Campbell Bethany - Sekret z Allegro.pdf

(547 KB) Pobierz
187473418 UNPDF
BETHANY CAMPBELL
Sekret z Allegro
(Add A Little Spice)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W małym miasteczku Allegro w stanie Arkansas rozpoczynał się doroczny
festyn. I jak zawsze w tym czasie dom pełen był słoni, a każdy z nich był ubrany
inaczej.
Były przygotowane na targi rękodzieła i Giną Calvino pomagała swojej
ciotce, a właściwie ciotecznej babci Earline owijać wypchane zwierzaki
pakowym papierem. Starsza pani przez cały rok robiła zabawki i szyła im
kostiumy. Ta mała, okrągła i pobudliwa kobieta miała sześćdziesiąt lat,
błyszczące ciemne oczy i białe jak śnieg kręcone włosy. Była prawdziwą
artystką, jeśli chodzi o słonie, i – jak wszyscy artyści – ulegała zmiennym
nastrojom.
– Nienawidzę tego całego cyrku – gderała. – Każdy następny festyn jest
gorszy niż poprzedni. W przyszłym roku zamknę się na klucz i nie wyjdę z
domu, dopóki to się nie skończy.
Giną, która właśnie pakowała słonia przebranego za anioła, roześmiała się.
Zmienne nastroje Earline przyjmowała jako coś tak naturalnego jak zmiany
pogody. Była przecież przez nią wychowywana prawie od dzieciństwa.
– Nie masz się z czego śmiać – mruknęła gniewnie Earline, szeleszcząc
papierem pakowym. – Festyn stał się za duży. A miasteczko i tak umiera.
Wszystko co dobre ma swój koniec. Jestem realistką.
Giną wiedząc, że Earline nie mówi tego do końca serio, wyraziła uprzejmą
dezaprobatę, przecząco kręcąc głową.
– Ta tradycja powinna przetrwać po wsze czasy. I miasto również –
powiedziała.
Giną była wysoką, dwudziestopięcioletnią kobietą, z niesforną masą
kasztanowych, długich do ramion, kręconych włosów. Śmiała się często i z byle
powodu, chociaż czasami można było dostrzec w jej ciemnych oczach głęboko
187473418.001.png
skrywany smutek. Jej uśmiech, szczególnie wtedy, gdy na policzkach
pokazywały się dołeczki, tak jak w tej chwili, czynił ją szczególnie piękną.
– Nic nie trwa wiecznie – sprzeciwiła się Earline.
– Z jakiej racji pomidorowy festyn miałby być wyjątkiem? Niewiele osób
uprawia tu pomidory. Wszyscy młodzi wyjechali z Allegro w poszukiwaniu
pracy. Pewnego dnia miasteczko zrobi „pufff!” i zniknie jak mydlana bańka.
Na policzkach Giny nie było już śladu dołeczków.
– Nie. – Jej głos stał się cichy i prawie poważny.
– Właśnie po to jest ten festyn, by tak się nie stało. To dzięki niemu nadal
jesteśmy społecznością.
Earline wyprostowała się. Masowała sobie plecy i wyglądała na
zrezygnowaną. Przez czterdzieści lat pracowała jako sekretarka w miejscowej
szkole podstawowej. Ale wiosną następnego roku szkoła miała zostać na zawsze
zamknięta. Uczniów z Allegro szkolne autobusy podwozić będą do oddalonego
o dziesięć kilometrów miasta Milledgeville. Earline, która zawsze była
fatalistką, traktowała to jako niechybny znak, że dni miasteczka są policzone.
– Spójrz prawdzie w oczy – powiedziała rozprostowując ramiona. – Festyn
zrobił się dla nas za duży. Tyle pracy! Tłumy, zamieszanie, masa pojazdów, ten
straszny kurz! I całe miasteczko pełne obcych.
– Ale to także czas odwiedzin – zauważyła Giną.
– Ludzie wracają w swoje strony, aby odwiedzić bliskich.
Earline milczała przez chwilę. W jej ciemnych oczach pojawił się smutek.
– Racja – burknęła. – Tylko że do nas i tak nikt nie przyjedzie.
Giną opuściła głowę, unikając wzroku ciotki. Pozostali członkowie ich
rodziny rozjechali się po świecie tak daleko, że obecnie nikt z nich już nie
wracał do Allegro. Tylko one dwie pozostały na miejscu.
– Powinnaś wyjść za mąż, mieć rodzinę – powiedziała szorstko Earline. –
Nasz ród wymiera. Zupełnie jak to miasteczko. Dostatecznie długo pogrążałaś
się w żałobie. Czas zająć się własnym życiem.
187473418.002.png
– Nie pogrążam się w żałobie i właśnie zajmuję się własnym życiem –
wzruszyła ramionami Giną. Sprawiała wrażenie, jakby słowa ciotki jej nie
dotyczyły.
– Jest festyn i mam tysiąc rzeczy do zrobienia.
– Ech! – gniewnie sapnęła Earline. Obrzuciła swoją siostrzenicę krytycznym
spojrzeniem. – Zamierzasz w tym chodzić przez cały dzień?
Giną miała na sobie wyblakłe dżinsy, rozdeptane sportowe buty na bosych
nogach i za obszerną czerwoną koszulkę z nadrukiem: „Festyn Pomidorowy.
Allegro – 99 wspaniałych lat”. Zupełnie nie pasował do tego stroju zaręczynowy
pierścionek z małym brylantem, którego nigdy nie zdejmowała.
– Dziś jestem dyżurną od zażegnywania nieprzewidzianych kłopotów –
odparła beztrosko. – Może będę musiała wpełznąć pod karuzelę, aby uratować
kota, albo przydźwigać skrzynię soli do kuchni. Po co mam się stroić?
– Po to, by ktoś miał szansę zauważyć, jaką jesteś ładną dziewczyną. –
Earline wysunęła podbródek, przybierając nieustępliwy wyraz twarzy.
– Nie wybieram się na konkurs piękności, tylko do pracy. – Giną zaczęła
owijać papierem słonia przebranego za czerwonego diabła.
– To grzech żyć wyłącznie przeszłością – powiedziała w nagłym przypływie
gniewu Earline. – Za długo to już trwa. Nie można tak.
Giną przygryzła dolną wargę i pieczołowicie owijała rogi diabła papierem.
Wspomnienia napłynęły jak czereda widm, które wymknęły się spod kontroli.
Właśnie w lecie, przed pięcioma laty, zginaj na skutek nieszczęśliwego
wypadku jej narzeczony, Loren. Kochała go całym sercem i on także ją kochał.
Mieli się pobrać we wrześniu i zamieszkać razem w Allegro – tam, gdzie oboje
mieszkali od urodzenia. Loren miał zapewnioną pracę jako trener drużyny
futbolowej w pobliskim Milledgeville, a Giną zamierzała otworzyć mały
antykwariat, o czym zawsze marzyła. Odziedziczyła także po ojcu maleńką
wytwórnię przypraw – skromny, rodzinny interes, którym można się było w
wolnych chwilach zajmować.
187473418.003.png
I właśnie tego ostatniego lata, tuż przed objęciem posady trenera, Loren
pracował jako elektryk w miejscowym zakładzie energetycznym. Pewnej
sierpniowej burzliwej nocy zlecono mu usuniecie awarii na linii przekaźnikowej
pomiędzy Allegro a Milledgeville. Człowiek, który mu towarzyszył, był
jedynym świadkiem wypadku. Wedle jego relacji, dokładnie wtedy, gdy Loren
znalazł się już u szczytu słupa i w strugach deszczu wyciągnął rękę, starając się
dosięgnąć do izolatora, nastąpiło wyładowanie atmosferyczne. Ciało Lorena
wyprężyło się w agonii na tle rozjaśnionego błyskawicą nieba, wokół
wyciągniętej ręki zatańczyły białe, elektryczne iskry i po chwili śmiertelnie
porażony człowiek zawisł na pasie bezpieczeństwa.
Po pogrzebie Giną zamknęła się w swym pokoju i przestała z niego
wychodzić. Earline, przerażona jej stanem, wielokrotnie pukała do drzwi,
próbowała z nią rozmawiać, aż wreszcie zaczęła zostawiać tacę z jedzeniem
przed progiem. Giną w zasadzie nie odpowiadała. Czasami przyjmowała posiłki,
czasami nie. Wszystkie swe myśli skoncentrowała wyłącznie na Lorenie.
Kiedyś, w trakcie jakiejś poważnej rozmowy, powiedział jej: Gdyby
cokolwiek złego mi się przydarzyło, to mam nadzieję, że mimo wszystko
pozostaniesz moją szczęśliwą, pełną radości życia, śmiejącą się Giną. Spytał,
czy może mu to obiecać. Obiecała.
Jej żałoba, głęboka i prywatna, trwała trzy tygodnie. W dniu, który miał być
dniem ich zaślubin, wyszła ze swego pokoju. Blada, lecz uśmiechnięta, niemal
taka jak przedtem. Ludzie w miasteczku byli zdumieni, że udało jej się dojść do
siebie po tej tragedii.
I tylko ona miała świadomość, że swój uśmiech ofiarowuje Lorenowi.
Wyszła tego dnia ze swego pokoju tak, jakby szła w takt weselnego walca.
Czuła, że dopełnia w ten sposób ślubu, dotrzymuje przyrzeczenia. Była pewna,
że dotrzyma go na zawsze. Będzie śmiała się i pozostanie taka, jaka była
przedtem. Ale będzie wierna Lorenowi, takiemu, jaki pozostał w jej pamięci.
– Gino! Przestań żyć w urojonym świecie – przywołała ją do rzeczywistości
187473418.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin