ŚW. MARIA MAGDALENA.doc

(72 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ SW

LEGENDA NA DZIEŃ SW. MARII MAGDALENY

22 lipca

 

 

W Ewangelii występuje obok Matki Bożej kilka jeszcze niewiast imieniem Maria. Jedna z nich, z przydomkiem Magdalena [tj. pochodząca z miasta Magdala, dziś el-Medżdel na północny zachód od Jeziora Tyberiadzkiego] wymieniona jest u św. Łukasza [8,2] jako uzdro­wiona przez Chrystusa z opętania, a u Św. Jana [19,25 i 20, 1-18] jako obecna przy ukrzyżo­waniu i jedna z pierwszych osób, którym Pan Jezus objawił się po zmartwychwstaniu. Z nią to tradycja od dawna skłonna jest identyfikować [zapewne w oparciu oj 11, 2] siostrę Marty i Łazarza [Marię z Betanii] oraz bezimienną grzesznicę u św. Łukasza [7, 36-50], która umyła łzami stopy Chrystusa, otarła je swymi włosami i namaściła olejkiem.

W hagiografii greckiej nie jest ona popularną postacią; posiadamy zaledwie jedno kazanie ku jej czci [BHG nr 462]. Wedle wersji greckiej zmarła w Efezie, a relikwie przeniesione zostały w r. 899 do Konstantynopola przez cesarza bizantyńskiego Leona VI Mądrego. Natomiast niezmiernie wiele legend rozwinęło się wokół jej osoby na łacińskim Zachodzie [BHL nr 5439-5513], przede wszystkim w południowej Francji, gdzie św. Maria Magdalena doznawała gorącego kultu, a to na podstawie przekonania, że ona wraz ze swym bratem Łazarzem i siostrą . Martą właśnie w okolicach Marsylii i Aix głosiła wiarę Chrystusową, a trzydzieści lat spędziła na pustelni w St. Baume. Klasztor benedyktynów w Vezelay chlubił się posiadaniem jej relikwii, wokół przeniesienia których, jak też i cudów po tym przeniesieniu zdziałanych, rozwinęła się obfita literatura [BHL nr 5459-95]. Echa jej znajdujemy też pod koniec legendy Jakuba de Voragine.

Ponieważ zaś tradycja przedstawiała św. Marię Magdalenę jako pokutującą grzesznicę, zaczęto na nią przenosić motywy' znane z legendy o Marii Egipcjance [wyżej nr 26], które również napotykamy w niniejszym opowiadaniu. Równocześnie włączały się do legendy o tej popularnej świętej motywy z romansów starożytnych, np. z Historii Apolloniusza z Tyru-jak to wykazał polski uczony W. Klinger w czasopiśmie »Lud« XV 1909, 22-25.

Maria Magdalena otrzymała ten przy­domek od grodu Magdala. Rodzina jej była bardzo znakomita; wywodzi­ła się nawet z rodu królewskiego. Oj­ciec Marii nazywał się Syrus, a matka Eucharia. Wraz ze swym bratem Łazarzem i siostrą Martą, Maria Magdalena posiadała gród Magdala, oddalony o dwie mile od jeziora Genezaret, Betanię pod Jerozolimą i znacz­ną część samej Jerozolimy. Rodzeństwo podzieliło się między sobą w ten sposób, że Maria otrzymała gród Magdala, od którego nazwana została Magdaleną, Łazarz część Jerozolimy, a Marta Betanię. Ponieważ jednak Magdalena oddała się cała światowym uciechom, a Łazarz poświęcił się służbie wojskowej, więc Marta, najroztropniejsza z nich, zarządzała starannie majątkiem siostry i brata, i troszczyła się o potrzeby ich rycerzy [1], służby oraz biednych. Po Wniebowstąpieniu Pańskim jednak sprzedali wszystko, a otrzymaną zapłatę złożyli u stóp apostołów [2].

Magdalena była więc bardzo bogata, a ponieważ bogactwu zawsze towarzyszy chęć użycia, więc i ona, jaśniejąc bogactwem i urodą, oddała ciało swoje rozkoszom, tak że wreszcie zapomniano jej własnego imienia i wszędzie zwano ją grzesznicą. Lecz gdy pewnego razu słyszała, że Chrystus, który tu i tam nauczał, będzie na uczcie u Szymona trędowatego, kierowana wolą Bożą pospieszyła tam. Nie śmiała jednak jako grzesznica zjawić się pomiędzy sprawiedliwymi, lecz pozostała z tyłu koło nóg Pana [3], łzami obmyła jego stopy, wytarła je włosami i namaściła cennym olejkiem. Mieszkańcy tego kraju bowiem często zażywali kąpieli i namaszczania z powodu gwałtownych upałów. Widząc to Szymon faryzeusz pomyślał sobie: Gdyby on był prorokiem, nigdy nie zezwoliłby, aby go taka grzeszni­ca dotknęła. Pan jednak skarcił jego pychę z własnej sprawiedliwości, a kobiecie odpuścił wszystkie grzechy [4].

Jest to więc owa Maria Magdalena, której Pan wyrządził tak wielkie dobrodziejstwo i dał dowody swej wielkiej miłości. Wypędził z niej bowiem siedmiu diabłów [5], rozpalił ją całą uwielbieniem do siebie, uczynił ją szczególnie bliską sobie, jak również swoją gospodynią i szafarką, którą zawsze chciał mieć przy sobie w podróży. Zawsze też łagodnie ją usprawiedliwiał: i przed faryzeuszem, który ją nazwał nieczystą, i przed jej siostrą, która oskarżała ją o lenistwo [6], i przed Judaszem, który nazywał ją rozrzutnicą [7]. Widząc ją płaczącą Pan sam nie mógł powstrzymać łez. Z miłości do niej wskrzesił jej brata w cztery dni po jego śmierci. Z miłości do niej uzdrowił jej siostrę z krwotoku, na który cierpiała przez 7 lat. Dzięki jej zasługom Martilli, słudze jej siostry, uczynił tę łaskę, że zawołała te błogosławione i słodkie słowa: Błogosławiony żywot, który Cię nosił i piersi, które ssałeś [8]. Według Ambrożego bowiem ową ko­bietą cierpiącą krwotok [9] była Marta, tą zaś, która te słowa wypowiedzia­ła, była jej służąca. Magdalena - opowiada on - była tą, która obmyła łzami nogi Pana, wytarła je włosami i namaściła olejkiem. Ona to w czasie łaski [10] pierwsza odbyła uroczystą pokutę, ona wybrała najlepszą cząstkę, siedząc u stóp Pana i słuchając słów Jego. Ona to w czasie męki Pańskiej stała pod krzyżem, ona przygotowała olejek, aby namaścić Jego ciało. Gdy uczniowie odeszli od grobu Pana, ona pozostała. Jej najpierw ukazał się zmartwychwstały Chrystus i uczynił ją apostołką apostołów.

Po Wniebowstąpieniu Chrystusa, mianowicie w 14 lat po męce Pańskiej, gdy Żydzi dawno już zabili Szczepana, a pozostałych uczniów wypę­dzili poza granice Judei, ci rozeszli się po różnych krajach, aby tam siać słowo Boże. W tym czasie wraz z apostołami był św. Maksyminus, jeden z 72 uczniów Pańskich, którego opiece św. Piotr polecił Marię Magdalenę. Gdy więc uczniowie Pana rozproszyli się po świecie, św. Maksyminus, Maria Magdalena, brat jej Łazarz, siostra Marta ze swą służącą Martillą, a także św. Cedoniusz, ślepy od urodzenia, lecz uzdrowiony przez Pana, wszyscy wraz z wieloma innymi chrześcijanami zostali przez niewiernych załadowani na okręt i zepchnięci na morze bez żadnego steru, oczywiście w tym celu, aby wszyscy razem potonęli. Moc Boża jednak doprowadziła ich do Marsylii [11]. Tam nie znaleźli nikogo, kto przyjąłby ich gościnnie, zostali więc w portyku przylegającym do pewnej świątyni pogańskiej, należącej do plemienia tego kraju. Maria Magdalena zaś ujrzawszy, że lud schodzi się do świątyni, aby składać ofiary bożkom, podniosła się z twarzą łagodną i pogodną i poczęła w przekonywających słowach odwodzić ich od kultu bożków, a równocześnie z wielką wytrwałością opowiadała im

Chrystusie. W końcu wszystkich oczarowała jej postać, zarówno jak wymowa i łagodność jej słów. Nic też dziwnego, że usta, które pobożnym

słodkim pocałunkiem dotknęły stóp Zbawiciela, bardziej niż inne tchnęły urokiem słowa Bożego.

Następnie przybył do owej świątyni książę tego kraju wraz z żoną i chciał złożyć ofiarę bożkom, aby u nich uprosić sobie potomstwo. Jemu też Magdalena opowiedziała o Chrystusie i odradzała składanie ofiary. A po kilku dniach Magdalena ukazała się w widzeniu owej niewieście i rzekła: Dlaczego opływając sami w dostatki pozwalacie, aby świeci Boży umierali z głodu i zimna? Zagroziła jej też, że jeśli nie namówi swego męża, aby ratował świętych od nędzy, wówczas ściągnie na siebie gniew Boży. Kobieta jednak lękała się opowiedzieć mężowi o swym widzeniu. Następnej więc nocy Magdalena znowu jej się ukazała powtarzając to samo, lecz ona nie wyjawiła tego swemu mężowi. Po raz trzeci tedy zjawiła się Magda­lena w ciszy głębokiej nocy, drżąca z gniewu, z twarzą tak płonącą, jak gdyby cały dom się palił, i rzekła: Ty śpisz, tyranie, nasienie twego ojca szatana, wraz z twą małżonką żmiją, która nie chciała ci oznajmić moich słów? Odpoczywasz, wrogu krzyża Chrystusowego, nasyciwszy żarłoczność twego brzucha rozmaitymi przysmakami, a świętym Bożym pozwalasz gi­nąć z głodu i pragnienia? Leżysz w pałacu owinięty w jedwabie, widzisz, że oni tam samotni nie mają gospody, i nie troszczysz się o to? Ale nie wymk­niesz się, niegodziwcze, nie ujdzie ci to bezkarnie, że tak długo zwlekałeś z dobrodziejstwami dla nich! To rzekłszy Magdalena odeszła. Niewiasta zaś zbudziwszy się drżała i wzdychała, a wreszcie rzekła do męża, który też zdradzał objawy niepokoju: Panie mój, czy widziałeś tę zjawę, która mnie się ukazała? On zaś odparł: Widziałem i ciągle jeszcze pełen jestem zdumienia i lęku. Cóż teraz zrobimy? Lepiej będzie - odpowiedziała mu żona - posłuchać jej, niż narazić się na gniew Boga, o którym ona naucza. Przyjęli zatem świętych w gościnę i zaspokoili wszystkie ich potrzeby.

Gdy pewnego razu Maria Magdalena nauczała, ów książę rzekł do niej: Czy potrafisz udowodnić prawdziwość wiary, której nauczasz? Ona - zaś odpowiedziała: Co do mnie, to gotowa jestem zawsze bronić mej wiary, bo uzasadnia ją codziennymi cudami i nauką mój mistrz Piotr, który jest głową Kościoła w Rzymie. Wtedy książę wraz ze swą żoną oświadczył Magdalenie: Gotowi jesteśmy we wszystkim posłuchać twoich słów, jeżeli uprosisz nam syna u Boga, o którym opowiadasz. Zaiste, nie odmówię ci pomocy - odparła. Wówczas św. Maria Magdalena pomodliła się za nich do Pana, aby raczył dać im syna. Pan wysłuchał jej próśb i małżonka księcia poczęła dziecię. Mąż jej zaś zapragnął pojechać do Piotra, aby przekonać się, czy jest prawdą to, co Magdalena opowiada o Chrystusie. Wtedy żona rzekła do niego: Jakże to, panie, chcesz wyjechać beze mnie? Nie myśl nawet o tym! Jeśli wyjedziesz, ja pojadę wraz z tobą, wrócę, gdy ty wrócisz, spocznę, gdy ty będziesz odpoczywał. Mąż jednak odrzekł jej: Nie może to być, pani, ponieważ ty jesteś ciężarna, a na morzu czyha wiele niebezpieczeństw i łatwo mogłabyś być wystawiona na szwank. Pozostań więc spokojnie w domu i czuwaj nad naszym majątkiem. Ona jednak kobiecym zwyczajem ciągle nalegała, ze łzami obejmowała jego nogi, aż wresz­cie osiągnęła to, o co prosiła. Maria więc umieściła znak krzyża na ich barkach [12], aby zły duch nie przeszkadzał im w podróży. Następnie za­ładowali na okręt wielką ilość potrzebnych im rzeczy, cały dobytek zosta­wili pod opieką Marii Magdaleny i wyruszyli w drogę [13].

Już jeden dzień i noc byli w drodze, gdy morze poczęło bardzo się burzyć, a wiatr dął tak silnie, że wszyscy przerażeni strasznym naporem fal popadli w wielką trwogę, najwięcej zaś owa ciężarna i słabowita kobieta, która nagle uczuła bóle porodowe i wśród cierpień cielesnych i trwogi przed burzą umarła, wydawszy na świat syna. Nowo urodzony chłopczyk zaś drżał i kwilił żałośnie szukając piersi matczynej, która byłaby mu pociechą. Ach, cóż za boleść! Dziecię urodziło się żywe, lecz stało się przyczyną śmierci matki, teraz i jemu przyjdzie umrzeć, bo nie ma nikogo,
kto by mógł mu dostarczyć pożywienia, aby żyło! Cóż miał czynić biedny pielgrzym widząc, że żona jego nie żyje, a syn kwiląc żałośnie szuka piersi matki? Zawodził głośno i wołał: Biada mi, cóż uczynię, nieszczęsny?

Pragnąłem mieć syna, a straciłem matkę wraz z synem! Żeglarze zaś krzyczeli i wołali: Trzeba wyrzucić ciało w morze, zanim wszyscy razem zginiemy! Jak długo ono będzie z nami, nie ustanie ta burza! Ale gdy pochwycili ciało, aby wrzucić je do morza, pielgrzym zawołał: Stójcie, stójcie, jeśli już nie chcecie oszczędzić ani mnie, ani matki, to przynajmniej zlitujcie się nad kwilącym niemowlęciem! Poczekajcie trochę, może żona moja z wielkiego bólu tylko popadła w omdlenie i zdoła jeszcze przyjść do siebie!

W tej chwili niedaleko ukazała się na morzu jakaś skalista wysepka, a pielgrzym ujrzawszy ją, pomyślał, że lepiej będzie tam złożyć ciało zmarłej i dziecko, niż rzucić je na pożarcie morskim potworom. Skłonił więc marynarzy prośbami i zapłatą, aby tam przybili. Następnie nie mogąc z powodu twardości ziemi wykopać grobu, położył ciało żony na płaszczu w oddalonej części wysepki, złożył chłopca na piersi matki i rzekł ze łzami:

0              Mario Magdaleno, na moje największe nieszczęście przybyłaś do Mar­sylii! Po cóż ja nieszczęsny za twoją namową podjąłem tę podróż? Czy po to prosiłaś Boga, aby żona moja poczęła, żeby przez to zginęła? Oto po­częła dziecię, a wydając je na świat znalazła śmierć, syn mój zaś po to urodził się, aby zginąć, bo nie ma tej, która by go żywiła. Oto co zyskałem przez twoją modlitwę! A przecież powierzyłem ci wszystko, co mam, i teraz też wszystko twemu Bogu polecam. Jeśli rzeczywiście jest On tak potężny, to będzie pamiętał o duszy matki i na twoje prośby zmiłuje się nad dzieckiem i uchroni je od zguby. Następnie okrył swym płaszczem ciało żony i dziecko i wrócił na okręt. Gdy przybył do Piotra, ten wyszedł mu naprzeciw, a widząc na jego barkach znak krzyża począł go wypytywać, kim jest i skąd przybywa. Pielgrzym opowiedział mu swoje dzieje, a Piotr rzekł: Pokój niech będzie z tobą. Dobrze zrobiłeś przybywając tu i dobrej rady posłuchałeś. Nie smuć się, że żona twoja śpi i chłopczyk wraz z nią spoczywa, Pan bowiem daje, komu zechce, i ma moc, aby dary odebrać, a odebrane znowu przywrócić; tak też może i twoją boleść prze­mienić w radość. Następnie zaprowadził go Piotr do Jerozolimy i pokazał mu te wszystkie miejsca, w których Chrystus nauczał i czynił cuda, a także miejsce, na którym został umęczony i z którego wstąpił do nieba. Uczył go też Piotr pilnie wiary chrześcijańskiej, a po upływie dwu lat pielgrzym wsiadł znowu na okręt, aby powrócić do ojczyzny.

Gdy zaś płynął po morzu, moc Boża sprawiła, że okręt znalazł się w pobliżu owej wysepki, na której zostawił ciało żony i dziecko. Znowu więc skłonił pielgrzym marynarzy prośbami i zapłatą, aby przybili do wysepki. Chłopczyk zaś dzięki Marii Magdalenie żywy i zdrowy często wychodził na brzeg morza i, jak to dzieci mają zwyczaj, bawił się kamykami i żwirem. Gdy więc pielgrzym zbliżył się i ujrzał chłopca bawiącego się jak inne dzieci na brzegu morza kamykami, zdziwił się bardzo nie wiedząc, kto to jest. Jednak skoro wysiadł z łodzi, chłopczyk przerażony widokiem człowieka, którego nigdy jeszcze nie widział, pobiegł do matki i ukrył się na jej piersi pod płaszczem. Pielgrzym więc, chcąc lepiej zobaczyć, poszedł za nim i znalazł ślicznego chłopca, który ssał pierś matczyną. Biorąc go tedy na ręce rzekł: O święta Mario Magdaleno, jakże byłbym szczęśliwy, jak wielka spotkałaby mnie pomyślność, gdyby żona moja żyła i mogła wrócić ze mną do ojczyzny! Wiem bowiem, wiem i ponad wszelką wątpliwość wierzę w to, że ty, która mi podarowałaś syna i uchroniłaś go przez dwa lata na tej skale, potrafisz także modlitwą swoją przywrócić jego matce dawne zdrowie. Na te słowa kobieta westchnęła i jakby bu­dząc się z długiego snu rzekła: Bądź pochwalona i błogosławiona, święta Mario Magdaleno, za to, że spełniłaś obowiązek położnej przy mnie, gdy rodziłam syna, a później w każdej potrzebie wykonywałaś przy mnie pracę służebnej. Słysząc to pielgrzym zdumiał się wielce i rzekł: Ty żyjesz, moja ukochana żono? Ona zaś odparła: Tak, żyję i wracam teraz właś­nie z tej pielgrzymki, którą i 'ty odbyłeś. Ciebie święty Piotr zaprowadził do Jerozolimy i pokazał ci miejsca, w których Chrystus był męczony, umarł i został pogrzebany, a także wiele innych miejsc. Ja zaś razem ze św. Marią Magdaleną, która mi była przewodniczką i towarzyszką, byłam też z wami, obejrzałam te same miejsca i wszystko zapisałam sobie w pa­mięci. Następnie poczęła opisywać miejsca męki Chrystusa i wyliczać cuda, które widziała, i to tak dokładnie, że w niczym nie pomyliła się.

Wziął więc pielgrzym żonę i syna i pełen radości wsiadł na okręt, a wkrótce potem dotarli do portu w Marsylii. Wysiadłszy znaleźli św. Marię Magdalenę otoczoną uczniami i nauczającą. Objąwszy tedy jej nogi ze łzami opowiedzieli wszystko, co im się zdarzyło, a następnie przyjęli chrzest św. z rąk św. Maksyminusa. Potem zburzywszy wszystkie świątynie pogańskie w mieście Marsylii zbudowali kościoły Chrystusowe, a św. Łazarza za ogólną zgodą obrali biskupem tego miasta. Wreszcie za wo­lą Bożą udali się do miasta Aix [14], gdzie przy pomocy licznych cu­dów nawrócili ludność na wiarę Chrystusową. Św. Maksyminus zaś zo­stał tam wybrany biskupem.

Tymczasem św. Maria Magdalena chciwa niebiańskiej kontemplacji udała się do dzikiej pustelni, gdzie pozostała nie znana nikomu przez 30 lat w miejscu, przygotowanym dla niej rękoma aniołów. W miejscu tym zaś nie było ani wody płynącej, ani drzew czy traw niosących ochłodę. Widać stąd, że Odkupiciel nasz chciał Marię Magdalenę nasycić nie ziem­skim pokarmem, tylko niebiańską ucztą. Codziennie tedy, gdy zbliżała się pora każdej z siedmiu godzin kanonicznych [15], aniołowie unosili ją w powietrze i wtedy własnymi uszami słyszała pochwalne śpiewy niebiańskich zastępów. Tak każdego dnia nasycona ową słodką ucztą, skoro na­stępnie ci sami anieli odnosili ją do tej pustelni, nie pragnęła już żadnego ziemskiego pokarmu.

W odległości zaś dwunastu stadiów [16] od tego miejsca zbudował so­bie chatkę pewien kapłan, który pragnął prowadzić życie pustelnicze. Otóż Pan otworzył jego oczy i dozwolił, aby cielesnymi oczyma ujrzał wy­raźnie, jak aniołowie schodzili z nieba na owo miejsce, w którym przebywała św. Maria Magdalena, jak unosili ją w powietrze, a po upływie godziny śpiewając Bogu chwałę odnosili ją z powrotem. Chcąc stwierdzić rzeczywistość owego przedziwnego widzenia, kapłan ów polecił się Stwórcy w modlitwie i śmiało a pobożnie pospieszył na owo miejsce. Gdy jednak zbliżył się na odległość rzutu kamieniem, nagle nogi poczęły się pod nim uginać, a serce jego ścisnęło się wielką trwogą. Zawrócił więc, a wtedy natychmiast odzyskał władzę w nogach. Ilekroć jednak usiłował zawrócić i dojść do tego miejsca, tyle razy wszelkimi sposobami przeszkadzała mu słabość ciała i zamroczenie umysłu. Zrozumiał tedy mąż Boży, że jest to bez wątpienia tajemnica niebiańska, do której badanie ludzkie nie ma do­stępu. Wzywając więc imienia Zbawiciela zawołał: Zaklinam cię na Boga, jeśli jesteś człowiekiem, czy jakimś innym stworzeniem rozumnym [17], ty, co mieszkasz w tej jaskini - odpowiedz mi i wyjaw prawdę o sobie! Gdy zaś powtórzył te słowa trzykrotnie, św. Maria Magdalena odrzekła mu: Zbliż się, a poznasz całą prawdę, której tak pragnie serce twoje. Pod­szedł więc drżąc aż do połowy odległości, a wtedy Maria Magdalena rze­kła: Czy przypominasz sobie z Ewangelii Marię, ową słynną grzesznicę, która łzami obmyła nogi Zbawiciela, włosami je wytarła i zasłużyła sobie na przebaczenie za swoje grzechy? Kapłan zaś odrzekł: Pamiętam, już trzydzieści lat minęło od tego czasu, jak w to wierzy i wyznaje to Kościół święty. To ja jestem - rzekła tedy Maria Magdalena. Przez 30 lat pozo­stawałam tutaj nikomu z ludzi nie znana. Tak jak to wczoraj pozwolono ci ujrzeć, tak każdego dnia ręce aniołów unoszą mnie w powietrze i wolno mi 7 razy dziennie cielesnymi uszyma słyszeć słodkie pienia niebiańskich chórów. Ponieważ zaś Pan oznajmił mi, że wkrótce odejdę z tego świata, więc idź do św. Maksyminusa i postaraj się powiedzieć mu w tajemnicy, aby w najbliższe święto Zmartwychwstania Pańskiego udał się sam do kościoła o tej porze, gdy ma zwyczaj wstawać na jutrznię; tam znajdzie mnie przyniesioną przez aniołów.

Kapłan słuchał głosu Marii Magdaleny jakby głosu anielskiego, nikogo jednak nie widział. Następnie udał się co prędzej do św. Maksyminusa i wszystko mu po kolei opowiedział. Św. Maksyminus przejęty wielką radością gorąco dziękował Zbawicielowi, a w oznaczonym dniu i o wskazanej godzinie udał się sam do kościoła i ujrzał Marię Magdalenę stojącą w orszaku aniołów, którzy ją przyprowadzili. Unosiła się ona na dwa łokcie ponad ziemię i stojąc pośród aniołów z wyciągniętymi rękoma mo­dliła się do Boga. Gdy zaś św. Maksyminus lękał się zbliżyć do niej, odwróciła się i rzekła doń: Podejdź bliżej i nie uciekaj od twojej córki, ojcze. Zbliżył się tedy do niej, lecz - jak czytamy w pismach samego św. Maksy­minusa - twarz jej jaśniała tak od ciągłego i długotrwałego oglądania anio­łów, że łatwiej można by spoglądać w słońce niż w jej oblicze. Zwołał więc wszystkich duchownych oraz wspomnianego wyżej kapłana, a na­stępnie św. Maria Magdalena przyjęła z rąk biskupa Ciało i Krew Pańską płacząc rzewnie, po czym rzuciła się całym ciałem na stopnie ołtarza, a święta jej dusza odeszła do Pana. Po jej śmierci pozostał w tym miejscu tak słodki zapach, że przez 7 dni jeszcze czuli go wszyscy wchodzący do kościoła. Święte jej ciało zaś namaszczone różnymi olejkami pogrzebał św. Maksyminus z wielką czcią oraz nakazał, aby i jego po śmierci pocho­wano obok niej.

Hegezyp zaś, lub też według niektórych Józef [18], na ogół zgadza się z powyższym opowiadaniem. Mówi bowiem w pewnym swoim traktacie, że Maria Magdalena po Wniebowstąpieniu Pańskim z powodu gorącej miłości do Chrystusa i tęsknoty za Nim nie chciała już nigdy widzieć czło­wieka. Przybywszy więc w okolice Aix udała się na pustelnię i tam pozo­stała w ukryciu przez 30 lat. Tam też - jak powiada - każdego dnia 7 razy w godzinach kanonicznych unoszona była przez anioła do nieba. Dodaje jednak, że kapłan, który do niej przyszedł, znalazł ją zamkniętą w celi. Na jej prośbę dał jej swój płaszcz [19], którym okrywszy się Maria Magdalena udała się wraz z nim do kościoła, a tam przyjąwszy komunię Św., z rękoma wzniesionymi w modlitwie umarła przy ołtarzu.

Za panowania Karola Wielkiego, czyli około roku Pańskiego 769 [20] żył niejaki Gerard, książę Burgundii. Ponieważ nie mógł on doczekać się syna ze swoją żoną, hojną ręką rozdawał swój majątek ubogim oraz budo­wał wiele kościołów i klasztorów. Kiedy ufundował klasztor w Vezelay, wysłał w porozumieniu z opatem tego klasztoru pewnego mnicha wraz z przystojnym orszakiem do miasta Aix, aby przywiózł stamtąd relikwie św. Marii Magdaleny, jeżeli będzie to możliwe. Otóż ów mnich przybyw­szy do tego miasta zastał je całkowicie zniszczone przez pogan. Przypad­kiem tylko znalazł grób, którego marmurowy nagrobek wskazywał, że tam złożone zostało ciało św. Marii Magdaleny, na tym nagrobku bowiem przepięknie wyrzeźbiona była cała jej historia. Nocą więc mnich ów otworzył grób, wydobył relikwie i zaniósł je do gospody. Tej samej zaś nocy ukazała mu się św. Maria Magdalena i powiedziała, że nie powinien się lę­kać, ale dokończyć dzieła, które rozpoczął. Wyruszył tedy w drogę po­wrotną, ale gdy znajdował się pół mili od klasztoru, relikwie nie dały się w żaden sposób poruszyć z miejsca, aż przybył opat z zakonnikami i przyjął je w uroczystej procesji.

Pewien rycerz, który miał zwyczaj co roku odbywać pielgrzymkę do grobu św. Marii Magdaleny, zginął w walce. Gdy zaś leżał na marach, rodzice jego opłakiwali go i pobożnie skarżyli się Magdalenie, iż dozwo­liła, aby jej sługa umarł bez spowiedzi i pokuty. Wtedy nagle ów zmarły ku zdumieniu wszystkich podniósł się i zażądał, aby zawołano do niego kapłana. Skoro zaś tylko pobożnie się wyspowiadał i przyjął wiatyk, na­tychmiast zasnął w pokoju.

Pewien okręt pełen mężczyzn i kobiet uległ rozbiciu. Była tam zaś pewna kobieta brzemienna, która widząc, że tonie w morzu, z całego serca wzywała Magdaleny i ślubowała, że jeśli za jej przyczyną uchroni się od śmierci i urodzi syna, to odda go do jej klasztoru [21]. W tej chwili ukazała się jej jakaś niewiasta o dostojnym obliczu i w okazałych szatach, która ująwszy ją pod brodę wyprowadziła szczęśliwie na brzeg, chociaż inni po tonęli. Wkrótce potem owa kobieta urodziła syna i wiernie wypełniła swój ślub.

Niektórzy powiadają, że Maria Magdalena była oblubienicą Jana ewan­gelisty. Ten pojął ją za żonę, ale Chrystus odwołał go z wesela do siebie [22]. Magdalena wówczas oburzona, że Chrystus zabrał jej oblubieńca, odeszła i oddała się wszelkiej rozpuście. Ponieważ jednak nie godziło się, aby powołanie Jana stało się dla Magdaleny przyczyną potępienia, więc Chrystus miłosiernie nawrócił ją do pokuty. A ponieważ pozbawił ją najwyższej rozkoszy cielesnej, więc też bardziej od innych ludzi napełnił ją największą rozkoszą duchową, jaką jest miłość Boga. Tak samo i o Janie opowiadają niektórzy, że Pan dlatego obdarzył go słodyczą swej miłości ponad innych ludzi, ponieważ pozbawił go rozkoszy ziemskiej miłości. To mniemanie jednak Uchodzi za fałszywe i nieprzystojne, ponieważ brat Albert w przedmowie do Ewangelii św. Jana powiada, że owa oblu­bienica, z której wesela Jan został powołany, pozostała w dziewictwie, że widziano ją później w towarzystwie Najświętszej Maryi Panny, Matki Chrystusowej, a wreszcie umarła pobożną śmiercią.

Pewien mąż ociemniały wybrał się do klasztoru Vezelay, aby odwie­dzić grób św. Marii Magdaleny. Gdy zaś przewodnik jego powiedział mu, że widać już kościół, zawołał głośno: O święta Mario Magdaleno, obym zasłużył sobie na to, abym kiedyś mógł ujrzeć twój kościół! I w tejże chwili odzyskał wzrok.

Pewien człowiek spisał swoje grzechy na kawałku papieru i włożył go pod obrus na ołtarzu św. Marii Magdaleny, błagając ją, aby uprosiła dlań przebaczenie. Wkrótce potem wyjąwszy ów papier ujrzał, że wszyst­kie jego grzechy są na nim całkowicie wymazane.

Inny znów człowiek trzymany w więzieniu za długi wzywał pomocy Marii Magdaleny. I oto pewnej nocy ukazała mu się jakaś piękna nie­wiasta, która zerwała jego więzy, otworzyła więzienie i kazała mu uciekać. Człowiek ów tedy ujrzawszy się wolnym natychmiast uciekł stamtąd.

Pewien kleryk z Flandrii, imieniem Stefan, popadł w tak niegodziwe nałogi, że popełniał wszelakiego rodzaju występki i nie tylko unikał każ­dego dobrego czynu, ale nawet słyszeć o nim nie chciał. Miał jednak wiel­kie nabożeństwo do św. Marii Magdaleny, obchodził jej święto, a w wi­gilię tego dnia pościł. Gdy pewnego razu odwiedził jej grób, Maria Mag­dalena ukazała mu się ni to we śnie, ni to na jawie, jako niewiasta bardzo piękna, ale z zapłakanymi oczyma, podtrzymywana przez dwóch aniołów z lewej i z prawej strony i rzekła do niego: Dlaczego, Stefanie, odwdzię­czasz mi się niegodziwością za moje usiłowania, dlaczego nie wzrusza cię wcale moja za ciebie modlitwa? Od chwili, gdy powziąłeś nabożeństwo do mnie, ja zawsze błagałam Pana za ciebie. Idź więc i pokutuj, ja bowiem nie opuszczę cię, dopóki nie pogodzisz się z Bogiem. Wkrótce potem ów kleryk uczuł, że spłynęła nań wielka łaska. Wyrzekł się więc świata, wstą­pił do klasztoru i prowadził życie doskonałe. Przy śmierci jego zaś ujrzano, że Maria Magdalena stojąc z aniołami obok mar, wzięła duszę jego jak białą gołębicę i uniosła ją wśród śpiewów dziękczynnych do nieba.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin