Campbell Bethany - Porwanie Księżycowej Róży.pdf

(647 KB) Pobierz
187474143 UNPDF
BETHANY CAMPBELL
Porwanie Księżycowej Róży
Tytuł oryginału: The Lost Moon Flower
Przełożyła: Hanna Bąkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W ciągu pięciu długich, szarych dni w Chicago hulał wiatr. Co jakiś czas
miasto nawiedzały lutowe zamiecie śnieżne. Prawdopodobnie jedyne
stworzenia w całym mieście wdzięczne za taką pogodę znajdowały się w
ZOO. Należały do nich niedźwiedzie polarne, tybetańskie jaki, arktyczne
wilki. A także bardzo nieszczęśliwa młoda kobieta nazwiskiem Josie Tal-
bott.
Josie wiedziała, że wszystko się dla niej skończyło. Jej życie legło w
gruzach i to z winy jej własnej siostry. Cieszyła się, że pada śnieg, bo w taką
zadymkę nikt nie odważy się zwiedzać ZOO. Dzisiaj na zawsze opuszczała
swój gabinet, ostatni raz zamykała drzwi. Nie chciała, by ktokolwiek
widział, ile kosztuje ją powstrzymanie się od płaczu. Nie była pewna, czy
kiedykolwiek chciałaby jeszcze spotkać przedstawiciela rasy ludzkiej.
Drzwi do biura zatrzasnęły się automatycznie. Łagodny szczęk zamka
miał w sobie coś z fatalnej ostateczności. Josie po raz ostatni spojrzała na
pokrytą szronem szklaną szybę. „Josie A. Talbott, asystent zoolog, pawilon
niedźwiedzi panda” głosiła czarnymi literami wywieszka na drzwiach.
Wkrótce jej nazwisko zniknie stąd na zawsze. Wcześniej oddała klucze. Już
po wszystkim. Jej kariera dobiegła końca.
Niezgrabnie poprawiła trzymane w ramionach kartonowe pudełko. z2-
kowała do niego ostatnie przedmioty ze swojego biurka, w tym małą po-
rcelanową pandę, która zwykle na nim stała. Czuła jej palącą obecność
przez karton, mitenki i grube rękawy palta. Kiedy otworzyła tylne drzwi
pawilonu, uderzył ją w twarz lodowaty powiew wiatru. Zacisnęła szczęki
aż do bólu. Miała teraz dobrą wymówkę dla piekących łez, które napłynęły
do oczu. Wściekłe powiewy wiatru szarpały jej szalik, rozwiewały kasz-
tanowe loki. Jednakże Josie tego nie czuła. Jej serce było tak udręczone, a
umysł tak odrętwiały poczuciem zdrady, że cała kula ziemska mogłaby
wylecieć w powietrze, rozpłynąć się w nicość, a ona nie zwróciłaby na to
uwagi.
Straciła pracę. Zrujnowała swoją przyszłość. Ale nie to było najgorsze.
Najgorsze było to, że przyniosła hańbę ZOO, swojej profesji, swojemu
miastu, nawet swojemu krajowi. Chiny w geście przyjaźni podarowały
ZOO parę najrzadszych ssaków na świecie: dwie pandy wielkie, Nan Wu i
Yueh Hua – Czarnoksiężnika i Księżycową Różę. Przez nią, Josie Talbott,
bezcenna samica została skradziona. Na domiar złego jej własna siostra,
Bettina, pomogła ją wykraść.
Josie zmagała się z na wpół zamarzniętym zamkiem swojego małego z2-
eskiego chevroleta. Zapaliła silnik. Po omacku jechała wśród zasłony
wirującego śniegu.
Dlaczego była na tyle głupia, by uwierzyć, że jej młodsza siostra naresz-
cie się zmieniła? I na tyle łatwowierna, by załatwić jej pracę w ZOO? Jak
mogła przewidzieć ogrom szaleństwa Bettiny? Albowiem Księżycowa Róża
nie tylko należała do najrzadszych zwierząt na świecie, ale kierownictwo
ZOO było prawie pewne, że niedźwiedzica będzie mieć małe. Mogła
urodzić albo w ciągu miesiąca, albo już za tydzień. Nadal niewiele
wiedziano o rozmnażaniu pand. Spodziewany poród miał być
zwycięstwem w walce o utrzymanie tego wymierającego gatunku.
Josie automatycznie pokonywała śliskie ulice, kierując się do swojego
mieszkanka. Było ono ładne, ale jak na jej kieszeń o wiele za drogie.
Wynajęła je głównie dlatego, że mieściło się w pobliżu ZOO. Teraz nie
miało już znaczenia, gdzie będzie mieszkać. Nikt nigdy nie wezwie jej do
pawilonu pand. Przez dwa lata żyła i oddychała w cieniu pand, myślała i
śniła o pandach. Czarnoksiężnik i Księżycowa Róża były jej obsesją i nie
miała najmniejszych wątpliwości, że była to najcudowniejsza obsesja, jaką
można sobie było wyobrazić.
Wjechała na zaśnieżony parking przed swoim domem. Chłostana
wiatrem w odrętwieniu wypakowywała rzeczy z samochodu. Oboje, wraz
z nadzorującym pawilon pand doktorem Hazardem, traktowali parę z2-
wiadków niczym święty depozyt. I oboje marzyli o tym samym:
rozwiązaniu problemu, który zagrażał istnieniu tego gatunku, to jest
pokonaniu trudności rozmnażania wielkiej pandy w warunkach niewoli.
Kiedy po dwóch latach prób najbardziej precyzyjne testy wykazały, że
Księżycowa Róża prawdopodobnie zaszła w ciążę, Josie z doktorem Hazar-
dem zamknęli się w jego gabinecie i otworzyli butelkę szampana. To był z2-
częśliwszy dzień w życiu Josie. Teraz Księżycowa Róża zniknęła. Jej własna
siostra pomogła ją uprowadzić.
Josie nie zadała sobie trudu, by powiesić płaszcz i szalik. Nie zdjęła z2-
t czapki i mitenek. Poruszała się jak we śnie. Wsunęła kartonowe pudło
głęboko do szafy, żeby na nie nie patrzeć. Szczególnie nie chciała patrzyć na
małą porcelanową pandę. To było ponad jej siły. Nie zapalając światła z2-
nęła kotary i wyjrzała przez okno. Nad miastem szybko zapadała noc, z2-
jając je kurtyną ołowianoszarego zmierzchu.
Josie po raz setny przeklinała siebie za to, że uwierzyła w Bettinę. „Jak
to się mogło stać?” zapytywała siebie, bezradnie kręcąc głową. Zasunęła
kotary i zapaliła lampę. Panujący w pokoju nieład odzwierciedlał stan jej
umysłu. Spojrzała w zawieszone nad ciemnozieloną pluszową kanapą
lustro. Zobaczyła wysoką, szczupłą kobietę z kręconymi kasztanowymi
włosami i udręką w niebieskozielonych oczach. Piegi, którymi letnie słońce
obsypało grzbiet jej szczupłego nosa, wydawały się beztroskie, a przez to
jakby nie na miejscu. Z niechęcią przyglądała się swojemu odbiciu. Miała
wrażenie, że z lustra spogląda na nią jej siostra.
Obie były tak bardzo do siebie podobne, a przy tym tak różne. W
dzieciństwie dużo podróżowały. Ich ojciec, fotograf dzikich zwierząt, z2-
erał je w najodleglejsze zakątki kuli ziemskiej. Dla Josie otaczający ją świat
wydawał się pełen najrozmaitszych cudów. Z kolei Bettinie jawił się jako
miejsce zagrożeń i napięć. Obie dziewczynki silnie przeżyły śmierć matki,
która umarła na gorączkę tropikalną w Afryce. Bettina, młodsza i bardziej
do matki przywiązana, nigdy po tym nie przyszła w pełni do siebie. Gdy
wyrosła, bardzo przypominała Josie, z tym że była niższa, szczuplejsza i
miała jaśniejsze, bardziej intensywnie rude włosy. Miała też te same tur-
kusowe oczy, lecz było to tylko zewnętrzne podobieństwo. W oczach Josie
odbijała się ciekawość, ufność i radość życia. Oczy Bettiny pełne były
ukrytych pragnień, tajemnic i obaw.
Ojciec ich umarł nagle, kiedy Josie miała dwadzieścia trzy lata i z2-
ynała studia magisterskie na uniwersytecie w Stanford. Bettina miała lat
osiemnaście i właśnie rozpoczęła naukę na bostońskiej uczelni. Josie
głęboko przeżyła tę kolejną stratę, ale szybko zebrała siły i rozpoczęła życie,
z którego jej ojciec byłby dumny. Tymczasem Bettina nie potrafiła się już
odnaleźć. Powoli okazało się, jak bardzo śmierć ojca zaważyła na jej życiu.
Oblała egzaminy w pierwszej szkole, potem w drugiej. Zabierała się za
jakąś sprawę, by natychmiast porzucić ją dla innej. W jej życiu pojawiali się
i znikali kolejni zwariowani młodzieńcy.
Kiedy Josie przyjechała do Chicago, Bettina na zawsze porzuciła szkołę i
związała się z najdziwniejszym z jej dotychczasowych chłopców, Lucasem
Panpaxisem. Josie spotkała go tylko raz i natychmiast zaczęła obawiać się o
swoją siostrę. Coś w jego oczach mówiło jej, że ten chłopak może być z2-
awdę niebezpieczny. Prawdziwe nazwisko Lucasa brzmiało Wilber Lump-
kin, ale zmienił je na Lucas Panpaxis twierdząc, że po grecku oznacza to
„światło harmonii świata”. Zawsze ubierał się na czarno, czarna była też
chustka, którą wiązał na głowie. Mówił, że to symbol żałoby związany ze
wszystkimi niesprawiedliwościami świata. Był chudym, nerwowym,
długowłosym chłopcem, który mówił w nieskładny sposób o wszystkim, co
według niego było złe w społeczeństwie. Nie zawracał sobie głowy pracą,
twierdził, że stworzony jest do ważniejszych zadań. Josie uważała go za
szczególnie groźnego, ponieważ jedną z jego pasji było latanie. Samoloty
kupowała mu matka. Na samą myśl o tym, że ktoś tak niezrównoważony
mógłby szybować w przestworzach, Josie dostawała dreszczy.
Kiedy Bettina i Lucas zerwali ze sobą, Josie odetchnęła z ulgą.
Pochlebiało jej, że Bettina zapytała, czy może do niej przyjechać. Wysłała
siostrze pieniądze na podróż do Chicago i znalazła dla niej pracę w ZOO:
asystentki jednego z opiekunów zwierząt. Nie było to zachwycające zajęcie,
ale była to praca bez stresów a to, jak twierdziła Bettina, było wszystko,
czego potrzebowała. Josie pożyczyła Bettinie pieniądze, pomogła jej znaleźć
mieszkanie, rozmawiała z nią o przeszłości i przyszłości. Wydawało się jej,
że wszystko świetnie się układa, co tylko świadczyło o tym, jak niewiele w
ogóle wiedziała. Albowiem to Lucas i Bettina oraz, jak utrzymują władze,
przynajmniej dwie inne osoby, porwali nocą w ubiegłą niedzielę Księżyco-
wą Różę. Nikt nie wie, jak przedostali się przez system zabezpieczeń w
ZOO. Nikt nawet nie był pewny, dlaczego uprowadzili pandę. Trudno było
sobie wyobrazić, co za szalony pomysł wpadł Lucasowi do głowy. Nikt nie
wiedział, czy Bettina była z nim w zmowie, kiedy przyjechała do Chicago,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin