306. DUO Sanderson Gill - Doskonala pielegniarka.pdf

(568 KB) Pobierz
medd306a
Gill Sanderson
Doskonała pielęgniarka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jane Wilson nigdy nie miała trudno´ci z rannym
wstawaniem. ´ le sypiała dopiero od niedawna. Cho-
ciaz˙ł´˙ko w motelu było wygodne, ubrała si˛ i wsiadła
do samochodu. Teraz stała na pla˙y i patrzyła na lekko
wzburzone fale.
Tutaj było inaczej ni˙ w Londynie. Widziała wscho-
dza ˛ ce nad morzem sło´ ce. Po prawej stronie cia ˛ gn ˛ ła
si˛ w niesko´ czono´´ pla˙a, a po lewej wznosiły si˛
wysokie białe skały. Słycha´ było krzyki mew i ryt-
miczne uderzenia fal o piasek. W powietrzu unosiła si˛
wszechobecna wo´ soli.
Od strony miasteczka nadbiegł truchtem jaki´ czło-
wiek uprawiaja˛cy jogging. Kiedy si˛ z nia˛ zr´ wnał,
zawołał:
– Pi˛kny dzie´ , prawda?
– Przepi ˛ kny! – odkrzykn ˛ ła i patrzyła w ´lad za
m˛˙czyzna˛,a˙ ten stał si˛ tylko kolorowym punktem
na piasku. Kiedy´ te˙ biegała dla utrzymania formy.
Mo˙e powinna zn´ w zacza˛´?
Nagle u´wiadomiła sobie, jak bardzo chce tu zamie-
szka´. Mogłaby zacza ˛ ´ nowe ˙ycie. Mo˙e nawet po
jakim´ czasie zn´ w byłaby szcz˛´liwa. Oczywi´cie,
czeka ja˛ ci˛˙ka walka. Awans z piel˛gniarki na przeło-
˙ona˛ oddziału to du˙e wyzwanie. Ale mo˙e wła´nie
tego jej trzeba. On by tego dla niej chciał.
4
GILL SANDERSON
My´l o nim dodawała jej sił. Zacznie nowe ˙ycie.
Je´li nie tu, to gdzie indziej. Jak to jej si ˛ cz ˛ sto
zdarzało, bezwiednie zsun ˛ ła obra ˛ czk ˛ , pocałowałaj ˛
i zn´ wwło˙yła na palec, po czym zerkn˛ła na zegarek.
Czas ucieka, a dobrze by było, gdyby przyszłana
rozmow˛ kwalifikacyjna˛ nieco wcze´niej, spokojna
i opanowana.
Wr´ ciła do motelu, wzi˛ła prysznic i szybko wysu-
szyła swoje kr´ tkie, jasne włosy. Specjalnie na t˛ roz-
mow˛ kupiła nowa˛ sukienk˛.Była wygodna i prosta,
ale elegancka i doskonale skrojona, z bł˛kitnego dro-
giego materiału. Jane spojrzała na nia ˛ i zdała sobie
spraw˛,˙e nieco przypomina piel˛gniarski str´ j.
Obejrzała si˛ w du˙ym lustrze. Suknia le˙ała dosko-
nale i wcale nie ukrywała jej kształt´ w. John powie-
działby... B´ l przeszył ja˛ do ˙ywego niczym skalpel.
Nie mo˙e teraz o nim my´le´. Musi by´ silna.
Kiedy r˛ce przestały jej dr˙e´, umalowała si˛, jak
zwykle dyskretnie. Zn´ w spojrzała na swoje odbicie
w lustrze. Wygla˛da dobrze. By´ mo˙e nie dostanie tej
pracy, ale na pewno nie podda si ˛ bez walki.
Kiedy wyszła na dw´ r, w powietrzu poczuła zapach
soli, a nie spalin, jak w Londynie. Tak, ten fragment
wybrze˙a hrabstwa Yorkshire bardzo jej si˛ podobał.
W pierwszej chwili nie mogła odnale´´ samochodu.
Czy˙by kto´ ukradł tego zardzewiałego grata? Zaraz
jednak przypomniała sobie, ˙e go sprzedała. Zbyt
wiele jej przypominał. W jego miejsce kupiłamały
czerwony samochodzik, w sam raz dla jednej osoby.
Wolds Hospital wywarł na niej dobre wra˙enie. Stał
na wzg´ rzu, na obrze˙ach nadmorskiego miasteczka
Denham. Łatwo mo˙na tam było doj´´ piechota˛. Jane
DOSKONAŁA PIELE ˛ GNIARKA
5
wjechała na obszerny parking i z uznaniem spojrzała
na stary budynek z czerwonej cegły oraz wznosza ˛ ca ˛ si ˛
obok niego nowoczesna ˛ konstrukcj ˛ .
W recepcji skierowano ja˛ do poczekalni.
– Jane Wilson? Jestem Marjory Edwards, sekretar-
ka dyrektora administracyjnego. – Kobieta w ´rednim
wieku u´miechn ˛ ła si ˛ . – Prosz ˛ usia ˛ ´´. Napije si ˛ pani
kawy? A mo˙e wody albo soku?
– Poprosz˛ o wod˛ – odrzekła Jane.
Marjory zaznaczyła jej nazwisko na li´cie, a potem
przyniosła szklank˛ wody z lodem i plasterkiem cyt-
ryny. Podniosłasłuchawk ˛ i zaanonsowała:
– Panie Carrington, pani Wilson ju˙ tu jest. Dobrze,
mniej wi˛cej za pi˛´ minut. – Odło˙yłasłuchawk˛
i zwr´ ciła si˛ do Jane: – Na to stanowisko zgłosiło si˛
pi˛´ kandydatek. Komisja przeprowadzi dzi´ rozmowy
ze wszystkimi. Mamy nadziej ˛ ,˙e o pia ˛ tej decyzja
zostanie ju˙ podj˛ta. A teraz prosz˛ wypełni´ for-
mularz konieczny do uzyskania zwrotu koszt´ w pod-
r´ ˙y.
Jane znalazła w torebce odpowiednie rachunki. Po-
doba mi si˛ tutaj, pomy´lała. Czuła, ˙e mogłaby by´
w tym miejscu szcz˛´liwa. Ostatnia˛ rozmow˛ kwalifi-
kacyjna˛ odbyła dawno temu, ale dzi´ byłacałkiem
spokojna. Wcale jej to nie cieszyło! Powinna wprowa-
dzi´ si ˛ w bardziej bojowy nastr´ j i pozby´ si ˛ uczucia,
˙e tak naprawd˛ nic nie ma znaczenia.
Zadzwonił telefon, Marjory powiedziała co´ cicho
do słuchawki i znikn˛ła za podw´ jnymi mahoniowymi
drzwiami. Po chwili wyszła i oznajmiła:
– Komisja prosi pania ˛ do ´rodka, pani Wilson.
Jane wstała i wzi˛łagł˛boki oddech. Zaraz rozpo-
6
GILL SANDERSON
cznie si˛ walka. Sekretarka wprowadziłaj˛ do sali
i wysun ˛ ła dla niej krzesłostoja ˛ ce przy wypolerowanym
do połysku stole. Jane usiadła i rozejrzała si ˛ wok´ł.
Była w starej cz˛´ci szpitala, gdzie na wykładanych
boazeria˛ ´cianach wisiały olejne portrety zapomnia-
nych dygnitarzy. Z boku stał te˙ stolik z komputerem.
Wida´ było, ˙e szpital Wolds nada ˛ ˙a za zmianami.
U szczytu stołu siedziało pi˛´ os´ b. Starszy m˛˙-
czyzna o miłej aparycji u´miechna˛ł si˛ i wstał.
– Witam, pani Wilson. Nazywam si˛ Paul Carring-
ton i jestem tu dyrektorem administracyjnym. To jest
Mary White, przeło˙ona piel ˛ gniarek, i Peter Knowles,
dyrektor finansowy. Po drugiej stronie siedza˛ pani Fay
Donahue, szefowa kadr, i pan Fielding, jeden z naszych
dw´ ch konsultant´ w na oddziale noworodk´ w.
Członkowie komisji powitali ja˛ u´miechem i skinie-
niem głowy. Jane wydało si ˛ ,˙e w oczach Fay Dona-
hue dostrzegła zrozumienie i sympati˛. By´ mo˙e
sama niedawno musiała przej´´ taka˛ rozmow˛? Ostat-
ni z przedstawionych, Chris Fielding, skłonił głow˛
iu´miechna ˛ ł si ˛ lekko, jakby my´lami był gdzie´ da-
leko. Miał powa˙na˛, skupiona˛ min˛ i Jane przewidy-
wała, ˙e jego pytania moga˛ sprawi´ jej kłopot. C´ ˙,da
sobie rad˛.
– Zanim zaczniemy, chciałbym co´ wyja´nic´–po-
wiedział Paul Carrington. – Ot´ ˙ zarza ˛ d powierniczy
postanowił rozbudowa´ szpital w Denham. R´ wnie˙
na mocy decyzji zarza˛du szpital Princess Mary w Cal-
thorpe, siedem kilometr´ w sta˛d, jest w trakcie likwi-
dacji. Sa˛dzimy, ˙epoła˛czenie tych dw´ ch plac´ wek
le˙y w interesie pacjent´ w i personelu.
Wypiłłyk wody.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin