Green Grace - Przeznaczenie.pdf

(642 KB) Pobierz
Microsoft Word - Green Grace - Przeznaczenie[1].rtf
Grace Green
Przeznaczenie
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
 
Rozdział 1
Poszukiwania dobiegły końca.
Była tak blisko, że niemal czuł duszący zapach jej perfum, tak
charakterystyczny dla pewnego rodzaju kobiet.
Prowadził samochód wzdłuż Lakeshore Boulevard. Zwolnił, kiedy zbliżył się
do czterotysięcznego osiedla. Opuścił szybę samochodu, żeby lepiej zorientować
się w ciemnościach. Lodowaty podmuch wiatru znad zamarzniętego jeziora wdarł
się ze świstem, zagłuszając skrzypienie śniegu pod kołami.
Boże, ale był zmęczony! Przetarł oczy wierzchem dłoni i – wypatrując
właściwego numeru – mijał rzędy domów.
Czterdzieści-dwa trzydzieści-cztery, czterdzieści-dwa trzydzieści-sześć,
czterdzieści-dwa trzydzieści-osiem... Serce biło mu głucho, kiedy wreszcie znalazł
numer, którego szukał. Czterdzieści-dwa czterdzieści.
Samotna uliczna latarnia oświetlała drewniany, piętrowy budynek, którego dach
pokrywała gruba warstwa śniegu. Z dachu zwisały lodowe sople.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien zaparkować gdzieś dalej, ale po
namyśle wzruszył ramionami i podjechał do krawężnika. Jeśli nawet zobaczy jego
mercedesa, i tak nie domyśli się, do kogo należy samochód.
Wyłączył światła i sięgnął do kieszeni marynarki.
Wyjął z portfela małe zdjęcie. W świetle ulicznej latarni jej falujące włosy
wydawały się jaśniejsze, a twarz nienaturalnie ziemista.
„Dla Patryka na pamiątkę – Courtenay”.
Przesunął palcem po fotografii, wykrzywiając pogardliwie usta. Courtenay. Ta
druga. Robiła wrażenie pięknej, samolubnej blondynki. To typ kobiety, którego
wystrzegał się jak zarazy. Cóż, kiedy ona miała coś, czego pragnął. A kiedy chciał
coś mieć, nie dawał za wygraną, dopóki tego nie zdobył.
Był początek grudnia. Jeżeli wszystko pójdzie tak gładko, jak sobie zaplanował,
jeszcze przed Nowym Rokiem on i Alanna usłyszą dziecięcy śmiech w samotnych
pokojach Seacliffe House.
Kiedy przekręcił kluczyk w stacyjce, z jego oczu zniknęło zmęczenie.
Spojrzenie stało się twarde i zdecydowane.
Jutro zacznie realizować swój plan.
„W dzień Bożego Narodzenia aniołowie powiedzieli... „
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
 
Courtenay West śpiewała cichutko ulubioną kolędę, układając stosy
czerwonych i zielonych papierowych serwetek na jutrzejsze przyjęcie w biurze. W
powietrzu czuło się świąteczny nastrój, chociaż do świąt brakowało jeszcze paru
dni. Radosne podniecenie towarzyszyło jej nie tylko w biurze Mom’s Own, ale i w
domu. Myślała o planach, które snuły z Vicky w związku ze świętami i o
uroczystych chwilach, jakie będą wspólnie przeżywać. Czy dziewięć lat temu,
kiedy była w ciąży i musiała znieść tyle cierpień i upokorzeń, mogła przewidzieć,
że później zazna tyle szczęścia? Przypomniała sobie moment, kiedy dowiedziała
się, że Patryk ją oszukał. Zdumienie i rozpacz. Rozważała wtedy możliwość
oddania dziecka do adopcji... Jak mogło jej coś podobnego przyjść do głowy! Teraz
nie wyobrażała sobie życia bez Vicky.
– Courtenay!
Drgnęła, kiedy usłyszała swoje imię. To Krystle, młoda, pulchna maszynistka,
wtoczyła się przez otwarte drzwi. Policzki jej pałały rumieńcem, kiedy oznajmiła
zadyszana:
– Nigdy nie zgadniesz, kto do nas przyszedł!
– O kim mówisz? – zapytała spokojnie Courtenay, składając ostatnią serwetkę.
– O nowym właścicielu Mom’s Own!
– Co ty mówisz, Krystle! – Courtenay zerknęła w stronę otwartych drzwi, a
następnie półgłosem dodała:
– Pan Ketterton nigdy nie wspominał, że chciałby sprzedać spółkę. To jakaś
plotka.
Krystle uniosła brzeg spódnicy i usadowiła swoje pulchne pośladki na biurku
Courtenay.
– Jeżeli to tylko pogłoska, to skąd pan Ketterton wziął pieniądze na
modernizację, zakładu? Wszyscy wiedzą, że na początku grudnia był na krawędzi
bankructwa, a teraz – w niecałe trzy tygodnie później – stare piece zastąpił nowymi
z komputerowym sterowaniem...
– Czy widziałaś tego człowieka, czy to tylko twoje domysły? – przerwała
Courtenay.
– Och, widziałam go! – jęknęła z zachwytem Krystle.
– Szedł do biura pana Kettertona we wspaniałej skórzanej kurtce. Wysoki
brunet, tak przystojny i seksowny, że po prostu zbija z nóg! Włosy czarne jak
węgiel, wspaniała opalenizna z Palm Springs, oczy koloru pawich piór...
– Pawich piór? – spytała ironicznie Courtenay.
Ale Krystle nie dała się zbić z tropu.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
 
– Tak – potwierdziła stanowczo. – Pawich piór. Zaraz przygotuję kawę, bo pan
Ketterton na pewno o nią poprosi. Tak, Courtenay, ten człowiek jest kimś!
– Zbyt pochopnie wyciągasz wnioski, Krystle.
– Sama zobaczysz. Po prostu emanuje z niego siła I bogactwo...
Ostry dźwięk telefonu przerwał entuzjastyczny potok słów, co Courtenay
przyjęła jako dar niebios.
– Courtenay? – usłyszała głos szefa.
– Słucham, panie Ketterton.
– Poproszę dwie kawy.
– Dobrze, Krystle zaraz tam będzie.
– Nie, Courtenay. Chcę, żebyś tyją nam przyniosła. Courtenay zaskoczona
odłożyła słuchawkę. Jakie to dziwne! Od kiedy awansowała z posady sekretarki na
stanowisko zastępcy, Alf nigdy nie prosił, żeby robiła mu kawę.
– No i co? Czy nie miałam racji? – Krystle polizała wargi koniuszkiem języka,
jak kotek oczekujący swej porcji śmietanki.
Courtenay odsunęła krzesło od komputera i wstała.
– Obawiam się, że miałaś rację tylko częściowo. Jego lordowska mość życzy
sobie kawy, ale to ja dostąpiłam tego zaszczytu...
– O cholera! Kiedy spojrzy na ciebie, nie będzie już chciał patrzeć na nikogo
innego.
Courtenay uśmiechnęła się.
– A może on nie lubi blondynek?
– I na pewno nie cierpi ogromnych zielonych oczu i nóg do samej szyi!
– Wiesz, że mężczyźni mnie nie interesują.
– Możesz nie zwracać uwagi na mężczyzn, ale to nie znaczy, że oni cię nie
zauważają. Sądzisz, że kobieta z dziewięcioletnim dzieckiem nie ma szans, a
tymczasem wcale tak nie jest. Jedynie stary Alf nie patrzy na ciebie pożądliwie – a
to tylko dlatego, że on i Flo traktują cię jak córkę, której nie mogli mieć!
Kiedy w kilka minut później Courtenay szła korytarzem do gabinetu Alfa,
doszła do wniosku, że Krystle miała rację. Mężczyźni rzeczywiście byli
zafascynowani jej popielatoblond włosami i pełnym biustem. Starała się, jak
mogła, nie przyciągać uwagi – upinała długie włosy, nosiła skromne bluzki i
spódnice, wyglądała na zapracowaną i nieprzystępną. Mimo to, wbrew jej woli,
wydawała się wyzywająca i prowokująca...
Przed wejściem do pokoju szefa rzuciła okiem na tacę, żeby upewnić się, czy
niczego nie brakuje. Jeżeli Krystle rzeczywiście miała rację i ten nieznajomy okaże
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
 
się nowym właścicielem Mom’s Own, dobrze byłoby, żeby wywarła na nim
korzystne wrażenie. Praca była dla niej najważniejsza. Sama wychowywała córkę i
nie mogła stracić źródła utrzymania.
Śmiało zapukała i otworzyła drzwi.
– O, Courtenay, wejdź. – Alf siedział za biurkiem z poważną miną. Blada twarz
pokryta była rumieńcem, zniknęła gdzieś zwykła dobroduszność.
Kątem oka Courtenay zerknęła na „nowego człowieka”. Stał oparty niedbale o
ścianę przy oknie, z rękami w kieszeniach, typowy zadufany w sobie
przedstawiciel męskiego rodu.
Atmosfera w biurze była na ogół przyjemna i wszyscy zachowywali się w miarę
swobodnie. Tym razem wprost wyczuwało się w powietrzu napięcie.
– Kawy, panie Ketterton? – zapytała oficjalnym tonem.
– Tak, dziękuję, Courtenay.
Postawiła dzbanek, czując na sobie baczne spojrzenie nieznajomego. Nie może
mi nic zarzucić, pomyślała, nadal odwrócona. Uświadomiła sobie z zadowoleniem,
że ma na sobie najlepszą popielatą plisowaną spódnicę i bluzkę, którą wczoraj
wieczorem staranie uprasowała.
Odwróciła głowę i ich spojrzenia nagle się spotkały. Courtenay znieruchomiała.
Pawie pióra... Krystle miała rację, kiedy mówiła o kolorze jego oczu! Były
niespotykanej błękitnozielonej barwy, ocienione długimi, czarnymi rzęsami...
Patrzyły na nią chłodno, niemal z odrazą.
Wyraźnie nie przypadła do gustu nieznajomemu. Z całą pewnością spotkali się
po raz pierwszy – skąd więc tyle pogardy w jego spojrzeniu? Co u licha mogłoby
usprawiedliwiać taką wrogość?
Mimo wyraźnego zdenerwowania udało się jej wziąć w garść i spokojnym
głosem zapytać:
– Jaką kawę pan sobie życzy?
– Poproszę czarną – odpowiedział sucho.
Serce Courtenay zaczęło walić jak młotem. Taki niepokój wzbudziła w niej
wysoka postać w ciemnym garniturze, śnieżnobiałej koszuli z pedantycznie
zawiązanym krawatem. Nic dziwnego, że zrobił na Krystle piorunujące wrażenie.
Nawet z odległości kilku kroków Courtenay wyczuwała bijącą od niego, niemal
magnetyczną zmysłowość. Kiedy podawała mu kawę, ich palce na moment
zetknęły się i wtedy początkowe wrażenie zwielokrotniło się. Nigdy przedtem nie
doświadczyła czegoś podobnego.
Zauważyła, że mężczyzna zwracał się do niej per „pani West”. Alf zawsze
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin