Julie Garwood - Czas Róż - Czerwona.pdf

(658 KB) Pobierz
Julie Garwood - Czerwona
19981948.002.png
JULIE GARWOOD
CZERWONA
Czas RóŜ
Tytuł oryginału ONE RED ROSE
19981948.003.png
PROLOG
Dawno, dawno temu Ŝyła niezwykła rodzina. Byli to bracia Clayborne'owie, związani
ze sobą więzami silniejszymi niŜ więzy krwi.
Poznali się jako chłopcy, a ich domem były wtedy ulice Nowego Jorku. Zbiegły
niewolnik Adam, kieszonkowiec Douglas, rewolwerowiec Cole i hochsztapler Travis
przetrwali, wspierając się nawzajem w walce z gangami starszych wyrostków, włóczących się
po mieście. Gdy znaleźli w swoim zaułku porzuconą dziewczynkę, przysięgli sobie, Ŝe
zapewnią jej lepsze Ŝycie, i wyruszyli na Zachód.
W końcu osiedlili się na kawałku ziemi w samym sercu Terytorium Montany. Nazwali
go RóŜanym Wzgórzem.
Jedynym duchowym wsparciem dla dorastających młodzieńców były listy od matki
Adama, RóŜy. Odpowiadali na nie pisząc, co im serce dyktowało. Dzielili się swymi lękami,
marzeniami i nadziejami, a RóŜa obdarzała ich w zamian czymś, czego nigdy przedtem nie
mieli: bezgraniczną matczyną miłością.
Z czasem wszyscy Clayborne'owie przywykli nazywać ją mamą RóŜą i zaczęli
traktować jak prawdziwą matkę.
Po ponad dwudziestu latach mama RóŜa zamieszkała razem z rodziną. Jej synowie i
córka wreszcie byli zadowoleni. Przyjazd mamy RóŜy był wielkim świętem, lecz zarazem
wywołał zamieszanie. Jej córka wyszła za mąŜ za bardzo przyzwoitego człowieka i niedawno
urodziła uroczą dziewczynkę, a synowie wyrośli na szanowanych ludzi z charakterem. Travis
i Douglas dobrze się oŜenili. Ale mama RóŜa nie była jeszcze usatysfakcjonowana. Nie
podobało jej się, Ŝe Adam i Cole zasmakowali w kawalerskim stanie. A poniewaŜ była
zdania, Ŝe Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają, widziała tylko jedno wyjście.
Musiała swoich chłopców wyswatać.
19981948.004.png
Czas kwitnienia róŜ
Nie w zimie z naszych wróŜb
Wyczytał los kochanie
Był czas kwitnienia róŜ –
Rwaliśmy je w altanie.
Bo nie wie młoda miłość,
śe zima jest na świecie.
Och, skądŜe! Pięknie było,
Świat czcił nas świeŜym kwieciem.
Nie chciałaś odejść, cóŜ
śe wieścił zmierzch rozstanie?
Był czas kwitnienia róŜ –
Rwaliśmy je w altanie.
Thomas Hood (1798 - 1845)
19981948.005.png
1
Ranczo RóŜane Wzgórze, Montana Valley,
wiosna 1851
Znalazł ją w swoim łóŜku.
Adam Clayborne zaskoczył rodzinę, zjawiwszy się w domu w ciemną noc dwa dni
wcześniej, niŜ go oczekiwano. Wprawdzie nie planował powrotu na ranczo przed piątkiem,
ale udało mu się szybko załatwić interesy, a miał juŜ serdecznie dość spania pod gołym
niebem. Marzył o czystej pościeli i miękkim materacu.
Wiedział, Ŝe dom jest zatłoczony do granic moŜliwości, bo w następny weekend
przypadały urodziny mamy RóŜy, a bracia i siostry uradzili wspólnie, Ŝe zjadą wcześniej,
Ŝeby pomóc w przygotowaniach. Na fetę, oprócz mieszkańców pobliskiego miasteczka Blue
Belle, zaproszono jeszcze ze dwadzieścia albo i trzydzieści osób z daleka, nawet z Hammond.
Odkąd mama RóŜa zamieszkała na ranczu nieco ponad rok temu, zdąŜyła zadzierzgnąć liczne
przyjaźnie. Samych znajomych z kościoła miała około pięćdziesięciu osób, a wszyscy bez
wyjątku zamierzali świętować razem z nią.
Zanim Adam rozsiodłał konia i wypił coś zimnego w kuchni, zrobiło się dobrze po
północy. W domu panowała cisza jak w kościele w sobotni wieczór. Zdjął buty w
przedsionku i starając się nie robić hałasu, wspiął się po schodach do swojej sypialni,
znajdującej się na piętrze przy końcu korytarza. Kiedy znalazł się w pokoju, natychmiast
zaczął się rozbierać. Nie trudził się zapalaniem lampy, gdyŜ światło księŜyca wpadające przez
okno w zupełności mu wystarczało. Dobrze widział znajome zarysy mebli.
Cisnął koszulę na krzesło, przeciągnął się, szeroko rozkładając ramiona, i ziewnął.
BoŜe, jak dobrze być znowu w domu. Skonany i na wpół śpiący przysiadł na brzegu łóŜka,
Ŝeby zdjąć buty, i nagle zorientował się, Ŝe siedzi na miękkim, uroczo pachnącym kobiecym
ciele.
Kobieta głośno jęknęła. Adam zaklął soczyście.
Genevieve Perry przebudziła się bardzo gwałtownie. Miała wraŜenie, Ŝe dom się
zawalił. Instynktownie zepchnęła cięŜar z nóg i usiadła. Chwyciwszy za prześcieradło,
podciągnęła je pod szyję i zmierzyła wzrokiem słusznego wzrostu męŜczyznę, rozciągniętego
na podłodze.
- Co pan robi? - wyszeptała.
- Próbuję się połoŜyć do własnego łóŜka - odszepnął.
19981948.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin