MOKOSZ - duch słowiański.doc

(119 KB) Pobierz

Mokosz – pani życia i śmierci. Charakterystyka w kontekście mitologii indoeuropejskich

 

Wstęp

W tych sferach poruszamy się po omacku” - powiedział kiedyś Georges Dumezil o badaniach pierwotnego ludu Indoeuropejczyków. W odniesieniu do badań słowiańskiej mitologii można te słowa przyjąć za motto. Słowianie zdają się być jej pozbawieni, pomimo najróżniejszych prób naukowej rekonstrukcji i wypełniania luk w empirycznej wiedzy artystyczną fantazją. Niewątpliwie kiedyś istniała, bo każdy pierwotny lud potrzebuje wyjaśnienia niepojmowalnych zjawisk, które go zewsząd otaczają, i wyraża to wyjaśnienie w uniwersalnym języku mitu. Przebogaty folklor Słowiańszczyzny, szczególnie ten dotyczący zjawisk nadprzyrodzonych, także naprowadza nas na trop zapomnianych wierzeń. Nie wiemy jednak, a raczej możemy się tylko domyślać, co nasi przodkowie myśleli o początku wszechświata, narodzinach bogów, stworzeniu człowieka. Nie znamy żadnej słowiańskiej Iliady czy Teogonii, z ocalałych źródeł nawet najzdolniejszy kompilator nie złożyłby drugiej Kalevali. Badaczowi dawnych tekstów pozostaje wyłącznie garść nazw odnoszących się do nadprzyrodzonych zjawisk, przeważnie zniekształconych przez łacińskojęzycznych, chrześcijańskich kronikarzy.

Nie dziwi więc, że metodą badawczą, dającą na pierwszym etapie największe szanse na oddzielenie rzetelnej wiedzy od narosłych wokół niej nieporozumień, była analiza etymologiczna. Do niej sięgnęli tacy badacze jak Czech Lubor Niederle oraz Rosjanin Nikołaj Gałkowski1 . Zaś na gruncie polskim Aleksander Brückner, autor Mitologii słowiańskiej i polskiej, przyczynił się do odrzucenia tzw. Olimpu Jana Długosza, w którym domniemani bogowie polscy byli po prostu odpowiednikami rzymskich. Sceptycyzm Brücknera rozwiał mrzonki romantyków, a inni kontynuowali jego pracę. Ogólnosłowiański panteon ograniczony został do Peruna (boga błyskawicy), Swaroga (boga słońca) i Dadźboga/Swarożyca (boga ognia ofiarnego i domowego).

Budzi to pewne zastrzeżenia. Według koncepcji „gramatyki mitu” Claude’a Levi – Straussa jedną z zasad organizujących mityczne myślenie jest reguła opozycji binarnych: czyli dla każdego zjawiska istnieje jego przeciwieństwo. Oczywista opozycja pierwiastka męskiego i żeńskiego zdaje się być nieobecna w przedstawionej powyżej rekonstrukcji. Pewne źródła mogą nam jednak wskazać rozwiązanie problemu. Pochodząca z Kijowa kronika Nestora tak opisuje pierwotny pogański kult:

I począł panować Włodzimierz w Kijowie sam jeden, i postawił bałwany na wzgórzu zewnątrz dwora teremnego: Peruna drewnianego, głowa jego srebrna a włos złoty i Chorsa, i Dadźboga, i Siemargła, i Mokosz. I składali im ofiary, nazywając ich bogami, i przywodzili syny swoje i córki, i składali ofiary biesom, i plugawili ofiarami swoimi i splugawiła się krwią ziemia ruska i to wzgórze.”2

Chors (prawdopodobnie także Dadźbog) to bóg słonecznej tarczy3, jak można wywnioskować ze Słowa o Wyprawie Igora, Siemargł (od Senmurw, Simorg) to zapożyczenie irańskie4. Pozostaje Mokosz. Choć nie wymieniana w źródłach dotyczących okresu pogańskiego poza powyższym przypadkiem5, w późniejszym okresie cieszy się wielkim szacunkiem jako demon związany ze sferą żeńskiej seksualności6. Dlatego można przyjąć tezę, że Mokosz była autentycznym bóstwem, czczonym zwłaszcza we wschodniej Słowiańszczyźnie. Jej kult był związany z wieloma aspektami życia pierwotnych społeczności słowiańskich. Nie ma bowiem ludu indoeuropejskiego, który byłby pozbawiony żeńskiego bóstwa płodności.

 

 

Mokosz w źródłach

Jak wspomniano, Mokosz pojawia się w źródłach dopiero po przyjęciu chrześcijaństwa, już nie jako bogini, a demon. Szereg przykładów podaje Aleksander Brückner. Mokosz była uważana za obrończynię kobiet i patronkę wykonywanych przez nie zajęć. Opiekowała się strzyżeniem owiec, hodowlą lnu, przędzeniem, ofiarowano jej nierzadko kosmyki wełny, kładąc je obok nożyc. Pamięć o Mokoszy długo utrzymywała się pośród prządek, jeszcze w początku dwudziestego wieku była przedstawiana jako kobieta o dużej głowie i długich palcach, która w Wielki Post nachodziła kobiety przędzące. Jej kult trwa także w okresie chrześcijańskim, czego echem są dokumenty prawosławnej Cerkwi – zalecenia, o co pop ma pytać podczas spowiedzi: „Czy składałaś z babami ofiary Bogu obmierzłe, czy modliłaś się do wił, lub czyś na cześć Roda i rodzanic, i Peruna, i Mokoszy, i Chorsa piła i jadła: trzy lata postu z pokłonami”7

Inne źródło, tekst zatytułowany Słowo, jak się poganie bałwanom kłaniali, podany przez Brücknera za ukraińskim badaczem Hrynczenką, także wspomina Mokosz: „tymże bogom, tak samo ofiaruje lud słowiański: wiłom i Mokoszy, upiorom i brzeginiom, i Perepłutu, i wiercąc się piją jemu w rogach, zapomniawszy o Bogu stwórcy (...) i tak weselą się o swych bałwanach”8 (Perepłut to prawdopodobnie czczony przez Słowian wir wodny, stąd wzmianka o wierceniu się). Interpolacja (wtręt) do słów przypisywanych św. Grzegorzowi, a poświęconych bałwochwalcom, brzmi następująco: „I dziś w odległych miejscowościach modlą się do tego przeklętego boga Peruna i Chorsa, i Mokoszy, i [do] Wił(a)”9

Niejasne są związki Mokoszy z grzechem onanii – miała ponoć karać mężczyzn oddających się jej. W jednym z tekstów została bowiem wymieniono tuż obok greckiego terminu μαλαχία (malakija), oznaczającego masturbację. Oto odnośny fragment: „i Mokosz czczą i malakiję, tj. onanię bardzo czczą, tj. bujakini”10 Brückner odrzucił tą hipotezę bez wahania, bowiem z fragmentu wynika, że „Mokosz i malakija to dwie różne rzeczy”.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno źródło, tym razem nie pochodzące z Rusi, tylko z Niemiec - Kronikę Thietmara. W opisie wojny Bolesława Chrobrego z Henrykiem II (1007-1018) można odnaleźć interesującą wzmiankę o słowiańskim ludzie Luciców. „Lucicy tymczasem wrócili zagniewani i skarżyli się na to, że obrażono ich boginię. Albowiem jeden z ludzi margrabiego Hermana przebił kamieniem jej wizerunek na sztandarze.[...] A kiedy Lucicy usiłowali przeprawić się koło grodu warownego Vurcin, stracili drugi obraz bogini wraz z doborowym oddziałem pięćdziesięciu wojowników.”11. Thietmar opisuje lucickie pogaństwo bardzo niechętnie, zwraca uwagę zwłaszcza na dużą ilość ośrodków kultu, z których pierwszeństwo przypisuje Radogoszczy, grodowi Swarożyca. Właśnie w Radogoszczy miałyby się znajdować święte sztandary, „których nigdzie nie zabierają, chyba że są potrzebne na wyprawę wojenną, i wówczas niosą je piesi wojownicy”.12 Być może wizerunek na sztandarze wyobrażał Mokosz – wtedy mielibyśmy jeszcze silniejsze potwierdzenie jej związków ze śmiercią. Mezopotamska Isztar, która odpowiadała za ziemię i seksualność, raz udzielając swym wiernym łaski płodności, a raz nie, była także przedstawiana jako bogini wojny, zwłaszcza pośród wojowniczych Asyryjczyków. Wierzyli oni, że na początku każdej bitwy ukazywała się zbrojna w łuk i strzały. Istnieje oczywiście możliwość, że Thietmar nie zrozumiał znaczenia symbolu umieszczonego na sztandarze. Warto zwrócić jednak uwagę i na ten dowód – interpretacje roli bogini mogły być różne na terenie Słowiańszczyzny. Istnieją przecież różnice zdań nawet co do naczelnego bóstwa panteonu, bowiem zakres kultu poszczególnych bogów był zróżnicowany terytorialnie.

Niektórzy badacze, niepomni na ostrzeżenie Dumezila („pokusa, pułapka, która zgubiła mitologię porównawczą w zeszłym wieku – podobieństwo nazw”) odmawiają Mokoszy słowiańskiego pochodzenia, istnieje bowiem ugrofiński demon Moksz (Moksza). Słowiańscy wołchwowie, czyli kapłani, mieliby się uczyć swej sztuki od potężniejszych szamanów fińskich, czerkieskich i mordwińskich. Zwolennicy takiego podejścia obecność Mokoszy we Włodzimierzowym panteonie tłumaczą jego swoistym synkretyzmem religijnym: dążeniem do wystawienia posągów bóstw obcych krain – czyli Iranu (Simargł), a także i Finlandii. Niesłuszna wydaje się jednak tendencja do widzenia pośród słowiańskich bóstw samych zapożyczeń, zwłaszcza gdy można wywieść ich nazwy ze słowiańskiego materiału językowego. Także i fiński badacz Mansikka nie wątpił w słowiański rodowód Mokoszy.

Jej imię można wyprowadzić ze słowiańskiego rdzenia mok-, wskazującego na wilgoć (mokre), albo też z sanskryckim makha- (bogaty, dostojny), którego derywatami są moc i magia. Inny potencjalny źródłosłów to irańskie meksha – oznaczające wyzwolenie, śmierć, mrok, ale także „sok roślinny”. Wilgoć może być skojarzona z wodą oznaczającą płodność – imię Anahity, bogini perskiej, znaczy Rozlewna.

Według Andrzeja Szyjewskiego13, Mokosz może być tożsama z hipotetyczną małżonką Peruna-Gromowładcy – Perperuną. Do tej wersji przychylają się także rosyjscy badacze Wiaczesław Iwanow i Władimir N. Toporow14, którzy twierdzą, że Mokosz jest zrzuconą z niebios małżonką Gromowładcy, która odnalazła swe miejsce w sferze chtonicznej. Jeśli przyjmiemy interpretację Roberta Gravesa15, który w mitach widział przede wszystkim zapis uroczystości sakralnych, ale także wydarzeń społeczno – politycznych, to moment ten zdaje się być powiązany z (hipotetycznym) końcem słowiańskiego matriarchatu. Jeżeli istniałby taki mit, to byłby analogiczny do opowieści o Marduku zabijającym Tiamat, straszliwą władczynię chaosu, Perseuszu zabijającym Meduzę i Bellerofoncie – Chimerę. W każdym z tych przypadków żeńska istota nadprzyrodzona, związana z chaosem i śmiercią, zostaje pokonana i zamordowana przez męskiego boga lub herosa. Nastaje czas bogów, boginie tracą swoją uprzywilejowaną pozycję. Można wiązać ten moment z neolityczną rewolucją rolniczą, która zakończyła epokę gospodarki opartej na zbieractwie i myślistwie. Wiedza, gromadzona od pokoleń przez kobiety, okazała się w nowych warunkach nieprzydatna. 16

Znamy Perperunę z przekazów dotyczących ceremonii odprawianej na wsi bułgarskiej, ilekroć zasiewom zagrażała susza. Niemal nagą, ustrojoną tylko w kwiaty i rośliny, młodą dziewczynę kobiety sadzały na wozie i polewały wodą. Nazywano ją Popra. Istnieje także wedyjska bogini znane jako Pardżanja, do której modlono się o zesłanie deszczu. Innymi przykładami są hetycka Perunaŝ i skandynawska Fiorgynn. Zaś mitologia bałtyjska, pokrewna słowiańskiej i dostarczająca dużej ilości materiału porównawczego, zawiera wzmiankę o małżonce Perkunasa (odpowiednik Peruna), zwanej Perkuną. Bogini ta objawia się w Słowiańszczyźnie także pod onomatopeicznym imieniem Dodola 17 (związek semantyczny choćby z czasownikiem dudnić), Dudula lub Diolikla – skąd blisko już do Dziedzileli z panteonu Jana Długosza, odpowiadającej za wesele i płodność. Romanocentryzm i tendencyjność Długosza są oczywiste, ale, być może, wbrew jego krytykom, udało mu się przekazać choć odrobinę prawdy w swojej rekonstrukcji.

Pomimo związków Perperuny z wilgocią i deszczem, nie dysponujemy dostateczną ilością dowodów, aby móc ją jednoznacznie zidentyfikować z Mokoszą. Nie we wszystkich mitologiach indoeuropejskich małżonka Gromowładcy jest tożsama z patronką płodności.

 

Zagadnienie słowiańskiego matriarchatu

Robert Graves w przedmowie do swoich Mitów greckich i w naukowo-artystycznej rozprawie Biała bogini wysuwa koncepcję pierwotnego europejskiego matriarchatu. Według niego:

...starożytna Europa nie znała bogów. Wielką Boginię uważano za nieśmiertelną, niezmienną i wszechwładną. Koncepcja ojcostwa nie trafiła do myśli religijnej. Wielka Bogini miała kochanków, ale tylko dla swej przyjemności, a nie po to, by dzieci miały ojca.”18

Za wersją Gravesa przemawiają choćby dowody archeologiczne – figurka Wenus z Willendorfu jest najstarszą odnalezioną rzeźbą kultową, co wskazuje na pierwotność kultu Matki Ziemi. Późniejsze boginie są wyłącznie wcieleniami tej pierwszej, reprezentują poszczególne aspekty jej działania. Matriarchat Gravesa jawi się jako system rządów daleki od sielankowo-utopijnych wizji feministek – oto bowiem „plemienna Nimfa, czyli królowa, wybierała sobie dorocznego kochanka ze świty młodych mężczyzn, króla, którego pod koniec roku składano w ofierze (...) ciało rozszarpywały i zjadały na surowo towarzyszki królowej.”19 Wydarzenia te z czasem miały stać się legendą, mitem, niezrozumiałym odpryskiem żywych tradycji. Szał menad i Dionizos, Penteus występujący przeciw nim w imieniu hierarchii i solarnego porządku – wizja ta przetrwała choćby w Bachantkach Eurypidesa.

Włoski badacz, Emilo Gasparini20, usiłuje udowodnić słowiański matrylinearyzm (czyli sukcesję w linii żeńskiej), a przez to matriarchat. Względna swoboda kobiet słowiańskich (prawo do wyboru małżonka, niektórzy piszą o ich uczestnictwie w wiecach plemiennych) stanowi dowód w rozumowaniu Gaspariniego. Trzeba pamiętać, że Graves podkreśla dziedziczny charakter władzy Królowej – późniejszy autorytet Króla jest czysto utylitarny, sprawuje on władzę wyłącznie pod nieobecność Królowej... przynajmniej aż do patriarchalnego przewrotu.

Mokosz może być uznawana za boginię lunarną, czy jednak skupia w sobie trzy atrybuty: dziewicy, dojrzałej kobiety i staruchy (model Kora-Demeter-Hekate)? W stosowaniu wszystkich dumezilowskich kryteriów do Słowian należy zachować dystans, sam autor przecież zaznacza: „trójdzielnej ideologii niekoniecznie towarzyszy w życiu społeczeństwa rzeczywisty trójdzielny podział, tego społeczeństwa, że wprost przeciwnie, tam, gdzie się ją stwierdza, może ona być tylko (już nie być, być może nigdy nie była), ideałem, a jednocześnie środkiem interpretacji sił, które zapewniają bieg świata i szczęście ludzi.21 Mokoszy można przypisać także atrybuty pór roku – jej związek z ziemią może implikować związek z cyklem wegetacyjnym, z wzrostem, dojrzewaniem i gniciem. Takie skojarzenie nie byłoby niczym nowym dla mitycznej wyobraźni (Demeter, Ceres, Kybele). Etnografia zaś przynosi cały szereg żeńskich postaci demonicznych, takich jak baba-jaga, wiły, boginki, południce... Gasparini dowodzi, że są one hipostazami Bogini Matki i ostatecznie „podzieliły” między sobą jej atrybuty.

Wieczna Bogini Śmierci w Życiu miała więc przeistoczyć się w przypominającego kobietę demona, zsyłającego nagłą śmierć na zasypiających w polu żeńców. W figlarną wiłę, zapraszającą do tańca, nawiedzającą mężczyzn we śnie. W nawkę pozbawioną skóry na plecach, wyjaławiającą ziemię swym upiornym tańcem. Nie jesteśmy w stanie przedstawić rozstrzygających dowodów – ale w tej tezie może kryć się prawda. Analogicznie bowiem dumni Tuatha De Danann22 skurczyli się do skrzydlatych skrzatów, co miało tak rozgniewać J.R.R. Tolkiena.

 

Szara, słodka Matka23

Ludy indoeuropejskie nie znały morza. Przybywały prosto ze stepów, konno, bezlitośnie zniewalając pierwotnych mieszkańców ziem Europy. Pierwsza fala najeźdźców greckich, niszczycieli cywilizacji minojskiej, nie miała nawet słowa na określenie wodnego bezmiaru. Zapożyczyła więc je od pokonanych: thalassa. Nie ulega wątpliwości, że Słowianie nie posiadali tak dużo wierzeń związanych z wodą, jak tych z ziemią. Jednak woda, poprzez swoją wielokształtną, zagadkową naturę, oddziaływała i na ich wyobraźnię. Kazimierz Moszyński pisze o przypisywanych wodzie właściwościach oczyszczających: przynosiła zdrowie i bogactwo: „Wodo, caryco, oczyścicielko nasza, biegniesz ty po mszarnikach, po bagnach, oczyszczasz korzenie, kamienie, obmyj i mnie, grzeszne stworzenie”24 - to przykład modlitwy zapisanej na terenie Bułgarii. Woda sprowadzała także płodność – motyw ten pojawia się nieco słabiej, ale jest charakterystyczny dla społeczności rolników.

Jest i jednak druga strona medalu - woda niosła i życie, i śmierć. Była miejscem zamieszkania złych demonów , takich jak wiły, wodniki czy utopce. Kąpiel w pewnych porach roku objęta była zakazem, gdzieniegdzie pojawia się obyczaj nie ratowania topielca – żeby nie ściągnąć na siebie zemsty wody, odbierając jej to, co jej się należało. Tą dwoistą naturę dobrze oddaje w swojej pracy Symbole przemiany Carl Gustav Jung. „Zrodzony ze źródeł, rzek i jezior, człowiek w chwili śmierci zanurza się w wodach Styksu, by rozpocząć ‘nocną podróż morską’. Te czarne wody śmierci są jednak wodami życia, a sama śmierć i jej lodowate objęcia to macierzyńskie łono – tak jak morze, które wprawdzie pochłania słońce, ale potem rodzi je na nowo”. 25Koniec jest zarazem początkiem. „E thalassa – tes geneseos symbolon” (morze – symbol powstawania), jak mawiali Grecy.

Istnieje jeszcze jeden związek Mokoszy z wodą. W przedstawionych w pierwszym rozdziale źródłach zachodzi bowiem interesująca prawidłowość. Kilkakrotnie bogini jest wymieniana w sąsiedztwie wił, bliskich krewniaczek znanych w polskim folklorze rusałek. Czym jest to spowodowane? Czy oznacza po prostu, że Mokosz jest bóstwem pomniejszym, godnym umieszczenia obok słowiańskich odpowiedniczek nimf, istot z niższego rzędu mitologicznej hierarchii? Aby móc odpowiedzieć na tak postawione pytanie, należy bliżej przyjrzeć się kultowi wił.

Uważano je za piękne, nagie bądź półnagie dziewczęta, kuszące rybaków i pasterzy. Jak pisze Moszyński, „...trzymają się zwykle gromadnie, zjawiając w postaci łabędzi, niekiedy sokołów lub nawet koni i podobno wilków (...). Mają one przebywać m.in. na obłokach i w chmurach, lecz również mają je jakoby prowadzić, mają jeździć na nich albo samym spojrzeniem skupiać je czy też tworzyć. Wiły ukazują się w postaci wirów powietrznych (..) wywołują wiatry czy wichury”26 Ludzi traktowały rozmaicie, raz pomagając im w potrzebie, raz niszcząc wytwory ich pracy bądź szkodząc im samym. Tak więc uczyły ludzi wróżenia i leczenia, ale i sprowadzały gradobicie, suszę, pozbawiały rozumu, zsyłały niemożliwą do opanowania żądzę. Tych, którzy byli dostatecznie nieostrożni – zatańcowywały bądź załaskotywały na śmierć. Niekiedy współżyły bądź wchodziły w związki małżeńskie z młodzieńcami – taki jest rodowód większości herosów, junaków, opisywanych przez folklor południowosłowiański. Istnieje w folklorze słowiańskim wiele istot o pokrewnym charakterze: rusałki, czyli duchy dziewcząt zmarłych przed zamążpójściem, tańczyły w czasie nowiu przy jeziorach – kto zbliżył się zbytnio, ten zostawał przez nie zaciągnięty w głębiny. Porywały też nieochrzczone dzieci, na ich miejsce podrzucając szkaradne odmieńce. Południce lub przepołudnice były demonami żyjącymi w pobliżu pól uprawnych, znęcały się nad żeńcami pracującymi w południe.

Powinowactwo Mokoszy z wodą, które stwierdzić można dzięki etymologii, ma istotne konsekwencje. Wodne istoty demoniczne są wyposażone w część jej cech, odpowiadają za podobny aspekt chtoniczny, są ambiwalentne – przynoszą bowiem życie i śmierć. Jest w nich cień pierwotnego kultu Bogini Śmierci w Życiu. Czasy wił i rusałek nie sięgają już legendarnej, przedchrześcijańskiej przeszłości – są nam bowiem bliskie, odległe tylko o kilka stuleci. Mokosz, jedyna żeńska istota Włodzimierzowego panteonu, w naturalny sposób powinna odpowiadać za te same chtoniczno – oceaniczne sfery. Niczym zrodzona z piany Afrodyta, która choć dobra i miła, zwana była przez Greków przyprawiającymi o dreszcz trwogi imionami grobowa i mężobójczyni. Słychać w tym echo dawnych obyczajów, zrekonstruowanych przez Gravesa, a skazanych na zapomnienie przez nowy, patriarchalny porządek. Wymazane zostały tak skutecznie, że nadal trudno bezspornie udowodnić, że Mokosz była kimś więcej niż tylko enigmatycznym demonem nawiedzającym prządki.

Wierzenia o Ziemi

Pierwotna wizja Ziemi jako kobiety i zapładniającego ją mężczyzny - Nieba towarzyszy ludom całego świata od zarania ich dziejów. Indra, naczelny bóg panteonu indyjskiego, jest małżonkiem Urwary, które to imię można przetłumaczyć jako „urodzajna ziemia”. W Ramajanie Rama poślubia Sitę – czyli bruzdę ziemi. Echo takiego przedstawienia świata można odnaleźć choćby w języku. Niemieckie Der Himmel (rodzaj męski – niebo), die Erde (rodzaj żeński – ziemia) czy adekwatne le ciel czy la terre we francuskim. Przypadek polszczyzny jest o tyle intrygujący, że nijaki rodzaj słowa niebo każe nam twierdzić, że mieszkańca sfer uranicznych i bóstwo gromowładne nasi przodkowie nazywali zupełnie inaczej – i ta właśnie nazwa zaginęła w pomroce dziejów.

Wschodniosłowiański folklor określa Ziemię epitetem „wilgotna” (Mat' Syraja Zemlja 27) – trudno nie powiązać tego faktu z Mokosz i przypisywanym jej cechom Wilgotnej Matki. Przyjęcie chrześcijaństwa doprowadziło na terenach Rusi do nałożenia się na siebie kultów Mokoszy oraz św. Paraskiewy Piatnicy. Korzystając z materiału związanego z kultem świętej, można pokusić się o rekonstrukcję tabu dotyczącego ziemi-Mokoszy: otóż poświęcony jest jej piątek (analogicznie do Frigg – Freitag), w który nie można prząść, by jej nie pokłuć wrzecionami, ani też orać. Zakazane było wbijanie kołków, grodzenie, oranie, rwanie trawy – a splunąwszy przypadkowo na ziemię, trzeba ją było prosić o przebaczenie. Oczywista jest seksualna symbolika, stojąca za tymi nakazami. Kazimierz Moszyński w swojej monumentalnej pracy Kultura ludowa Słowian podaje cały szereg przykładów ogólnosłowiańskiego kultu ziemi. Była ona uświęcona, w sprawach wielkiej wagi przysięgano na nią, całując ją, biorąc ją do ust lub zjadając. „Na wiosnę grzech jest bić ziemię, jest brzemienna na wiosnę, wypuszcza płód, żyto, kwiaty, wszelka trawa.”28Kto umyślnie ziemię bije, swoją matkę bije, i ziemia go po śmierci nie przyjmie”. Takie nastawienie jest nieobce także i dla innych kultur, niekoniecznie indoeuropejskich: „Chcecie, abym orał ziemię! Czy zatem mam wziąć nóż i rozerwać łono mojej matki? Jeśli tak zrobię, to gdy umrę, nie przyjmie mnie ona do swego łona, abym mógł odpocząć.”29 – mówi wódz Siuksów Smohalla w relacji antropologa amerykańskiego Jamesa Mooneya.

Ziemia mogła też postąpić odwrotnie – żywcem pochłaniając nikczemnika. Antropomorfizacja sięga daleko: przed wielkimi klęskami jęczy ona i stęka. W Rosji długo funkcjonował obyczaj „spowiedzi do ziemi”, mimo stanowczego oporu Cerkwi. Znajduje to swój wyraz choćby w Zbrodni i karze Dostojewskiego, gdzie takie oto słowa kieruje Sonia do Raskolnikowa: „Idź na rozstaje, pokłoń się ludziom, pocałuj ziemię, ponieważ popełniłeś grzech wobec niej, i głośno powiedz całemu światu: jestem zabójcą!”30 Tradycyjne epitety „święta”, „bogata” bądź „brzuchata” można porównać ze stosowanym w odrębnej kulturze osetyńskiej: otóż - jak podaje Moszyński - ziemię zwano „skórzastą” i „sierściową”. Ofiary składane ziemi miały na celu jej „nakarmienie”, zakopywano w niej jaja, kury, chleb: „Jedz, ziemio, i spraw, by zboża rosły” - brzmi stosowne zaklęcie. Wiosną zaś, gdy ziemia była bliska wydania swych płodów, tarzano się po niej, aby ów proces przyspieszyć. Miało to bowiem udzielić jej siły, podobnie jak odprawiane w podobnej porze pozorowanie aktu seksualnego.

Ziemia niesie ze sobą bogactwo skojarzeń – z jednej strony jest matką i karmicielką, stworzycielką wszystkiego co żywe. Ale z drugiej strony potrafi odebrać życie, mści się na zbrodniarzach i tych, którzy nie potrafią jej uszanować, w niej w końcu spoczną zwłoki i przez nią będą pochłonięte. Kiedy zdamy sobie sprawę, że pierwotny kult słowiański wcale nie musiał zakładać odrębności ciała i duszy, i że dusza była - wedle niego - skazana na bytowanie w gnijącym, zakopanym w grobie ciele (koncepcja żywego trupa), uświadomimy sobie, jak wielki lęk, wyrażający się w bezwarunkowej czci, musiała budzić ziemia. Mokosz, rezydująca w sferach chtonicznych, z pewnością była także przedmiotem tego kultu, na tej samej zasadzie, wedle której Grecy odnajdowali w Demeter wizerunek wschodniej Wielkiej Macierzy Bogów.

Zakończenie

Wyobraźnia mityczna jest właściwa dla ludzkości od jej początków – tak samo nieodzowna jak pierwotne instynkty i potrzeby niższego rzędu. Choć dawni słowiańscy bogowie przeminęli, to poszukiwanie archetypu macierzyńskiej opiekunki trwa i trwać będzie. Mokosz jest cieniem z przeszłości, niezdolnym przyoblec się w konkretniejsze kształty – wińmy za to źródła i „greckich” kronikarzy, ale nie osądzajmy ich surowo. Zmieniają się formy, sposoby wyrażania kultu przechodzą od bardziej do mniej konkretnych – treść jednak pozostaje ta sama. Mizoginiczni Ojcowie Kościoła nie powstrzymali rodzącej się afirmacji kobiecości, która objęła tak różne sfery, jak minne, kult maryjny czy idea Oblubienicy Chrystusa – Mater Ecclesiae. Protestantyzm uderzył w dogmat o świętości Marii Panny. W przesyconą naturalną wiarą duszę chrześcijanina wkradło się zwątpienie, intelektualizowanie, pesymizm. Trud ciężkiej pracy, która zdaniem reformatorów zasługiwała na boże błogosławieństwo, nie zastąpił kojącego spojrzenia Matki.

Minęło tysiąclecie, odkąd książę Włodzimierz nakazał wznieść posągi bogów swojego ludu – by rzucić wyzwanie chrześcijaństwu? By stać się religijnym reformatorem, który zagmatwaną wiarę przodków zamieni w system konsekwentny i spójny? Pytania pozostają bez odpowiedzi. Wszystko, co staramy się powiedzieć lub napisać o tych czasach, ma posmak czczej spekulacji. Ale pośród Chorsa, Simargła, Peruna, znalazła się jedna postać kobieca 31. Na posągu, zwanym „Światowidem ze Zbruczy”, w korowodzie środkowym, dostrzegamy podobną postać32 . Nazwać ją Mokoszą i poprzestać na tym – byłoby odwróceniem się od problemu. Ruś naszych czasów oddaje hołd świętym ikonom Matki Boskiej Kazańskiej, Suzdalskiej, Riazańskiej… Gromowładny św. Ilja, który zajął miejsce Peruna, i św. Paraskiewa Piatnica, która zaczęła grać rolę Mokoszy – uświadamiają nam, jak wyobraźnia religijna ludu omija zakazy i w jaki sposób zgodnie ze swym własnym duchem interpretuje prawdy wiary narzuconej z zewnątrz.

Czy nasze czasy wnoszą coś nowego do tego obrazu? Z pewnością. Kreują one obraz konsumpcyjnego raju, w którym, jak pisze Erich Fromm, panować będzie bogini Technika, spełniająca wszystkie, nawet najbardziej wysublimowane potrzeby swych dzieci. Przyssani do jej piersi, kołysani jednostajnym rytmem radiow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin