ŚW. JAN APOSTOŁ.doc

(53 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. JANA APOSTOŁA I EWANGELISTY

27 grudnia

 

 

W legendzie o św. Janie apostole [jednej z piękniejszych u Jakuba de Voragine] splatają się w jedno motywy bardzo stare, sięgające głęboko w starożytność chrześcijańską, z wątkami stosunkowo świeżej daty. Anegdota o spotkaniu apostoła z heretykiem Ceryntem pojawia się już u św. Ireneusza, żyjącego w w. II, a opowiadanie o uczniu św. Jana, który stał się hersztem zbójców, jest nam znane z Klemensa Aleksandryjskiego [w. II/III, por. jego homilię pt. Czy człowiek bogaty może być zbawiony, przeł. ks. J. Czuj, Warszawa 1953, 51 nn.]. Powtórzony za współczesnym prawie Złotej legendzie pisarzem średniowiecznym, Helinandusem, szcze­gół o modłach całego otoczenia św. Jana, poprzedzających spisanie jego Ewangelii, jest jakby dalekim echem analogicznego opowiadania tzw. kanonu Muratoriego, źródła również z po­czątku III w. O wrzuceniu św. Jana do kotła z wrzącym olejem mówi już Tertulian, żyjący jak Klemens na przełomie II i III w. Wszystko to są zatem rysy bardzo stare, niektóre - jak aneg­dota o Ceryncie i o modłach poprzedzających spisanie Ewangelii - może nawet autentyczne, oparte na realnych i znanych skądinąd faktach.

Inne powstały znacznie później, jak opowiadanie o jałmużnie króla angielskiego Edmunda [ok. 980-1016]. Inne jeszcze są motywami wędrownymi, wiązanymi doraźnie już to z tą, już z ową postacią: tak jest w wypadku opowiadania o młodzieńcu z łukiem, które powtarza się również w legendzie o św. Antonim pustelniku [niżej nr 10], można je bowiem było odnieść do każdego mistrza kontemplacji.

Jak przeważna część legend o apostołach u Jakuba de Voragine opiera się także legenda o św. Janie w zasadzie na zbiorku apokryficznych dziejów apostolskich tzw. Pseudo-Abdiasa [BHL nr 4316-19], który powstał w w. VI w jakimś klasztorze francuskim, cieszył się następ­nie w średniowieczu ogromną popularnością i stosownie do tego zachował się w szeregu roz­maitych, nieraz silnie pomiędzy sobą różniących się odmian. Ujęcie niektórych motywów [np. motywu Druzjany] przypomina jednak raczej tak zwanego Pseudo-Melitona [BHL nr 4320-22].

Jan, apostoł i ewangelista, ukochany przez Pana i powołany jako niewinny młodzieniec - skoro apostołowie rozeszli się po zesłaniu Ducha Świę­tego, udał się do Azji i założył tam wiele kościo­łów. Cesarz Domicjan [1], dowiedziawszy się o otaczającej go sławie, kazał go sprowadzić do Rzymu i przed Bramą Latyńską [2] wrzucić do kotła wrzącego oleju, ale on wyszedł zeń nie­tknięty, tak jak wolny był zupełnie od zepsucia cielesnego. Cesarz wobec tego widząc, że i tak nie przestanie głosić Ewangelii, zesłał go na wygna­nie na wyspę Patmos [3], gdzie przebywając w samotności napisał Apoka­lipsę. W tymże roku cesarz zamordowany został za swoje okrucieństwa, a senat odwołał wszystkie jego rozporządzenia i dzięki temu św. Jan, który niewinnie zesłany został na wyspę, zaszczytnie mógł wrócić do Efezu, a tłumy wyległy mu na spotkanie ze słowami: Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie [4]. Kiedy wchodził do miasta, właśnie wynoszono zeń zwłoki Druzjany, wielkiej jego miłośniczki, która najgorę­cej pragnęła jego powrotu. Jej rodzice, a z nimi wdowy i sieroty, rzekli doń: Święty Janie, oto grzebiemy Druzjanę, która zawsze posłuszna two­im wskazówkom żywiła nas wszystkich. Ona najgoręcej pragnęła twego powrotu i mawiała: O, gdybym mogła zobaczyć apostoła Bożego, zanim umrę! I oto ty przybyłeś, a ona nie mogła cię widzieć! Wtedy św. Jan kazał mary postawić na ziemi, odwinąć ciało i rzekł: Pan mój Jezus Chrys­tus niechaj cię wskrzesi, Druzjano! Wstań, idź do twego domu i przygotuj mi posiłek. A ona zaraz wstała i poczęła iść, dbała o spełnienie rozkazu apostoła, tak iż jej się zdawało, że zbudził ją ze snu zwyczajnego, nie ze snu śmierci.

Następnego dnia filozof Kraton zwołał lud na rynek, aby pokazać, jak należy gardzić dobrami tego świata [5]. Nakłonił mianowicie dwu braci, bardzo bogatych młodych ludzi, aby sprzedawszy całą ojcowiznę kupili niesłychanie drogie klejnoty, a następnie kazał im je porozbijać na oczach wszystkich. A właśnie apostoł przechodził tamtędy i przywoławszy fi­lozofa wykazał mu, że taka pogarda świata godna jest potępienia z trzech względów. Po pierwsze dlatego, że spotyka się z pochwałą u ludzi, ale z potępieniem przed sądem Bożym; po drugie dlatego, że nie usuwa złej skłonności i jako taka jest bezskuteczna, tak jak bezskutecznym nazywamy lekarstwo, które nie usuwa choroby; po trzecie zaś dlatego, że pogarda świata zdobywa nam zasługę wtedy, jeśli majątek nasz rozdamy ubogim, tak jak Pan rzekł do młodzieńca: Jeśli chcesz być doskonałym, idź i sprze­daj wszystko, co masz, i daj ubogim [6]. A na to Kraton: Jeśli twój mistrz jest istotnie Bogiem i chce, aby ubogim rozdano to, co kosztowały te klejnoty, to spraw, aby one były znów całe i obróć na Jego chwałę to, co ja uczyniłem dla rozgłosu wśród ludzi. Wtedy św. Jan zebrał do ręki okruchy klejnotów i pomodlił' się, a one zrosły się tak, jak przedtem, wobec czego ów filozof i dwaj młodzieńcy zaraz uwierzyli, sprzedali klej­noty, a uzyskaną sumę rozdali ubogim.

Innym razem dwaj ogólnie szanowani młodzieńcy, z których jeden no­sił imię Antykwus, a drugi Eugeniusz, sprzedawszy za przykładem tam­tych wszystko, rozdali pieniądze ubogim i zostali uczniami apostoła. Ale jednego dnia widząc swoich niewolników w kosztownych i błyszczących szatach, a siebie w niedostatku i w jednym tylko lichym płaszczu, zaczęli się smucić. Św. Jan, zauważywszy to po ich smutnych twarzach, kazał im przynieść wikliny i drobnych kamieni z brzegu morskiego i zamienił je w złoto i klejnoty, a potem kazał im obejść z nimi wszystkich złotników i handlarzy klejnotów. Po siedmiu dniach wrócili z wiadomością, że wszys­cy oni stwierdzili, iż nigdy nie widzieli ani tak czystego złota, ani tak kosztownych klejnotów. Wtedy powiedział im: Idźcie i odkupcie sobie posiadłości, któreście sprzedali, bo straciliście nagrodę w niebie; kwit­nijcie, abyście zwiędli, bądźcie bogaci na tym świecie, by zostać nędza­rzami w wieczności. Zaczął tedy apostoł w dłuższym wywodzie wykazy­wać ujemne strony bogactwa wskazując, że sześć względów winno nas od­straszyć od nieumiarkowanego pożądania bogactw. Po pierwsze, Pismo święte, z którego przytoczył opowiadanie o bogatym hulace, którego Bóg potępił, i o nędznym Łazarzu, którego powołał do siebie [7]. Po drugie, natura, ponieważ człowiek bez bogactw się rodzi oraz nagi i bez bogactw umiera. Po trzecie, stworzenie, ponieważ słońce, księżyc, gwiazdy, deszcz i powietrze dla wszystkich są wspólne i wszystkim na równi udzielają swoich dobrodziejstw, a tak też i pomiędzy ludźmi wszystko powinno być wspólne. Po czwarte, następstwa, ponieważ, jak stwierdził, bogaty staje się niewolnikiem pieniądza i diabła: pieniądza z tego względu, że to nie on posiada bogactwa, lecz sam jest opanowany przez manię bogactwa, a diabła dlatego, że wedle Ewangelii miłośnik pieniędzy jest też sługą mamony [8]. Po piąte, troska, gdyż bogaczy trapi troska i niepokój za dnia i w nocy przy zdobywaniu i strzeżeniu ich bogactw: bo zdobywanie ich połączone jest z trudem, a pilnowanie ze strachem. Po szóste, szkoda: wykazał mianowicie, że bogactwa są przyczyną podwójnej szkody: jed­nej, która wynika ze ściągnięcia na siebie dwojakiego zła, mianowicie zła obecnego, którym jest pycha, i zła przyszłego, którym jest wieczne potę­pienie - oraz drugiej, która polega na utracie dwojakiego dobra, a miano­wicie dobra obecnego, którym jest łaska, i dobra przyszłego, którym jest chwała wiekuista.

Kiedy św. Jan tak rozprawiał o ujemnych stronach bogactwa, oto wynoszono zwłoki pewnego młodzieńca, który przed trzydziestu dniami po­jął żonę. A skoro się zbliżyli, matka zmarłego, wdowa po nim i wszyscy, którzy go opłakiwali, upadli do stóp apostoła błagając, aby i jego także wskrzesił w imię Boże jak poprzednio Druzjanę. Apostoł tedy zapłakał i przez dłuższą chwilę modlił się, po czym zmarły od razu zmartwych­wstał. Św. Jan tedy polecił mu, by tamtym dwu uczniom opowiedział, na jaką narazili się karę i jaką chwałę utracili. A on wiele im opowiedział o chwale niebieskiej i o karach piekielnych, które oglądał, mówiąc w te słowa: o nieszczęśni, widziałem aniołów waszych płaczących i złe duchy radujące się. I powiedział im, że stracili wieczne pałace, które zbudowane są z błyszczących klejnotów, pełne cudownej jasności, obfitych potraw, słodyczy i radości, a trwają po wiek wieków. Co do piekła zaś, to wymie­nił osiem kar, które zawierają się w tym dwuwierszu:

Robaki, mrok i bicze, mróz i wieczne ognie,

Ciągły widok złych duchów, płacz i wstyd za zbrodnie.

Wtedy ów wskrzeszony i tamci dwaj uczniowie padli do stóp apostoła błagając o miłosierdzie. A on rzekł: Czyńcie pokutę przez dni trzydzieści i módlcie się, aby wiklina i kamienie wróciły do pierwotnej swej postaci. A po dniach trzydziestu rzekł im: Idźcie i zanieście wiklinę i kamienie tam, skądeście je przynieśli. Gdy tak uczynili, wiklina i kamienie wró­ciły do swej pierwotnej postaci, oni zaś odzyskali łaskę wszystkich cnót, które mieli poprzednio.

Kiedy św. Jan tak po całej Azji głosił słowo Boże, bałwochwalcy wznie­cili rozruchy wśród ludu i zawlekli go do świątyni Diany zmuszając, aby złożył jej ofiarę. A św. Jan dał im do wyboru, aby albo oni wezwawszy imienia Diany zburzyli kościół Chrystusowy, a wtedy on złoży bożkom ofiarę, albo też on wezwawszy imienia Chrystusowego, zburzy świątynię Diany, ale wtedy oni uwierzą w Chrystusa. Skoro większa część ludu zgodziła się na to, wszyscy wyszli ze świątyni, po czym apostoł pomodlił się, a świątynia runęła aż dó fundamentów; posąg zaś Diany rozpadł się na drobne szczątki. Ale Aristodemus, kapłan bożków, wzniecił jeszcze większy rozruch między ludem, tak że gotowali się do walki jedni z dru­gimi. Wtedy rzekł doń apostoł: Powiedz, co mam zrobić, aby cię ułago­dzić? A on na to: Jeśli chcesz, abym uwierzył w twego Boga, dam ci do wypicia truciznę, a jeśli nie wyrządzi ci ona żadnej szkody, pan twój okaże się prawdziwym Bogiem. Na to apostoł: Zrób tak, jak powiedzia­łeś. Ale on: Chcę - rzekł - byś przedtem widział, jak inni umierają, abyś się bardziej bał. Udał się tedy do prokonsula i poprosił, by mu dano dwu skazańców i tym na oczach wszystkich podał truciznę, a oni, skoro tylko wypili truciznę, wyzionęli ducha. Wówczas apostoł wziął kielich i nakreśli­wszy na sobie znak krzyża wypił całą truciznę, ale żadnej nie doznał szko­dy, za czym wszyscy zaczęli chwalić Boga. Lecz Aristodemus powiedział: Jeszcze nie jestem przekonany, ale jeśli wskrzesisz tych zmarłych, wyzbędę się wątpliwości i całkowicie uwierzę. Na to apostoł podał mu swój płaszcz. A on: Na co mi dałeś twój płaszcz? Apostoł odparł: Byś chociaż tak zawstydzony porzucił swoją niewiarę. A on: Czyż twój płaszcz ma spra­wić, bym uwierzył? Rzecze apostoł: Idź i połóż go na ciałach zmarłych z tymi słowy: Apostoł Chrystusowy przysłał mnie do was, abyście w imię Chrystusa powstali. A gdy tak uczynił, oni na tymże miejscu zmartwych­wstali. Wówczas kapłan i prokonsul uwierzyli, apostoł zaś ochrzcił ich wraz z ich rodzinami w imię Chrystusa, a oni wznieśli kościół ku czci św. Jana.

Wedle tego, co czytamy w IV księdze Historii kościelnej [9] św. Klemens opowiada, iż pewnego razu apostoł nawrócił jednego pięknego i dzielne­go młodzieńca i oddał go pewnemu biskupowi w opiekę, jakby w depozyt. Po pewnym czasie jednak młodzieniec ów porzucił biskupa i został her­sztem zbójców. Wtedy apostoł podążył do owego biskupa i zażądał swego depozytu. A on myśląc, że idzie o pieniądze, zdumiał się niezmiernie, ale apostoł rzekł mu: Proszę cię o tego młodzieńca, którego ci tak gorąco poleci­łem. Na to on: Ojcze święty, on umarł dla nieba i teraz na takiej a takiej górze przebywa wśród zbójców, których jest hersztem. Słysząc to apostoł rozdarł swe szaty i bijąc się pięściami po głowie zawołał: Dobregom stróża duszy brata naszego zostawił w twojej osobie! Natychmiast zatem kazał sobie przygotować konia i bez trwogi popędził na ową górę. A ów mło­dzieniec na jego widok z wielkiego wstydu w tej chwili wskoczył na ko­nia i zaczął uciekać co prędzej. Apostoł jednak nie bacząc na swój wiek popędzał konia ostrogami i wołał za uciekającym: Synu ukochany, czemu uciekasz przed ojcem i starcem bezbronnym? Nie lękaj się, synu, bo za ciebie Chrystusowi zdam rachunek i na pewno z chęcią umrę za ciebie, jak Chrystus umarł za nas! Wracaj, synu, wracaj, bo Pan mnie posłał! On, słysząc to, skruszony wrócił i gorzko płakał. Apostoł zaś upadł u jego nóg i zaczaj całować jego rękę krwią splamioną, jakby już oczyszczoną przez pokutę. Następnie postami swymi i modlitwami uzyskał dlań prze­baczenie, a później wyświęcił go na biskupa.

Czytamy też w tejże Historii kościelnej [10], a to samo znajdujemy też w glosie do drugiego listu kanonicznego św. Jana, że Jan, gdy wszedł raz w Efezie do łaźni, by się kąpać, i zobaczył tam heretyka Cerynta [11], zaraz wyskoczył ze słowami: Uciekajmy stąd, aby nie zawaliła się na nas ta łaźnia, w której kąpie się wróg prawdy, Cerynt.

Jak opowiada Kasjan w Liber collationum [12], ktoś podarował raz św. Janowi żywego ptaka zwanego przepiórką, a apostoł gładził ją i głas­kał raz po raz; na ten widok młodzieniec pewien rzekł ze śmiechem do swych rówieśników: Patrzcie, ten starzec bawi się z ptaszkiem, jak dziecko! A św. Jan poznawszy to w duchu, kazał zawołać do siebie tego młodzieńca i zapytał go, co trzyma w ręku. On odparł, że trzyma łuk; na co apostoł: A co z nim robisz? - Strzelam zeń do ptaków i dzikich zwierząt - rzeki młodzieniec. W jaki sposób? - spytał apostoł. Wtedy on napiął łuk i trzy­mał w ręku napięty; ale gdy apostoł nie odzywał się doń, zwolnił go. Św. Jan na to: Czemu zwolniłeś łuk, synu? Dlatego - odparł - że gdybym go dłużej trzymał napiętym, słabiej wyrzucałby strzały. A na to apostoł: Tak samo i ludzka ułomność słabnie w kontemplacji, jeśli stale trwając w napięciu nie ma dla siebie żadnych względów. Bo i orzeł górniej lata od wszystkich ptaków i lepiej widzi słońce, a przecież musi jednak opadać na ziemię. Tak i duch ludzki, gdy na krótko odrywa się od kontemplacji, to dzięki częstemu do niej powracaniu goręcej zmierza do nieba.

Św. Jan - jak stwierdza Hieronim - bawił w Efezie do najpóźniejszej starości, tak że już na ręku nosili go do kościoła uczniowie i nie mógł wiele mówić, po każdej przerwie jednak miał zwyczaj mówić te słowa: Synaczkowie, kochajcie się wzajemnie [13]. Wreszcie bracia, którzy z nim byli, zdziwieni, że zawsze to samo powtarzał, zapytali go: Nauczycielu, dlaczego zawsze to samo mówisz? A on odparł: Bo to jest przykazanie Pańskie i jeśli tylko jego będziecie przestrzegać, wystarczy.

Opowiada też Helinandus, że gdy św. Jan ewangelista miał pisać Ewan­gelię, zapowiedział najpierw post, w czasie którego wszyscy mieli się modlić, by napisał to, co powinien napisać. Mówią też, że modlił się, aby w tym ustronnym miejscu, gdzie usunął się, chcąc spisywać tajemnice Boże, nie miał w czasie pisania żadnych przeszkód ze strony wiatru i deszczu. I podobno do dziś dnia siły natury otaczają to miejsce tymi samymi względami. Tyle Helinandus.

Gdy miał już lat 99, wedle Izydora w 67 lat po męce Pańskiej, pojawił mu się Pan z uczniami swymi mówiąc: Pójdź do mnie, umiłowany, bo czas już, abyś ucztował u mego stołu z braćmi twymi. A Jan wstał i zaczaj iść. Ale Pan rzekł: W niedzielę przyjdziesz do mnie. Gdy więc nadeszła niedziela, cały lud zgromadził się w kościele, który zbudowano pod wezwa­niem św. Jana. A on od pierwszego piania kogutów uczył ich zachęcając, aby byli wytrwali w wierze i skorzy ku wykonywaniu przykazań Bożych. Następnie polecił wykopać kwadratowy dół koło ołtarza, a ziemię wyrzucić poza kościół, po czym zstąpił doń i wyciągając do Boga ręce rzekł: Oto przychodzę, zaproszony na ucztę Twoją, Panie Jezu Chryste, dzięki czy­niąc, że raczyłeś mnie zaprosić do stołu Twego, boś wiedział, że z całego serca mego pragnąłem Cię. A gdy skończył modlitwę, takie światło za­jaśniało nad nim, że nikt nie mógł nań spojrzeć. Gdy zaś światło znikło, znaleziono dół pełen manny, która tam się rodzi aż do dnia dzisiejszego i jakby wytryska na dnie jamy na kształt drobnego piasku, tak jak to bywa w źródłach [14].

Św. Edmund, król angielski, nie odmawiał nigdy, gdy go ktoś o co prosił w imię Jana ewangelisty. I zdarzyło się raz, że pielgrzym pewien natarczywie domagał się od króla jałmużny w imię św. Jana, a nie było przy tym komornika. Król zatem, nie mając nic pod ręką, dał mu kosz­towny pierścień. Ale po dłuższym czasie jeden rycerz angielski przeby­wający w zamorskich krajach otrzymał od tegoż pielgrzyma pierścień z poleceniem, aby odniósł go królowi z tymi słowy: Ten, któremu i dla miłości którego dałeś ten pierścień, odsyła ci go. Okazało się zatem jasno, że to św. Jan pojawił mu się pod postacią pielgrzyma...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin