Cykl powieściowy
KOŁO CZASU
składa się z następujących tomów:
TOMI
OKO ŚWIATA
TOM II
WIELKIE POLOWANIE
TOM III
SMOK ODRODZONY
TOM IV
WSCHODZĄCY CIEŃ (CZ. 1)
TEN KTÓRY PRZYCHODZI ZE ŚWITEM (CZ. 2)
TOMV
OGNIE NIEBIOS (CZ. 1)
SPUSTOSZONE ZIEMIE (CZ. 2)
TOM VI
TRIUMF CHAOSU (CZ. 1)
CZARNA WIEŻA (CZ. 2)
TOM VII
CZARA WIATRÓW (CZ. 1)
KORONA MIECZY (CZ. 2)
TOM VIII
ŚCIEŻKA SZTYLETÓW
TOM IX
DECH ZIMY
TOMX
ROZSTAJE ZMIERZCHU (CZ. 1)
WICHRY CIENIA (CZ. 2)
TOM XI
GILOTYNA MARZEŃ (CZ. 1)
KSIĄŻĘ KRUKÓW (CZ. 2)
Robert Jordan
KSIĄŻĘ KRUKÓW
Przełożył Jan Karłowski
ZYSK I S-KA
WYDAWNICTWO
Tytuł oryginału
KNIFE OF DREAMS vol. 2
Copyright © 2005 by The Bandersnatch Group, Inc
Ali rights reserved
The phrases „The Wheel of Time™" and „The Dragon Reborn™",
and the snake-wheel symbol, are trademarks of Robert Jordan
Copyright © 2007 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań
Copyright © for the cover illustration by Jan P. Krasny
Mapy wykreśliła Ellisa Mitchell
Redakcja Bogumiła Wid a
Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do
prawdziwych osób, żyjących czy zmarłych, jest zupełnie przypadkowe.
Wydanie I
lSBN 978-83-7506-176-5
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ul. Wielka 10,61-774 Poznań
tel. (0-61) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26
Dział handlowy, tel./fax (0-61) 855 06 90
sklep@zysk.com.pl
www.zysk.com.pl
Pamięci Charlesa St. George Sinklera Adamsa
6 lipca 1976 —13 kwietnia 2005
Słodycz triumfu i gorycz porażki…
Obie są gilotyną marzeń.
Madoc Comadrin, Mgła i stal
ROZDZIAŁ 1
WIEŚCI DLA SMOKA
Wystarczy już, Loial — oznajmił zrezygnowany Rand,
ubijając kciukiem tytoń w główce fajki o krótkim cybuchu.
Kapciuch był z koziej skóry, tytoń pochodził z upraw taireńskich,
nieco zanadto sfermentowany miał lekko oleisty posmak, jednak
nic lepszego pod ręką nie było. Nad ich głowami przetoczył się
grzmot, leniwy, głuchy.
— Gardło zedrę, odpowiadając na wszystkie twoje pytania.
Siedzieli przy długim stole w jednej z większych komnat
dworu lorda Algarina, naczynia z resztkami obiadu stały z boku.
Służba była dość wiekowa i ruszała się leniwie, przynajmniej od
kiedy Algarin porzucił dom na rzecz Czarnej Wieży. Niedawna
ulewa nieco straciła na gwałtowności, teraz tylko od czasu do
czasu silne podmuchy wiatru trzęsły szybkami okien i zalewały je
łzami kropel — potem żółtawe szyby przez chwilę dzwoniły.
Szkiełka były kiepsko wykonane, nie dość, że pełne bąbelków, to
jeszcze zniekształcały rozpaczliwie widoki na zewnątrz.
Pozbawione zdobień stół i krzesła mogłyby z powodzeniem ujść w
chłopskiej chacie, podobnie jak żółte gzymsy pod wysoko
sklepionym sufitem. Równie niewyszukany charakter miały dwa
kominki po obu stronach komnaty — szerokie, wysokie, z nie-
ociosanego kamienia — oraz ich ruszty i żelazne utensylia.
Algarin, choć szlachcic, bogaczem nie był.
Rand wsadził kapciuch do kieszeni, podszedł do jednego z
kominków i małymi mosiężnymi szczypcami wziął drobinę żaru
ze srebrnego dębu, by zapalić fajkę. Miał nadzieję, że jego
zachowanie nikomu nie wyda się dziwne. Kiedy mógł, unikał
przenoszenia, zwłaszcza w obecności innych — niełatwo było
zapanować nad dręczącymi go wówczas zawrotami głowy — choć
jak dotąd nikt nie śmiał nic na ten temat powiedzieć. Wiatr
zaskrzeczał, jakby gałąź zaskrobała po szybie. Gra wyobraźni.
Najbliższe drzewa rosły przecież w polu, co najmniej o pół mili
stąd.
Loial przyniósł sobie z kwater przeznaczonych dla Ogirów fotel
rzeźbiony w motywy winorośli, w efekcie jego kolana znajdowały
się teraz na poziomie blatu stołu, więc pisząc w swoim w skórę
oprawionym notesie, musiał się mocno nachylać. Notes był
stosunkowo niewielki, tak że mieścił się do jednej z pojemnych
kieszeni kaftana — mimo to wielkością dorównywał większości
ludzkich książek. Górną wargę i brodę Loiala obsypywał delikatny
meszek; od paru tygodni próbował zapuszczać prawdziwą brodę i
wąsy, ale jak dotąd nieszczególnie mu szło.
— Ale nie powiedziałeś mi jeszcze nic istotnego — grzmiał
Ogir, co brzmiało, jakby bęben wybijał swoje rozczarowanie.
Zakończone pędzelkami uszy obwisły. Mimo wyraźnego
rozczarowania spokojnie zabrał się do czyszczenia stalówki w
obsadce z polerowanego drewna. Obsadka była grubsza niż kciuk
Randa, a równocześnie na tyle długa, że wydawała się smukła;
idealnie pasowała do grubych palców Loiala.
— Nigdy nie wspominasz o czynach heroicznych, chyba że
ktoś inny ich dokonał — ciągnął Ogir. — W twoich ustach
wszystko brzmi tak zwyczajnie. Wnioskując z tego, jak o nim
opowiadasz, upadek Ilian był równie ekscytujący, co naprawa
krosien w warsztacie tkacza. A oczyszczenie Prawdziwego
Źródła? Połączyłeś się z Nynaeve, usiedliście i zaczęliście
...
Marta_xD