Webber Meredith - Lekarze z wyspy.pdf
(
765 KB
)
Pobierz
Children's Doctor, Meant-To-Be Wife
Meredith Webber
Lekarze z wyspy
Tytuł oryginału: Children's Doctor, Meant-To-Be Wife
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To najlepsze z możliwych zajęć, stwierdziła Beth,
zabierając dzieci na wycieczkę z latarkami do lasu
deszczowego. Co prawda ominie ją impreza po oficjal-
nym otwarciu rozbudowanego Centrum Medycznego
na Wallaby, jednak radość z wyprawy z dziećmi zna-
czyła dla niej więcej niż elegancka suknia i tańce.
Rozbudowa lecznicy i zatrudnienie na stałe lekarza
- którym była właśnie Beth - oznaczały także rozwój
obozu dla najmłodszych. Teraz byli w stanie przyjąć
jednocześnie nawet dwadzieścioro dzieci, które nie
mogły korzystać z innych wakacyjnych wyjazdów,
i zapewnić im mnóstwo atrakcji. W tym tygodniu
ośrodek gościł dzieci z chorobami układu oddecho-
wego oraz nowotworami w stanie remisji.
- Nie, Sam, obok mnie usiądzie Ally. A ty usiądź
z tyłu i zaopiekuj się Dannym. Ally nie czuje się zbyt
dobrze, więc proszę, żebyś go nie drażnił.
Usadowiła trójkę dzieci, za które była odpowiedzial-
na, w jednym z elektrycznych wózków stanowiących
środek transportu na wyspie. Potem podjechała do nieco
większego wózka, którym kierował Pat, strażnik parku
narodowego. Zmieściło się tam siedmioro dzieci z opie-
kunem, oni także mieli latarki.
Pat sprawdził, czyjego pasażerowie siedzą wygod-
nie, po czym podszedł do Beth.
- Jest pani z natury cierpiętnikiem, tak? - rzekł.
- Podobno zgłosiła się pani na tę wycieczkę zaraz po
dyżurze. Chyba powinna pani bawić się na przyjęciu.
- Wolę bawić się z dziećmi - odparła. - Poza tym
dla mnie to też jest przygoda. Nigdy dotąd nie byłam
w lesie deszczowym o tej porze.
- Ma pani latarkę?
Beth uniosła dużą latarkę, którą wręczył jej chwilę
wcześniej.
- Proszę świecić na zwierzęta. Ja będę im świecił
w oczy, żeby się nie ruszały.
- Chyba dam sobie radę - stwierdziła Beth, cho-
ciaż Sam już pytał, czy nie mógłby trzymać latarki.
Przeczuwała, że będą o nią targi. Sam był dosyć
drobny jak na osiem lat, miał za to silną wolę i walczył
o wszystko jak lew.
Pat wrócił do swojego wózka i ruszyli. Pięć minut
jechali drogą prowadzącą do kurortu na drugim końcu
wyspy, potem skręcili w stronę wzgórza.
Wózki toczyły się naprzód w ciszy zakłócanej tylko
terkotem ich kół. W pewnym momencie Pat zatrzymał
się i zgasił światła. Beth zahamowała tuż za nim.
- Musimy zachować całkowitą ciszę, inaczej zwie-
rzęta uciekną - szepnęła do swoich podopiecznych.
Pat skierował światło latarki na palmy i paprocie.
- Tam - rzekł cicho.
Dzieci aż westchnęły. Latarka wydobyła z ciemno-
ści szeroko otwarte zielono-żółte oczy. Beth zaświeci-
ła swoją latarką z bokur owych oczu i omal jej nie
upuściła. Patrzyli na niezaprzeczalnie pięknego węża.
Jego skóra pokryta była wzorem w romby. Owinął
się wokół gałęzi. Beth oceniła, że miał około dwóch
i pół metra długości. Bała się węży. Ręka, w której
trzymała latarkę, zadrżała. Automatycznie uniosła sto-
py z podłogi wózka. Alły, zapewne przejęty tym sa-
mym atawistycznym lękiem, wśliznął się na jej kolana.
Tymczasem Pat przesunął latarkę i po drugiej stro-
nie drogi znalazł lotołapankę karłowatą. Pokryte fut-
rem zwierzątko znieruchomiało, otwierając ogromne
oczy. Dzieci zgodnie wzdychały z podziwu.
Jakim cudem zachowały milczenie? Zwłaszcza gdy
małe zwierzę poruszyło kończynami, rozciągając znaj-
dujące się między nimi fałdy skóry, i lotem ślizgowym
przemieściło się z gałęzi na gałąź, zupełnie jak ptak.
Następnie światło latarki wyłoniło kolejne zwierzę,
siedzące na ziemi i przeżuwające orzech.
- To należący do rzędu torbaczy szczur łysoogo-
niasty - wyjaśnił Pat, podczas gdy Beth oświetlała je-
go drobne ciało, a potem ogon.
Przyciszone głosy dzieci przestraszyły torbacza, któ-
ry umknął w zarośla. Pat wziął kolejną latarkę, która
świeciła światłem utrafiołetowym, i trafił na spory
grzyb w kształcie spodka, który w promieniach ultrafio-
letowych fosforyzował. Z ust zachwyconych dzieci
znów dobyły się okrzyki. Potem ruszyli dalej. Sam na
palcach liczył, ile zwierząt zobaczył do tej pory. Wkrót-
ce potrzebował już do tego palców Danny'ego.
- Niedługo nie wystarczy ci palców u rąk - powie-
działa Beth, kiedy Pat pokazywał im pająka o szma-
ragdowych oczach, który tkwił w sieci.
- Superwycieczka - szepnął Sam. - Prawda, Dan-
ny?
Plik z chomika:
filistynka32
Inne pliki z tego folderu:
Rogers Shirley - Syn Fortune'ów.pdf
(534 KB)
Rogers Shirley - Teksański kochanek.pdf
(522 KB)
Rolls Elizabeth - Kobiece sztuczki.pdf
(793 KB)
Rolls Elizabeth - Skradzione pocałunki.pdf
(484 KB)
Rolls Elizabeth - Zakazana miłość.pdf
(1044 KB)
Inne foldery tego chomika:
1000
2000
3000
4000
5000
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin