Stachniuk Jan - Człowieczeństwo i kultura.txt

(735 KB) Pobierz
Autor: Jan Stachniuk

Tytul: CZ�OWIECZE�STWO I KULTURA

Przedmowa

Jednym z podstawowych problem�w badawczych refleksji humanistycznej jest uj�cie fenomenu kultury. O ile dawniej, zgodnie z wypr�bowan� tradycj�, si�gaj�c� korzeniami a� Arystotelesa i jego zabieg�w zmierzaj�cych do uporz�dkowania wiedzy i zawarcia jej w ramach poddanego okre�lonej koncepcji teoretycznej systemu, usi�owano zdefiniowa� samo poj�cie kultury, by zgrabnie umie�ci� t� kategori� w obr�bie filozofii systemowej, o tyle p�niej starano si� raczej uchwyci� najog�lniejsze cechy owego zjawiska, wystarczaj�co istotne dla wyodr�bnienia go spo�r�d innych sfer �ycia spo�ecznego. ��czy�o si� z tym pytanie o konkretne sk�adniki kultury, a tak�e o podstawowe mechanizmy dzia�aj�ce wewn�trz niej. Zrozumia�e, �e w praktyce badawczej oba rodzaje podej�cia do zagadnienia kultury cz�sto si� przenika�y, a kolejne rewolucje metodologiczne sprawia�y, i� zmierzano do wprowadzenia coraz wi�kszej liczby twierdze� spe�niaj�cych takie kryteria wypowiedzi naukowych, jakie ustala� obowi�zuj�cy w danym czasie model uprawiania nauki. Ka�dy ch�tny do zapoznania si� z ewolucj� metodologiczn�, kt�ra musia�a obj�� tak�e rozwa�ania o kulturze, ma tu do wyboru wiele interesuj�cych stanowisk. Czy dostarczaj�c mu tak wielu informacji o kwestii naukowo�ci (lub jej braku) tego czy innego wzorca teoretycznego, pozwalaj� one zarazem wzbogaci� ujmowanie kultury? 
Nie spos�b odpowiedzie� na to jednoznacznie. Warto w ka�dym razie zauwa�y�, �e tzw. czytaj�cy og� niezbyt przejmuje si� kontrowersjami rozpalaj�cymi naukowc�w, zw�aszcza o zaci�ciu metodolog�w, do bia�ej gor�czki. Przechodzi do porz�dku dziennego nad kwalifikowaniem wypowiedzi uprawniaj�cym do uznawania ich za naukowe, poszukuj�c czego� innego � ca�o�ciowej, w miar� sp�jnej wizji kultury, nie obci��onej nadmiernym rygoryzmem naukowo�ci, ba, si�gaj�cej nawet do tego, co intuicyjne. Zanim obruszymy si� na podobne oczekiwania i wyrugujemy je pod jakimkolwiek pretekstem, sugeruj�c ich znikom� lub �adn� warto��, gdy� nie maj� nic wsp�lnego z naukowo�ci�, przypomnijmy tylko, �e sama nauka z r�wnym powodzeniem spe�nia funkcj� mitotw�rcz�, a je�li nie zaspokaja pewnych oczekiwa�, to mo�e nale�y si� jednak zwr�ci� ku refleksji, kt�ra usi�uje temu sprosta�, mniejsza o to, jakim j� obdarzymy epitetem. 
Wiadomo sk�din�d, co zarzucano wielu dociekliwym badaczom, d���cym do stworzenia w miar� wyczerpuj�cej teorii obejmuj�cej �w obszar ludzkiej aktywno�ci, w jak niebezpieczne pu�apki wpadali przy tej okazji. �atwo zdoby� si� na ich wyliczenie, pracowici rejestratorzy zestawili je i poklasyfikowali. Dla przyk�adu wspomnie� mo�na o definicji kultury zaproponowanej przez S. Czarnowskiego, kt�r� upodoba�o sobie swego czasu wielu rodzimych autor�w. Na pierwszy rzut oka zniewala ona sw� por�czno�ci�, tyle �e na dobr� spraw� zakres samego poj�cia staje si� tak szeroki, �e a� korci zadanie pytania: co w takim razie nie jest kultur�? Mi�o�nicy bardziej dok�adnych definicji rozk�adaj� r�ce z za�enowaniem. Niemal ka�dy intuicyjnie wyr�nia dziedzin� zwan� kultur�, dostrzega jej swoisto��, ale przy opisaniu teoretycznym tej dziedziny, uwzgl�dniaj�cym zar�wno aspekt ontologiczny, jak i metodologiczny, rozbie�no�ci jest wiele (por. np. sp�r redukcjonist�w i antyredukcjonist�w). 
Istniej�, rzecz jasna, tak�e inne drogi. Umys�, o ile uwolni si� od przymusu rygorystycznie poj�tej dociekliwo�ci, przyjmuje po prostu kategori� kultury jako poj�cie ze sfery j�zyka potocznego, nie sil�c si� na jego w miar� szczeg�owe okre�lenie wedle aktualnego modelu poprawno�ci wypowiedzi naukowych. Badacz pragnie raczej pokaza� funkcjonowanie tak nazwanego zjawiska. Ale wtedy nara�a si� na niebezpiecze�stwo, �e co bardziej zgry�liwi koledzy wytkn� nieszcz�nikowi, �e pod jedno poj�cie podk�ada zbyt wiele znacze� (jak w wypadku Czarnowskiego, z rozmaitymi modyfikacjami), w dodatku niekiedy si� wykluczaj�cych.
Tuzinkowy erudyta, po wytrwa�ej lekturze szeregu mniej lub bardziej naukowych dzie�, kleci z mozo�em konstrukt, kt�ry przybiera posta� definicji (lub teorii � zale�nie od ambicji danego autora) eklektycznej. C� rado�niejszego dla pilnych czytelnik�w i krytyk�w! Spokojnie przyst�puj� do uruchomienia pieczo�owicie przygotowanego mechanizmu krytycznego. Wytykaj� brak sp�jno�ci, uleganie wp�ywom zgo�a nieprzychylnym wzajemnemu zbli�eniu, tropi� potkni�cia, usterki rzeczowe � rozszarpuj� na strz�py ca�e dzie�o, a najwy�ej racz� przyzna�, �e jego tw�rca to osoba dosy� oczytana. Cz�sto wszak�e czyni si� wyj�tek dla podr�cznik�w, jakby nie przyjmuj�c do wiadomo�ci, �e w ten spos�b utrwalamy regu�� b��dnego ko�a � gdy kto� zapragnie uporz�dkowa� swe przemy�lenia o kulturze, zazwyczaj si�ga do kt�rego� z podr�cznik�w. Posiadane informacje w��cza wi�c nie�wiadomie w ramy szkieletu teoretycznego o w�tpliwym rodowodzie metodologicznym. P�niej niech�tnie rezygnuje si� z tak przecie� przydatnego (i niezb�dnego) stereotypu poznawczego. W odr�nieniu od traktowania poj�cia kultury jako kategorii j�zyka potocznego tu mamy do czynienia z osadzaniem tej�e kategorii w wymiarze podr�cznikowej oczywisto�ci, nosz�cej pozory uj�cia prawdziwie naukowego. Ka�dy cz�owiek kulturalny wie przecie�, u licha, czym jest kultura. 
Nieodparcie nasuwa si� przy tej okazji analogia z m�czarniami teoretyk�w filmu, kt�rzy zaciekle zmagaj� si� z kwesti� okre�lenia rozmaitych gatunk�w filmowych (analogia te� z obszaru kultury). �Western (film grozy, film p�aszcza i szpady itd.) jest tym, co og� widz�w za western (film grozy, film p�aszcza i szpady) uwa�a". Wypada stwierdzi�, �e owo podej�cie, z pozoru nosz�ce podejrzane dla wielu pi�tno refleksji zdroworozs�dkowej, a nie teoretycznej, jawi si� jako rozwi�zanie ca�kiem por�czne. Wystarczy zr�cznie u�y� pewnych chwyt�w konwencji relacjonistycznej, �eby wielu oponentom wytr�ci� bro� z r�ki, zabezpieczaj�c si� zarazem przed zarzutami dotycz�cymi powierzchowno�ci czy niechlujno�ci metodologicznej. 
Bez wzgl�du jednak na te (i wiele jeszcze innych) trudno�ci � liczba prac po�wi�conych kulturze ro�nie systematycznie. Bywaj� one generowane przez okresowe mody, kt�rym �rodowisko naukowc�w-humanist�w ulega r�wnie  ch�tnie jak i inne zbiorowo�ci, cho� mniej ch�tnie si� oni do tego przyznaj�. Zn�w wystarczy poprzesta� na jednym przyk�adzie � refleksji nawi�zuj�cej do � niew�tpliwych przecie� � osi�gni�� nurtu antropologicznego (A. L. Kroeber, M. Mead, R. Benedict). Na razie wystarczaj�co poradzi�a sobie z tymi trapi�cymi humanistyk� k�opotami jedynie archeologia � na og� przedstawiciele tej dyscypliny nie rozp�tuj� ju� kontrowersji wok� terminu �kultura archeologiczna".
W tej sytuacji warto chyba zwr�ci� uwag� na koncepcj�, kt�rej przynajmniej eklektyzm zarzuci� nie�atwo. Zawsze da si�, oczywi�cie, wysun�� twierdzenie, �e nawi�zuje ona do przestarza�ych (czy rzeczywi�cie � najlepiej przekona� si� samemu) rozwi�za�, ma nadmierne ambicje (co to w�a�ciwie znaczy na gruncie humanistyki?) itd. Trzeba wszelako przyjrze� si� jej nieco inaczej, uwa�niej, nie trac�c z pola widzenia przytoczonych powy�ej uwag. Wtedy spostrze�emy, �e koncepcja Jana Stachniuka wcale nie musi wykracza� poza pewien zesp� standard�w przyj�tych dla refleksji o kulturze, nie nadaje si� do lekcewa��cej, apriorycznej oceny w stylu: �To nie ma nic wsp�lnego z nauk�, szkoda czasu na dyskusje". Stachniuk, jak tylu innych, powszechnie uznawanych autor�w, przyjmuje obraz kultury jako specyficznie ludzkiej formy bytu, stara si� wskaza� na najog�lniejsze jej cechy, wylicza jej sk�adniki, twierdzenia swe za� stara si� uzasadni�. Traktuje kultur� jako ca�o�� (podej�cie holistyczne) i prezentuje spos�b jej funkcjonowania. Tote� wypada si� zgodzi�, �e w punkcie wyj�cia nale�y jego uj�cie potraktowa� na zasadzie r�wnouprawnienia z innymi konceptami teoretycznymi, warunki wst�pne podj�cia ewentualnej dyskusji zosta�y spe�nione. Pogardliwe milczenie, niezauwa�anie czy og�lnikowa krytyka niczemu nie s�u��. W�wczas, by� mo�e, refleksja Stachniuka przestanie egzystowa� jako tw�r z marginesu g��wnego nurtu humanistyki, irracjonalny wybryk czy w najlepszym razie okazjonalna ciekawostka. Zamiast podci�gn�� j� pod okre�lenie typu �wypadek przy pracy" i widzie� w niej tylko wytw�r obsesji autora, sensowniej dokona� po prostu jej krytycznego, ale rzeczowego przegl�du, co umo�liwi�oby wydanie w miar� umotywowanej i rzetelnej oceny � a do tego przecie� sprowadza si� og�lnie przyj�ta w humanistyce procedura. 
Wypada�oby zatem wskaza� na te interesuj�ce i niebanalne cechy pomys��w Stachniuka, kt�re pozwol� podej�� do jego propozycji (a ka�dy koncept teoretyczny jest propozycj�, tylko niekt�re za� przekszta�caj� si� w norm�) bez za�o�onego z g�ry niech�tnego nastawienia. W�wczas mo�e si� okaza�, �e nie tylko zas�uguje ona na po�wi�cenie jej odrobiny czasu, lecz potrafi tak�e sta� si� czym� w rodzaju �r�d�a inspiracji. Kwestia ewentualnych wp�yw�w (a raczej nawi�za�) te� niejednego mog�aby sk�oni� do przyjrzenia si� na nowo tak ju� wpisanym w schematy zagadnieniom, jak periodyzacja rozwoju kultury europejskiej b�d� funkcje sztuki. Spr�bujmy zacz�� od pewnych uwag dotycz�cych og�lnych rys�w koncepcji Stachniuka, by nast�pnie zaj�� si� g��wnymi dla jego refleksji kategoriami, zw�aszcza tymi, kt�re ujawniaj� rozmaite interesuj�ce w�a�ciwo�ci. Nie chodzi tu o systematyczne streszczanie pogl�d�w autora. Rzecz w tym, �e dla Stachniuka pewne kategorie s� zarazem obszarami problemowymi, to w ich obr�bie zaprezentowane zostaje to, co i dzi� przykuwa uwag� i nie pozostawia czytelnika oboj�tnym. Przyj�� mo�na, �e �w wybrany ci�g kategorii-problem�w stanowi jakby szkielet ca�ej koncepcji. Gdy uda nam si� bli�ej z nimi zapozna�, dochodzimy do wniosku, �e dalsze rozwa�ania autora to konsekwencja tych podstawowych rozstrzygni��. Jak w ka�dym wzgl�dnie ca�o�ciowym uj�ciu, przeprowadzonym z trosk� o zachowanie sp�jno�ci wywod�w, raz dokonane ustalenia poci�gaj� za sob� uzupe�nienie, wreszcie za� i inne konstrukcje, ale z punktu widzenia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin