Andre Norton - Dąb, cis, jesion i jarzębina 03 - Odrzucona korona.pdf

(1112 KB) Pobierz
Norton Andre - Book of the Oak 3 - Odrzucona korona
Norton Andre
Sasha Miller
ODRZUCONA KORONA
A Crown Disowned
Tom III cyklu
Dąb, Cis, Jesion i Jarzębina
Przekład Ewa Witecka
Wydanie oryginalne: 2002
Wydanie polskie: 2003
 
PROLOG
W Jaskini Mrocznych Tkaczek Najmłodsza z Trzech Sióstr siedziała nieco na uboczu, zmagając
się z odcinkiem Odwiecznej Sieci, który zdawał się stawiać opór wszystkim jej wysiłkom stworzenia
harmonii i ładu. Wzór pod jej palcami jeszcze się nie rozwinął ani nie odsłonił. Wiedziała tylko, Ŝe za
kaŜdym razem, kiedy usiłowała wydobyć ten szczególny wzór, prawie niewidoczny w mgławicy
przypominającej śnieŜną zawieruchę, tylko drobna część dodawanych przez nią nici dołączała do Sieci
i stawała się jej częścią. Reszta rozpadała się w proch.
– Jeszcze nie pora na to, siostro – powiedziała Średnia z Tkaczek, widząc, jak mocno Najmłodsza
koncentruje się na tej części ich odwiecznego dzieła. Średnia siostra zawsze zachowywała kamienny
spokój; nie była tak sentymentalna, jak Najmłodsza, ani tak zrzędliwa, jak Najstarsza. – Ale wkrótce
nadejdzie. Tak, juŜ wkrótce.
Najmłodsza zerknęła na prawie ukończoną część Sieci. Cały ten fragment stał się biały, jakby
pokryty śniegiem, chociaŜ gdzie indziej wzór było juŜ widać całkiem wyraźnie.
– Powiedziałaś mi, Ŝe gdy przejdę przez to miejsce, gdzie połączenie złowróŜbnych nici
spowodowało zmianę wzoru, ten kawałek stanie się lepiej widoczny.
Najmłodsza wskazała na niezwykły biały odcinek, gdzie Sieć Czasu nie przyjmowała Ŝadnych
kolorowych nici oprócz nielicznych czerwonych pasm – koloru krwi – i gdzie straszliwe kształty
poruszały się w niezrozumiały i tajemniczy sposób. Niegdyś przeraził ją ich widok. Później, gdy ta
część została juŜ ukończona, odkryła ich okropne pochodzenie. Teraz nie mogła zostawić ich w
spokoju.
– Wiemy, Ŝe tam się kryje coś groźnego, ale Sieć jeszcze musi nam powiedzieć, co to takiego..
– Podejdź i popracuj z nami. Zostaw przeszłość w spokoju i nie zaglądaj w przyszłość. Pracuj nad
teraźniejszością. Kiedy przyszłość będzie gotowa, poinformuje nas o tym. Dobrze o tym wiesz.
– Zawsze o tym wiedziałaś – dodała Najstarsza. Podniosła wzrok znad swojej części odwiecznej
tkaniny i zmarszczyła brwi. – Ale teŜ zawsze miałaś ochotę wyrwać się do przodu,Ŝeby się dowiedzieć,
co czeka tych, których Ŝywoty wplatasz w Sieć Czasu.
– Czy naprawdę nie wolno mi się o nich troszczyć? Są tacy delikatni, Ŝyją tak krótko...
– Powtórzę ci jeszcze raz i mam nadzieję, Ŝe tym razem mnie posłuchasz, bo dotąd nie zwracałaś
uwagi na moje słowa. Nie moŜemy przejmować się sprawami śmiertelników. To nic, Ŝe są tacy słabi i
tak szybko przemijają.
– Sieć Czasu walczy z tobą, poniewaŜ próbujesz ją zmienić – dodała Średnia Siostra.
– Pozwól, by kształtowała się tak, jak sama chce – oświadczyła surowo Najstarsza. – Nie moŜemy
litować się nad tymi, których nici Ŝywota są w nią wplecione. Gdybyśmy tak zrobiły, powstałaby
okropna plątanina, której nigdy nie zdołałybyśmy rozwikłać. Proszę, nie mów juŜ o tym.
 
Najmłodsza odwróciła wzrok, nie mogąc znieść potępienia sióstr, ale takŜe okropnego fragmentu
Sieci Czasu, nad którym się trudziła. Musiała pogodzić się z ich słowami, ale... nie mogła usunąć z
serca całego współczucia dla tych śmiertelników, którzy dzielnie stawiali czoło potworom z burzy
śnieŜnej, i tych, którzy tam polegli, zadeptani przez straszliwe bestie. Te bestie przybyły z przeszłości,
gdzie niegdyś zostały uwięzione. Delikatnie dotknęła jednej z nici Ŝywota, zaplątanej w tej walce.
Najmłodsza Tkaczka wiedziała, Ŝe choć ta nić jest mocna i pełna wigoru, juŜ niedługo pęknie.
– To jeden z wielkich śmiertelników – zauwaŜyła, starając się mówić obojętnym tonem. – A raczej
stałby się nim, gdyby był mądrzejszy. I gdyby nie został przedwcześnie zabity.
Zainteresowana mimo woli Średnia Siostra podeszła i zajrzała jej przez ramię.
– Zastanawiasz się teraz, czy jego śmierć była daremna? – zapytała.
– Muszą być tacy, co go opłakują. Pozostawił po sobie zamęt i konsternację.
– Tak bywało po odejściu kaŜdego wielkiego śmiertelnika – dodała Najstarsza z rozdraŜnieniem. –
CóŜ, skoro ta część Sieci Czasu tak nieodparcie cię pociąga, spróbuj nad nią popracować.
– Zgadzam się – odparła Średnia Siostra z westchnieniem – ale pamiętaj, pozwól, aby to ona tobą
kierowała i nie wtrącaj się.
– Dziękuję wam, Siostry.
Wdzięczna za pozwolenie Najmłodsza Tkaczka wyprostowała zgarbione plecy i powiodła
spojrzeniem po zakończonej części Odwiecznej Sieci. Tam wszystko było w porządku; zapisano Ŝycie i
śmierć ludzi, powstanie i upadek królestw. Tę część Trzy Mroczne Tkaczki tworzyły w zgodzie i
harmonii, aŜ do powstania tego ostatniego węzła. Kiedy starsze Tkaczki odzyskały spokój, Najmłodsza
uświadomiła sobie, Ŝe ma juŜ dość sił, Ŝeby zdusić w sobie litość, przed którą dotąd nie umiała się
bronić. Nie będzie się litować nad tymi, którzy muszą umrzeć, a przede wszystkim przestanie
ingerować we wzór SieciCzasu. Postępując tak głupio, mogłaby zniszczyć całą pracę swoją i Sióstr.
Gdy spokój znów zagościł w jej sercu, Najmłodsza Siostra skupiła uwagę na miejscu, gdzie biały
kłąb był najgęstszy i najbardziej splątany. Pod jej palcami zaczął w końcu przybierać kształt i
konkretną postać; widok tej postaci zniechęciłby kaŜdego z wyjątkiem Trzech Tkaczek.
A śmiertelnicy tak jak zawsze wierzyli, Ŝe mają swobodę podejmowania decyzji i Ŝe mogą
postępować tak, jak uwaŜają za słuszne. Tymczasem nici ich Ŝywotów plotły zręczne palce Mrocznych
Tkaczek.
 
1
Rohan mocniej ścisnął rękojeść miecza, chociaŜ nie wyciągnął go z pochwy. Wiele zaleŜało od
spotkania jego, przywódcy Morskich Wędrowców, i Tussera, wodza Ludu Bagien.
Zamiast wracać do Rendelsham, jak poleciła mu babcia Zazar, czy do Dębowego Grodu, pojechał
na południe do Nowego Voldu, bo zatęsknił za towarzystwem swoich współplemieńców. Tam się
dowiedział, Ŝe Lud Bagien znów zaczął napadać na farmy i niewielkie posiadłości Morskich
Wędrowców.
– Głód ich do tego zmusza – wyjaśnił mu Snolli – ale to nie przysparza nam chleba. Muszą
zaprzestać tych ataków.
– Zgadzam się, lecz z innych powodów, niŜ sądzisz.
– W takim razie podziel się ze mną swoją mądrością, Rohanie.
Rohan zrobił wszystko, by zignorować ironiczny ton swego dziadka.
– UwaŜam, Ŝe powinniśmy zawrzeć z nimi jakiś układ – oświadczył.
– Jak przypuszczam, oznacza to, Ŝe mamy równieŜ ich karmić – oburzył się Snolli.
– Pamiętaj, Ŝe będziemy potrzebowali pomocy Ludzi z Bagien, kiedy z Północy nadciągnie
Wielka Ohyda. Odrobina ziarna od czasu do czasu to niska cena – wyjaśnił Rohan. – CięŜkie czasy
nastały dla wszystkich.
Snolli pokręcił głową.
– JuŜ prawie uwierzyłem, Ŝe to, przed czym uciekliśmy, dało nam spokój. Gdyby Kasai ciągle nie
gładził swojego bębna...
Siedzący przy ognisku Dobosz Duchów podniósł na nich wzrok.
– Ciesz się, Ŝe to robię, Naczelny Wodzu – rzekł. – Gdyby nie ja, juŜ nieraz napytałbyś sobie
biedy.
– No i na co się zdały twoje przepowiednie? – zapytał starzejący się przywódca Morskich
Wędrowców. – Na nic!
– Jeszcze nie – mruknął Kasai. – Jeszcze nie. Ale się przydadzą, tak, juŜ wkrótce...
– Bzdury – upierał się Snolli. – Gadasz głupstwa, ot co.
Nie zwaŜając na sceptycyzm dziadka i ciągle mając w pamięci ostrzeŜenie Dobosza Duchów,
Rohan postanowił odszukać Ludzi z Bagien i zawrzeć z nimi przymierze. Snolli na pewno nie zrobiłby
tego z własnej inicjatywy. Młodzieniec bardzo podziwiał i szanował Gaurina, wodza Nordornian,
małŜonka swojej macochy Jesionny, ale wątpił, aby nawet on pomyślał o takim posunięciu.
Ludzi z Bagien nie lekcewaŜyli zarówno Nordornianie, jak i mieszkańcy Rendelu, gdzie znaleźli
schronienie takŜe Morscy Wędrowcy. A Rohan w głębi duszy był pewien, Ŝe gdy trzeba będzie stanąć
do walki, będą potrzebni wszyscy, którzy zdołają nosić broń.
 
Z tą myślą zwrócił się do babci Zazar. Chciał, by pomogła mu w załatwieniu spotkania z
Tusserem. Chodziły słuchy, Ŝe Joal, ojciec Tussera, został Ŝywcem rzucony na poŜarcie potworom
Ŝyjącym w głębinach bagiennych jeziorek, Rohan jednak wiedział, Ŝe to zwykłe kłamstwo, opowiadane,
by nastraszyć słuchaczy. Nawet Zazar wierzyła w to, dopóki nie zrozumiała, Ŝe ten podstęp umoŜliwił
Tusserowi legalne objęcie stanowiska wodza plemienia. Joal nie umarł; po prostu ukryto go na tak
długo, aŜ wszyscy mieszkańcy wioski zaakceptowali Tussera. Dziadek Rohana Snolli równieŜ Ŝył; obaj
męŜczyźni juŜ dawno nie mieli okazji do wspólnego wojowania.
Rohan miał nadzieję, Ŝe będzie to argument, dzięki któremu zdoła dojść do porozumienia z
Tusserem. W dodatku, chociaŜ nie chciał się do tego przyznać sam przed sobą, jego ukochaną Anamarę
po raz ostatni widziano wędrującą właśnie w stronę Bagien Bale. Opętana przez czar rzucony na nią
przez złą czarodziejkę w Rendelsham, przekonana, Ŝe jest ptakiem w ludzkiej postaci, Anamara mogła
chcieć wrócić do miejsca, które uznała za swój dom. Albo gdzie spodziewała się odnaleźć Rohana, tak
jak on spotkał ją bliską śmierci na zimnych, niebezpiecznych Bagnach. Miał nadzieję, Ŝe tak będzie.
Zazar z początku miała mu za złe, Ŝe postąpił wbrew jej poleceniom. Gdy jednak Rohan wyjaśnił
jej, jak się rzeczy mają między Ludem Bagien a Morskimi Wędrowcami, których zbiory padały coraz
częściej ofiarą najeźdźców, przestała się gniewać.
– Nie mogę zagwarantować, Ŝe Tusser spotka się z tobą – oświadczyła Mądra Niewiasta. – Nie
mogę teŜ zagwarantować, Ŝe jeśli się juŜ spotkacie, zgodzi się na twój plan. Nie mogę nawet
zagwarantować, Ŝe wyjdziesz cało z tego spotkania.
– A jednak zaryzykuję – postanowił Rohan.
– Będę miała na oku głupiutką panią twojego serca, na wypadek gdyby postanowiła wrócić tutaj,
zamiast siedzieć tam, gdzie miała ciepło i bezpiecznie.
Rohan zaczerwienił się po same uszy, ale nic nie odpowiedział. Czekał teraz w wybranym przez
Zazar miejscu i wybranym przez Tussera czasie, a Mądra Niewiasta stała na niewielkiej polance w
pobliŜu resztek Galinthu, zrujnowanego miasta na Bagnach Bale, wypatrując wodza Ludu Bagien. Za
nią stało schronienie pospiesznie sklecone z kamieni i gałęzi; unosiła się z niego smuŜka dymu i
rozpływała w zimnym, wilgotnym powietrzu.
– Myślę, Ŝe nadchodzi – powiedziała Zazar.
Łódka wynurzyła się z gąszczu prawie bezlistnych krzewów; chłody, które panowały w Rendelu,
uniemoŜliwiały rozwój roślin. Mimo to ich splątane gałązki tworzyły tak skuteczną zaporę, Ŝe Rohan
zauwaŜył maleńkie czółno dopiero wtedy, gdy znalazło się tuŜ przed jego oczami.
Zgodnie z umową Tusser – jeśli to rzeczywiście był on – przybył sam. Rohan nie wątpił jednak, Ŝe
wódz Ludu Bagien jest uzbrojony po zęby i Ŝe dodatkową broń ukrył na dnie łodzi; był teŜ pewien, Ŝe
jego towarzysze znajdują się w zasięgu głosu. Spojrzał na drugą stronę polanki, na babcię Zazar, która
skinęła głową i postąpiła krok do przodu.
– Witaj, wodzu – powitała go bez szacunku w głosie. – Przygotowałam ognisko rozmów, Ŝebyście
ty i mój wnuk mogli się naradzić w odpowiednim miejscu. – Wskazała na zbudowany z gałęzi szałas w
kształcie stoŜka, pochyliła się i weszła do środka przed obydwoma męŜczyznami.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin