Michael - rozdział 1.doc

(125 KB) Pobierz

ANGELA CAMERON

BLOOD & SEX Vol.1

   MICHAEL

 

 

Victoria Tyler klęczała przed nagimi zwłokami w ciemnym przejściu między zniszczonymi, ceglanymi budynkami na Trzeciej Ulicy. Domy klubów ze striptizem Collins Bay, peep show[1] i salonów tatuażu.
              Starała się wyciszyć uliczny hałas, który dochodził do obu stron alei, ale kiedy zapach krwi i śmieci uniósł się w górę, wraz z nagłym przypływem wietrzyku, jej żołądek wykonał salto.
              Oddychała głęboko, by oczyścić nos z zapachu śmierci i zwalczyć uczucie nudności.
Jej ręka była sztywna, kiedy metalowym wskaźnikiem odsuwała krwawą plątaninę kręconych blond włosów z szyi zwłok. Dostrzegła duży siniak, pasujący do innych rozmieszczonych na całym ciele zsinień. Wycelowała latarkę w miejsce punktu, ale nie potrafiła dokładnie ocenić, jak stare było skaleczenie. Połączenie październikowych gorących dni i chłodnych nocy mogło zdziałać dziwne rzeczy z ciałem na Florydzie.


              Następny ciemny punkt wyglądał spod ramienia dziewczyny, więc Tori delikatnie podniosła je, by lepiej widzieć. Zaraz obok lewej piersi widoczne były krwawe kropki i punkty, z długimi śladami fluidu rozsmarowanego na skórze. Mogła się założyć, że znajdzie więcej sińców, takich jak ten, jeśli ciało nie zostałoby porzucone obok śmietnika w pochmurną noc.
Ostatecznie, to ślady ugryzień sprawiły, że gazety dały mordercy imię Ujadający Gnasher[2].
Usłyszała za sobą szuranie kroków. Spojrzała w górę i zobaczyła Joe Phillips’a spoglądającego ponad jej ramieniem. Joe był jednym z przystojniejszych Collinsa[3], w perfekcyjnie wykrojonym uniformie, z czarnymi włosami, które wiecznie pozostawały krótko przycięte. Był odrobinę nadęty i ograniczony w czterech ścianach detektywistycznego świata, ale wydawał się całkiem miły.
Był w policji od lat, nawet przed jej pojawieniem się. Próbował zbagatelizować swój udział w śledztwach kryminalnych, ale oni i tak wiedzieli.


           Ciężko było nie wiedzieć, jeśli on nigdy nie przestawał mówić o tych cholernych programach śledczych w telewizji. Tori potrząsnęła głową, by zwalczyć pojawiający się na ustach uśmiech, a następnie wskazała znak
-Co to według Ciebie jest, Joe?
Zawisł nad jej ramieniem, a jego uniform naciskał na jej plecy. Gdyby to był ktokolwiek inny, rąbnęłaby go za ograniczanie jej przestrzeni.
-Ślad po ugryzieniu?
-Wygląda podobnie. Spojrzała na nadgarstek kobiety, gdzie brakowało kawałka ciała, przeniosła swój wzrok wyżej, by zobaczyć, co pozostało z młodzieńczej twarzy.
Jaka szkoda.

-Mówiłaś, że nie było nikogo w pobliżu, gdy ją znalazłaś, tak?
-Taa.

Tori podniosła się tak szybko, że Joe ledwo uniknął spotkania z jej barkiem.
-Dobra, zbierz zeznania od każdego w zasięgu wzroku tego wysypiska śmieci, łącznie z tymi apartamentowcami. Wskazała zaułek w kierunku budynku z cegieł, który wybuchł od betonu[4] na przeciwległym końcu.
-Jeśli nie ma ich w domu, wróć jutro. Chwilowo, nic nie mamy, a ci goście zebrali osiem ciał w trakcie dwóch miesięcy. Nie sądzę, żeby morderca planował przystopować swoje plany w najbliższym czasie.
-Poradzimy sobie z tym Tori.
Poklepała go w bark. Gdyby wykonali kawał dobrej roboty, uratowaliby ją już wiele razy.
-Wiem, że sobie poradzicie.
Nie widziała, kiedy Joe odszedł, ale usłyszała jego rytmiczne kroki, zmierzające w kierunku grupki policjantów pijących kawę i śmiejących się z czegoś, prawdopodobnie sprośnego żartu. Rozejrzała się dookoła jeszcze raz i dojrzała, coś wystającego spod krawędzi śmietnika. Schyliła się i przyciągnęła to swoim wskaźnikiem.
              Był to klucz z czarną, gładką plastikową etykietką i błyszczącym, srebrnym kółkiem.
Wyłowiła metaliczny punkt z kółka i przybliżyła do swojej twarzy. Na etykiecie wybity był trzyczęściowy, krwistoczerwony symbol podobny do yin-yang[5]. Prywatny klucz z The Scene. Potrząsnęła głową i westchnęła. Z wszystkich znanych lokali, klub dla wampirzych ćpunów, nie był zbyt wysoko na jej krótkiej liście, a zwłaszcza ten, z reputacją miejsca tak wielu zaginionych osób w ostatnim czasie.
- Co to? Znalazłaś coś?
Tori włożyła kółko od kluczy do ręki i z roztargnieniem zamknęła wskaźnik. Odwróciła głowę i zobaczyła wysilającego wzrok Joe’ego z krańca tłumku oficerów.
-Nic. To tylko śmieć. Schowała obie rzeczy do kieszeni jej kurtki i ruszyła w kierunku grupki.
Wampirze zaangażowanie w sprawę było jedną rzeczą, ale The Scene było poza jej ligą. Będzie musiała zadzwonić po pomoc. Zadrżała na tę myśl.
Nie można było ufać tym chodzącym pijawkom, żadnemu z nich, ale pójście do tego klubu bez opieki było zwykłą głupotą. Była jedynym niepowiązanym więzią człowiekiem w całym mieście, wiedzącym o istnieniu wampirów.
I nie planowała stać się jedynym z tych bezmyślnych głupków w najbliższym czasie.

                                                                   ********

Michael pełzł przez tłum, przyglądając się Damonowi, protegowanemu szefa wampirzego miasta, wznoszącego się nad kruchą dziewczynką przebraną w gotyckie wdzianko, stojącej przy przeciwległej szerokiej ścianie.
Mógł wyczuć jej strach, nawet przez cały pokój. Był on zmieszany z zapachem ciepłego kobiecego ciała, a to wywoływało ból w jego zębach.

Potrząsnął głową, usiłując przełknąć swój głód. Pomimo ogłuszającej muzyki, mógł usłyszeć jej puls, dudniący pod cienką woalką skóry. Potwór wewnątrz niego przygotowywał się na ten dźwięk, do ust napłynęła mu ślinka.
              Jej myśli prędko do niego dotarły. Skłamała, użyła fałszywego dowodu, a teraz żałowała, że się na to zdecydowała. Blady facet z ciemnymi oczami i włosami nie zostawi jej w spokoju. Nie mogła zmusić się do odejścia, czy chociażby odwrócenia swoich oczu od jego.
              Michael zmusił myśli do odejścia, i przyglądał się Damonowi, pochylającemu się do szyi dziewczyny. Jego dłoń rozpostarła się szeroko na jej ramieniu. Ten głupiec chyba nie ugryzie jej w klubie, prawda? Nie mógłby.
Znał zasady.
              Przyspieszył. Gdyby ludzie nie byli tak blisko, mógłby zatrzymać Damona natychmiast.
Ale byli tam, a ich bezpieczeństwo leżało ponad wszystkim innym. Dodatkowo, Alleanza skazywał na śmierć, każdego, kto ujawnił swoją prawdziwą naturę ludziom. Dziewczyna była ważna, ale powstrzymanie Damona od pożywienia się publicznie nie było właściwie warte bycia ściganym i osuszonym.
              Ciepły, metaliczny zapach krwi rozszedł się w powietrzu. Blade twarze w tłumie przekręciły się w stronę parki. Krew Michaela załomotała w jego uszach, twarz zaczęła płonąć, a zęby wydłużać się. Oddychał, zmuszał głód do cofnięcia się, rozpalił gniew wewnątrz siebie, a potem rzucił nim w plecy mężczyzny jak sztyletem. Zobaczył Damona potykającego się do przodu, ruszył więc ku nim tak szybko jak tylko mógł, bez straszenia ludzi.
              Damon gniewnie spojrzał się przez ramię -Odwal się.
Głos Michaela brzmiał jak warczenie, ale starał się mówić cicho.
-Zostaw dziewczynę i wracaj do Castillo. Złamałeś dziś wieczorem więcej niż jedno z praw Alleanza.
              Wyswobodził dziewczynę tak szybko, że wpadła na ścianę. Czerwone i czarne loczki opadły szybko na wierzch schludnych dziurek w jej karku, ukrywając je przed ludźmi.
Kiedy odwrócił twarz ku Michaelowi stali praktycznie oko-w-oko, chociaż kulturystyczna budowa ciała Damona sprawiała, że wydawał się większy.
-Straszysz mnie chłopcze?
              Pojawiło się parcie jego mrocznej mocy, a Michael odpowiedział jeszcze mocniejszą falą.

-Potraktuje to jako pieprzoną obietnicę, jeśli nie zejdziesz mi z oczu.
-Castillo zażąda twojej głowy.
-Nie będziesz żył na tyle długo, by mu o tym powiedzieć.
Mężczyzna mrugnął, a Michael poczuł szybki przebłysk jego strachu.
- Można Cię zastąpić, Michael. On liczy się z moim zdaniem, a ja uważam, że nie jesteś niczym więcej jak tylko wynajętą bronią.
-On polega na mojej mocy.
Damon uśmiechnął się, ale jego uśmiech nie sięgnął oczu.

-Pozwól mi zatrzymać tę jedną, i wszystko będzie wybaczone.

Michael wychylił się do przodu, uderzając w klatkę piersiową mężczyzny.
-Odejdź teraz, a ja udam, że nie próbowałeś przekupić Poręczyciela[6].
Oczy mężczyzny szukały jego oczu. Michael mógł wyczuć nacisk mocy poszukującej rys na jego determinacji. Nie był w stanie znaleźć nawet jednej.

Minęło wiele lat od czasu, gdy miał takie silne poczucie samozachowawcze.

Obecnie, nikt nie groził mu bez odpowiedniego wsparcia. Jak dotąd nikomu nie udało się tego przeżyć, z wyjątkiem Castillo.
-Chłopcy! Zanuciła Christine, brązowowłosy anioł w czerwonej sukni, i zarzuciła swoje smukłe ramiona na ich. Noc jest młoda. Nie odmawiajcie paniom dzisiejszego wieczora dotyku waszych zębów na ich karkach.
              Ramiona Damona rozluźniły się tylko odrobinkę. Michael rzucił mu ostatnie spojrzenie.

-Zabierz go, ale upewnij się, że będzie z dala od ludzi.
              Przytaknęła i pocałowała Michaela w policzek.

-Jak sobie życzysz, mój panie[7]
Przyglądał się jak eskortowała tego idiotę w kierunku prywatnych pokojów, w chwili, gdy sam, sadzał skołowanego człowieka na krzesełko. Zabiłby tego cieniasa[8], któregoś dnia. Kiedyś, kiedy Castillo nie byłby już władcą tego miasta.
 

                                                                                      *****

              Tori chwyciła kierownicę jej Jeepa i zwalczyła ochotę wyrzucenia telefonu przez okno na wilgotny chodnik. Zamiast tego słuchała dźwięków wydawanych przez jej oddychającego długimi wdechami szefa - Ives’a. Przyglądała się jak jej przednie światła odbijają się od znaków drogowych.
- Czy widziałaś dzisiejsze gazety? Wydzwaniają za moją rezygnacją. Wiesz, że jeśli to się nie uda, odbiorę Ci prowadzenie tej sprawy. Mamy już osiem ciał Tyler, i już mnie to, kurwa, trochę męczy, że dla ciebie pozwalam gryźć własne dupsko.
- Wiem szefie. Dam sobie z tym radę. Jestem już blisko. I planuję się spotkać dzisiaj wieczorem z następnym informatorem. Pokierowała się na parking pomiędzy opuszczonym magazynkiem a klubem Michaela, który z zewnątrz wyglądał jak kolejny stary magazyn, z wyjątkiem czerwonego neonu na budynku, głoszącego zwykłe „ The Fallen[9]
- Spraw, by to zadziałało. Masz tydzień.
- Tak zrobię. Muszę iść. Rozłączyła się i rzuciła telefon na siedzenie pasażera.
              Serce łomotało jej w gardle dopóki nie zmieniło się w węzeł, który prawie ją udusił. Nikt nie musiał przypominać jej, jakie było ryzyko. To właśnie dlatego przyszła do tej piekielnej dziury na pierwszym miejscu. Sam, jej wampirzy informator, dał jej jasno do zrozumienia, że Michael będzie jedynym, który będzie mógł i chciał jej pomóc. Pieprzyć go.
              Wyskoczyła, trzasnęła drzwiami i ponad ramieniem włączyła alarm, zakluczając[10] drzwi z dźwiękiem, który odbijał się od ścian wokół niej. Wyprostowała czarną spódnicę i top bez ramion[11], mając nadzieję, że nie wygląda jak prostytutka. I to był kolejny powód, by być daleką stąd. Nie zakładała spódnicy dla nikogo, z kim nie chciałaby się przespać.
Jednakże, dalej tutaj była i planowała zobaczyć tego dupka. W cholernej spódnicy. Boże, oby trafiło się coś ciekawego.
              Szła w stronę chodnika, wystającego z lewej strony rogu budynku, splotła się z tłumem czekającym na wejście blisko drzwi. Dziwne ciała ocierały się o nią. Perfumy mieszały się w powietrzu z potem i słodkim zapachem marihuany, tworząc chorobliwie słodką woń, która drapała ją w nos.

-Hej, nie pchaj się suko.
Pokręciła głową na około, by zobaczyć dziwacznego, pryszczatego chłopaka, ozdobionego czarnymi, stalowymi tatuażami i srebrnymi kolczykami. Wyglądał jak głupek próbujący zmienić swoją pozycję „popychadła” w zespole footballowym, poprzez ubieranie się jak Got. Pozer.
              Jego oczy rozszerzyły się, ale wypchnął pierś i stanął odrobinę prościej, jak gdyby wzrost miał jakieś znaczenie.
              Przekręciła się do niego.
-Co ty do mnie powiedziałeś?
Usta dzieciaka otworzyły się szeroko.
              Jego kumpel walnął go z łokcia.

-Koleś, ostra jest.
Obrzuciła niższego chłopaka ostrzegawczym spojrzeniem i podeszła bliżej.
-Czy nazwałeś mnie suką?
-Uhh. Taaa. Uniósł podbródek, tak, że był ponad jej głową.

-Tak Cię nazwałem.
Był zbyt wysoki, by mogła go łatwo uderzyć, cofnęła stopę i władowała mu czubek buta prosto w jaja. „Pieprz się”.
              Jego niższy kumpel zawył ze śmiechu, kiedy tyczkowaty dzieciak skręcał się na betonie.
              Tori zawróciła i skierowała się ku drzwiom. Zepchnęła jeszcze kilkoro ludzi z drogi, i ostatecznie stanęła naprzeciwko dwóch tęgich facetów w ciemnych okularach i T-shirtach z logo pasującym do znaku i napisem OCHRONA na rękawach. Okulary – nigdy do końca nie rozumiała, dlaczego nocne potwory miałyby nosić okulary przeciwsłoneczne. Nie ważne.

Gregory był tym z tlenionymi blond kolcami i srebrnymi obręczami w uszach. Fluorescencyjnie czarne włosy Blaine’a miały zielone czubki, które błyszczały w świetle księżyca. Razem wyglądali bardziej jak kulturyści niż prawdziwi wojownicy, ale tworzyli ładną ścianę muskułów.
-Detektyw Tyler. Dostrzegła błysk białego kła, kiedy Gregory się uśmiechnął.
-Co Cię tu sprowadza?
-Muszę porozmawiać z Michaelem. Blaine zaśmiał się.

-Człowieku, wiedziałem, że wrócisz. Nie możesz ży…
              Tori uniosła rękę.

-Nie zaczynaj. Jestem tutaj w interesach.
              Jednym palcem zsunął okulary w dół nosa i spoglądał na nią z góry.
-Cóż, nie wiedziałem, że to nowy uniform, tatusiowi się podoba[12]?
Potrząsnęła głową i jęknęła.

-Wpuść mnie do środka, Blaine.
Gregory pokręcił głową.

-Nie wiem. Sądzę, że powinniśmy spytać szefa. Ostatnio wywołałaś niezłą rozpierduchę[13]

-Jeśli mnie nie wpuścisz, sprowadzę tu cały oddział, do wylegitymowania dwójki nieletnich dzieciaków, które właśnie wpuściłeś.
Tak naprawdę to nie widziała nikogo, ale Blaine miał w zwyczaju wpuszczanie dziewczyn, do których potem uderzał. Zwykle były to czyste blondynki zaraz po ukończonej szkole Katolickiej[14].
              Zerknęli na siebie.
Gregory powiedział:

-Dobra. Damy mu znać, że jesteś.
- Postaraj się dzisiaj nikogo nie zabić. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin