Patterson James - Czwarty lipca.pdf

(1102 KB) Pobierz
Patterson James - Czwarty lipca
JAMES PATTERSON
MAXINE PAETRO
CZWARTY LIPCA
Podziękowania i wyrazy wdzięczności składamy: kapitanowi Richardowi Conklinowi,
wzorowemu policjantowi z Biura Śledczego Departamentu Policji w Stamford w stanie
Connecticut, oraz doktorowi Humphreyowi Germaniukowi, lekarzowi sądowemu w hrabstwie
Trumbell w stanie Ohio, cieszącemu się powszechnym szacunkiem nauczycielowi anatomii
patologicznej i doskonałemu praktykowi. Za cenne wskazówki jesteśmy winni specjalne
podziękowanie Mickeyowi Shermanowi, wybitnemu obrońcy w sprawach kryminalnych.
Jesteśmy takŜe wdzięczni Lynn Colomello, Ellie Shurtleff, Lindzie Guynup Dewey i
Yukie Kito za ich nieocenioną pomoc w korzystaniu ze źródeł Internetu.
CZĘŚĆ 1
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI
Rozdział 1
Był powszedni dzień, dochodziła czwarta rano, kiedy Jacobi zajechał naszym
samochodem przed Lorenzo - był to niechlujny, wynajmowany na godziny „turystyczny”
hotel w dzielnicy Tenderloin w San Francisco, która jest tak zakazana, Ŝe nawet słońce nie
dociera do jej uliczek. Nim tam dojechaliśmy, krąŜyły mi po głowie róŜne domysły.
Przy krawęŜniku stały juŜ trzy czarno - białe wozy policyjne, a Conklin, pierwszy
policjant, który znalazł się na miejscu, ogradzał taśmą całą strefę. Pomagał mu w tym inny
funkcjonariusz, nazwiskiem Les Arou.
Kto jest ofiarą? - zapytałam obu policjantów.
Biały męŜczyzna, pani porucznik. Niecałe dwadzieścia lat, wyłupiaste oczy,
załatwiony na amen - zameldował Conklin. - Pokój dwadzieścia jeden. Nie ma śladów
włamania. Ofiara jest w wannie, tak samo jak poprzednia.
Po wejściu do hotelu poczuliśmy odór moczu i wymiotów. Nie było boyów
hotelowych, windy ani Ŝadnej obsługi. Nocni goście wycofali się w mrok korytarza, z
wyjątkiem młodej prostytutki, która odciągnęła Jacobiego na stronę.
- Daj mi dwadzieścia dolarów - powiedziała do niego. - Mam licencję.
Jacobi dał jej dziesiątkę w zamian za karteczkę, po czym zwrócił się do recepcjonisty
z pytaniami dotyczącymi ofiary: czy była w towarzystwie, czy miała kartę kredytową, czy
ćpała? Obeszłam łukiem chwiejącego się na klatce schodowej narkomana i wspięłam się na
drugie piętro. Drzwi do pokoju 21 były otwarte, pilnował ich Ŝółtodziób policyjny.
Dobry wieczór, porucznik Boxer.
JuŜ jest rano, Keresty.
Tak jest, proszę pani - odparł potulnie, odnotowując moje przyjście i podsuwając
mi formularz do podpisu.
W kwadratowym pokoju o boku trochę ponad trzy i pół metra było ciemniej niŜ na
korytarzu. Bezpiecznik był przepalony, a cienkie zasłony na tle oświetlonych latarniami okien
wyglądały jak zjawy. UwaŜałam, by na nic nie nadepnąć, i próbowałam odgadnąć, co w tym
wnętrzu stanowiło ślady zbrodni, a co nie. Było tu cholernie duŜo róŜnych rzeczy, lecz światła
bardzo mało.
Promień latarki oświetlił po kolei potłuczone fiolki na podłodze, materac ze starymi
plamami krwi, sterty śmieci i mnóstwo porozrzucanej odzieŜy. W rogu pokoiku znajdowało
się coś w rodzaju kuchenki. Płytka była jeszcze gorąca, a na dnie zlewu leŜały narkomańskie
akcesoria. Powietrze było gęste, niemal lepkie. Powiodłam snopem światła po kablu
przedłuŜacza. Był włączony do gniazdka przy zlewie, przechodził pod zapchaną umywalką i
kończył się w wannie.
Kiedy zobaczyłam martwego chłopca, poczułam skurcz Ŝołądka. Miał jasne włosy,
bezwłosą pierś, był nagi i chudy. Na pół leŜał w wannie, pod nosem i na wargach zebrała mu
się piana. Przewód elektryczny prowadził do archaicznego tostera, polśniewającego pod
powierzchnią wody.
Cholera - zaklęłam, patrząc na Jacobiego, który wszedł do łazienki. - Znów to
samo.
Upieczony na amen - stwierdził.
Jako szef wydziału zabójstw, nie miałam w swoich obowiązkach zajmowania się pracą
detektywistyczną loco crimini, ale w takich przypadkach jak ten po prostu nie umiałam
trzymać się na dystans.
Kolejny chłopak został zabity prądem. Dlaczego? Czy stał się przypadkową ofiarą
przemocy, czy było w tym coś osobistego? Wyobraziłam sobie, jak zwijał się z bólu, kiedy
przez jego ciało płynął prąd, który zatrzymał serce.
Nogawki moich spodni nasiąkały coraz wyŜej wodą, zebraną na popękanej kafelkowej
podłodze. Uniosłam stopę i zamknęłam nią drzwi łazienki, wiedząc z góry, co na nich
zobaczę. Drzwi zareagowały wysokim piskiem zawiasów, które z całą pewnością nigdy nie
były oliwione.
Na drzwiach widniały trzy słowa, napisane sprayem. Po raz drugi w ciągu paru
tygodni patrzyłam na ten sam napis, zastanawiając się, co moŜe oznaczać.
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI.
Rozdział 2
Przypadek mógłby wskazywać na szczególnie makabryczne samobójstwo, gdyby nie
to, Ŝe brakowało pojemniczka ze sprayem. Usłyszałam, Ŝe Charlie Clapper i jego ekipa
kryminalistyczna zaczynają w pokoju obok wypakowywać swój sprzęt. Stanęłam z boku, gdy
fotograf robił zdjęcia ofiary, po czym wyjęłam z kontaktu wtyczkę kabla.
Charlie zmienił przepalony bezpiecznik.
- Dzięki Ci, BoŜe - mruknął, kiedy wreszcie w tym straszliwym wnętrzu zabłysło
światło.
Byłam zajęta przetrząsaniem odzieŜy ofiary w poszukiwaniu jakiegokolwiek dowodu
toŜsamości, gdy w drzwiach stanęła Claire Washburn, naczelny lekarz sądowy San Francisco
i moja najbliŜsza przyjaciółka.
- Obrzydliwość - powiedziałam, kiedy weszłyśmy do łazienki. Claire jest oazą ciepła
w moim Ŝyciu, osobą bliŜszą mi od mojej własnej siostry. - Chyba tego nie wytrzymam.
- Co chcesz zrobić? - zapytała łagodnie.
Przełknęłam z trudem, usiłując pokonać zaciskającą mi gardło obręcz. Pogodziłam się
w Ŝyciu z wieloma rzeczami, ale nigdy nie zdołałam się pogodzić z zabijaniem dzieci.
- Mam ochotę wyjąć zatyczkę z wanny.
W jasnym świetle ofiara wyglądała na jeszcze bardziej zmaltretowaną. Claire
przykucnęła obok wanny, wcisnąwszy swoje obfite kształty w przestrzeń odpowiednią dla
kogoś przynajmniej o połowę chudszego.
- Obrzęk płucny - orzekła, obejrzawszy z bliska róŜową pianę u wylotu nosa i jamy
ustnej. Przyjrzała się drobnym siniakom wokół oczu i na wargach. - Dostał niezły wycisk,
zanim zabili go prądem.
Wskazałam na głębokie, pionowe przecięcie na kości policzkowej.
A to skąd się wzięło?
Przypuszczam, Ŝe od rączki tostera. Wygląda na to, Ŝe grzmocili chłopaka
opiekaczem, zanim wrzucili go do wody.
Ręka denata spoczywała na brzegu wanny. Claire podniosła ją delikatnie i przekręciła.
Nie ma stęŜenia pośmiertnego. Ciało jest nadal ciepłe, a zsinienie blednie. Nie Ŝyje
najwyŜej od dwunastu godzin, prawdopodobnie nie dalej niŜ od sześciu. Brak wyraźnych
oznak, kiedy nastąpiła śmierć. - Przesunęła ręką po zmierzwionych włosach chłopca, po czym
palcami w rękawiczce uniosła siną górną wargę. - Dawno nie był u dentysty. MoŜe to zbieg?
MoŜe. - Zamyśliłam się i przez dobrą minutę milczałam.
Nad czym się zastanawiasz, Linds?
- Mam wraŜenie, Ŝe to mój kolejny John Doe.
Przypomniałam sobie bezdomnego nastolatka, Johna Doe,
który został zamordowany w podobnym miejscu, wkrótce po rozpoczęciu przeze mnie
pracy w wydziale zabójstw. To była jedna z moich najtrudniejszych spraw, a jego śmierć,
mimo upływu dziesięciu lat, nadal mnie dręczyła.
- Więcej będę mogła powiedzieć dopiero wtedy, gdy ten młody człowiek znajdzie się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin