Siedem papierosów Maracho - Jerzy Edigey.pdf

(1563 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... nr.122 Siedem papierosów "Maracho" – Jerzy Edigey
1
959583026.001.png
Ewa wzywa 07... nr.122 Siedem papierosów "Maracho" – Jerzy Edigey
2
959583026.002.png
Ewa wzywa 07... nr.122 Siedem papierosów "Maracho" – Jerzy Edigey
POCIĄG: WARSZAWA— SZCZECIN
Oni pierwsi weszli do przedziału pierwszej klasy. Ona, przystojna blondynka.
Naturalna czy farbowa? Wiek — gdzieś po czterdziestce, ale robiła wszystko. by
wyglądać młodziej i chciała, aby wszyscy tak myśleli. Miał temu dopomóc dość
ryzykowny makijaż i ubranie według stylu młodzieżowego pani Hoff. Liczne
złote pierścionki, takaż bransoletka ,,pancerka" oraz nie mniej bogaty złoty
zegarek miały wyraźnie wskazywać, że właścicielka tych błyskotek zalicza się do
grona kobiet zamo żnych. On, mężczyzna dobrze po pięćdziesiątce, z twarzą
pooraną bruzdami, dźwigu) dwie pakowne i ciężkie walizy. Sprawdził bilety Ł
numerami nad siedzeniem.
— Dobrze, że mamy miejsca przy oknie — zauważył.
— Żebyś się lepiej postarał, mielibyśmy wagon sypialny.
— Wiesz, złotko, że już od trzech miesięcy wszystkie miejsca sypialne do
Szczecina i do Międzyzdrojów na cały lipiec zostały wykupione. Cudem udało mi
się zdobyć miejscówki w pierwszej klasie.
— A jednak Kobyłińscy dostali sypialny.
— Dostali, bo kupili dużo wcześniej. Wtedy, kiedy ty jeszcze nie wiedziałaś,
dokąd chcesz jechać, czy do Bułgarii, czy nad polskie morze. — Mąż z dużym
wysiłkiem wpakował ciężkie bagaże na półkę. — Gdzie chcesz siedzieć?
— Dobrze wiesz, że nie znoszę jazdy tyłem do biegu pociągu. — Blondynka
wyjęła z torby podróżnej kilka kolorowych tygodników, wśród nich magazyn
mód „Burdę" — Przynajmniej będę mogła oglądać widoki za oknem.
— Te fotele są bardzo wygodne. Można je wysunąć, tak że jedzie się prawie
na leżąco. Nie jest źle, będzie się można przekimać. A wagon wyjątkowo nowy i
świeżo sprzątnięty. Nawet śmietniczka i popielniczki czyste.
— To ty będziesz spał. Wiesz przecież, że ja w pociągu oka nie zmrużę.
Drzwi do przedziału otworzyły się i stanął w nich młody mężczyzna: wysoki
szatyn o przystojnej, wesołej twarzy, w ręku trzymał małą czarną teczkę
walizeczkę, a przez ramię miał przewieszony płaszcz.
— Dzie ń dobry państwu — powiedział. — Mam miejscówkę sześćdziesiąt
trzy. to lulaj. — I od razu umieści! walizeczkę na siedzeniu koło blondynki.
Kobiela wyraźnie się ożywiła na widok lak interesującego sąsiada. Zaraz
otworzyła torebkę, wyjęła z niej puderniczkę i spojrzała w lusterko. Przeciągnęła
puszkiem po nosku i zadowolona ze swojego wyglądu obdarzyła przybysza
zachęcającym uśmiechem.
— Państwo także do Szczecina? — zapylał młody człowiek.
— Nie. Do Międzyzdrojów, ale mąż nie dostał biletów na pociąg sypialny i w
ogóle nie dostał miejscówek do Międzyzdrojów. Musimy się przesiadać w
Szczecinie— Dąbiu.
3
Ewa wzywa 07... nr.122 Siedem papierosów "Maracho" – Jerzy Edigey
—Lepiej dojechać do Szczecina — radził przybyły — tam zjeść śniadanie i później
Wodolotem pojechać do Świnoujścia. Bardzo przyjemna wycieczka. Niecałe
dwie godziny A ze Świnoujścia zawsze złapie się taksówkę lub autobus do
Międzyzdrojów. Zawsze tak jeżdżę.
— Pan również do Międzyzdrojów'' — zapylał mąż pięknej blondynki.
— Niestety, nie. Będę miał urlop dopiero we wrześniu. Może pojadę do
Turcji albo nu Rodos. Na razie służbowo do Szczecina.
— Widzisz—syknęła blondynka — namawiałam cię na wyjazd choćby do
Bułgarii, ale ty jesteś patriotą i koniecznie nad polskie morze. Więc muszę się
tłuc całą noc na siedząco bez zmrużenia oka.
— Ależ Zosieńko — tłumaczył się małżonek — przecież sama nie chciałaś
jechać do Złotych Piasków ani do Eforii, bo tam jeździmy co roku, już chyba od
dziesięciu lat.
— To świetnie, że pani nie mo że spać w wagonie. Ja to samo Będę miał
czarującą towarzyszkę bezsenności — powiedział nowoprzybyły.
— Pan jest bardzo miły. — Znowu uśmiech zawitał na twarzy Zosieńki.
Tak przyjemnie rozpoczęta rozmowa została przerwana otwarciem drzwi. Tym
razem do przedziału weszła starsza kobieta. Uważnie sprawdziła numer swojej
miejscówki. Okazało się, że jej miejsce znajduje się przy drzwiach. Nowo
przybyła usiłowała umieścić swoją walizko na polce, ale młody człowiek
szarmancko zerwał się i pomógł kobiecie.
— Bardzo dziękuję. To pociąg do Szczecina?— upewniła się pasażerka.
— Tak. Do Świnoujścia i do Szczecina. Nasz wagon jedzie do Szczecina.
— Czy to przedział dla palących?
— Tak jest — odpowiedział mąż pani Zosie ńki
Młody człowiek odruchowo sięgnął do kieszeni.
— Psiakrew! — zaklął. — Zapomniałem papierosów .
— Proszę — pani Zosia wyjęła z torebki paczkę „Carmenów".
— Dziękuję, ale palę tylko „Maracho". Wszystkie inne papierosy zaraz tak
mnie drapią w gardle, że dostaję chrypki.
— Ciekawe — zauważyła starsza pani — mnie tak samo nie służą ..Ekstra
mocne". Ale mam „Caro". Chętnie nimi służę.
— Może jeszcze zdążę kupić w bufecie? młody człowiek spojrzał na zegarek.
— Niech pan nie ryzykuje. Do odjazdu zostało zaledwie pięć minut —
powiedziała kobieta.
Znowu otworzyły się drzwi. Teraz do przedziału weszło dwóch mężczyzn.
Pierwszy — starszy, szpakowaty. Drugi — wysoki o bardzo jasnych włosach.
Blondyn zajął miejsce obok męża pani Zosi. Szpakowaty mężczyzna ulokował się
przy drzwiach, naprzeciwko starszej pani.
— A to się urządziłem — narzekał niefortunny palacz. — Wybrać się w drogę
bez papierosów!
4
Ewa wzywa 07... nr.122 Siedem papierosów "Maracho" – Jerzy Edigey
Dwaj panowie natychmiast ofiarowali się z pomocą., ale młody człowiek także
im wyjaśnił, że pali wyłącznie papierosy „Maracho".
— W sąsiednim wagonie jest bufet „Warsu" — informował blondyn. —
Otworzą go, jak tylko pociąg ruszy. Nie ma zmartwienia. Zresztą na pewno będą
roznosili kawę. herbatę, inne napoje i coś do jedzenia. Zwykle mają też i
papierosy.
— Ale czy będą mieli ..Maracho"?
— Nigdy nie paliłam tych papierosów — wtrąciła pani Zosia.
—To nowy gatunek. Ukazały się w sprzedaży dopiero niedawno — wyjaśnił
młody człowiek. — Są wyrabiane na licencji greckich ,,Papastratos". Trudno je
dostać, bo cieszą się wielkim powodzeniem.
— Jak każda nowość — wtrącił szpakowaty pan. — Paliłem te „Maracho", ale
jakoś nie przypadły mi do gustu. Dobre papierosy, ale nic nadzwyczajnego. Ja
tam wolę „Marlboro".
— De gustibus... — mruknęła starsza pani. Pociąg ruszył prawie
niepostrzeżenie. Wolno jechał w tunelu i w wykopie i mijając wiadukt na ulicy
Towarowej, nabierał coraz większej szybkości. Na Dworcu Zachodnim w ogóle
się nie zatrzymał. Pasażerowie obserwowali przez okno przesuwające się obrazki
Warszawy. Tylko pani Zosia demonstracyjnie otworzyła „Burdę" i zaczęła
oglądać reklamowane tam modele sukienek.
—Trzeba się wybrać po te papierosy — zdecydował miody człowiek podnosząc
się ze swojego miejsca. Ale zaraz usiadł z powrotem, bo drzwi otworzyły się i
stanęła w nich konduktorka w zgrabnym granatowym kostiumie i trochę
śmiesznej furażerce.
— Proszę bilety do konlroli.
— Czy w pociągu jest bufet? — Amator papierosów „Maracho" najwidoczniej
nie dowierzał informacjom współpodróżnego
— Tak. Dwa wagony dalej — odpowiedziała konduktorka — ale w drugiej
klasie jest spory tłok. Ludzie stoją na korytarzu.
— Pani idzie w tamt ą stronę?
— Tak.
— Może byłaby pani tak dobra i poprosiła, aby ten ktoś, kto będzie roznosił
kawę. przyniósł mi paczkę papierosów „Maracho".
—„Maracho"? — powtórzyła konduktorkami.— Nigdy nie słyszałam o takich
papierosach.
— Jeżeli uda mi się kupić, poczęstuję panią.
— Dziękuję. Nie palę. ale powiem, żeby panu je przynieśli.
— O której będziemy w Szczecinie? — zapytała starsza pani.
— Według rozkładu o szóstej trzydzieści pięć — wyjaśniła konduktorka.
— A tak naprawdę?— upewniał się szpakowaty?
—Jak Bóg da. Myślę, że jednak dojedziemy koło siódmej — odpowiedziała
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin