Chalker Jack L. - Władcy rombu 02 Cerber. Wilk w owczarni.rtf

(1253 KB) Pobierz

Jack L. Chalker

Cerber: Wilk w owczarni

Cykl: Światy Rombu tom 2

Przekład: Konrad Majchrzak



Wydanie polskie: 1994


Ryszardowi Witterowi,

Jeszcze jednej nie wyśpiewanej żywej legendzie,

Której społeczność SF tak wiele zawdzięcza


Prolog

OD NOWA

1

Lęk w zorganizowanym i uporządkowanym społeczeństwie światów cywilizowanych nie powinien był istnieć; było podobno nawet jakieś prawo, które na to nie pozwalało. Nie istniało zresztą nic, czego można by się lękać. A poza tym, w społeczeństwie takim jak to, każdemu kto znał prawdziwe szaleństwo samozadowolenia, wszystko uchodziło bezkarnie.

Kurort Tonowah był całkowicie standardowy w tym standardowym społeczeństwie. Złociste plaże, obmywane ciepłą iskrzącą się wodą. Rząd wysokich, luksusowych hoteli otoczonych egzotyczną, tropikalną roślinnością, wyposażonych we wszelkie urządzenia służące rozrywce, o jakich tylko można zamarzyćod tradycyjnych urządzeń pozwalających korzystać z pływania, wędkowania, hazardu i tańca, do najbardziej wymyślnych maszyn służących przyjemnościom, jakie tylko to zmechanizowane społeczeństwo mogło wymyślić. Organizacja wypoczynku była w Konfederacji olbrzymim biznesem, szczególnie że praca fizyczna praktycznie nie istniała, a ludzie pracowali jedynie dlatego, iż przywódcy celowo ograniczali wykorzystanie istniejących możliwości technologicznych, by dać im jakieś zajęcie.

Inżynieria genetyczna i społeczna osiągnęła swój najwyższy możliwy poziom. Ludzie nie byli do siebie podobni. Doświadczenia wykazały bowiem, iż zmniejszało to ich szacunek do samych siebie i zmuszało do walkiprzy użyciu najdziwaczniejszych metodo udowodnienie własnej wyjątkowości i niepowtarzalności. Jednakże, różnorodność utrzymywana była w pewnych granicach. Wszyscy byli doskonali pod względem fizycznym. Mężczyźni jednakowo sprawni, szczupli, muskularni i przystojni. Kobiety wybornie ukształtowane i zachwycające. Obydwie płci posiadały, ogólnie rzecz biorąc, ten sam wzrost, około 180 centymetrów, i ten sam brązowawy odcień skóry. Występujące uprzednio cechy rasowe i etniczne zlały się w jedno, nie pozostawiając miejsca na żadne skrajności. Ich rodziną było Państwo, wszechpotężna Konfederacja, kontrolująca siedem tysięcy sześćset czterdzieści dwa światy rozrzucone na ponad jednej trzeciej Galaktyki Drogi Mlecznej; światy te uformowano na podobieństwo Ziemi i upodobniono tym samym do siebie. Nauki medyczne poczyniły tak wielkie postępy, iż to, co kiedyś dolegało ludziom, mogło być teraz bez trudu naprawione, wymienione lub wyleczone. Każdy mógł pozostawać młodym i pięknym aż do śmierci, która nadchodziła w wieku około stu lat.

W świecie cywilizowanym dzieci praktycznie nie znano. Całą pracę związaną z utrzymaniem stabilności społecznej wykonywali inżynierowie. Dzieci przychodziły na świat w laboratoriach, a wychowywano je w konfederackich grupach rodzinnych, gdzie je uważnie obserwowano, starannie kształtowano i kontrolowano, by myślały tak, jak tego chciała Konfederacja i zachowywały się tak, jak tego sobie życzyła. Wymagane skłonności programowano genetycznie, a dziecku dostarczano tego wszystkiego, co było niezbędne, by w przyszłości zostało uczonym, inżynierem, artystą, czy być może żołnierzem, jeśli takowy był Konfederacji potrzebny. Naturalnie, nie wszyscy pozostawali równi, ale życie w cywilizowanym świecie wymagało posiadania jedynie przeciętnej inteligencji i tylko wyjątkowe stanowiska i zadania przeznaczone były dla jednostek genialnych.

Społeczeństwo światów cywilizowanych było najbardziej egalitarnym społeczeństwem w historii ludzkości. Dla oczywistych aberracji znaleziono miejsce poza strukturą społeczną. Dla tych nielicznych, których wykryto zbyt późno, utworzono niewielką, wyspecjalizowaną grupę profesjonalistów, zwanych Skrytobójcami, których zadaniem było oddzielanie plew od ziarna i eliminowanie ewentualnych zagrożeń.

Poza światami cywilizowanymi istniały też inneświaty pogranicza, gdzie nic jeszcze nie uległo standaryzacji. Dokonane wcześniej bowiem przez Konfederację analizy wykazały, iż społeczeństwo takie, jakie stworzyła cywilizacja, niosło ze sobą stagnację, zagubienie kreatywności i utratę siły życiowej, a tym samym hamowało innowacyjność, postęp i w rezultacie mogło doprowadzić do unicestwienia rodzaju ludzkiego od wewnątrz. Aby temu zapobiec, pozwolono pewnemu niewielkiemu procentowi ludzkości przeć na zewnątrz, odkrywać i zdobywać nowe światy i żyć życiem prostym i prymitywnym. Podlegający starej i sprawdzonej metodzie przypadkowego doboru genetycznego, ludzie pogranicza nie byli do siebie podobni. Nie stosowano wobec nich ścisłej kontroli, nie ułatwiano im również życia. Trudne warunki, wszelkiego rodzaju braki, ostra konkurencja i wszechobecna agresjawszystko to zmuszało do pomysłowości, będącej zaworem bezpieczeństwa dla ludzkości działającym sprawnie od dziewięciu wieków, tym bardziej iż nie napotkano żadnej obcej rasy, której nie dałoby de z łatwością podporządkować lub zlikwidować, żadnego konkurencyjnego imperium, które by zagrażało Człowiekowi i Jego własnemu imperium.

Aż do tej pory.

Aż do momentu, w którym objawił się koszmar przewidywany przez teoretyków. Aż do momentu pojawienia się nieprzyjaciela, który tak potrafił wykorzystać samozadowolenie i egotyzm Konfederacji, iż mógł przeniknąć do jej wnętrza praktycznie, kiedy tylko zechciał.

 

Juna Rhae 137 Dekoratorka nic o tym wszystkim nie wiedziała. Była ona typowym produktem świata cywilizowanego, osobą, której praca polegała na spotkaniach z obywatelami pragnącymi zmienić wygląd swego mieszkania lub domu. Zasiadała z klientami, by przedyskutować nowe rozwiązania, przepuszczała nowe dane i profile psychologiczne klientów przez komputer i proponowała im takie zmiany, które były w stanie ich zadowolić. Jej nazwisko świadczyło o tym, że do tego rodzaju zajęcia została przysposobiona, a ponieważ Konfederacja rzadko się myliła, kochała swą pracę i nie wyobrażała sobie, by mogła robić coś innego. Przebywała w Kurorcie Tonowah na tygodniowym urlopie, ponieważ wiedziała, iż wkrótce czeka ją dużo pracy. Miała przed sobą największe wyzwanie w swojej dotychczasowej karierze, redekorację Centrum Rodzinnego dla Dzieci w Kuro, które właśnie zmieniało swą funkcję i zamiast wychowywania przyszłych inżynierów miało zająć się przygotowaniem botaników, których zgodnie z przewidywaniami komputerów, Konfederacji mogłoby zabraknąć za jakieś dwadzieścia lat. Dekoracja wnętrz była sprawą niezwykle istotną dla Centrów Rodzinnych, stąd i podniecenie związane ze stojącym przed nią wyzwaniem i uczucie satysfakcji wynikające z okazanego jej zaufania. Choć, z drugiej strony, na następne wakacje przyjdzie jej długo poczekać.

Popływała w przejrzystych wodach Tonowahu, a potem leżała na złocistym piasku. W końcu, całkowicie wypoczęta i odświeżona, skierowała się z powrotem do swego eleganckiego apartamentu, by wziąć prysznic i zamówić posiłek, a także pomyśleć o rozrywce na wieczór. Wykąpała się szybko i telefonicznie zamówiła posiłekcoś dla prawdziwego smakosza na ten wieczór, zadecydowała. Oczekiwanie skracała sobie, wystukując projekty strojów na urządzeniu zwanym Płytą Mody, a zawierającym ponad trzy miliony elementów ubrań, z których można było stworzyć własnoręcznie zaprojektowane stroje. Juna, jak większość przebywających w tym kurorcie osób, obywała się doskonale bez ubrania w ciągu dnia, ale wieczorem chciała wystąpić w czymś zaskakującym, bardzo osobistym, a jednocześnie wygodnym. W towarzystwie lubiła być przedmiotem zainteresowania, a mogła ten cel uzyskać jedynie przy pomocy strojów, skoro wszyscy wokół obdarzeni byli urodą fizyczną.

Dokończyła projektowanie wieczorowego stroju, którego główny element stanowiła obcisła szmaragdowozielona suknia i wystukała odpowiedni kod, wiedząc że dzięki niemu za pół godziny wyjmie z pojemnika gotowe dzieło.

Usłyszała gong przy drzwiach wejściowych i zawołała:Proszę wejść.W drzwiach pojawił się ubrany na biało mężczyzna niosący złotą tacę. Kurorty miały zwyczaj zatrudniać anachroniczną już ludzką obsługę jako oznakę dodatkowego luksusu, zresztą mężczyźni i kobiety pracujący w usługach kochali swą pracą i nie zamieniliby jej na żadną inną.

Wszedł, nie zwracając najmniejszej uwagi na jej nagość, postawił tacę na stoliku, podniósł ją ponownie obydwiema dłońmi, włączając jednocześnie znajdujące się po jej obydwu stronach przełączniki. Usłyszała krótkie buczenie i spod tacy wysunęły się cienkie, mocne podpórki. Mężczyzna włączył zręcznie coś, czego położenie tylko on sam znał i taca stała się nagle punktem centralnym eleganckiego, nowoczesnego stołu jadalnego. Podniósł pokrywę, a dziewczyna aż oniemiała z podziwu i uśmiechnęła się szeroko na widok specjałów.

Chociaż przygotowanie posiłków było całkowicie zmechanizowane, szefowie kuchni byli artystami najwyższej klasy, stale projektującymi nowe smakołyki. Pewne dania były wręcz nadzorowane przez nich osobiście, a nawet wykonywane ręcznie. Spróbowała pierwsze z dań, uśmiechnęła się zachwycona i skinęła głową z aprobatą. Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech, skłonił się, odwrócił i wyszedł.

Kiedy wrócił po pół godzinie, leżała nieprzytomna na kanapie. Podszedł do niej, sprawdził jej stan, pokiwał głową, po czym wyszedł i wrócił po chwili, pchając przed sobą duży wózek na bieliznę do prania. Uniósł jej bezwładne, nagie ciało, umieścił na wózku i przykrył prześcieradłami. Rozejrzał się, zauważył włączoną Płytę Mody, podszedł do niej, przycisnął guzik z napisem kasowanie, przeszedł do konsolety głównej i wcisnął przycisk sprzątanie i ścielenie łóżek. Usatysfakcjonowany, wyjechał wózkiem przez rozsuwane drzwi i podążył szerokim korytarzem w kierunku wyjścia służbowego.

 

Budziła się powoli, oszołomiona, nie rozumiejąc zupełnie nic z tego, co się wydarzyło. Ostatnie, co pamiętała, to wyśmienity posiłek i nagłe uczucie niewiarygodnego zmęczenia i zawroty głowy. Zastanawiała się przez moment, czy przypadkiem nie przesadza z nawałem zajęć i rozrywek, oparła głowę na oparciu kanapy, by dojść do siebie i nagle znalazła się...

Gdzie?

W jakimś całkowicie pozbawionym jakichkolwiek cech charakterystycznych plastikowym pokoju, bardzo małym, oświetlonym świecącymi ścianami i sufitem, w pokoju, którego jedyne umeblowanie stanowiło małe, prymitywne, rozkładane łóżko, na którym leżała. Część ściany zamigotała, a ona patrzyła z zaciekawieniem, lecz naiwnie, bez leku, na wchodzącego tamtędy mężczyznę. Otworzyła jedynie szeroko oczy ze zdumienia na widok jego przysadzistej budowy i prymitywnego stroju, a szczególnie widząc jego długie, kręcone włosy i przetykaną siwizną krzaczastą brodę. Była pewna, iż nie pochodzi ze światów cywilizowanych i zastanawiała się, co to wszystko może oznaczać.

Chciała wstać, lecz powstrzymał ja ruchem dłoni.

Odpręż siępowiedział niskim i szorstkim głosem, a jednocześnie dość obojętnie, jak lekarz do pacjenta.Nazywasz się Juna Rhae 137 Dekoratorka.

Skinęła głową, coraz bardziej zaciekawiona.

Z kolei on pokiwał głową, bardziej jednak do siebie niż do niej.W porządku, jesteś wobec tego właściwą osobą.

Właściwą? W jakim sensie?pytała, czując się już znacznie lepiej.Kim jesteś? I co to za miejsce?

Jestem Hurl Bogen, ale moje nazwisko nic ci nie powie. A jeśli chodzi o to miejsce, to znajdujesz się na stacji kosmicznej w Rombie Wardena.

Usiadła i zmarszczyła brwi.Romb Wardena? Czyż nie jest to pewien rodzaj... kolonii karnej, czy coś w tym sensie, dla ludzi pogranicza?

Uśmiechnął się.Można by tak to określić. Tym samym, domyślasz się chyba, kim ja jestem.

Nie odrywała wzroku od niego.Jak się tu znalazłam?

Zostałaś przez nas porwanaodpowiedział obojętnym głosem.Nie masz pojęcia, co to za wygoda mieć swojego agenta w związku zawodowym pracowników kurortów. Wcześniej czy później każdy udaje się do kurortu. Podaliśmy ci narkotyk w jedzeniu, a nasz agent przemycił cię na czekający statek, którym przyleciałaś tutaj. Jesteś tutaj już prawie całą dobę.

Zachichotała.To jakaś gra, prawda? Thriller na żywo? Takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu.

Uśmiechnął się szeroko.Wierz mi, że jednak się zdarzają. Pilnujemy jedynie, by nikt o nich nie wiedział, a jeśli nawet Konfederacja się o nich dowiaduje, to sama dopilnowuje, by nikt o nich nic nie usłyszał. Nie ma sensu wywoływać zbędnej paniki.

Ale dlaczego?

To całkiem usprawiedliwione pytanieprzyznał.Pomyśl o tym w ten sposób. Planety Wardena to świetne więzienie, ponieważ kiedy na nich lądujesz, zarażasz się chorobą, która nie istnieje poza tym systemem. I jeśli go opuścisz, umrzesz. Choroba ta wywołuje również zmiany wewnętrzne. Kiedy jest się pod jej wpływem, przestaje się być stuprocentowym człowiekiem. Weź teraz pod uwagę fakt, iż tylko najlepsi spośród najgorszych są tu zsyłani. Reszta jest likwidowana, poddawana praniu mózgów, czy coś w tym sensie. Masz, wobec tego, cztery światy pełne indywiduów nie pałających miłością do ludzkości i nie będących w pełni ludźmi. Wyobraź sobie teraz, że jakaś obca rasa natyka się przypadkiem na rasę ludzką i wie, iż te dwie grupy ludzkości nigdy się ze sobą nie porozumieją. A ludzie jeszcze nic nie wiedzą o istnieniu tych obcych. Rozumiesz to, co mówię?

Skinęła głową, ciągle jeszcze nie traktując poważnie jego słów. Usiłowała sobie przypomnieć, czy zamawiała tego rodzaju program rozrywkowy, lecz bez rezultatu. Gdyby tak zresztą było, nie mogłaby stwierdzić, co jest, a co nie jest częścią takiego programu.

W każdym razie ci obcy muszą dowiedzieć tyle, ile tylko się da, o ludzkości, nim sami zostaną odkryci. Są zbyt niepodobni do ludzi, by robić to w sposób bezpośredni, a Konfederacja jest z kolei zbyt zuniformizowana, by wychowywać i kształcić własnych agentów. Co oni robią w tej sytuacji? Odkrywają w jakiś sposób Romb Wardena, kontaktują się z nami i że tak powiem, wynajmują nas, byśmy wykonali za nich całą tę brudną robotę. Jesteśmy w tym najlepsi, a zapłata może okazać się całkiem niezła. Możliwe, że będzie to pozbycie się tego wardenowskiego przekleństwa. Pojmujesz teraz?

Zakładając przez chwilę, że wierzę w to wszystko, co zresztą nie jest prawdąpowiedziałaco to może mieć wspólnego ze mną? Powiedziałeś przecież, że żaden z waszych ludzi nie może opuścić tych czterech światów. A poza tym, dlaczego akurat dekoratorka? Dlaczego nie generał czy jakiś spec od spraw bezpieczeństwa?

Och, naturalnie takich również posiadamy u siebie. Masz jednak rację... rzeczywiście nie możemy stąd wyjechać, przynajmniej na razie. Ale nasi przyjaciele posiadają zupełnie niezłą technologie. Za chwilę zobaczysz jednego z ich robotów. Tak podobny do człowieka, że to aż przerażające. Ten kelner, który ci usługiwał, był robotem, doskonałym zastępcą kogoś, kto kiedyś wykonywał tę pracę.

Robotypowiedziała z pogardą.Na dłuższą metę nikogo nie są w stanie wprowadzić w błąd. Zbyt wielu ludzi je zna.

Ponownie się uśmiechnął.

Jasne... gdy były jedynie zaprogramowane i pozostawione same sobie. Ale te nie są. W ich maleńkich, ohydnych móżdżkach znajdzie się cała pamięć, każda cecha osobowościowa, wszystkie sympatie i antypatie, każda dobra i niedobra myśl, jaka mogła powstać w twej głowie. One będą tobą, choć będą wypełniać nasze rozkazy i będą zdolne do myślenia i obliczania z szybkością tysiące razy większą niż twoja czy moja. Czasami przerażają mnie samego, ponieważ są w stanie stać się nami i całkowicie nas zastąpić. Na szczęście ich twórcy nie są tym zainteresowani.

Po raz pierwszy od przebudzenia doznała jakiegoś dziwnie nieprzyjemnego uczucia. Mało, że ta zabawa robiła wrażenie rzeczywistościtego się mogła zresztą spodziewaćto była zarazem zbyt pasywna, zbyt przegadana, zupełnie niepodobna do thrillerów, do jakich była przyzwyczajona. Jednak alternatywa, iż mogła być ona rzeczywistością, jawiła się zbyt przerażającą, by ją w ogóle brać pod uwagę.

Możecie więc podstawiać roboty w miejsce ludziwykrztusiła.Po co wam jednak dekoratorka?

Jeden z naszych agentów, pracujący w biurze, kilka tygodni temu zauważył przypadkiem zapis dotyczący twojego nowego kontraktu. Zważ, iż chodzi tutaj o redekorację fabryki dzieci. Zakładu, który jak mi się wydaje, jest przeprogramowywany po to, by hodować w nim małych botaników w miejsce małych inżynierów, A co gdybyśmy to my włączyli się tam z naszym dodatkowym programem, podczas gdy ty zajmowałabyś się zmianami wystroju tego miejsca?

Wstrząsnął nią lodowaty dreszcz. To było zbyt potworne, by mogło być jedynie scenariuszem thrillera.

Teraz jesteśmy już gotowiciągnął.W momencie przybycia na Romb Wardena zostałaś zainfekowana. Otrzymałaś wręcz nadmierną dawkę. Jesteś przesiąknięta cerberyjską odmianą wardenowskiego zarazka. Przez jakiś czas niczego nie zauważysz, ale on tam jest i zasiedla każdą komórkę twojego ciała.

Drzwi ponownie zamigotały i pojawiła się kobieta, kobieta ze światów cywilizowanych, kobieta, która bardzo jej kogoś przypominała, choć wyglądała dziwnie blado, sztywno, prawie jak zombieżywy trup.

Bogen odwrócił się i skinął głową w kierunku nowo przybyłej. Po czym ponownie zwrócił się do niej.

Poznajesz tę kobietę?

Patrzyła osłupiałym wzrokiem, po raz pierwszy odczuwając prawdziwy strach.

To... to przecież jawyszeptała z trudem.

Jej sobowtórka wyciągnęła ramię i podniosła ją z łóżka, stawiając na nogi. Siła uścisku jej dłoni była nadludzka. Ścisnęła teraz obie dłonie dziewczyny swą jedną dłonią jak imadłem, podczas gdy drugim ramieniem objęła ją mocno w talii. Za bardzo to bolało, by mogło być jedynie zabawą lub grą. Nigdy by czegoś podobnego nie zamówiła!

Bo widziszpowiedział cichutko Bogenmy, Cerberejczycy, dokonujemy wymiany umysłów.

2

Mężczyzna spoczywał w pozycji półleżącej na miękkiej i wygodnej kanapie, ustawionej przed pełną instrumentów i wskaźników konsolą, w niewielkiej kabinie we wnętrzu statku kosmicznego; podłączony był do tych instrumentów przy pomocy urządzenia przypominającego hełm. Wyglądał na zmęczonego, zaniepokojonego i bardzo czymś poruszonego.

Zatrzymaj!wykrzyknął.

Potężny komputer, otaczający go praktycznie ze wszystkich stron, wydawał się zastanawiać przez ułamek sekundy.Czy coś jest nie w porządku?zapytał głosem autentycznie przejętym.

Mężczyzna wyprostował się.Pozwól, że chwilę odpocznę przed następnym zapisem. Nie sądzę, bym był w stanie znieść dwa, następujące jeden po drugim. Pochodzę trochę, pogadam z ludźmi, odprężę się co nieco, może nawet zdrzemnę się i wtedy dopiero będę gotów. Konfederacja nie rozleci się, jeśli poczekam z tym wszystkim jakieś dziesięć, dwanaście godzin.

Jak sobie życzyszodparł komputer.Uważam jednak, iż czas odgrywa tutaj ogromną rolę. Być może właśnie teraz dowiemy się tego, na czym nam tak zależy.

Możliwewestchnął mężczyzna, zdejmując hełm.Tyle że gnijemy tu prawie już od roku bez żadnych rozrywek. Kilka godzin niewiele zmieni. I tak prawdopodobnie będą nam potrzebne wszystkie cztery raporty, a nikt nie wie, kiedy wpłyną następne dwa.

Wszystko, co mówisz, jest logiczne i prawdziweprzyznał komputer.Mimo to zastanawiam się, czy twoje wahanie wynika rzeczywiście z tych powodów.

Hm? Co chcesz przez to powiedzieć?

Sprawozdanie z Lilith bardzo cię zaniepokoiło. Wskazują na to czujniki monitorujące funkcje twojego ciała.

Mężczyzna westchnął ponownie.

Masz rację. Do diabła, przecież to byłem ja. Czyżbyś zapomniał? Ja tam wylądowałem, a ktoś, kogo prawie nie znałem, złożył to sprawozdanie. To duży wstrząs odkryć, że nie zna się siebie samego.

Mimo to praca musi być kontynuowanazauważył komputer.Odkładasz ten raport z Cerbera, bo się go lękasz. To nie jest całkiem zdrowa sytuacja.

Wobec tego go przyjmę!warknął.Daj mi tylko chwilę oddechu!

Jak sobie życzysz. Wyłączam moduł.

Mężczyzna podniósł się i poszedł do swojej kwatery. Potrzebne mi coś, co uwolni mnie od depresji, mówił sobie w duchu. Miał gdzieś pastylki, ale wiedział, że nie tego mu teraz potrzeba. Potrzebne mu towarzystwo ludzi. Kulturalne towarzystwo ze świata cywilizowanego, z kultury, w której się wychował. Być może kieliszek alkoholu w barze. Albo dwa. Albo jeszcze więcej. I ludzie...

 

Dla systemu, którego podstawę stanowiły doskonały porządek, uniformizacja i harmonia, światy Wardena były domem dla psychicznie chorych. Haldem Warden, zwiadowca Konfederacji, odkrył ten układ planetarny przeszło dwieście lat wcześniej. Sam Warden był postacią legendarną, ze względu na ilość planet, jakie odkrył, choć osobiście uważano go za stukniętego i to nawet w tym towarzystwie, które wolało spędzać większość czasu pośród nie zaznaczonych jeszcze na mapach nieba gwiazd. Kochał swoją robotę, ale traktował odkrywanie jako swój jedyny obowiązek i zostawiał wszystko inne tym, którzy lecieli za nim. Zatrzymywał się tylko na krótko, by ustalić położenie i przesłać informacje w tak zwięzłej formie, jak to tylko było możliwe. Problem polegał na tym, iż był aż tak zwięzły, że ludzie nie mogli zrozumieć jego przekazów, dopóki nie zjawili się na miejscua w przypadku Rombu Wardena wykazał się najwyższą zwięzłością formy.

Pierwszym wysłanym przez niego sygnałem było pozornie proste 4AP”. Jednak znaczenie owego sygnału dalekie było od prostotybyło ono wręcz niemożliwe. Świadczyło bowiem o istnieniu pojedynczego układu planetarnego zawierającego aż cztery nadające się do zamieszkania światy. W galaktyce, w której tylko jeden na cztery tysiące układów słonecznych zawierał coś, co w ogóle mogło nadawać się do jakiegokolwiek użytku, statystycznie było to prawie że niemożliwe. Warden jednakże odkrył tę niemożliwość i nazwał ją własnym imieniem.

 

Charonma wygląd Piekła.

Lilithwszystko, co piękne, musi mieć gdzieś ukrytego węża.

Cerberwygląda jak prawdziwy pies.

Meduzaten, kto tu mieszka, musi mieć chyba kiełbie we łbie.

 

I to wszystko. Tylko towspółrzędne i ostrzegawcze ZZ”, oznaczające, że jest coś wielce dziwnego w tym miejscu i należy traktować je z maksymalną ostrożnością, choć trudno określić, na czym polega ewentualne niebezpieczeństwo.

Kiedy pierwsza grupa badawcza przybyła na miejsce, natychmiast dostrzeżono jeszcze jedną rzecz, która wyróżniała te właśnie planety spośród milionów. Wydawały się one mianowicie znajdować pod kątem prostym względem siebie na swych orbitach wokół gorącej gwiazdy typu F.

Naturalnie, później okazało się, iż ta konfiguracja była jedynie szczęśliwym zbiegiem okoliczności, jaki może przydarzyć się tylko raz na wiele pokoleńnikt bowiem nie ujrzał już nigdy tak doskonałej formy rombuale nazwa pozostała: Romb Wardena.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin