11 rozdział.pdf

(234 KB) Pobierz
593667505 UNPDF
( za okładkę do tego rozdziału bardzo dziękuje krzysi-44 ;* )
11. Kolejny plan Jacoba
Jasper
Policjanci zaczęli kierować się w stronę wyjścia.
Szedłem razem z Alice za nimi. Trzymałem moją ukochaną za
rękę. Chciałem sprawić żeby znowu na jej drobnej
twarzyczce pojawił się uśmiech, ale nie wiedziałem jak. Teraz
jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tylko jeszcze nadal
łzy spływały po jej policzkach.
593667505.001.png 593667505.002.png
Edward poszedł po Carlislea i Emmetta, a ja zostałem z
policją i Alice sam na sam. Nie było miło. Nie lubiłem policji i
to bardzo... Może miało to jakiś związek z moją przeszłością?
Ale to nie było teraz ważne. Starałem się skupić raczej
na tym, co jest tu i teraz. Może nie było to najlepsze „tu i
teraz” jakie mogło być, ale życie to nie bajka i kto jak kto,
ale ja powinienem już o tym dawno wiedzieć.
Wyszliśmy już przed szpital. Policjanci podeszli pod
swój radiowóz, a ja z Alice powlekliśmy się za nimi.
- Boję się... – szepnęła mi do ucha moja ukochana.
- Nie masz czego się bać. Obiecuję ci, że nie dam ci już
więcej zrobić krzywdy. Będę z tobą... Może nasze życie nie
jest usłane różami, ale wiem, że przy tobie jest moje miejsce
i zrobię wszystko żeby tak już zostało, rozumiesz? – wziąłem
jej twarz w swoje ręce.
- Rozumiem... Kocham cię. – szepnęła słabym głosem.
Przytuliłem ją do siebie... Chciałem ją jeszcze pocałować,
ale doszedłem do wniosku, że nie wypada tak przy
funkcjonariuszach policji.
Nadal trzymałem moją ukochaną w swoich objęciach i
podszedłem z nią do radiowozu.
Teraz musieliśmy już tylko poczekać na Edwarda,
Emmetta i Carlislea. Zaczął wiać lekki wietrzyk, który lekko
poruszał już nagimi gałęziami drzew. Niebo zasnuło się
ciemnymi chmurami... No w końcu zbliżała się zima...
Staliśmy w niezręcznej ciszy i zrozumiałem, że nie tylko
mnie to nie odpowiada. Usłyszałem cichy jęk Alice, więc
przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie. Spuściłem wzrok, a
policjanci zadając się tego nie usłyszeć dalej patrzyli na
drzwi szpitala. Chyba też nie mogli się już doczekać żeby
załatwić tą sprawę. Ja również nie mogłem...
W końcu ktoś wyszedł ze szpitala... To był chyba
Emmett. No to jeszcze tylko Carlisle i Edward. No i być
może Jacoba...
Bella
Powoli zaczynałam wracać do świata żywych...
Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam rozglądać się dookoła...
Potrzebowałam kilkunastu sekund żeby uświadomić sobie, co
właściwie się wydarzyło i gdzie znajdowałam się w tej chwili.
Doszłam do wniosku, że znajduje się w szpitalnej sali. To mi
wystarczyło... Powoli zaczęły mi wracać wspomnienia tego, co
się stało. Uświadomiłam sobie właśnie, że w sumie to bardziej
wolałabym o tym wszystkim zapomnieć...
Zaraz w mojej głowie zaczęły pojawiać się kolejne
pytania... Gdzie mój Edward i Nessie? Jak w końcu udało
wydostać mi się z tego koszmaru? A gdzie reszta mojej
rodziny? A co z Rose?
Byłam w takim szoku, że dopiero po paru minutach
odzyskałam całkowitą świadomość tego, co mnie otacza...
Chciałam obrócić głowę w lewą stronę, ale od razu tego
pożałowałam... Tak strasznie mnie wszystko zabolało, ale
zignorowałam to, bo moim oczom ukazał się straszniejszy
widok... Przez chwilę zastanawiałam się czy aby na pewno ja
jeszcze nie śnie...
Zobaczyłam tego chłopaka, który uratował mnie wtedy w
lesie. Tylko co on tu robił? I z kim...? Chwila, chwila...
Potrzebowałam czasu żeby to wszystko sobie jakoś
poukładać. Mniejsza o tego chłopaka, ale na łóżku obok leżała
przecież Rosalie, a on... Co on robił? O cholera! On ją dusił
poduszką!!!
593667505.003.png
Ona się nie wyrywała, ani nie krzyczała... Czy to
znaczyło, że ona już...? Nie, a może jeszcze w ogóle się nie
obudziła... Cholera, a z resztą mniejsza o to! Ten chłopak
zabija moją przybraną siostrę!
- Pomocy! Ratunku!!! – zaczęłam się drzeć jak jakaś opętana.
Czułam się jak jakaś aktorka w horrorze. O co tu w ogóle
miało chodzić? I dlaczego nikt się nie zjawił?
Chłopak obrócił się w moja stronę. Tak teraz miałam
pewność, że był to ten sam chłopak z lasu, ale po co miał mnie
ratować skoro teraz zabijał moją siostrę? Zdecydowanie
teraz nie był tą samą osobą, która chyba ocaliła mi życie...
Teraz stał się raczej mordercą.
- Niech ktoś tu przyjdzie!!! – krzyczałam dalej.
Chłopak nie robił sobie z tego nic, bo nikt nie
przychodził. Odwrócił się ode mnie i znów zaczął dusić Rose.
- Do cholery odwal się od niej!!! – krzyknęłam teraz do niego.
I tak nikt inny mnie nie słyszał.
- Zamknij się! – warknął do mnie.
- Nie! Pomocy!!!! – specjalnie zaczęłam drzeć się jeszcze
głośniej.
- Widzę, że się nie rozumiem... – powiedział chłopak z ironią i
wreszcie odsunął się od Rose.
No nareszcie! Ile można mu to było tłumaczyć? Przede
wszystkim chciałam się dowiedzieć kim on w sumie jest i
czego dokładniej od nas chcę... Muszę przyznać, że się w tym
wszystkim gubiłam...
Chłopak usiadł przy moim łóżku i zaczął mi się
przyglądać... Nic nie mówił, ani się nawet nie ruszał. Mój
oddech przyspieszył tak samo jak pikanie maszyny, do której
byłam podłączona. Czego on chciał?
Miałam zamiar zadać wiele pytań, ale bałam się go...
Nawet nie wiedziałam dlaczego, ale mój język odmówił
posłuszeństwa.
Panowała tu taka okropna cisza. Cisza, która wydała mi
się stawać za głośna. Miałam ochotę zatkać sobie uszy, ale
wszystko mnie strasznie bolało. Wolałam pozostać w
bezruchu. Dopiero po chwili, kiedy jakoś się uspokoiłam
usłyszałam, że maszyna, do której była podłączona Rosalie nie
wydaje takich dźwięków jak moja...
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip
Zrozumiałam, co się wydarzyło w te kilka sekund! Kiedy ten
chłopak usiadł przy moim łóżku i nie robił już nic poza
patrzeniem na mnie... Właśnie wtedy Rosalie... O... Odeszła...
Nie! Nie! Nie! To nie możliwe! Jak?! To moja wina! Musiałam
coś zrobić! Boże!!!
- Ona umiera!!! Rosalie umiera!!! Niech mi ktoś pomoże!!!
Ratujcie ją!!! On ją zabił!!! – krzyczałam wszystko co ślina
przyniosła mi na język nad którym odzyskałam panowanie...
- Zamknij się dziwko! – syknął zatykając mi ręką usta, a
drugą podsuwając nóż pod moją szyję...
Tak bardzo pragnęłam żeby ktoś się tu zjawił...
Wiedziałam, że nie mogę się tak po prostu poddać i pozwolić
tak po prostu umrzeć własnej siostrze... Nie myśląc wiele
ugryzłam go w rękę, którą nadal trzymał na moich ustach.
Odskoczył jak oparzony i upuścił nóż.
- Carlisle!!! Edward!!! Ktokolwiek!!! – darłam się dalej.
Chłopak wstał z ziemi i znów do mnie podszedł.
- Czego ty chcesz do cholery?! Kim jesteś?! – spytałam
płaczliwym głosem.
- Jestem Jacob, a to czego chce to dłuższa historia, ale
obiecuje ci, że ją poznasz. – uśmiechnął się...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin