Aimer a`la folie.doc

(164 KB) Pobierz

tytuł - Aimer a`la folie
autor - Agee
beta – Angel2118
gatunek - dramat/romans/angst
pairing - HP/SS, LM/NM, GW/HP, LM/SS
ostrzeżenia - sceny drastyczne, wulgaryzmy, slash, sceny erotyczne, przemoc, gwałt.


Świat okryła mgła. A wszystko przez tą jedną szarą istotę, która stąpając po jedwabnej skale spływała nurtem łez w głąb nicości naszych kolejnych pokoleń.
I tak narodziło się zło, wraz z nim cierpienie i smutek.
I łzy spłynęły mu po policzkach żegnając ostatnią nutę nadziei.

Rozdział I - Ja śmierciożerca



Severus Snape nie był zwykłym dzieckiem. Nie był nawet zwykłym czarodziejem. Czy jego życie miało jakiś sens?
Ależ oczywiście. W końcu sens można znaleźć we wszystkim. Nawet w takim bagnie jak to.
Po raz kolejny wracały wspomnienia o wrzeszczącym ojcu i chorej matce. Coraz częściej słyszał w myślach swój dziecięcy szloch. Wystarczyło zamknąć oczy...
Teraz siedział w swoim skórzanym fotelu w Snape Manor i spoglądał na zegar, który skończył swój żywot dawno, dawno temu.
Godziny mimo wszystko wlokły się nieubłaganie pokonując kolejne kroki ku apokalipsie własnych myśli.

Severus Snape nie był zwykłym śmierciożercą. Nie był nawet zwykłym szpiegiem. Był kimś, a jednocześnie niczym. Schodzone buty i stare szaty w szafie nie znaczyły wcale, że był ubogi, a wytworna porcelana i stary, zabytkowy dom wcale nie oznaczał, że był bogaty.
Tak więc szła minuta po minucie, czasem potykając się i zwalniając swój czas do minimum. Cisza otaczała Snape Manor i wszystko zdawało się zamazywać pod osłoną ciemności.
Dzień w dzień gdybał... Jakby to było gdyby Hogwart wciąż stał dla niego otworem? Jakby to było, gdyby Potter nie wygrał z Voldemortem, a on nie musiałby się ukrywać przed resztą świata?
- Późno dziś przyszedłeś. - powiedział spokojnie nie zaszczycając swojego gościa spojrzeniem.
- Lepiej późno niż wcale. - oświadczył blond włosy mężczyzna podchodząc do Severusa i kładąc mu dłoń na ramieniu. - Narcyza ma ostatnio humory. Zaczyna coś podejrzewać, głupia suka. - syknął.
- Nie przesadzasz trochę? - spytał czarnowłosy uśmiechając się ironicznie. - To tylko kobieta. Czego ty od niej wymagasz?!
Lucjusz zaśmiał się cicho i złożył delikatny pocałunek na policzku kochanka.
- Dziś nie będę wyrozumiały, Severusie. - powiedział uwodzicielsko.
- Nie liczyłem na to. - odparł beznamiętnie były Mistrz Eliksirów podnosząc się z fotela. Mebel zaskrzypiał lekko, łamiąc ostatnią nić ciszy.
Szklanka whisky rozbiła się na marmurowej posadce.
Severus stał przyciśnięty do ściany przez szarookiego mężczyznę, który gwałtownie wbił się w jego usta penetrując, znane mu już bardzo dobrze tereny. Lucjusz jednym ruchem ręki odwrócił go twarzą do ściany i boleśnie napierał na niego zdejmując swoje spodnie, które po chwili opadły cicho na posadzkę.
Jęki, krzyki i nierówne oddechy zbeszczeszczały budynek swoją bezczelnością i erotyzmem. Stara posiadłość emanowała czystym seksem i ekstazą.
Nic już nie było takie samo. Ani dom, ani chłopięcy szloch, ani nawet wspomnienia, które z każdym pchnięciem rozmazywały mu się przed oczami. Została tylko pustka.
Severus Snape nie lubił brudu, nawet teraz, gdy każdy cal jego ciała był nim pokryty. Nie lubił nawet Lucjusza, któremu zawdzięczał nie jedną ciekawie spędzoną noc.
Chociaż sam nie był pewien czy mógłby nazwać te noce interesującymi... Z pewnością było to inne niż siedzenie po ciemku w salonie, jednak czy lepsze? Na to Severus nie potrafił sobie odpowiedzieć.
Zamknął oczy i opróżnił umysł wmawiając sobie, że to nie Lucjusz pieprzy go na ścianie i, że to nie on stoi teraz wciśnięty w kamienny mur z łzami w i tak dawno już pustych, czarnych źrenicach...
Żyć
Kochać
Śmiać się
Te słowa wypływały z jego ust ginąc w odmętach zużytej wyobraźni.
Nie ma już nadziei, nie ma miłości. Istnieje tylko nienawiść i przemoc.

Z drzew spadać zaczęły złote liście przynosząc jesień...

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2 – Nie tyle, co ja kiedyś

"W oczach lęk
Dotykasz dna
Naładowana koksem żądza cię gna
Udajesz że
On daje ci
Najpiękniejsze chwile o których śnisz"*



Harry Potter przemierzał ulicę w Hogsmead. Nie chciał nawet wspominać swojego pierwszego pobytu tutaj. Gdy był jeszcze niewinnym dzieckiem, które nie miało pojęcia czym jest prawdziwe zło. Jerry nie był zbyt sympatyczny ostatniego wieczoru. Rżnął go parę razy, bez przygotowania, zostawiając na podłodze niemal nieprzytomnego. Cieszył się chociaż, że Tom nie musiał tego oglądać. Właściwie to nie był on jeszcze świadkiem *typowej* penetracji, jednak za każdym razem Harry bał się, że kiedyś ujrzy on swojego ojca pieprzącego go, lub jakiegoś innego mężczyznę. Wiele razy musiał zagryzać wargi gdy słyszał płacz małego Toma.
Tak, Jerry Brooks miał trudny charakter. Lecz to on utrzymywał go i dawał dach nad głową. A to wszystko za bycie po prostu... Harry nigdy nie dawał za wygraną. Nie chciał się tak nazywać. On taki nie jest! Powtarzał sobie za każdym razem, że to po prostu układ. Chwilowa umowa. Noce z mężczyzną za ... Życie w dostatku. Czy to takie dziwne?
Nie był kobietą, która oddaje się za pieniądze. Nie. On był mężczyzną. I oddawał się by mieć jakiekolwiek życie.
Dwa miesiące temu stracił cały majątek przez tą cholerną Ginny Weasley. Zrozumiał wtedy, że kobiety to głupie suki, którym zależy jedynie na pieniądzach i wielkich domach. Zaprzepaściła jego fortunę i uciekła z Deanem Thomasem. Nigdy jej tego nie wybaczy - powtarzał sobie - Nigdy.
Ulica nie była zbyt ruchliwa tego dnia. Pogoda była w sam raz, więc Harry cieszył się, że przynajmniej coś idzie po jego myśli.
Dlaczego tutaj przybył? Ponieważ dawno już nie odwiedzał tutejszych okolic. To najlepszy argument, jaki znalazł. Jerry nie był czarodziejem, więc Harry nie martwił się, że spotka go tutaj. Udał się do Trzech Mioteł by zatopić swoje smutki w alkoholu. Harry Potter pije alkohol? Gdyby wszystko dało się przewidzieć to nigdy nie mielibyśmy niczego z nawiązką. - jak to mawiał Dumbledore. A poczynań Złotego Chłopca czy jakiegokolwiek chłopca, nie dałoby się nigdy przewidzieć. Trzeba czekać i obserwować, będąc świadomym, że któregoś dnia zaskoczy nas, i dopiero wtedy zrozumiemy, że wszystko wokół nas nie jest wieczne. W tym cnota Gryfona.
Siedział przy jednym ze stolików popijając ognistą whisky. Pił i rozmyślał czując się jak stary pijak chodzący do tanich barów i chlejący do nieprzytomności by, choć na chwilę, zapomnieć o świecie.
Może i był takim pijaczkiem? Może nie. Dla niego było to bez różnicy. Nie posiadał już marzeń. Czekał na to, co przyniesie los. Cierpliwie i cicho. Stojąc z boku i przyglądając się swojej nędznej egzystencji z bardzo, bardzo daleka.
Był czarodziejem, zabił Voldemorta, wybawił świat - co mu to dało? Gdyby wiedział, jak jego życie potoczy się, gdy przekroczy próg Hogwartu, gdyby wiedział, że stanie się tym kim się stał... Czy na pewno zdecydowałby się na krok w przód? Oczywiście. Bowiem w życiu warto ryzykować.
Chciał przeżyć przygodę - I przeżył ich wiele. Chciał odnaleźć prawdę - Odnalazł ich tysiące. Chciał zdobyć przyjaciół - Zyskał wielu kochanków.
Harry Potter osiągnął więcej i przy tym jednocześnie został z niczym.
Zostały tylko wspomnienia i stare zdjęcia, które po latach znał już na pamięć.

*Miłość za pieniądze - Closterkeler

 

 

 

Rozdział 3 – Spotkanie

Niewiedza to noc umysłu, ale noc bez gwiazd i księżyca.”*



Pijąc kolejne łyki Ognistej czuł jak jego gardło płonie. Tracił powoli władzę nad swoim umysłem, a wraz z nim – nad ciałem. Jednak to nie miało znaczenia. Już nikt nie rozpoznawał go na ulicy. Zmienił się. Jego wizerunek grzecznego Gryfona już dawno odszedł w niepamięć. Teraz ubierał się tylko na czarno. Uważał, że kolory powinno się zostawić dla ludzi szczęśliwych, beztroskich.
O tej porze w Trzech Miotłach nie było dużo ludzi. Jednak Harry`ego nie interesowało to czy były tłumy, czy był tu sam. To już nie miało znaczenia.
Nie miał już siły pić. Jego żołądek stanowczo odmawiał, dając o sobie znać próbując się opróżnić.
Gdy wyszedł z toalety, wycierając rękawem usta postanowił udać się na spacer po miasteczku. Ponieważ nie myślał już trzeźwo nie zastanawiał się nad konsekwencjami wyjścia na ulicę w takim stanie. Podpierając się o framugę drzwi wyszedł z gospody i zataczając się lekko ruszył przed siebie. Było już ciemno, co jeszcze bardziej pogarszało widoczność pijanego mężczyzny. Nawet nie zauważył, że księżyc widniał już wysoko na niebie.
Czarownice, jak i niektórzy czarodzieje, patrzyli na niego z zainteresowaniem. Inni mierzyli go wzrokiem posyłając złowrogie spojrzenia. Jednak Harry zdawał się tego nie dostrzegać. Wszystko widział jak za mgłą. Żołądek znów przypomniał mu o sobie i podpierając się o mur jakiegoś budynku zwymiotował na brukowaną drogę, co wywołało niesmaczne miny na twarzach przechodniów. Ruszył dalej. Rozglądał się dookoła nieprzytomnie. Wiatr mierzwił jego czarne włosy i powiewał skórzaną peleryną.
Na niebie zbierały się ciemne chmury zapowiadając deszcz.

To nie jest życie, to ciągła walka o przetrwanie.
Każdy ruch.
Każdy oddech.
Każde słowo.
Jest mierzone miarą istnienia i czasu, którego wszystkim tak niespodziewanie braknie.
Spotykając znajomą osobę sprzed lat uświadamiamy sobie, że kiedy widzieliśmy ją ostatnio... To było tak dawno. Dawno... To słowo uświadamia nas, że czas płynie bardzo szybko.
Każda minuta, każda sekunda odbiera nam cząstkę życia. A gdy dobiegają końca, zastanawiamy się, dlaczego do cholery tak mało z niego korzystaliśmy?

Zimne krople deszczu spływały mu po twarzy. Nagle poczuł, że wpada na coś i cofnął się zaskoczony o kilka kroków. Nie miał siły nawet przepraszać. Poczuł silny ból w głowie i zachwiał się opierając o mur.
- Potter? – usłyszał zaskoczony, męski głos.
Uniósł niepewnie głowę i spojrzał na czarną postać. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego do diabła ta istota się tak kręci. Czy nie mogłaby stanąć i nie ruszać się by mógł się lepiej przyjrzeć?!
- Kurwa. – jęknął i opadł na kolana.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się ironicznie.
- Trochę się wypiło, co Potter?
Dopiero teraz Gryfon zdał sobie sprawę, kto przed nim stoi i zaklął jeszcze głośniej. Chwilę potem już nic nie mówił. Zemdlał.

***

Dwieście dwadzieścia dwa dni świetliste
Będą dla nocy źródłem pragnienia
Ułamek czasu dano artyście
Dopóki jest coś do powiedzenia”**

***

Obudził się w znajomym miejscu – skrzydło szpitalne. Uśmiechnął się pod nosem. Jak dawno tu nie był. Po chwili spojrzał w bok by ujrzeć McGonagall, Snape`a i Dumbledore`a.
- Mogło być gorzej. – wyszeptał pod nosem próbując się podnieść. Jednak czyjeś ręce go powstrzymały. No tak. Pomfrey.
- Proszę się nie ruszać, chłopcze. Musisz odpocząć. Niedługo poczujesz się lepiej.
- Tak. – mruknął i opadł na poduszki.
Kątem oka dostrzegł jak Dumbledore przysunął się do niego nieznacznie i odchrząknął.
- Harry, dawno się nie widzieliśmy. – powiedział cichym i spokojnym tonem.
„Co za idiota! Jeśli myśli, że chciałem się tu znaleźć to stanowczo się myli! Nie mam ochoty oglądać jego fałszywej, starej twarzy!”
Gryfon spojrzał najpierw na dyrektora, potem na swoją byłą nauczycielkę i wreszcie na Mistrza Eliksirów. Prawie w ogóle się nie zmienili. Może Dumbledore`owi przybyło kilka nowych zmarszczek. Jednak McGonagall i Snape wyglądali dokładnie tak samo kiedy widział ich ostatnio – sześć lat temu. Dokładnie tyle lat temu opuścił mury Hogwartu i już nigdy tam nie powrócił.
Nie chce znów widzieć tych ludzi. Ludzi, którzy po śmierci Voldemorta zapomnieli, jaki on jest ważny, co dało jedynie dowód na to, że nigdy go nie kochali. „I nie będą” pomyślał.
- Jak się czujesz? – spytała McGonagall.
- Na Merlina, kobieto! On tylko się upił! – powiedział zirytowany Snape.
Harry uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej on się nigdy nie zmieni.


* Oscar Konfucjusz
** Nightwish "Sleeping Sun"

 

 

 

 

Rozdział 4 - Nie odbierajcie mi tego!




Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.”*

- Nikt nie pytał cię o zdanie, Severusie. – odparła lodowato McGonagall.
Harry zdziwił się zachowaniem byłej nauczycielki w stosunku to Snape`a. Czyżby coś przegapił?
- Ależ oczywiście. W końcu moje zdanie nigdy nie było brane pod uwagę w tym zamku. – odpowiedział jej równie beznamiętnym tonem.
- Proszę przestańcie. – powiedział cicho dyrektor i znów wlepił swoje błękitne oczy w młodego mężczyznę. – Co cię sprowadziło do Hogsmeade, Harry?
„Z pewnością nie ty!” – Pomyślał zirytowany. Jednak na głos nie odważył się wypowiedzieć tych słów. Może kiedyś tak, gdy złość na Dumbledore`a była świeża i pełna emocji. Jednak po tym wszystkim, co przeszedł nie był w stanie wyżywać się na tym starcu.
- Sam nie wiem. – odparł cicho. – Chciałem odświeżyć nieco pamięć.
- Zalewając się w gospodzie? To rzeczywiście *odświeża* pamięć, Panie Potter. – Przerwał mu cynicznie czarnowłosy mężczyzna.
Harry spuścił wzrok. Nie chciał teraz myśleć o powodzie udania się do gospody. Wciąż przeżywał ostatnie zdarzenia związane z jego kochankiem.
Nagle usłyszał zatroskany głos opiekunki Gryffindoru.
- Coś się stało, Harry?
- Nie. – odpowiedział automatycznie. On już nie jest dzieckiem. Nie chce już na nikim polegać. Chce sam podejmować swoje decyzje. Wreszcie po wyjściu z Hogwartu i po pokonaniu Voldemorta – był wolny. Nie chciał, by to się teraz skończyło. Nie ważne było to, że popełnił błąd wiążąc się z tą rudą szmatą. Nie ważne było to, że żyje w związku z psychopatą. Przyzwyczaił się do tego. Przyzwyczaił się do opieki nad Tomem i uspokajaniem go, gdy jego ojciec „skończy”.
Czuł, że trzy pary zaintrygowanych oczu są skierowane w jego stronę. Jednak nie mógł zmierzyć się z nimi. Mimo wszystko nie czuł się dobrze w otoczeniu „dawnych znajomych”. Oni nie byli częścią jego nowego życia. Tak strasznie się tego wstydził. Najchętniej aportowałby się stąd, gdyby tylko mógł...
- Dobrze Harry... – powiedział cicho dyrektor. – Wyglądasz na zmęczonego. Teraz my wyjdziemy i zostawimy cię tutaj byś odpoczął. Jak już dojdziesz do siebie to bądź tak miły i przyjdź do mojego gabinetu. Porozmawiamy.
Mówiąc to wyszedł wraz ze Snape`m i McGonagall ze skrzydła szpitalnego.

- Harry... Czy możemy porozmawiać? – usłyszał cichy, dziewczęcy głos.
Odwrócił się i ujrzał rudowłosą postać stojącą w progu. Była ubrana w jedwabną, błękitną koszulę nocną, która idealnie eksponowała kształt jej piersi i bioder.
- Coś się stało, Ginny? – spytał, spoglądając w jej piękne, niebieskie oczy.
- Kochasz mnie?
Zapadła cisza. Gryfon wiedział, że w jej głosie nie było strachu czy niepewności. Tylko ciekawość. To bolało. Nie widział w jej źrenicach ciepła czy choćby skruchy.
Następnego dnia już jej nie było. Nie było pieniędzy. Pozostał sam. Z domem i z rachunkami.
Chciał żyć jak zwykły człowiek. Mieć rodzinę, dom i pracę. A został z niczym.
Był wściekły. Po zdemolowaniu połowy mieszkania, wyniósł się z niego zanim gospodarz spostrzegł, że coś jest nie tak. Przez półtora nocy błąkał się po ulicach Londynu tworząc w głowie coraz to nowsze sposoby torturowania jego byłej żony.
Strach go ogarniał, na myśl, co mógł by jej zrobić, a sceny jakie przedstawiała mu jego wyobraźnia niczego nie ułatwiały. Czy naprawdę był aż takim dziwakiem, za jakiego uważali go Dursley`owie?
Zaśmiał się na wspomnienie rodziny stukniętych mugoli.
Modlił się tylko po cichu by ta dziwka nigdy już nie stanęła na jego drodze. Wiedział, że nie byłby w stanie się opanować. Byli ze sobą przez kilka lat. On czuł, że się w niej zakochuje, jednak bez wzajemności. Okazało się, że zdradzała go. Najpierw z Neville`m potem z tym cholernym Thomasem!
Wiedział, że życie nie jest idealne, że nie ma sprawiedliwości. Ale dlaczego to właśnie jego los musiał tak kaleczyć? Nie powinien był odtrącać Hermiony i zrywać z nią kontaktu. Bądź, co bądź była ona jego jedyną przyjaciółką. Po śmierci Rona wspierali się wzajemnie. Lecz on musiał poświęcić wszystko dla Weasley`ówny. Całą swoją przyszłość.
I tak oto wylądował w domu Brooks`a. Pozbawiony godności i dziewictwa.
Nienawiść do kobiet przerodziła się w pociąg do mężczyzn.

Nie mógł wytrzymać. Tu – w zamku. Musiał jak najszybciej się stąd wynieść. Wspomnienia rozrywały gwałtownie jego serce sprawiając niesamowity ból. Chciał by jak najszybciej się to skończyło. Dopiero teraz docenił pobyt w domu Brooks`a. Chciał już tam być, Jerry pewnie będzie chciał go ukarać. Nie wrócił na noc. Mężczyzna mógł pomyśleć, że go zdradza.
Oczy Potter`a rozszerzyły się w przerażeniu. Musi szybko wrócić! Jeśli Jerry się wkurzy może zrobić krzywdę Tomowi. Nie! Nie może na to pozwolić!
Zeskoczył szybko z łóżka i wybiegł z zamku bez słowa. Nie zauważając jednak, że jest obserwowany.
Wysoka, ciemna postać obserwowała go z okna na drugim piętrze. Jej czarne oczy śledziły młodego mężczyznę zmierzającego ku bramie...

*Paulo Coelho

 

 

 

Rozdział 5 – Nie potrzeba mi litości.




Sam siebie pytam skąd we mnie tyle nienawiści
Może to po prostu tkwi w mojej naturze
Ludzie mówią, że mam popieprzone w głowie
Może i tak było, ale nic już we mnie nie zostało

Chodzę teraz po innych ulicach
Ale wciąż goni mnie, to stare znajome uczucie
Nienawiść podąża za życiem jak cień, to nigdy się nie zmieni
Zostaw mnie w spokoju, nie potrzebuję litości
***
Harry

Wrócił do domu i nie minęła nawet sekunda gdy silne ramiona przycisnęły go do ledwo zamkniętych drzwi. Spojrzał ze strachem w te rozgniewane, błękitne oczy i czuł, że to będzie naprawdę długa i bolesna noc...

***
Severus

Severus patrzył za oddalającym się młodym czarodziejem marszcząc przy tym nieznacznie swoje czarne brwi. Zauważył ogromną zmianę w zachowaniu Gryfona. Nie tylko w wyglądzie. Stał się dojrzalszy i spokojniejszy. Tylko, dlaczego go to niepokoiło?
Może dlatego, że już nie widział w tych zielonych oczach życia? Były natomiast pełne smutku i czegoś na kształt... Wstydu.
Westchnął cicho i udał się w stronę wyjścia. Na niego również pora. Nie ma tu już dla niego miejsca. Nie po tym jak ich zdradził. Zdradził jedynych ludzi, którzy byli w stanie mu zaufać...

***

- Severus! – wykrzyknęła zaskoczona McGonagall stojąc przy wejściu do zamku. – Gdzie się podziewałeś przez cały tydzień?
Jednak po chwili zamilkła widząc, że Mistrz Eliksirów nie jest sam. Lucjusz Malfoy przeszedł obok mężczyzny i stanął naprzeciwko zdezorientowanej kobiety.
- Witaj. – powiedział spokojnie unosząc delikatnie kącik ust. – Nie uważasz, że zbyt długo odwlekaliśmy to, co i tak nadejdzie?
Odwrócił się do Snape`a, który teraz nie wyglądał na zadowolonego czy pewnego siebie. Raczej na obojętnego i winnego.
- Wiedziałem, Severusie, że nie zawiedziesz Czarnego Pana.
Inni śmierciożercy wyminęli wciąż zszokowaną nauczycielkę i wchodzili po kolei do zamku.
Lucjusz zbliżył się do Mistrza Eliksirów i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. McGonagall stała jak osłupiała wpatrując się w swojego *byłego* przyjaciela i jednego z największych wrogów.

***
Harry

- Gdzie ty do cholery byłeś? – krzyknął wściekle Jerry zaciskając boleśnie swoje palce na ramionach mężczyzny.
- Byłem... Ze znajomymi. – odparł niepewnie Gryfon.
- Znajomymi?! Przecież ty nie masz żadnych znajomych! – warknął i popchnął Harry`ego tak, że ten przewrócił się na ziemię. – A może mnie zdradzasz? Jesteś niewdzięczny! Daję ci dom! Wyżywienie! A ty chodzisz gdzie ci się podoba i nawet mnie nie uprzedzisz! Przez ciebie nie mogłem wyjść z domu! Przecież nie zostawię tego bachora samego! Jeszcze mi dom gówniarz spali!
Czarodziej zerknął ukradkiem na chłopca, który wyglądał niepewnie zza drzwi prowadzących do salonu. Nie rozumiał jak można traktować tak swoje własne dziecko. Jednak nie mógł się wtrącać w metody wychowawcze rodzica. To dziecko nie było jego, nie miał prawa wtrącać się w życie rodzinne. Chociaż tak bardzo bolało go, że Jerry za każdym razem przypomina mu, że chłopiec nic dla niego nie znaczy. Nie mógł zostawić tego dziecka. Merlin wie, co ten psychopata mógłby mu zrobić. Może jego następny chłopak nie byłby taki przyjemny? Nie! Nie chciał o tym myśleć. Tom go potrzebuje! Zniesie to wszystko... Dla niego. Ponieważ nie chce czuć się winnym, że chłopiec, tak jak on kiedyś, nie zaznał w życiu miłości.
- Słyszysz co do ciebie mówię?! Chociaż byś przeprosił!
- Przepraszam... – mruknął cicho Harry.
- I myślisz, że to wystarczy?! – prychnął mugol schylając się nad nim i uśmiechając się cynicznie. – Za pięć minut chcę cię widzieć w sypialni. Jeśli cię tam nie będzie... Zrobię to tutaj. Przy drzwiach wejściowych. – Zmarszczył brwi w zamyśleniu. – Może je jeszcze otworzę by sąsiedzi widzieli do kogo należysz. I ŻEBY NIKT NAWET NIE PRÓBOWAŁ CIĘ DOTKNĄĆ!
Na odejściu dodał nieco ciszej:
- Nie lubię dzielić się moją własnością. – I wyszedł z przedpokoju.
Harry wstał powoli. Jego ręce trzęsły się ze złości i bezsilności. Tak bardzo chciał go uderzyć! Dać mu to, na co zasłużył! Wystarczyło tylko wyciągnąć różdżkę... Nie. Nie był aż tak głupi! Nie na tyle by igrać z nowym Ministrem Magii – Joachimem Shellem. Raz miał możliwość spotkać się z tym człowiekiem i wiedział, że lepiej nie wchodzić mu w drogę.
To, że pokonałeś Czarnego pana nie stawia cię ponad prawem świata magicznego” – dokładnie tak powiedział. Harry wiedział o tym, nie chciał być kimś wyjątkowym. Jednak mimo wszystko czuł nutę żalu, że pokonawszy Voldemorta jego domniemana sława gasła jak zużyta świeczka.
Mozolnie wszedł po schodach i otworzył drzwi do sypialni. Od razu został rzucony na ogromne łoże i przygwożdżony do niego drugim ciałem. Jego usta zostały zmiażdżone w gwałtownym i agresywnym pocałunku. Język Jerry`ego wsunął się między jego wargi.
Mokro... Oschle.
Zimno... Duszno.
Potrzebuje powietrza, potrzebuje uczucia.
Jednak wszystko, na co może liczyć to te bezwzględne palce przemierzające jego nagą skórę i zęby wbijające się w jego ciało niczym noże.
Krzyczał, łkał i cierpiał. Żałował, że to wszystko może dotrzeć tylko do pary małych, dziecięcych uszu. Tylko do nich...
Nigdy nie podobał mu się ten pokój. Był w kolorze fioletu. Nienawidził tego koloru. Ginny go uwielbiała.

***
Severus

Nie wiedział już, kim jest. Nie wiedział po czyjej stronie stoi i jak będzie wyglądało jego życie. Jeśli w ogóle będzie jakieś miał.
Siedział w fotelu wpatrując się w kominek i tak jak za dawnych czasów, jego myśli zaprzątał nie kto inny jak Harry Potter. – Mężczyzna, Który Pokonał Voldemorta.
Nigdy nie wyobrażał sobie spotkać tego Gryfona, od kiedy raz na zawsze opuścił Hogwart. Ale gdyby kiedykolwiek o tym myślał, z pewnością nie wyglądałoby to tak... Tak inaczej.
Z pewnością uważałby, że to on wyszedłby na tego żałosnego, cierpiącego i przybitego. Jednak stało się inaczej. Widok pijanego Złotego Chłopca nie tyle go zaskoczył, co o dziwo, zmartwił. Wiedział, że Potter nie jest już taki sławny i znając jego mniemanie o sobie, musiał to bardzo przeżywać, ale na Merlina – upijać się z tego powodu?! I dlaczego właśnie tutaj?
Słyszał kiedyś od McGonagall, że Gryfon mieszka w Londynie, więc mógł iść do byle jakiego baru. Gdziekolwiek.
Severus wiedział, że coś było nie tak. I za cholerę nie mógł zrozumieć dlaczego go to aż tak interesuje!

 

 

 

Rozdział 6 – Słowa.





Słowa może i nie wyrażają wszystkiego, ale wspomagają czynności, które czasami tak trudno nam wykonać.

Harry

- Nic nie powiesz? – spytał Jerry leżąc obok Harry`ego na łóżku i paląc papierosa. Ciemny dym wydostawał się z jego ust i nozdrzy przyprawiając Gryfona o mdłości.
Strasznie bolał go dół pleców. Odmówił sobie nawet przekręcenia na drugi bok, chociaż czuł jak jego ciało cierpnie przy tej pozycji. Wnętrze piekło go niezmiernie. Miał ochotę iść pod prysznic. Czuł się brudny, a skóra swędziała go od zaschniętej spermy. Ciekawe jak to jest leżeć w łóżku, obok ukochanej osoby. Czuć się komfortowo i bezpiecznie... Marzył o tym. Pragnął zaznać szczęścia. Nie tylko na tle seksualnym, ale również emocjonalnym.
- A co mam powiedzieć? – odparł zmuszając się by spojrzeć w górę, na mężczyznę.
- ‘Och, co to był za wspaniały seks!’, ‘Jesteś moim bogiem’, albo coś w tym stylu. – powiedział sarkastycznie. – Wiesz, że lubię komplementy. Wprawiają mnie w dobry nastrój.
Harry zaśmiał się w myślach. Gdyby to, co on mówi było prawdą, wczoraj na pewno obsypywał by go pochlebstwami.

***

Dwa miesiące później, gdy Harry siedział na sofie w salonie dostrzegł kątem oka, że w progu drzwi stoi młody Tom. Odłożył książkę, którą właśnie czytał i uśmiechnął się do malca.
- Cześć Tom. – powiedział łagodnie. – Coś się stało?
Chłopiec kiwnął głową i podszedł do czarodzieja siadając obok niego.
- Głowa mnie boli i... Źle się czuję. – oznajmił cicho.
Rzeczywiście miał silne rumieńce i zaszklone oczy. Mężczyzna przyłożył rękę do jego czoła.
‘Przynajmniej 39 stopni.’ Pomyślał zaskoczony. Wstał i poszedł do kuchni. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął białe tabletki. Wrócił do salonu i podał jedną dziecku.
- Trzymaj. Weź ją i za godzinę powiesz mi czy jest lepiej, dobrze? – Chłopiec kiwnął głową. – Idź do łóżka i odpocznij.
Tom udał się do swojego pokoju, a Gryfon wrócił do swojej lektury.

*** HS

Nie chciało mu się wierzyć. Chłopcu nie spadła temperatura. Wręcz przeciwne – wzrosła! Nie wiedział, co robić. Może powinien rzucić jakieś zaklęcie... Ale jakie? A jeśli magia zaszkodzi dziecku? A co z eliksirami? Miał parę, ale one by mu nie pomogły. Potrzebował Eliksiru Pieprzowego. Musiał się udać na ulicę Pokątną.

Ruch nie był zbyt duży. Był środek roku szkolnego i trudno było spotkać tu jakiegoś ucznia. Wszedł od razu do sklepu, nie chciał zwiedzać „starych kątów”, to było zbyt bolesne.
Oczywiście, co to był by za dzień w magicznym świecie bez spotkania, po raz kolejny, byłego Mistrza Eliksirów. Stał przy jednej z półek prawdopodobnie czegoś szukając. W pierwszej chwili Harry chciał wyjść. Ale powstrzymał się. Zacisnął zęby i ruszył do kasy.
- Witam, w czym mogę pomóc? – spytał mężczyzna w już dość podeszłym wieku.
- Poproszę Eliksir Pieprzowy. – odparł Gryfon spuszczając wreszcie spojrzenie ze Snape`a i kierując wzrok w stronę starca.
- Jaka ilość?
- Jedna butelka. – odpowiedział niepewnie Potter.
- Już podaję. – oznajmił czarodziej i po zapłacie skierował się w stronę dalszych półek. Harry stracił go z pola widzenia. Zaczął się nerwowo rozglądać. Nagle jego uwagę przykuła dziwna szkatułka. Właśnie miał zamiar ją otworzyć, gdy powstrzymała go czyjaś dłoń. Uniósł głowę i spotkał się z czarnymi oczyma byłego profesora.
- Kolejne niefortunne spotkanie, panie Potter. Nie radziłbym otwierać tej szkatułki chyba, że jest ci życie niemiłe.
„O tym można by dyskutować” – pomyślał sarkastycznie Gryfon.
- Oto pański Eliksir Pieprzowy. – powiedział spokojnie starzec podając Harry`emu ciemną fiolkę.
Gryfon odebrał wywar i spostrzegł, że ciemnowłosy mężczyzna unosi pytająco brew.
- Zdrowie nie dopisuje? A może nie raz odwiedza się bary? – odparł z uśmieszkiem Snape.
„A co cię to do cholery obchodzi?!” – Pomyślał chłopak, jednak odpowiedział na głos:
- To nie dla mnie.
Ślizgon spojrzał na niego zaintrygowany. Z tego, co wiedział Potter nie chciał utrzymywać kontaktu ze światem czarodziejskim, więc wliczały się w to chyba kontakty z czarodziejami, prawda? Zmarszczył brwi.
- Dla mugola. – odparł chwilę później młody czarodziej jakby czytał w myślach ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin