Twardowski Jan ks _ Kazanie gorętszee.pdf

(379 KB) Pobierz
Ks. Jan Twardowski - Kazanie go
Jan Twardowski
Kazanie gorętsze
 
JAN TWARDOWSKI (ur. 1915, w Warszawie) to zjawisko w poezji polskiej tak
niezwykle, jak w muzyce Chopin. Przemawia do czytelnika językiem zaskakującym
dosadnością, celnością, prostotą. Oszałamia sposobem widzenia świata, niepospolitą
oczywistością paradoksalnych obserwacji i nieoczekiwanych wniosków. Unika patosu,
zwłaszcza podejmując tematy sacrum Jest wierny swej postawie myślę jak uklęknąć i
me zadrzeć nosa do góry. Taki jest na co dzień. W wierszu do samego siebie powiada:
Żebym pisząc wiersze I / nie polował na piękne słowa I I nie udowadniał — to znaczy
nie zamęczał / nie był zbyt pewny / /nie sadzał sumienia jak spocone; babci na
miękkim fotelu. Ksiądz Jan słucha, widzi, me ma złudzeń, a mimo to nie traci poczucia
humoru. Nie puszy się, nie celebruje, przyznaje, ze nie rozumie dogmatów On po
prostu wie, że samotność będzie sama, Bóg bez pytań, rozpacz bez reklamacji, piękno
bez estetyki. I że tylko jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran,
jeszcze wiatr szarpnie oknem, bo ciepło spotka zimno, poskacze zielony pasikonik,
który porzucił wielkość, zęby wybrać szczęście Nawet Jezus / I tak wygląda między
nami jak by chodził od nie swoich do obcych. Zwierzając się z tego, co dlań
najistotniejsze, prosi Nie posypujcie cukrem religii / I nie odsyłajcie wiernych do
fujarki komentarza. Ksiądz Jan nie lubi egzegetow, pokpiwa sobie z teologów,
przyznaje się do zwątpień własnych i stanów, w jakie wprawiają go zwątpienia
wiernych / / tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale. I biegać po ambonie
rękami gdy W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać / I do mizernego
kleryka którego karmią piersią teologu / I do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło
a już skończyło. Jan Twardowski debiutował przed wojną. Był żołnierzem Września i
Powstania. Święcenia kapłańskie przyjął po wojnie jest poetą największym,
najmędrszym, najprostszym, kochanym także przez sceptyków i ludzi bez wiary.
 
spojrzał
Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszno pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne
stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie
 
suplikacje
Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty —
Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę
pręgowaną —
kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom —
teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami —
dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno —
uśmiechnij się nade mną
 
* * *
Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam
W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne —
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie
Jadę z innymi tramwajem —
biegnę z innymi ulicą —
nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicą
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin