Dell Ethel Mary - Czarny Rycerz.pdf

(1120 KB) Pobierz
Ethel Mary Dell - Czarny rycerz.docx
Ethel Mary Dell
CZARNY RYCERZ
533303738.338.png 533303738.349.png 533303738.360.png 533303738.371.png 533303738.001.png 533303738.012.png 533303738.023.png 533303738.034.png 533303738.045.png 533303738.056.png 533303738.067.png 533303738.078.png 533303738.089.png 533303738.100.png 533303738.111.png 533303738.122.png 533303738.133.png 533303738.144.png 533303738.155.png 533303738.166.png 533303738.177.png 533303738.188.png 533303738.199.png 533303738.210.png 533303738.221.png 533303738.232.png 533303738.243.png 533303738.254.png 533303738.265.png 533303738.276.png 533303738.287.png 533303738.298.png 533303738.309.png 533303738.317.png 533303738.318.png 533303738.319.png 533303738.320.png 533303738.321.png 533303738.322.png 533303738.323.png 533303738.324.png 533303738.325.png 533303738.326.png 533303738.327.png 533303738.328.png 533303738.329.png 533303738.330.png 533303738.331.png 533303738.332.png 533303738.333.png 533303738.334.png 533303738.335.png 533303738.336.png 533303738.337.png 533303738.339.png 533303738.340.png 533303738.341.png 533303738.342.png 533303738.343.png 533303738.344.png 533303738.345.png 533303738.346.png 533303738.347.png 533303738.348.png 533303738.350.png 533303738.351.png 533303738.352.png 533303738.353.png 533303738.354.png 533303738.355.png 533303738.356.png 533303738.357.png 533303738.358.png 533303738.359.png 533303738.361.png 533303738.362.png 533303738.363.png 533303738.364.png 533303738.365.png 533303738.366.png 533303738.367.png 533303738.368.png 533303738.369.png 533303738.370.png 533303738.372.png 533303738.373.png 533303738.374.png 533303738.375.png 533303738.376.png 533303738.377.png 533303738.378.png 533303738.379.png 533303738.380.png 533303738.381.png 533303738.002.png 533303738.003.png 533303738.004.png 533303738.005.png 533303738.006.png 533303738.007.png 533303738.008.png 533303738.009.png 533303738.010.png 533303738.011.png 533303738.013.png 533303738.014.png 533303738.015.png 533303738.016.png 533303738.017.png 533303738.018.png 533303738.019.png 533303738.020.png 533303738.021.png 533303738.022.png 533303738.024.png 533303738.025.png 533303738.026.png 533303738.027.png 533303738.028.png 533303738.029.png 533303738.030.png 533303738.031.png 533303738.032.png 533303738.033.png 533303738.035.png 533303738.036.png 533303738.037.png 533303738.038.png 533303738.039.png 533303738.040.png 533303738.041.png 533303738.042.png 533303738.043.png 533303738.044.png 533303738.046.png 533303738.047.png 533303738.048.png 533303738.049.png 533303738.050.png 533303738.051.png 533303738.052.png 533303738.053.png 533303738.054.png 533303738.055.png 533303738.057.png 533303738.058.png 533303738.059.png 533303738.060.png 533303738.061.png 533303738.062.png 533303738.063.png 533303738.064.png 533303738.065.png 533303738.066.png 533303738.068.png 533303738.069.png 533303738.070.png 533303738.071.png 533303738.072.png 533303738.073.png 533303738.074.png 533303738.075.png 533303738.076.png 533303738.077.png 533303738.079.png 533303738.080.png 533303738.081.png 533303738.082.png 533303738.083.png 533303738.084.png 533303738.085.png 533303738.086.png 533303738.087.png 533303738.088.png 533303738.090.png 533303738.091.png 533303738.092.png 533303738.093.png 533303738.094.png 533303738.095.png 533303738.096.png 533303738.097.png 533303738.098.png 533303738.099.png 533303738.101.png 533303738.102.png 533303738.103.png 533303738.104.png 533303738.105.png 533303738.106.png 533303738.107.png 533303738.108.png 533303738.109.png 533303738.110.png 533303738.112.png 533303738.113.png 533303738.114.png 533303738.115.png 533303738.116.png 533303738.117.png 533303738.118.png 533303738.119.png 533303738.120.png 533303738.121.png 533303738.123.png 533303738.124.png 533303738.125.png 533303738.126.png 533303738.127.png 533303738.128.png 533303738.129.png 533303738.130.png 533303738.131.png 533303738.132.png 533303738.134.png 533303738.135.png 533303738.136.png 533303738.137.png 533303738.138.png 533303738.139.png 533303738.140.png 533303738.141.png 533303738.142.png 533303738.143.png 533303738.145.png 533303738.146.png 533303738.147.png 533303738.148.png 533303738.149.png 533303738.150.png 533303738.151.png 533303738.152.png 533303738.153.png 533303738.154.png 533303738.156.png 533303738.157.png 533303738.158.png 533303738.159.png 533303738.160.png 533303738.161.png 533303738.162.png 533303738.163.png 533303738.164.png 533303738.165.png 533303738.167.png 533303738.168.png 533303738.169.png 533303738.170.png 533303738.171.png 533303738.172.png 533303738.173.png 533303738.174.png 533303738.175.png 533303738.176.png 533303738.178.png 533303738.179.png 533303738.180.png 533303738.181.png 533303738.182.png 533303738.183.png 533303738.184.png 533303738.185.png 533303738.186.png 533303738.187.png 533303738.189.png 533303738.190.png 533303738.191.png 533303738.192.png 533303738.193.png 533303738.194.png 533303738.195.png 533303738.196.png 533303738.197.png 533303738.198.png 533303738.200.png 533303738.201.png 533303738.202.png 533303738.203.png 533303738.204.png 533303738.205.png 533303738.206.png 533303738.207.png 533303738.208.png 533303738.209.png 533303738.211.png 533303738.212.png 533303738.213.png 533303738.214.png 533303738.215.png 533303738.216.png 533303738.217.png 533303738.218.png 533303738.219.png 533303738.220.png 533303738.222.png 533303738.223.png 533303738.224.png 533303738.225.png 533303738.226.png 533303738.227.png 533303738.228.png 533303738.229.png 533303738.230.png 533303738.231.png 533303738.233.png 533303738.234.png 533303738.235.png 533303738.236.png 533303738.237.png 533303738.238.png 533303738.239.png 533303738.240.png 533303738.241.png 533303738.242.png 533303738.244.png 533303738.245.png 533303738.246.png 533303738.247.png 533303738.248.png 533303738.249.png 533303738.250.png 533303738.251.png 533303738.252.png 533303738.253.png 533303738.255.png 533303738.256.png 533303738.257.png 533303738.258.png 533303738.259.png 533303738.260.png 533303738.261.png 533303738.262.png 533303738.263.png 533303738.264.png 533303738.266.png 533303738.267.png 533303738.268.png 533303738.269.png 533303738.270.png 533303738.271.png 533303738.272.png 533303738.273.png 533303738.274.png 533303738.275.png 533303738.277.png 533303738.278.png 533303738.279.png 533303738.280.png 533303738.281.png 533303738.282.png 533303738.283.png 533303738.284.png 533303738.285.png 533303738.286.png 533303738.288.png 533303738.289.png 533303738.290.png 533303738.291.png 533303738.292.png 533303738.293.png 533303738.294.png 533303738.295.png 533303738.296.png 533303738.297.png 533303738.299.png 533303738.300.png 533303738.301.png 533303738.302.png 533303738.303.png 533303738.304.png 533303738.305.png 533303738.306.png 533303738.307.png 533303738.308.png 533303738.310.png 533303738.311.png 533303738.312.png 533303738.313.png 533303738.314.png 533303738.315.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ I
Lilian
- Lilian, moja droga, przecież chyba mu nie odmówiłaś!
- Ach, nie bądź głupia, Joyce! Oczywiście, że odmówiłam! Żadnej kobiecie nie za-
zdrościłabym takiego męża jak Biały Królik.
- Ależ, Lilian, sama go ośmieliłaś. Zdajesz sobie chyba z tego doskonale sprawę.
- Istotnie, za to teraz odebrałam mu całą śmiałość, jak widzisz! Proszę cię, kochanie,
podaj mi jeszcze jedną grzankę. Te grzanki dzisiaj są wyśmienite!
- Lilian, jesteś bez serca!
- Dzięki Bogu! Nienawidzę kobiet, które rządzą się sercem w stosunku do wszystkich
mężczyzn. Zresztą mógłby poślubić córkę Jervis'ów, jeżeliby zechciał. Gospodarniejsza jest
ode mnie i zdaje się, że go lubi.
- Zupełnie cię nie rozumiem, Lilian. - W głosie mówiącej brzmiał odcień niechęci. -
Dopiero kilka dni temu zachowywałaś się tak, że wszyscy byliśmy pewni, iż jesteś w nim
zakochana.
- To bardzo głupio. - Odpowiedź była rozbrajająca w swej konsekwencji. - Dlatego że
stanęłam w obronie nieobecnego, to przecież nie znaczy, że gotowa jestem oddać mu rękę i
serce. Musisz przyznać, że podobny pomysł nie był zbytnio mądry.
- Zupełnie cię nie rozumiem - padła odpowiedź wypowiedziana ze smutkiem.
- Nikt mnie nie rozumie - zawołała Lilian, zakładając z nonszalancją nogę na nogę. -
Ale to nie moja wina. Przykro być niezrozumianą, Joyce. Jestem pewna, że ty nie znasz zu-
pełnie tego uczucia. Widzisz, moja droga, ja należę do pokolenia skomplikowanego nieco,
podczas gdy ty, biedactwo, jesteś kobietą normalną i zazwyczaj obmyślisz dokładnie przed-
tem to, co masz powiedzieć lub uczynić. Aha, zapomniałam, o której oczekujesz tego „mil-
czącego bohatera"? Bo przecież przed jego przyjściem muszę się chyba przebrać. To nie
533303738.316.png
jest, co prawda, kandydat do małżeństwa. Tacy ludzie nigdy na mężów się nie nadają, ale w
każdym razie trzeba go przyjąć z honorami. Wicehrabia, jak ci wiadomo! Mam wrażenie, że
czasami nawet wicehrabiowie potrafią być ludźmi, nieprawdaż?
- Bogami nie są - zauważyła towarzyszka - on zresztą sam nie jest wcale taki milczą-
cy. Ale w każdej chwili może się tu zjawić. Radzę ci, pośpiesz się.
- O Boże! - Lilian chwyciła filiżankę z herbatą jakimś konwulsyjnym ruchem i w po-
śpiechu wychyliła całą jej zawartość. - Joyce, muszę mieć papierosa, bo umrę. Daj mi, ale
prędko! Wypalę w kąpieli. Siostrzyczko, bądź łaskawa rozchmurzyć nieco swą przyjemną
twarz, jak wrócę! Z taką wyciągniętą miną wcale ci nie jest ładnie, zresztą skwaszone twa-
rze wyszły już z mody. Dzisiaj najmodniejsze są rzeczy jasne, pogodne i szykowne.
- Czy ty kiedyś myślisz o czymś poważnie? - westchnęła starsza siostra.
Młodsza wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Zapytaj Hildebranda, on ci powie. Mieliśmy dzisiaj straszną awanturę na polowaniu
i sądzę, że jednak ostrość mego języka zwyciężyła. Naprawdę, kochanie, nie rozumiem, dla-
czego tak chcesz mnie wydać za mąż. Przecież byłabym cudownym przykładem dla twoich
córek, gdybym została starą panną.
- Ja nie żartuję, Lilian - zaprotestowała siostra.
- Wiem o tym, moja droga. Jesteś najpoważniejszą osobą na kuli ziemskiej. Ja znów
jestem inna. Należę do gatunku ludzi wesołych. Z chwilą, gdy przestanę się śmiać, to zna-
czy że przepadłam i że dostałam się pod pantofel Hildebranda. Pamiętasz ów dzień, dawno,
dawno temu, pamiętasz, Joyce, jak Hildebrand zmuszał mnie do połknięcia pigułki, i gdy
już był pewny, że połknęłam, to wyplułam mu pigułkę prosto w twarz? Tyś nigdy nie wi-
działa w tym nic śmiesznego? A ja jeszcze do dzisiaj śmieję się, gdy sobie o tym przypo-
mnę.
- Spóźnisz się, jak będziesz tu siedzieć dłużej - zauważyła Joyce łagodnie. - Lady Tri-
stram przyjeżdża zawsze punktualnie.
- Boże święty! - zawołała Lilian wesoło. - Całe szczęście, że nie mam ochoty na tego
„milczącego bohatera". Jestem pewna, że Lady Tristram nie byłaby zadowolona z takiej sy-
nowej. Czy Sambo ma także przyjechać?
- Nie mam pojęcia. - Joyce mówiła z powątpiewaniem. - Był zaproszony, ale skoro
mu odmówiłaś...
- Ach, to nie ma nic wspólnego - zapewniła Lilian. - Na pewno przyjedzie. Przecież
go nie obraziłam. Takim głupstwem nie można obrazić Białego Królika. Rozstaliśmy się w
przyjaźni i pomogłam mu nawet skonsumować wszystkie kanapki. Na miłość boską, nie ki-
waj nade mną głową! Jesteśmy nadal serdecznymi przyjaciółmi, zresztą może kiedyś wyjdę
za niego, jak nabiorę ochoty i jak nie będę miała już nic do stracenia. Uważam, że jest cał-
kiem przystojny. Wątpię, czy Nancy Jervis w międzyczasie zdoła go zawojować. Jeżeli bę-
dzie mógł się ożenić z dziewczyną, mającą takie nogi jak ona, to winszuję gustu!
- Lilian, wstyd mi za ciebie - rzekła siostra surowo. - Jestem pewna, że nie myślisz tak
jak mówisz. Nie mogę po prostu słuchać twoich poglądów. Za młoda jesteś, aby tak cynicz-
nie patrzeć na życie.
- Moja droga Judy, mam dwadzieścia dwa lata - zawołała cyniczka, podrywając się na
równe nogi. - Dwadzieścia dwa lata i jeszcze niezamężna, przy tym jeżeli już zdarza się ktoś
chętny, to mu odmawiam. Gdyby ten osioł Hildebrand nie wtykał swoich trzech groszy, to
na pewno od dawna byłabym już mężatką. Sama to rozumiesz, prawda?
- Lilian! - siostra zgromiła ją surowo. - Nie pozwolę nikomu w ten sposób odzywać
się o moim mężu.
Lilian skłoniła się głęboko.
- Cofam ten epitet, chociaż uważam, że był za skromny dla niego. Jak będziesz z nim
rozmawiała, co przypuszczam wkrótce nastąpi, bądź łaskawa mu powiedzieć ode mnie, że
gdybym się zakochała w kimś do szaleństwa, to i tak nie wyszłabym za niego, wiedząc, że
Hildebrand tego pragnie. Świadomość ta obniżyłaby natychmiast szanse mego ukochanego.
- Wątpię, czy potrafiłabyś się w kimś zakochać - rzekła Joyce z powagą. - Przykro mi
mówić o tym, Lily, ale często wątpię, czy mnie kochasz.
Wybuch głośnego śmiechu był całą odpowiedzią. Lilian poczęła tańczyć po lśniącej
posadzce w swych zabłoconych butach, po czym nagle pochyliła się nad siostrą i pieszczo-
tliwie otoczyła szyję jej ramieniem.
- Wstydź się! Musisz koniecznie tę sukienkę zapiąć wyżej pod szyję. Zresztą zapytaj
Hammond o to! Ona jest autorytetem, jeżeli chodzi o modę. Tak, masz słuszność, muszę już
koniecznie iść, ale bądź spokojna, kochanie, w sercu moim jest kawałek miejsca dla ciebie.
Chwyciła z krzesła szpicrutę i pobiegła w stronę drzwi, lecz u progu zatrzymała się na
chwilę, zwracając się w stronę siostry.
- Słuchaj, Judy, nie potępiaj Białego Królika, dobrze? Prochu, co prawda, nie wymy-
śli, ale dobry z niego chłopak.
- Moja droga, czyż kiedyś zawiodłam twe zaufanie? - zagadnęła Joyce z lekkim gnie-
wem.
- Nigdy, dopóki stary podżegacz nie wziął się do dzieła - zaśmiała się dziewczyna od
progu. - Ach! Hallo! Słyszę jego kroki. Bawcie się dobrze! Ustępuj swemu władcy i panu.
Mówiąc te słowa, otwarła szeroko drzwi i złożyła głęboki ukłon wysokiemu, przy-
stojnemu mężczyźnie, w średnim wieku, który ukazał się na progu.
Rzucił jej krótkie, niechętne spojrzenie, przystanął na chwilę, jakby chcąc coś powie-
dzieć, po czym ustąpił jej z drogi, pozwalając wyjść z pokoju i zamknąć drzwi za sobą.
Hildebrand Courtenaye z Courtenaye, aczkolwiek nie używający tytułów, wysoko no-
sił głowę, dumny ze swego hrabiostwa. Był właścicielem sławnej courtenaye'skiej psiarni,
którą odziedziczył po ojcu wraz z majątkiem i uważał się za uosobienie sprawiedliwości i
pokoju, toteż prawdopodobnie z tej przyczyny często staczał zażarte walki ze swą młodą
szwagierką.
Żona jego, młodsza o lat dziesięć, przez cały czas pożycia małżeńskiego okazywała
mu wiele posłuszeństwa, zawsze czujna na jego rozkazy. Darzyła go cichym uwielbieniem i
wybaczała nawet surowość stosowaną względem Lilian. Między Hildebrandem i Lilian to-
czyła się od lat zacięta wojna. Lilian była jedyną osobą w domu, której nie mógł nagiąć do
swojej woli. Jej popędliwość, temperament i przekora były tym, co przez długie lata usiło-
wał zwalczyć. Po prostu Lilian całkiem otwarcie kpiła z Hildebranda od najdawniejszych
czasów, od czasów swego dzieciństwa.
- Nie mam zamiaru omamiać ludzi - mawiała Lilian do swej siostry, Joyce. - Każdy
powinien okazywać się innym takim, jakim jest. Po co się zmuszać? Zarozumiałość u kobie-
ty jest bardzo nieprzyjemna, ale zarozumiały mężczyzna jest jeszcze gorszy.
Lilian odznaczała się w każdej walce zawziętością i odwagą, poddawać się nie umia-
ła. Skoro Hildebrand pochodził z wielkiego rodu Courtenaye'ów, to przecież ona nosiła na-
zwisko Devereux, należące do starej szlacheckiej rodziny. Przypominała to Hildebrandowi
przy każdej sposobności. Ród Devereux'ów wymarł już dawno i ona pozostała jedyną spad-
kobierczynią tego nazwiska. Joyce, sympatyczna Joyce Courtenaye, łagodna i kochająca żo-
na, była tylko jej siostrą przyrodnią i w swych żyłach nie posiadała ani odrobiny krwi Deve-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin