kilkunastu
minutach dojechaliśmy do szpitala szybko zawieźliśmy ich
oboje na ostry dyżur.
Edwarda i Jaspera położyłem do jednej sali. Obu
podłączyłem do kroplówki i musieliśmy znaleźć dla nich krew.
Stracili jej bardzo dużo, a zwłaszcza Edward. Esme i Emmet
cały czas męczyli mnie żebym im powiedział, co się stało...
Kiedy dla moich adoptowanych synów zrobiłem już
wszystko co mogłem usiadłem na korytarzu z Esme i
Emmetem. Nessie zasnęła. Jej na szczęście nic się nie stało.
- A więc co w ogóle się wydarzyło? – spytali mnie.
- No dobra powiem wam... Tylko Esme nie denerwuj się... To
był Aro. Pamiętasz go prawda? – jej wyraz twarzy wskazywał
na to, że pamiętała go nawet bardzo dobrze – On postrzelił
Jaspera i doprowadziła Edwarda do tego stanu, a Alice,
Rosalie i Belle porwał. Chciał się zemścić na nas. Na mnie i na
tobie Esme, ale że nas nie było to musiały ucierpieć nasze
dzieci. – wytłumaczyłem to wszystko przytulając do siebie
Esme która się rozpłakała.
- Gdzie je zabrał? – spytał Emmet.
- Nie mam pojęcia. – westchnąłem.
- To wszystko moja wina. – łkała Esme, wiedziałem, że tak
będzie.
- Kochanie. To nie twoja wina. Mnie też w domu nie było, a
poza tym to ja zabrałem cię Aro. – próbowałem jakoś
Zgłoś jeśli naruszono regulamin