Niech Jaruzelski powie prawdę.pdf

(44 KB) Pobierz
114093408 UNPDF
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=98398
2008-12-17
Niech Jaruzelski powie prawdê
Z Izabel± i Eugeniuszem Godlewskimi, rodzicami Zbyszka Godlewskiego (Janka Wi¶niewskiego)
zastrzelonego w grudniu 1970 r. w Gdyni, rozmawia Mariusz Bober
Tamtego 17 grudnia przed 38 laty, gdy przed Stoczni± Gdyñsk± zgin±ł Zbyszek, wyobra¿ali sobie Pañstwo, ¿e
stanie siê on symbolem powstania grudniowego? Tak historycy okre¶laj± dzi¶ wydarzenia na Pomorzu w
grudniu 1970 roku.
Eugeniusz Godlewski: - Nie my¶leli¶my wówczas w ten sposób. Do dzi¶ nie rozumiem, jak to siê stało.
Faktem jest jednak, ¿e mój syn został wówczas zastrzelony.
Jak Pañstwo dzi¶ odczytuj± ostatnie słowa syna w li¶cie przekazanym przez kolegê: "Kochani rodzice. Byłem
dzi¶ w Gdañsku. Wszystko widziałem. Nie martwcie siê... Zbyszek"?
Izabela Godlewska: - Nie wiem, czemu tak napisał. My¶lê, ¿e szedł wtedy po prostu do pracy. Nie chciał, by
siê martwiæ o niego, mimo ¿e na Wybrze¿u trwały protesty.
Wcze¶niej odbyły siê strajki i protesty w Gdañsku, Słupsku, a tak¿e w Elbl±gu. Re¿im rzucił wiêc przeciw
robotnikom wojsko, boj±c siê kolejnego ogniska strajku?
E.G.: - Gdy rozprawy s±dowe odbywały siê jeszcze na terenie Gdañska, a ja byłem na ka¿dej rozprawie,
słyszałem wypowiedzi Stanisława Kociołka [I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w okresie strajków
na Wybrze¿u, nazywany katem Trójmiasta z powodu oskar¿eñ o zezwolenie na strzelanie do robotników -
przyp. red.]. Moim zdaniem, to on ponosi cał± winê za ¶mieræ mojego syna i innych. Bowiem to wła¶nie on
wezwał robotników do pój¶cia do pracy. Wiêc ludzie wyszli do pracy. Przyjechali poci±gami pod stoczniê, a
potem szli kładk± nad torami. A tam zaczêto do nich strzelaæ. Dzi¶ Kociołek upiera siê, ¿e nie wydał rozkazu
strzelania do robotników.
Pañstwa syn po prostu szedł do pracy?
E.G.: - Dokładnie. Potwierdził to tak¿e jego kolega Kazik Podowski, mieszkaj±cy razem z nim w hotelu
robotniczym w Gdyni. Razem szli do pracy. Syn ju¿ wszedł na kładkê nad torami kolejowymi, a Kazik
dopiero wchodził na schody. To go ocaliło.
www.radiomaryja.pl
Strona 1/5
Jak Pan dzi¶ uwa¿a, dlaczego wojsko otworzyło ogieñ do robotników? Dlaczego strzelano z ostrej amunicji,
je¶li robotnicy szli do pracy?
E.G.: - Do dzi¶ nie mam pewno¶ci, czy to wojsko strzelało. Bo strzelała te¿ milicja. Słyszałem, jak kto¶
twierdził, ¿e milicjanci przebierali siê w wojskowe mundury. Tak mogło byæ - by w razie czego zrzuciæ
odpowiedzialno¶æ na wojsko.
Ale dlaczego nie u¿yto amunicji æwiczebnej? Jestem zawodowym wojskowym i wiem, jakie s± procedury.
Dlaczego strzelano do ludzi z ostrej amunicji? W wojsku nic nie robi siê przypadkowo. Tam akcja musi byæ
zaplanowana i wykonana.
Wiêc musiał byæ rozkaz?
E.G.: - Oczywi¶cie.
Rozkaz strzelania wprost do ludzi. Zbyszek otrzymał postrzały w brzuch, wiêc nie były one przypadkowe.
Czyli strzelaj±cy mieli zamiar zabijaæ?
E.G.: - Rzeczywi¶cie syn otrzymał trzy strzały oddane na wprost, które trafiły w brzuch. Czwarty to był
rykoszet, oberwał mu kawałek ucha. Ale nie mogê stwierdziæ z pewno¶ci±, ¿e ¿ołnierze chcieli ich zabiæ.
Kiedy Pañstwo zorientowali siê, ¿e to wła¶nie Zbyszek był niesiony na drzwiach przez robotników, a pó¼niej
został uwieczniony w "Balladzie o Janku Wi¶niewskim"?
E.G.: - Rozmawiałem z autorem tej ballady, in¿ynierem ze stoczni, Krzysztofem Dowgiałł±. Przeprosił mnie,
¿e wymy¶lił fikcyjne imiê i nazwisko, ale wtedy nie wiedział, jak nazywa siê mój syn. Powiedziałem
oczywi¶cie, ¿e siê nie gniewam, wrêcz przeciwnie, i ja, i moja rodzina cieszymy siê, ¿e skomponował tak±
piêkn± balladê.
I.G.: - W pi±tek [18 grudnia 1970 r. - przyp. red.] przyszedł do nas telegram. Gdy wróciłam z pracy,
zobaczyłam awizo w skrzynce na listy. Ale cały Elbl±g był obstawiony przez milicjê i wojsko. Wszystkie
urzêdy zamkniête. Jak odebraæ telegram? Miałam złe przeczucie. Pomy¶lałam sobie - kto w takiej sytuacji
przysłałby nam telegram? Czy co¶ siê Zbyszkowi nie stało? - zastanawiałam siê. Poszłam do znajomej, która
miała telefon. Zadzwoniła na centraln± pocztê. Powiedziałam, ¿e mam awizo i chciałabym tylko poznaæ tre¶æ
telegramu. Jaka¶ pani przeczytała mi wtedy te słowa: "Zbyszek nie ¿yje. Kazik". Wróciłam do domu i
powiedziałam o wszystkim mê¿owi. Nie wierzyli¶my w to, co siê stało. Cał± noc rozmy¶lali¶my nad tym,
chodz±c po mieszkaniu, zastanawiaj±c siê, czy siê nie przesłyszałam. Rano w sobotê m±¿ dostał samochód od
www.radiomaryja.pl
Strona 2/5
szefa i pojechali¶my do Gdyni szukaæ syna. Trafili¶my najpierw do Kazika, którego znale¼li¶my jednak w
szpitalu, a nie w hotelu. Zabrali¶my go stamt±d i on opowiedział nam wszystko: ¿e Zbyszek został
zastrzelony, ¿e był niesiony przez robotników na drzwiach. Kazik szedł w tym pochodzie i wszystko widział.
W szpitalu zapytali¶my te¿ o ciało syna. Dyrektor powiedział nam jednak, i¿ tam go nie ma. Pó¼niej
sprawdził, ¿e jest w szpitalu w Gdyni Redłowie. Tam nie chcieli nam jednak wydaæ ciała, domagali siê nakazu
od prokuratora.
E.G.: - Przed prokuratur± cisn±ł siê ju¿ tłum ludzi. Wszyscy w tej samej sprawie... Prokurator wyszedł do nas i
powiedział, ¿e wie, czego chcemy, ale w sobotê nic nie załatwimy, i kazał przyjechaæ w poniedziałek.
Wrócili¶my wiêc do domu i zaczêli¶my przygotowywaæ siê do pogrzebu. Jednak w niedzielê o ósmej wieczór
zapukał kto¶ do drzwi. Gdy otworzyłem, jaki¶ mê¿czyzna powiedział: "Przyjechali¶my zabraæ pañstwa na
pogrzeb syna"... Kazali wzi±æ ubranie dla niego. ¯ona spakowała koszulê i garnitur, ale zapomniała o butach.
Pochowali¶my wiêc Zbyszka w sportowych "Zuchach", które miał na sobie w chwili ¶mierci. Pojechali¶my
nysk± wraz z drugim synem i znajomymi, w sumie piêæ osób, tyle mogło jechaæ na pogrzeb. Zajechali¶my
przed katedrê w Oliwie. Wszystko ju¿ było zorganizowane tak, by jak najmniej osób wiedziało o pogrzebach.
Nie dopu¶cili nas od razu do syna ani nie pozwolili nam go ubraæ. Wpu¶cili nas do niego dopiero wtedy, gdy
wszystko było przygotowane. Zapytano nas tylko, czy chcemy pogrzeb z ksiêdzem, czy nie. Odpowiedziałem,
¿e normalny, katolicki pogrzeb z ksiêdzem.
I.G.: - Pamiêtam te¿, ¿e gdy wrócili¶my do domu, zobaczyli¶my, i¿ pod naszym domem stała milicyjna suka.
Odjechali dopiero, gdy weszli¶my do mieszkania. Tak nas pilnowali.
Jednak ostatecznie syn został pochowany w Elbl±gu?
E.G.: - Tak, po trzech miesi±cach, gdy pojechali¶my na jego grób do Oliwy, jeden z grabarzy powiedział mi,
¿e mo¿na staraæ siê o przeniesienie grobu do Elbl±ga. Sprawê trzeba było załatwiæ w urzêdzie wojewódzkim.
W efekcie przenie¶li¶my syna do Elbl±ga i tu spoczywa do dzi¶.
Pó¼niej nie mieli Pañstwo ju¿ ¿adnych naj¶æ milicji?
E.G.: - Raz przyszedł jaki¶ milicjant i zacz±ł wmawiaæ drugiemu synowi, ¿e składał podanie do szkoły
milicyjnej. Mnie akurat nie było w domu. Syn siê przestraszył, bo oczywi¶cie ¿adnego podania nie składał, i
rozpłakał siê.
I.G.: - Zaczêłam go uspokajaæ, ¿e wszystko bêdzie w porz±dku. Wtedy milicjant zacz±ł na niego krzyczeæ.
www.radiomaryja.pl
Strona 3/5
Tak siê zdenerwowałam, i¿ wypêdziłam go za drzwi. Trzy miesi±ce pó¼niej przyszło wezwanie do wojska dla
Zbyszka...
Wiedz± Pañstwo, jakie syn miał plany? Na stałe chciał zwi±zaæ siê ze Stoczni± Gdyñsk±?
E.G.: - Sam nie wiedział, czego szuka. Przeczuwali¶my, ¿e bêdzie chciał wyjechaæ z Elbl±ga. Gdy skoñczył
zawodówkê, my¶lał najpierw o szkole wojskowej, ale szybko zarzucił ten pomysł. Potem krótko pracował w
zakładach miêsnych, jednak zrezygnował. W koñcu wymy¶lili z Kazikiem, ¿e wyjad± na Wybrze¿e. Zaczepili
siê w stoczni. A wszystko po to, aby uciec za granicê. Tak to dzi¶ oceniam, choæ nigdy wprost tego nie
powiedzieli.
Dok±d?
E.G.: - Tego ju¿ nie wiem.
Pewne jest jednak, ¿e nie podobało im siê w PRL?
E.G.: - Wła¶nie o to chodziło.
Zbyszek miał jakie¶ zainteresowania, hobby?
E.G.: - Niczym szczególnym siê nie interesował poza tym, ¿e ci±gnêło go w ¶wiat.
I.G.: - Drugi syn, Wiesio, był bardziej spokojny, trzymał siê domu. Zbyszek za¶ nie mógł usiedzieæ spokojnie.
Pamiêtam, jak chodził na basen do jednostki, w której m±¿ słu¿ył...
E.G.: - To prawda, Wiesio do dzi¶ nie umie pływaæ. Zbyszek bardzo szybko siê nauczył i był strasznie
niesforny. Skakał do wody z brzegu, z drzew, z czego tylko mógł. Gdy go upominałem, mówił tylko: "Tato,
nie martw siê". Rzeczywi¶cie, pływał razem z ¿ołnierzami. Czasem zabierałem go te¿ na æwiczenia.
¦mieræ syna zmieniła Pañstwa ¿ycie?
I.G.: - Do dzi¶ pytamy: "Dlaczego nas to spotkało?". Chodzimy czêsto na grób, co drugi dzieñ. Cieszymy siê,
¿e został nam drugi syn, niektórym nie został... Opiekuje siê nami, za co jeste¶my mu wdziêczni.
Został w Elbl±gu?
I.G.: - Wiesio wyjechał z Elbl±ga, osiedlił siê pod Warszaw±. Ale czêsto nas odwiedza. Ma dwóch synów,
którzy s± te¿ nasz± pociech±.
www.radiomaryja.pl
Strona 4/5
Pañstwo, w przeciwieñstwie do Zbyszka, do¿yli wolnej Polski, ale wci±¿ czekaj± na wyrok w sprawie
sprawców odpowiedzialnych za strzelanie do robotników. Co Pañstwo my¶l± o tocz±cym siê ju¿ blisko 20 lat
procesie?
E.G.: - Ci±gle czekam na sprawiedliwo¶æ. Mam nadziejê, ¿e doczekam siê jej.
Czego Pañstwo oczekuj±?
E.G.: - Przede wszystkim wyja¶nienia, kto odpowiada za wydanie rozkazu strzelania do robotników. Niech
Jaruzelski powie wprost, jak było. Jako ¿ołnierz podejrzewam wła¶nie jego o wydanie rozkazu
wyprowadzenia sprzêtu wojskowego i ¿ołnierzy na ulice oraz polecenie u¿ycia ostrej amunicji. Przecie¿ to był
czas pokoju, jak mo¿na było strzelaæ do ludzi z ostrej amunicji? Kto¶ za to powinien odpowiedzieæ. Procesy
do tej pory nie s± zakoñczone, choæ trwaj± ju¿ blisko 20 lat. Gdy brał w nich udział Jaruzelski, zastanawiałem
siê czasami, kto jest s±dzony, ja czy on. W taki sposób s±d mnie przesłuchiwał. Widaæ od razu, ¿e rozprawa
zmierza tylko w kierunku uniewinnienia Jaruzelskiego.
I.G.: - Do niedawna nikt nie interesował siê rodzinami ofiar. Nie chodzi nam o to, by koniecznie doprowadziæ
do tego, by Jaruzelski znalazł siê w wiêzieniu, ale szkoda, ¿e nie ma odwagi powiedzieæ prawdy.
Starali siê Pañstwo o uzyskanie dokumentów na temat ¶mierci Zbyszka, np. z IPN?
I.G.: - Drugi syn zabiegał o wydanie dokumentów, je¶li jakie¶ siê zachowały. Jednak na razie bez efektów.
Dziêkujê za rozmowê.
www.radiomaryja.pl
Strona 5/5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin