Davidson Jean - Skarb serca.pdf

(336 KB) Pobierz
288587618 UNPDF
Jean Davidson
Skarb serca
Przełożyła Anna Mejger
288587618.002.png
Rozdział 1
– Dziękuję. W ciągu tygodnia powiadomię cię, czy dostaniesz tę pracę.
Rose uśmiechnęła się życzliwie, kandydatka podziękowała i zniknęła w
drzwiach.
Nie myślała, że rozmowy będą tak wyczerpujące, a ona była nimi zajęta
przez cały dzień. Gdyby wiedziała o tym wcześniej, rozłożyłaby pracę na
kilka dni. Ilu ludzi przyjęła do tej pory? Siedmioro?
Przymknęła oczy. Po chwili spojrzała na kartkę z uwagami o ostatniej
kandydatce. Dziewczyna była tak nieśmiała, że Rose, aby cokolwiek
usłyszeć, musiała wytężać słuch. Miała dobre kwalifikacje i trochę
doświadczenia, ale nie wiadomo, czy da sobie radę z samodzielną pracą.
Dopisała to na kartce i wygodniej usadowiła się na krześle.
Spojrzała na swoje notatki. Co za życie! Było już po piątej, chyba już
nikt się nie zgłosi. Jaka szkoda, że właśnie dzisiaj Joanna nie mogła
przyjść do biura. Z jesiennego przeziębienia wywiązała się paskudna grypa
i Rose wysłała ją do domu. Już w czasie wczorajszego lunchu wyglądała
na chorą. W całym tym zamieszaniu nie wzięła od Joanny listy
kandydatów. Tak więc prowadziła rozmowy z ludźmi, nie mając
możliwości sprawdzenia danych. Nie wiedziała nawet, kto jeszcze może
przyjść.
Joanna była wspaniałą sekretarką: czarująca, zawsze opanowana, godna
zaufania. Rose nie wyobrażała sobie, że może ją utracić. Wczoraj Joanna
poszła do domu dopiero wtedy, gdy zrealizowała wszystkie zamówienia.
Rose z powodu nawału pracy, zapomniała zapytać o kartotekę zawierającą
spis kandydatów na asystenta.
288587618.003.png
* * *
Wstała i wyprostowała bolące plecy. Zdecydowała się na filiżankę
herbaty, zanim zamknęła biuro. Ale kiedy przeszła do pokoju, gdzie
zwykle pracowała Joanna i gdzie znajdowały się regały z antykami,
otworzyły się drzwi.
– Dzień dobry. Czy to jest firma „Szukaj, a znajdziesz”?
– Tak, jest pan we właściwym miejscu.
Wysoki mężczyzna o jasnomiedzianych włosach, głową prawie dotykał
framugi drzwi. Uśmiechnął się, miał w twarzy coś interesującego.
– Mam nadzieję, że się nie spóźniłem.
– Nie, jest pan punktualny.
Bez listy Rose nie wiedziała, o której miał przyjść. Punktualność była
jednym z warunków, jakie stawiano kandydatom.
– Nazywam się Rose Winter. Proszę przejść do mojego biura.
Podała mu rękę i wówczas przeszedł ją lekki dreszcz. Zapewne to
zauważył. Instynktownie odsunęła się od niego.
– Dziękuję – powiedział, nieświadomy wrażenia, jakie na niej wywarł.
– Nazywam się Connor McKechnie, ale pani pewnie już zna moje
nazwisko.
– Tak.
Rose nie mogła się pozbierać. „Ostrożnie” – pomyślała. „Prowadziłaś
już kilka rozmów. Zacznij myśleć logicznie”.
– Proszę – powiedziała.
Gdy się odwróciła, poczuła na sobie jego spojrzenie. Była zgrabna i
288587618.004.png
wysoka. „O Boże, przestań” – pomyślała. „Weź głęboki oddech i zacznij
się kontrolować.”
– Proszę usiąść, panie McKechnie. Porozmawiamy.
Rozejrzał się po jej biurze.
– Interesujące miejsce. Czy to nie przypadkiem szkice Robertsona?
Widzę, że żyjesz zgodnie z nazwą firmy – „Szukaj, a znajdziesz”.
– Tak, to jego szkice. Rzadko spotykane. Znalazłam je w małej wiosce
na północy. „Jeśli próbuje mnie przekupić swoją wiedzą, nie uda mu się
to. Zachowam dystans”.
– Nie mam żadnego pojęcia o ich wartości. To jest już umiejętność
rzeczoznawcy, czyli twoja – przyznał.
– Nietrudno się tego nauczyć! – powiedziała. – Trzeba śledzić na
bieżąco czasopisma poświęcone sztuce i odwiedzać aukcje.
– Przypuszczam, że jest to bardzo podniecające, gdy się kupi za parę
centów coś, co warte jest setki funtów?
– Tb się nie zdarza często. Zresztą, uważam, że ważniejsze od ceny jest
piękno przedmiotu.
– Czyżby? Interesujący punkt widzenia. Nie sprzedajesz więc tych
rzeczy?
Rose poczuła, jak się czerwieni. Jego spostrzeżenie spowodowało, że
poczuła się głupio.
– Nie... lubię otaczać się nimi.
– Czy powiedziałem coś, co cię uraziło?
– Nie. Jest dość późno i czuję się zmęczona.
– Rozumiem. Miałaś ciężki dzień. Zauważyłem to – odparł życzliwie.
– Właśnie zamierzałam zrobić herbatę. Napijesz się?
288587618.005.png
– Z przyjemnością – uśmiechnął się.
– Przeczytaj sobie katalog „Szukaj, a znajdziesz”, zanim ja zacznę cię
przepytywać.
– Świetnie.
W kuchni, którą dzieliła z innymi małymi firmami, Rose roześmiała się
wesoło do siebie. Wrzuciła dwie torebki herbaty do swoich najlepszych
porcelanowych filiżanek. Connor McKechnie spodobał się jej.
Tajemnicze, ciemnoszare oczy, włosy o ciekawym, miedzianym kolorze i
pięknie zarysowane usta. Był ubrany w białą, luźną koszulę i wełnianą
marynarkę, którą zdjął prawdopodobnie po to, by pokazać jej swoje
szczupłe, dobrze zbudowane ciało.
Kłopot w tym, że musi prowadzić z nim rzeczowy wywiad, nie myśląc
o tym, że jest taki przystojny. Wyglądał na chętnego do tej pracy. Rose
musi utrzymać swoją przewagę i nie dać się oczarować.
Wzięła się w garść. Zabrała dwie parujące filiżanki na dół, do swojego
biura. Gdy Connor brał od niej herbatę, dotknął jej dłoni. Czy zrobił to
umyślnie? Jej ciało znowu zareagowało dreszczem.
Rose spojrzała na niego z bezpiecznej odległości dzielącego ich biurka.
Próbowała się nie rozpraszać.
– Czy ma pan jakieś pytania, panie McKechnie?
– Connor – powiedział krótko. – Twój prospekt jest bardzo
interesujący. Jestem pewien, że potrafisz wytropić prawie wszystko.
– Dziękuję. A inne pytania?
Rozłożył ręce i odezwał się:
– Mnóstwo, ale nie czas teraz na nie.
Rose zesztywniała. To była niedwuznaczna propozycja, a jeszcze
288587618.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin