Tinsley Nina - Wstęp do miłości.pdf

(430 KB) Pobierz
444825785 UNPDF
NINA TINSLEY
WSTĘP DO MIŁOŚCI
ROZDZIAŁ I
W czerwcu do Lakę Distriet zaczynali przyjeżdżać pierwsi turyści i Galeria Reeda, coraz
bardziej popularna, również napełniała się ludźmi.
– Ten facet przychodzi tu każdego popołudnia już od tygodnia – Jenna Reed przesunęła
się swoim inwalidzkim wózkiem na pozycję, z której mogła obserwować zwiedzających.
– Który facet? – zapytałam, choć wiedziałam bardzo dobrze o kogo chodzi, bo i ja
zauważyłam jego częste wizyty.
– Myślę, że to Francuz, a może Włoch – Jenna powiedziała z namysłem. – Muszę
zobaczyć, jakiego koloru są jego oczy.
– Zrób to teraz – odpowiedziałam, ponieważ mężczyzna podchodził akurat do krótkiej
lady, za którą stałyśmy.
– Interesuje mnie obraz Felice Flyte o numerze 32. Rozumiem, że to jest oryginał? –
powiedział z lekkim, według mnie, francuskim akcentem.
Jego oczy były ciemne, prawie czarne, głęboko osadzone pod prostymi brwiami.
– Oczywiście, że to oryginał. Jeżeli sprzedajemy kopie, wyraźnie to zaznaczamy – mój
głos nie zabrzmiał chyba zbyt uprzejmie, ale miałam za sobą długi, ciężki dzień.
– Tak myślałem. Jej prace są nie do podrobienia. Czy przyjmie pani depozyt?
Wyjął portfel z kieszeni marynarki i wcisnął mi do ręki garść piątek. Przeliczyłam je
dokładnie, świadoma jego wzroku na sobie, po czym wręczyłam mu kwit. Mężczyzna
uśmiechnął się.
– Świetnie. To piękny obraz.
Jenna Reed przesunęła się wózkiem bliżej. Jego spojrzenie spoczęło na chwilę na jej
twarzy, po czym ześlizgnęło się z niej. Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, że
dostrzegłam w nim litość, a tego Jenna nie znosiła.
– Dopilnuję, żeby obraz został dokładnie zapakowany i przygotowany do odbioru –
powiedziałam szybko.
– Dziękuję, zgłoszę się po niego na początku przyszłego tygodnia.
– Czy mogę prosić jeszcze o pańskie nazwisko? – zapytałam, z długopisem
przygotowanym w dłoni.
Mężczyzna zawahał się, w końcu wzruszył ramionami.
– To nieważne. Proszę się nie bać, na pewno wrócę. – odpowiedział i ruszył w kierunku
wyjścia.
Jenna głośno wypuściła powietrze.
– Dlaczego nie nalegałaś, żeby podał ci swoje nazwisko, Lindsay? Chciałam je poznać.
– To niedobrze. On wyraźnie chce pozostać anonimowy. Przygwoździła oparcia wózka
zaciśniętymi pięściami.
– Dlaczego zawsze mnie ignorujesz? Nienawidzę tego miejsca, Lindsay Strong!
– Jeśli tak bardzo go nienawidzisz, dlaczego wciąż tu przychodzisz? Przecież nie musisz,
możesz się trzymać stąd z daleka.
– Obserwuję cię. Roger oczekuje tego ode mnie! – Oczy jej stały się granitowo twarde, a
ich błysk przywiódł mi na myśl błysk niedoszlifowanego kamienia. Była uderzająco piękna,
jeśli nie liczyć niezadowolonego grymasu jej ust.
– Nie opowiadaj bzdur, Jen. Rogerowi nie śniłoby się nawet nie wierzyć mi.
– Och, wierzyć – powiedziała. – Jesteś taka głupia. Wiem, że nie chcesz po prostu, abym
ci stała na drodze!
Ton jej głosu podniósł się i rozejrzałam się wokoło w obawie, że klienci mogliby nas
usłyszeć. Na szczęście jednak Davies, który ściśle przestrzegał godzin otwarcia i zamknięcia
wystawy, dopilnował, żeby zwiedzający powoli opuszczali już galerię.
– Masz prawo tu przebywać – stwierdziłam kwaśno – ale denerwujesz personel swoimi
śmiesznymi oskarżeniami. Będę musiała pomówić z Rogerem...
– Pomówić z nim!? Proszę! Mój brat i tak nie stanie po twojej stronie, nie odważyłby się!
– O czym ty mówisz? Jenna roześmiała się.
– Za dużo wiem.
Odwróciłam się od niej i zaczęłam przeliczać całodzienny utarg. W tym momencie
pojawił się Davies i podszedł do Jenny.
– Czy mam pomóc pani na schodach, panno Reed? – zapytał.
– Pilnuj swoich spraw!
Davies, były marynarz, z szerokimi ramionami, mocną opalenizną i błękitnymi oczyma,
stał obok niej bez ruchu. Odwróciłam się do Jenny.
– Na miłość boską, idź już wreszcie! Mam cię serdecznie dosyć na dzisiaj.
– Nie przejmujesz się, nikt się nie przejmuje... Davies stanął z tyłu jej wózka i zaczął go
popychać w kierunku wyjścia z galerii.
– Ja ci pokażę! – wrzasnęła.
Usiadłam, ciężko oddychając, próbując stłumić gniew, który narastał we mnie.
– Proszę nie zwracać na nią uwagi, panno Lindsay. – Davies zdążył już wrócić z
powrotem. – Ciężko jej żyć z poczuciem winy.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Winy? Nie rozumiem.
– Niech pani lepiej zapomni o tym, co powiedziałem. Jest pani gotowa?
Odprowadził mnie do sejfu w biurze i zaczekał, aż zdeponuję w nim wpływy. W Daviesie
tkwiła ogromna siła, dzięki której poczułam się wreszcie odprężona.
– Odstawię ten obraz do magazynu – powiedział, przyklejając do ramy kwit sprzedaży. –
Piękny. – Przyglądał mu się z bliska. – Jeden z jej najlepszych.
Zawsze mówił o mojej matce ona, jak gdyby była dla niego jedyną kobietą na świecie. A
może była? Davies był zawsze skrytym mężczyzną. Niósł obraz tak ostrożnie, jak gdyby był
zrobiony z prawdziwego złota. Razem zamknęliśmy galerię i wyszliśmy.
Jezioro, jego wielkość i piękno, niewątpliwie mają wpływ na charakter mojego miasta.
Ulice biegną promieniście na kształt wachlarza, zbiegając się tuż przy brzegu jeziora. Tam
właśnie położona jest galeria, a jej okna wychodzą na przystań statków parowych. Budynek
ma kształt krzyża, z prawej strony mieści się księgarnia, gdzie sprzedaje się dzieła poetów i
pisarzy z Krainy Jezior. Po lewej stronie można kupić wyroby lokalnych rzemieślników. Oba
sklepy są połączone z galerią, która stała się charakterystycznym punktem okolicy i, w
pewnym sensie, świetnie prosperującym, pomnikiem ku czci twórcy Joshuy Reeda. To
właśnie on stworzył jej ideę, urzeczywistnił i umierając pozostawił w rękach swego jedynego
syna Rogera, który kontynuował dzieło ojca.
Zaczęłam pracować w galerii zupełnie przypadkowo. Po dwuletnich studiach
ekonomicznych w Londynie, które nie były czasem straconym, pracowałam dla importera
win, z którym wiele podróżowałam. Kiedy mój ojciec zginął w wypadku trzy lata temu,
wróciłam do domu – aby tu pozostać. Matka była załamana, utrzymywała, że nie może żyć
bez niego, mimo to jej siły twórcze tak bardzo domagały się ujścia, że nadal tworzyła obrazy
o wysokiej wartości artystycznej.
Jak mogłam ją zostawić? Potrzebowała mnie rozpaczliwie, zarówno kiedy siedziała
apatycznie pomiędzy obrazami, jak i wtedy, gdy spacerowała po wzgórzach, prawdopodobnie
sama nie wiedząc, gdzie jest. Jej stan mnie przerażał i często za nią chodziłam. Zdawała sobie
sprawę z tego, że ylokę się za nią z tyłu, ale nigdy nie dała po sobie poznać, czy est z tego
zadowolona. Raz tylko zatrzymała się, zaczekała la mnie i wzięła w ramiona. Jej łzy zrosiły
moją twarz i więź, i która nas zawsze blisko ze sobą łączyła, zacieśniła się jeszcze bardziej*.
Reedowie, a zwłaszcza Roger, byli naszymi przyjaciółmi od niepamiętnych czasów. To
właśnie jego ojciec odkrył talent mojej matki. Kiedy po raz pierwszy przyjechała do miasta,
jako młoda studentka, zaczęła podpisywać swoje płótna panieńskim nazwiskiem Felice Flyte i
tak już pozostało. Jej obrazy wyróżniały się w galerii przez prawie trzydzieści lat.
Dzieła Felice Flyte stały się bardzo poszukiwane i zdążyła już sprzedać szereg płócien,
zanim poznała mojego ojca Coninstona Stronga i wyszła za niego za mąż. Małżeństwo to w
żaden sposób nie wpłynęło na jej twórczość i razem stworzyli dom w Feli Cottage, gdzie ona i
ja nadal mieszkamy.
Dom leży o parę mil od Longmare, bardzo blisko jeziora Sweetwater. Jezioro nie jest
duże, z trzech stron jego brzegi są raczej strome i tylko od zachodu ziemia jest stosunkowo
płaska, więc wykorzystano to, budując tam szereg rezydencji Jak daleko sięgam pamięcią,
nasz dom był zawsze miejscem, gdzie zbierali się artyści – wielbiciele mojej matki – oraz
alpiniści, którzy z kolei podziwiali umiejętności mojego ojca.
Imię Coninstona Stronga było szeroko znane wśród wspinającej się braci dzięki temu, że
zdobył on każdy szczyt w okolicy. W czasie kiedy zginął, przygotowywał się właśnie do
wyprawy na Everest.
Myślałam o moich rodzicach, jadąc wąskimi ulicami w kierunku domu i przyszło mi do
głowy, że nienawidzę sławy, którą byli otoczeni, ale z drugiej strony, dla siebie pragnęłam jej
również.
Kiedy dotarłam na miejsce, zastałam Felice stojącą przy oknie i wpatrzoną w stronę
pasma gór rozciągającego się na horyzoncie.
Kiedy mnie dostrzegła, szybko zmięła trzymany w ręku list i wrzuciła go do pustego
kominka.
– Cześć kochanie – powiedziała. – Przygotowałam kolację.
– Świetnie, jestem bardzo głodna.
– Jak zwykle. Nie wiem, jak to się dzieje, że nie tyjesz. Wyglądasz jak ja dwadzieścia
pięć lat temu – powiedziała smutno.
– Ależ ty się wcale nie zmieniłaś! – objęłam ją w pasie i przytuliłam do siebie.
Żałuję, że nie odziedziczyłam po niej jej dziecięco miękkich włosów i dużych,
niebieskich oczu. Ja byłam podobna do ojca, z kwadratowym podbródkiem, wysoko
osadzonymi kośćmi policzkowymi i brązowozłotymi cętkami oczu, które harmonizowały z
moimi kasztanowymi, kręcącymi się bez opamiętania włosami.
Mama nakryła do stołu z troskliwą dbałością. „Wygląda jak martwa natura” –
pomyślałam, zauważając kolorową misę z owocami i wijący się bluszcz. Usiadłyśmy do
kolacji.
– Roger był tutaj – powiedziała Felice, nakładając sobie sałatkę. – Oskarżył mnie o jakieś
działanie za jego plecami.
– A czy to prawda? – nałożyłam sobie na talerz kurczaka i plasterek szynki.
– Ależ skąd, Lindsay! – powiedziała gwałtownie. – To przez tego faceta... – zawahała się
– Poprosił Rogera o adres i napisał do mnie, że uważa, iż jestem niedoceniana. A Roger nie
może znieść myśli, że ktokolwiek inny mógłby się zająć moimi obrazami.
– Czy zrobiłaś coś w związku z tym? – zapytałam nerwowo.
– Nie, naprawdę nie. Czy mogłabym cokolwiek zrobić bez porozumienia z tobą? –
zaczęła szybko jeść, unikając mojego wzroku.
– Jak on się nazywa?
– Zapomniałam – powiedziała i roześmiała się. – Roger był wściekły, ale przecież nie jest
naszym właścicielem. – Spojrzała na mnie. – Chyba że masz ochotę na bliższą znajomość?
Uśmiechnęłam się widząc błysk w jej rozszerzonych oczach.
– Nie złapiesz mnie w ten sposób, kochana mamo. Roger i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi
i kolegami z pracy.
– Lubię Rogera, nawet gdy jest zły. On jest bardzo przywiązany do ciebie.
– To ty tak twierdzisz. Sprzedałam dzisiaj twój kolejny obraz. Kupił go jakiś młody
mężczyzna, który sprawiał wrażenie twojego wielbiciela. Bardzo chwalił twoje prace.
Felice sięgnęła po butelkę z winem i napełniła ostrożnie swój kieliszek. Zawsze
wydawała się być zdziwiona swoją popularnością i w pewien sposób miała za złe obcym, że
kupowali jej obrazy. Może uważała, że w ten sposób sprzedaje także część siebie.
– Jenna była wściekła, bo nie chciał ujawić swojego nazwiska – ciągnęłam. – Ona mnie
zaczyna powoli denerwować.
– Nie chcę mówić o Jennie. Myślałam dzisiaj o tym, że nie powinnam cię zmuszać, abyś
tutaj została. Wiem, że lubisz pracę w galerii, ale mam wyrzuty sumienia, że my wszyscy cię
w jakiś sposób wykorzystujemy.
– Ależ mamo, o czym ty mówisz? Dokąd miałabym wyjechać?
– Myślałam o Włoszech... i że mogłybyśmy pojechać we dwie.
– Naprawdę tak uważasz?! – wykrzyknęłam zdumiona.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin