Andrzej Pilipiuk - Hochsztapler.pdf

(194 KB) Pobierz
14610022 UNPDF
Andrzej Pilipiuk
HOCHSZTAPLER
Prolog
Czasami dom jest nawiedzony. OczywiĻcie zdarza siħ to raczej rzadko, ale jak
juŇ siħ zdarzy, lepiej uciekaę drzwiami i oknami. Czasami duchy porozrabiajĢ, rozbijĢ
telewizor za dwa tysiĢce zþotych, zerwĢ Ňyrandol i potþukĢ kupione od ruskich
krysztaþy, a potem sobie pjdĢ. Czasami nic nie zniszczĢ, ale bħdĢ skrzypiaþy
schodami, udajĢc, Ňe po nich wchodzĢ. W zamkniħtych pomieszczeniach pojawiĢ siħ
zimne przeciĢgi, a nocami coĻ bħdzie wyþo w piwnicy albo na strychu. Normalka.
Niekiedy wszystko rozegra siħ po cichu. W Ļrodku nocy zobaczycie biaþe sylwetki
jakby zrobione z firanek. Sylwetki w przeciwieıstwie do firanek czy zwykþego dymu z
papierosw bħdĢ poruszaþy siħ pod wiatr i przechodziþy przez Ļciany. Ci, ktrzy je
zobaczĢ, wyþysiejĢ, zacznie im siħ psuę wzrok i bħdĢ wypadaę zħby. Objawy te
nazywane sĢ czħsto bþħdnie syndromem Burcharda, choę jako pierwszy opisaþ je
niejaki Jakub Wħdrowycz. Wprawdzie Burchard porwnaþ objawy z tymi wywoþanymi
przez poddanie tkanki silnemu promieniowaniu jonizujĢcemu, Wħdrowycz zaĻ
odnalazþ analogie do schorzeı wywoþanych przez naþogowe picie denaturatu, ale to
w gruncie rzeczy nie ma najmniejszego znaczenia. JeĻli duchy nie wyniosĢ siħ same,
a wam nie uda siħ ich wypþoszyę za pomocĢ wieszania czosnku i innymi domowymi
sposobami, pozostaje wynajĢę fachowcw.
Fachowcy egzorcyĻci dzielĢ siħ na cywilnych i duchownych. Duchowni nie
zajmujĢ siħ raczej zwalczaniem dusz potħpionych (o ile takie nie wlezĢ w czþowieka),
choę jeĻli zdoþacie ustalię miejsce pochwku tego, ktry zatruwa wam Ňycie, mogĢ to
miejsce poĻwiħcię, co zazwyczaj eliminuje problem. Fachowcy cywilni dzielĢ siħ na
trzy kategorie. Po pierwsze sĢ fachowcy tani i maþo skuteczni. Po drugie (i tych jest
zdecydowanie wiħcej) drodzy i maþo skuteczni. TrzeciĢ kategoriĢ sĢ czþonkowie
towarzystw psychotronicznych, ktrzy pracujĢ czħsto za darmo, a efektw ich dziaþaı
nie sposb przewidzieę. KiedyĻ byli jeszcze wioskowi znachorzy, ktrzy potrafili to i
owo, oraz rŇnego rodzaju mĢdre babki. Niestety, przemiany spoþeczne i nieudane
prby zbudowania w naszym kraju socjalizmu spowodowaþy caþkowitĢ zagþadħ tej
poŇytecznej skĢdinĢd grupy. Oddzielny problem stanowiĢ fachowcy zza Buga, ktrzy
nic nie umiejĢ, ale bardzo siħ starajĢ. A gdy wszystko zawiedzie, jest jeszcze Jakub
Wħdrowycz.
I
Zgrzyt laubzegi przedzierajĢcej siħ przez bukowĢ sklejkħ, syk pary z Ňelazka.
Szum wody w czajniku. Delikatne szybkie uderzenia lekkiego mþotka. Paweþ
Skorliıski zszedþ z mieszkania do warszatu. Ze szczytu schodw objĢþ wzrokiem caþe
pomieszczenie. KiedyĻ dawno, dawno temu znajdowaþo siħ tu kilka klitkowatych
pokoikw. WþaĻciciel kazaþ wyburzyę Ļcianki dziaþowe i uzyskaþ sympatycznĢ halħ
fabrycznĢ o powierzchni dwustu metrw kwadratowych. Robotnicy pracowali z
zapaþem, ale na ich twarzach wyczytaþ zmħczenie. Koıczyþ siħ pierwszy tydzieı od
uruchomienia fabryczki. Norma produkcji przekroczona o dwadzieĻcia cztery koma
siedem procent. UĻmiechnĢþ siħ lekko kĢcikami ust. WyjĢþ z kieszeni rewolwer i kolbĢ
uderzyþ w mosiħŇny gong. Oderwali siħ od pracy i popatrzyli na niego.
- Jest piĢtek wieczorem - powiedziaþ. - MyĻlħ, Ňe na dzisiaj skoıczymy. ņyczħ
miþego weekendu.
14610022.002.png
Zaszuraþy odsuwane krzesþa. ĺcinki papieru, szmatek i skry ktoĻ zaraz
pozmiataþ na kupki, a ktoĻ inny wrzuciþ do duŇego metalowego kubþa na odpadki.
Jeszcze ktoĻ inny starannie przeciĢgnĢþ stoþy zmoczonĢ szmatĢ. Zatupotaþy nogi w
korytarzu. Po chwili nie byþo juŇ nikogo. Paweþ zszedþ na dþ. Przeszedþ przez salħ i
krtkĢ sieı. ZamknĢþ drzwi wejĻciowe na potħŇnĢ zasuwkħ. Sprawdziþ, czy mocno
trzyma. Zgasiþ Ļwiatþo w sieni. ZamknĢþ na klucz drzwi z hali do sieni. Potem zajrzaþ
jeszcze do magazynu. Tu takŇe wszystko byþo w porzĢdku. W zadumie zatrzymaþ siħ
na koıcu linii produkcyjnej i podnisþ ze stoþu þadny notatnik formatu B5. Notatnik byþ
prawie skoıczony. Skrzany grzbiet wykoıczony kapitaþkĢ z cienkiego rzemyczka,
oprawa z szarego pþtna, w rogach mosiħŇne okucia, nieduŇy zameczek na maþĢ
kþdkħ, uniemoŇliwiajĢcy obcym poznanie sekretw wþaĻciciela. Piħkny,
niezniszczalny wyrb. Obejrzaþ go jeszcze raz. Ten egzemplarz zostaþ juŇ skoıczony.
Nie brakowaþo przy nim niczego. Wyþowiþ spod stoþu plastikowĢ torbħ, wsadziþ go do
Ļrodka i wþĢczywszy zgrzewarkħ, zaspawaþ plastik. Nie miaþ wprawy, folia trochħ
zanadto siħ podtopiþa. SiħgnĢþ dþoniĢ do pudeþka i nalepiþ na wierzchu naklejkħ:
PRODUKT WYKONANO I KONFEKCJONOWANO W POLSCE . DO JEGO PRODUKCJI UņYTO
WYýġCZNIE POLSKICH SUROWCìW, POLSKICH MASZYN I POLSKIEJ SIýY
ROBOCZEJ.
Poczuþ siħ dumny. W zadumie odþoŇyþ notatnik do pudeþka i wszedþ po
schodach na grħ. ZamknĢþ za sobĢ klapħ. Klapa takŇe wyposaŇona byþa w zamek.
Przekrħciþ klucz dwa razy, aŇ napotkaþ opr. Przeszedþ do salonu i wþĢczyþ wideo.
OcknĢþ siħ, coĻ go zaniepokoiþo. Siedziaþ w fotelu, telewizor ĻnieŇyþ. Popatrzyþ
na zegarek. FosforyzujĢce wskazwki pokazaþy godzinħ. Minħþa pþnoc. PstryknĢþ
pilotem i telewizor przesta) ĻnieŇyę. I wtedy to usþyszaþ.
KtoĻ szedþ sobie, najwyraŅniej w ciħŇkich butach. DŅwiħk dobiegaþ nie
wiadomo skĢd. Paweþ wyciĢgnĢþ z kieszeni rewolwer i odbezpieczyþ go z trzaskiem.
WþĢczyþ celownik laserowy. Widok ogniĻcie czerwonej kropki taıczĢcej po Ļcianach
uspokoiþ go. Otworzyþ drzwi na korytarz i wyskoczyþ, omiatajĢc wiĢzkĢ lasera kaŇdy
zakamarek. Pusto. PrzeĻlizgnĢþ siħ do swojego pokoju i zaþoŇyþ noktowizor.
CiemnoĻci panujĢce w domu zamieniþy siħ w ogniĻcie zielone piekþo. Przeszukaþ
starannie caþe piħtro i poddasze, ale nie znalazþ intruza. Zatrzymaþ siħ
niezdecydowany Krokw nie sþyszaþ juŇ od dobrych kilku minut. Wszystkie okna byþy
zamkniħte, drzwi takŇe. JeĻli ktoĻ tu byþ, to na pewno nie mgþ uciec. Klapa
prowadzĢca na dþ do warsztatu takŇe zamkniħta byþa na gþucho. PrzyþoŇyþ do niej
ucho. Z doþu dobiegþ go skrzyp, jakby ktoĻ oparþ siħ o schody. Byþ jego. WysunĢþ
delikatnie bolec zabezpieczajĢcy klapħ i jednym ruchem odrzuciþ jĢ na bok.
PrzesadzajĢc po kilka stopni, zbiegþ na dþ. Czerwona kropka celownika taıczyþa po
Ļcianach, ale w noktowizorze ziaþa pustka. Nikogo. Zajrzaþ pod schody, pod stoþami
takŇe nikogo nie byþo. Drzwi do magazynu byþy teŇ zamkniħte. Otworzyþ mimo to i
sprawdziþ. W magazynie nie byþo nikogo. Wyszedþ do sieni, a potem otworzyþ drzwi
na dwr. Wszystkie byþy zamkniħte tak, jak je zostawiþ. Nikt nieproszony nie wdarþ siħ
nocĢ do fabryczki. Zbadaþ jeszcze wszystkie okna, otworzyþ klapħ i zajrzaþ do piwnicy,
Pustka, cisza, bezruch. Oparþ siħ o stþ i wwczas usþyszaþ skrzypniħcie. KtoĻ
wchodziþ lub schodziþ po schodach. Odwrciþ siħ z rewolwerem w dþoni. Skrzypienie
schodw ucichþo. Byþy puste.
- Cholera! - zaklĢþ.
Wrg musiaþ jakoĻ siħ przyczaię, gdy sprawdzaþ sieı, a teraz wymknĢþ siħ na
grħ. Otworzyþ sobie okno, zeskoczy, ostatecznie pierwsze piħtro to Ňadna
wysokoĻę, i zniknie. Z broniĢ w dþoni rzuciþ siħ po schodach na grħ. Pusto.
Sprawdziþ wszystkie pomieszczenia i wszystkie okna. ņadne nie zostaþo otwarte. W
14610022.003.png
pokojach oczywiĻcie nikogo nie byþo. Zdenerwowany zawrciþ do salonu. Telewizor
milczaþ, ogieı na kominku peþgaþ jeszcze, leciutko, powinien doþoŇyę kilka szczapek,
Ňeby starczyþo do rana. Spostrzegþ go nagle. Intruz pochylaþ siħ nad jego perskim
dywanem. Wystrzeliþ kilkakrotnie, celujĢc w nogi, a potem zapaliþ Ļwiatþo, Ňeby
zobaczyę, kogo stuknĢþ. Podþoga byþa czysta. ņadnego trupa czy rannego. Nigdzie
teŇ nie widaę byþo Ļladw krwi.
- Ups - powiedziaþ sam do siebie. - PrzecieŇ go trafiþem?
Niespodziewanie poczuþ, Ňe ktoĻ mu siħ przyglĢda. Odwrciþ siħ gwaþtownie.
Czerwona kropka celownika spoczħþa na zamkniħtych drzwiach. Nikogo. Raz jeszcze
obszedþ caþy dom. Wszħdzie byþo pusto i cicho.
- To z przepracowania - powiedziaþ, a potem poszedþ do swojej sypialni i
walnĢþ siħ na þŇko. Nic mu siħ nie Ļniþo.
II
Wiatr wyþ za oknem, ale potrjne szyby osadzone w aluminiowych ramach z
uszczelkami z silikonu sprowadzaþy to wycie do cichego szmeru. Wiatr targaþ
gaþħziami klonw rosnĢcych miħdzy paskudnymi czynszwkami z czerwonej cegþy.
W pomieszczeniu byþo prawie mroczno, jedyne Ņrdþa Ļwiatþa to kominek i telewizor.
Paweþ rozwaliþ siħ jak basza w fotelu, wyciĢgniħte nogi oparþ na krzeĻle. Drzemaþ.
Gazeta z programem wysunħþa mu siħ z rħki i leŇaþa na podþodze. Z kieszonki koszuli
wystawaþ pilot od telewizora. Napiħty materiaþ wcisnĢþ niektre guziki, ale urzĢdzenie
celowaþo w sufit. Podþoga zaskrzypiaþa. Paweþ ocknĢþ siħ. Minħþo piħę dni i to, co
przeŇyþ tamtego piĢtkowego wieczoru, zatarþo mu siħ juŇ czħĻciowo w pamiħci.
Uchyliþ powieki i bezmyĻlnie omitþ nimi pokj. KtoĻ pochylaþ siħ nad dywanem. Tak
jak wtedy. KtoĻ pochylaþ siħ nad perskim dywanem wartym siedem tysiħcy nowych
zþotych. Paweþ poderwaþ siħ z fotela, siħgajĢc pod oparcie. Dþoı zacisnħþa siħ na
kolbie rewolweru. Odbezpieczyþ z trzaskiem i wycelowaþ, ale nikogo tam juŇ nie byþo.
Gdy zrywaþ siħ, pilot wypadþ mu z kieszeni i uderzyþ o podþogħ.
- Ej, ty! - rozlegþo siħ gdzieĻ z boku. - Do ciebie mwiħ.
Odwrciþ siħ i strzeliþ trzy razy. Telewizor raniony Ļmiertelnie wydaþ dziwny
dŅwiħk i eksplodowaþ. Paweþ otarþ pot z czoþa i bezmyĻlnie popatrzyþ na pozostaþoĻci
urzĢdzenia i zasþanĢ odþamkami szkþa podþogħ.
- Cholera - powiedziaþ sam do siebie.
W tej chwili rozlegþ siħ dzwonek do drzwi. WyciĢgnĢþ tylko wtyczkħ z gniazdka
i zbiegþ na parter. Zatrzymaþ siħ przy drzwiach.
- Kto tam? - zapytaþ.
- Policja - usþyszaþ. - Proszħ otworzyę.
Popatrzyþ przez judasza, trzej faceci za drzwiami faktycznie wyglĢdali na
gliniarzy, a zza zaþomu muru bþyskaþo coĻ na Ňþto i na niebiesko, zapewne przy ulicy
Wawelberga zostawili radiowz. Ale on juŇ nie takie sztuczki widziaþ w swoim Ňyciu.
- Proszħ wsunĢę legitymacjħ policyjnĢ przez szparħ na listy -powiedziaþ.
Jeden z gliniarzy speþniþ jego proĻbħ. Legitymacja upadþa mu do stp.
Podnisþ jĢ i obejrzaþ. Byþa autentyczna. OczywiĻcie mogþa teŇ byę perfekcyjnie
podrobiona, stojĢcy za drzwiami mgþ jĢ ukraĻę lub kupię na bazarze, ale przy
zachowaniu pewnych Ļrodkw ostroŇnoĻci mgþ ich wpuĻcię. Przekrħciþ zasuwkħ.
PchnĢþ drzwi, a sam siħ szybko cofnĢþ. Gdyby czegoĻ prbowali, miaþ ich jak na
strzelnicy. Weszli. Jeszcze raz zlustrowaþ ich szybkim spojrzeniem i odetchnĢþ z ulgĢ.
- Dzieı dobry, czego panowie sobie ŇyczĢ? - zagadnĢþ uprzejmie.
- To pan strzelaþ? - zapytaþ rzeczowo najwyŇszy z nich.
- Ja. - Nie byþo sensu siħ wypieraę, bo ciĢgle jeszcze trzymaþ w dþoni rewolwer.
14610022.004.png
Kropka celownika laserowego taıczyþa po podþodze. WyþĢczyþ go i zabezpieczywszy
spluwħ, umieĻciþ jĢ troskliwie w kieszeni.
- No cŇ. Przepraszamy za najĻcie, ale mamy obowiĢzek zapytaę, do czego
pan strzelaþ?
Poczuþ, Ňe czerwieni siħ idiotycznie.
- Rozwaliþem mj telewizor - powiedziaþ wreszcie.
- MoŇemy siħ tu trochħ rozejrzeę?
Wiedziaþ, Ňe o to zapytajĢ, ale nie widziaþ najmniejszych przeciwwskazaı.
- Proszħ. - Zrobiþ rħkĢ zachħcajĢcy gest.
Obejrzeli telewizor i trochħ siħ obĻmieli koszmarnym rechotem. Paweþ
pomyĻlaþ, Ňe musieli siħ tego nauczyę od zatwardziaþych kryminalistw. Wyþuskali z
wraku trzy kule.
- Przepraszamy za najĻcie - powiedziaþ ten najwyŇszy. - Ale sam pan rozumie,
taka strzelanina, a tu jest niezbyt spokojna dzielnica.
- Dla mnie Ňaden kþopot. Dziħkujħ za troskħ.
- Za troskħ? - zdziwiþ siħ gliniarz.
- PrzecieŇ to mnie mogli zastrzelię.
- Ach tak. Nie boi siħ pan tu mieszkaę?
- Mam szyby oklejone foliĢ antywþamaniowĢ, na dole w warsztacie sĢ kraty,
broı caþy czas pod rħkĢ.
Gliniarz coĻ sobie przypomniaþ i poprosiþ go o okazanie pozwolenia,
pozwolenie wisiaþo na Ļcianie oprawione w ramki i oszklone, co wywoþaþo kolejnĢ
salwħ koszmarnego rechotu.
- To pan nie wie, co tu byþo przedtem? - zagadnĢþ znowu gliniarz.
- Hm, dom Ļredniej kadry technicznej zakþadw Wawelberga. Tak mwiþ
wþaĻciciel.
- Pan to kupiþ czy tylko wynajmuje?
- Wynajmujħ, choę rozmawiaþem juŇ z wþaĻcicielem, za rok moŇe za dwa lata,
jak interes dobrze pjdzie...
- A to ma pan jeszcze szansħ siħ wycofaę - powiedziaþ gliniarz.
- Przepraszam, co pan chce przez to powiedzieę?
- To niedobre miejsce. Nawet nie chodzi o okolicħ. Ten dom staþ wiele lat
pusty i niszczaþ. Wþadze dzielnicy skazaþy go, ot tak, na zniszczenie. Na dole, tam
gdzie ma pan warsztat, byþa odlewnia, jeszcze za socjalizmu. Robili w gipsie
popiersia Lenina i rŇnych tam takich partyjnych gierojw. Ale potem siħ wycwanili i
zaczħli odlewaę z brĢzu.
- Odlewaę z brĢzu, ot tak, w mieszkaniu?! - zdumiaþ siħ Paweþ.
- No wþaĻnie, coĻ im Ņle poszþo i caþe piħtro wypaliþo doszczħtnie. A potem z
piħtnaĻcie lat nikt tu nie zaglĢdaþ. Wykosztowaþ siħ facet na remont, ale mieszkaę tu
nie chciaþ - rozejrzaþ siħ na boki i zniŇyþ gþos
do szeptu - to podobnie wyglĢdaþo. - Wsadziþ w coĻ szeĻę kuþ i skoczyþ oknem.
Nogħ zþamaþ.
- Hm, nie widzħ zwiĢzku.
- Ludzie gadali, Ňe ducha zobaczyþ, a to podobno tradycyjnie zþe miejsce.
ņadna matka tu dzieciaka nie zostawi na podwrku po zachodzie sþoıca.
- Skoro to zþa dzielnica...
- No nic taka znw najgorsza, nie przesadzajmy. Na sĢsiednich podwrkach to
zabawa do dziesiĢtej, przy latarniach kopiĢ piþkħ þebki aŇ miþo. A tu nie. Ludziska
majĢ coĻ w rodzaju instynktu samozachowawczego. Nawet nie wiedzĢ, dlaczego coĻ
robiĢ, ale podĻwiadomoĻę myĻli za nich.
14610022.005.png
- Jak byþem maþy - powiedziaþ drugi gliniarz - mieszkaþem tu niedaleko. -
MachnĢþ rħkĢ. - To teŇ mwili, Ňe tu straszy. Podobno dwu z tej odlewni siħ pochlaþo i
zostali na noc gdzieĻ w kanciapie na zapleczu. I coĻ ich tak wystraszyþo, Ňe jeden
posiwiaþ, a drugi zwiewaþ przez podwrko, niosĢc Lenina z brĢzu w objħciach i
krzyczĢc, Ňe ma ĻwiatopoglĢd materialistyczny i Ňe duchw nie ma, wiħc niech siħ od
niego odczepiĢ. Caþkiem mu odbiþo.
Paweþ popatrzyþ na nich uwaŇnie, ale nie wyglĢdaþo na to, by mieli Ňartowaę.
Ich twarze byþy powaŇne i zmħczone.
- MoŇe siħ panowie poczħstujĢ - powiedziaþ, wyjmujĢc z barku tacħ ciastek i
orzechw.
Siedli przy stoliku. Gliniarze stali siħ rozmowni, pierwsze lody zostaþy
przeþamane. Miaþ jeszcze trochħ martini gdzieĻ w szafce w kuchni, ale zrobiþ tylko
herbatħ.
- Mwili - zaczĢþ ten najwyŇszy, z luboĻciĢ wdychajĢc aromat cejloıskiej
liĻciastej, Ňe tu byþo morderstwo gdzieĻ jeszcze przed pierwszĢ ĻwiatowĢ. Tu
mieszkali tacy tam mþodsi technicy, zresztĢ to pan sam powiedziaþ, dom kadry
technicznej. Bo inŇynierowie mieli gdzie indziej i tamtego domu juŇ nie ma. Tu byþy
nieduŇe mieszkania. Pan, jak ma caþe piħtro, dwieĻcie metrw dla siebie, to pan jest
krl. A oni siħ tu gnieŅdzili
jak szprotki w oleju, znaczy w puszce. Z rodzinami i dzieciakami, tak Ňe nie
mieli wcale lepiej niŇ ci w tych trzech kamienicach - machnĢþ rħkĢ w stronħ okna. - Bo
tam to mieszkali zwykli robotnicy z rodzinami. Byþa jeszcze czwarta kamienica trochħ
dalej, tam jest teraz taki trawnik i podsypane ziemiĢ, ale ksztaþt jak staþa widaę, bo to
taki prostokĢt. JĢ we wojnħ rozwalili, a potem niby mieli remontowaę, ale szþo to
wolno i jakoĻ rozebrali w koıcu. A wiec tu byþ taki technik, juŇ starszy facet i miaþ
crkħ. I on poszedþ jakoĻ do fabryki i przyþapaþ robotnikw, jak z jakiejĻ maszyny
czħĻci wykrħcali czy coĻ. Donisþ na nich...
- Za pierwszym razem nie donisþ, bo byþ dobry czþowiek - przerwaþ mu ten
drugi, ktry mieszkaþ niedaleko. - Zagroziþ im, znaczy, Ňe na nich doniesie, jeĻli siħ
powtrzy. Ale to byþa caþa szajka, podkradali rŇne rzeczy i on siħ dowiedziaþ i
poszedþ do Wawelberga i powiedziaþ: byþo tak a tak. I wszyscy, w szeĻciu albo oĻmiu,
bo jeszcze mieli wsplnikw na innych zmianach, wylecieli z roboty. No to
postanowili siħ zemĻcię. Zaszli w nocy i tego technika i jego crkħ zatþukli þomami czy
rurami, ale ktoĻ to widziaþ albo sþyszaþ, bo przecieŇ takich rzeczy siħ nie da po cichu, i
wylecieli z mieszkaı technicy, wybiegli z kamienic ci zwykli robotnicy i ich tu zaraz
przy wejĻciu zþapali. Jak siħ dowiedzieli, Ňe ta dziewczyna, zabita, to ludzi
szaþ ogarnĢþ, bo ona prowadziþa ochronkħ, takie tam przedszkole dla ich dzieci i
jeszcze im coĻ tam pomagaþa duŇo. I tych oĻmiu zaraz bez sĢdu na miejscu pobili na
Ļmierę. To carska Ochrana nawet nie szukaþa, kto to zrobiþ, tylko tych osiem trupw
zabrali i caþĢ sprawħ zatuszowali. Tak mi dziadek opowiadaþ.
Wysoki gliniarz skinĢþ powaŇnie gþowĢ.
- MoŇna by poszukaę u nas w archiwum - powiedziaþ w zadumie. - Tyle tylko,
Ňe te stare archiwalia po wojnie podobno spalili, a zostaþy te nowsze, takie od lat
trzydziestych. A te najnowsze to sĢ juŇ zupeþnie nieciekawe.
- Tu ich zabili, w tym budynku? - zapytaþ Paweþ.
- Tak, ale moŇe pan spaę spokojnie, nic nie zostaþo. Ten Ļwirniħty literat, co to
remontowaþ, to zdarþ wszystkie tynki, tu w Ļrodku byþy wszystkie Ļciany wyburzane,
pozmieniaþ caþkiem rozkþad. Nawet podþogi sĢ nowe, bo stare stropy byþy nieco
wyeksploatowane. A tam - machnĢþ dþoniĢ w stronħ drugiego skrzydþa - tam to w
ogle Ļciany popħkaþy, fundament naruszony. Dopiero wsadzili w nie takie grube
14610022.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin