Rozdzial 1 1. TYLKO NIE ON - Severusie, masz veritaserum?- podniesiony glos Albusa Dumbeldora poni�sl sie echem po domu na Grimmauld Place 12. W Kwaterze Gl�wnej Zakonu Feniksa, odbywalo sie nadzwyczajne zabranie. Tylko najwazniejsi zakonnicy byli na nim obecni. Remus Lupin, Severus Snape, Artur Wasley, jego zona i najstarsi synowie, Lucjusz Malfoy, (szpieg zakonu, odkad smierciozercy zamordowali jego zone) Alastor Moody, Nimfadora Tonks, Kingsley Shacklebolt, Minewra McGonagall, i oczywiscie przyw�dca zakonu, Albus Dumbeledor. Powodem tego spotkania byla schwytana przez Zakonnik�w, prawa reka Voldemorta, najgrozniejsza smierciozerczyni, i najbardziej poszukiwana morderczyni ostatnich lat- Bellatriks Lasangre. Obecnie, skuta zakleciami, nieprzytomna, siedziala na krzesle w kuchni, otoczona przez wszystkich obecnych, nie miala zadnej mozliwosci ucieczki po przebudzeniu. -Oczywiscie mam Albusie- odezwal sie Severus -"Wreszcie cie mamy Bella, i juz moja w tym glowa, zebys stad nie wyszla zywa" - myslal msciwie, z morderczym blyskiem w oczach. -A wiec dowiedzmy sie co ma nam do powiedzenia nasz gosc-dyrektor podszedl do krzesla na kt�rym siedziala kobieta, wycelowal w nia r�zdzka- Enervate! Czarne oczy Belli otworzyly sie, po sekundzie juz wiedziala, ze ma klopoty. Szarpnela sie, ale zaklecia, kt�re ja trzymaly byly zbyt mocne. Podniosla wzrok napotykajac niebieskie oczy Dumbeldora, kt�ry usmiechnal sie do niej sztucznie. -Witaj Bello, Witaj w naszych skromnych progach. - Idz do diabla Dumbeldore- Warknela i potoczyla wzrokiem po obecnych, zatrzymujac sie na dw�ch osobach.- M�wilam naszemu panu, ze jestes zdrajca, Snape! Ale mi nie wierzyl! Ale ty Lucjuszu!- warczala wsciekle- Jak mogles? Zginiecie obaj w meczarniach! Zdrajcy! -Mozliwe Bello- odrzekl ze spokojem Blondyn- ale cos czuje, ze Ty pierwsza pozegnasz sie z tym swiatem...-tu usmiechnal sie paskudnie a inni na to zachichotali. Wtedy podszedl do niej Snape. -A nawet na pewno- m�wil zimno podchodzac do niej- ale najpierw powiesz nam to co chcemy wiedziec- Syknal nachylajac sie nad nia. -Nigdy! Nigdy nie zdradze mojego Pana! Nigdy!- Krzyknela z furia, a jej twarz wyrazala czysty obled. -Powiesz, Bella- Syczal nad nia Snape - Bo wlasnie na taka okazje jak ta, mam przygotowane, najsilniejsze Veritaserum jakie istnieje. Kobieta zbladla nagle i zacisnela usta w cienka linie. -Severusie zaczynajmy.-Powiedzial ze spokojem Albus. Snape chwycil jej podbr�dek brutalnie z wyraznym obrzydzeniem na twarzy. Otworzyl jej usta i wlal pare kropel przezroczystego plynu do ust, po czym zmusil ja do przelkniecia. Odczekali chwile. W pewnym momencie oczy Belli staly sie puste a twarz zobojetniala, ona sama przestala sie szarpac i teraz siedziala spokojnie na krzesle. Wszyscy siedzieli wok�l niej patrzac sie centralnie w jej twarz, tylko Snape i Malfoy stali opierajac sie o sciane naprzeciwko niej. Dyrektor zaczal przesluchanie. -Jak masz na imie? -Bellatriks Laurencja Millaj Lasangre -Ile masz lat? -35. -Komu sluzysz? -Mojemu Panu, Mrocznemu Lordowi Voldemortowi. -Dobrze, dowiedzmy sie czegos konkretnego.- Albus skinal na Remusa. Ten zaczal szczeg�lowe przesluchanie. -Dlaczego tw�j Pan wyslal wszystkich smierciozerc�w na poszukiwania jednej osoby, Harrego Pottera? - M�j pan zostal ogarniety obsesja na punkcie Harrego Pottera- jej glos byl monotonny i bez barwny. -Dlaczego nazywasz to obsesja? -Poniewaz odwolal wszystkie misje. A wszystkim, kt�rzy je wykonywali, nakazal aby znalezli Harrego Pottera za wszelka cene i jak najszybciej Mu go dostarczyli, nietknietego. Na twarzach niekt�rych obecnych pojawil sie niepok�j. Szczeg�lnie byl on Widoczny, o dziwo, w oczach Mistrza Eliksir�w. -Dokladnie od kiedy tw�j pan sie tak zachowuje ? -Dokladnie od polowy lipca tego roku. Czyli od p�ltora tygodnia. -Co stalo sie p�ltora tygodnia temu? -M�j pan wnik...- wtedy kobieta zaczela sie opierac. Snape podszedl szybko do niej i wlal jej duzo wieksza ilosc eliksiru do ust, po czym wr�cil na swoje miejsce. -Co stalo sie p�ltora tygodnia temu?- zapytal glosniej Lupin. To wszystko coraz bardziej mu sie nie podobalo, zreszta, reszcie r�wniez. -M�j pan poswiecil ogromna ilosc mocy, na to, aby wniknac w umysl Harrego Pottera. Udalo mu sie przedrzec przez oslony chlopaka, po wielu pr�bach, wczesniej nie m�gl sie przebic. Jego obsesja zaczela sie dopiero po tym jak wyszedl z umyslu Pottera. Snape wyraznie zadrzal, "jak Harry musial cierpiec, co musial przejsc za nim Czarny Pan przedarl sie przez jego oslony? Uczylem go Oklumencji cala sz�sta klase. Mial, jak sie okazalo p�zniej, niesamowity dar do tej dziedziny magii. Ale Na Merlina! Czarny Pan wykorzystal do tego tyle mocy!" -Co stalo sie p�zniej?- wszyscy po ostatniej wypowiedzi byli wyraznie wstrzasnieci. -M�j pan najpierw stracil przytomnosc, przez utrate sil. Byl nieprzytomny dwa dni. Kiedy sie obudzil wyslal sowami rozkazy do wszystkich swoich slug i nakazal porzucenie wszystkich wykonywanych zadan, po czym rozkazal zeby poswiecili czas i swa moc, na odnalezienie Harrego Pottera. Zastrzegl jednak, ze jezeli chlopak odniesie jakiekolwiek szkody na zdrowiu, psychice a przede wszystkim na ciele, ten, kt�ry do tego dopusci, zaplaci mu osobiscie swym zyciem. Jezeli wczesniej, wszyscy obecni byli zaniepokojeni, to w tym momencie na ich twarzach malowalo sie czyste przerazenie. Voldemort nigdy sie tak nie zachowywal. Chcial zabic Harryego, owszem. Ale nigdy nie przejmowal sie tym w jakim stanie chlopak do niego trafi, on zastrzegl sobie tylko to, ze ostatecznie to On chce zabic Harryego Pottera. A tu nie pozwolil go nikomu skrzywdzic, jakby...jakby... -Moody, Tonks, Bill, Charlie, Kingsley. W tym momencie, udajcie sie na Privet Drive 4 i przyprowadzcie Harrego. Albus byl r�wniez, wyraznie zaniepokojony. Wszyscy, kt�rych wymienil dyrektor wstali i w pospiechu wyszli z kuchni. -Co robil tw�j Pan p�zniej?- kontynuowal przesluchanie Remus po tym jak dostal znak od Albusa. -Zachowywal sie jak szaleniec, oblakany. Ciagle m�wil tylko o tym, ze musi dostac Aniola, ze musi go miec, i tak ciagle. -Kogo, Tw�j Pan nazywa Aniolem- Zapytal lekko drzacym glosem Remus, choc wszyscy przeczuwali jaka bedzie odpowiedz. -M�j Pan, nazywa Aniolem, Harrego Pottera- Napiecie unoszace sie w powietrzu, jeszcze bardziej sie zwiekszylo. " Co to wszystko znaczy? Co ten Jaszczur znowu wymyslil?"- Myslal wzburzony Snape. -Dlaczego tw�j Pan nazywa Harrego Pottera Aniolem?- glos Lupina byl slaby i teraz juz drzal wyraznie. -M�j Pan nazywa Harrego Pottera Aniolem , poniewaz jego zdaniem, Harry Potter wyglada jak Aniol. -Co tw�j Pan mial na mysli m�wiac: miec Aniola?- teraz Remus drzal juz na calym ciele. - Ciagle m�wil o posiadaniu na wlasnosc Aniola. posiadaniu pod kazdym wzgledem. - Co znaczy: Posiadaniu pod kazdym wzgledem- Musial wstac, poniewaz tak sie trzasl. Wszyscy byli wyraznie zszokowani. A odpowiedz, kt�ra padla z ust Belli sprawila ze krew im zamarzla a twarze zbladly niesamowicie. -M�j Pan zostal opetany pragnieniem, posiadania Harrego Pottera. M�j Pan pragnie, pozada - ciala Harrego Pottera. -M�j boze...nie...- szepnal niemal niedoslyszalnie, blady jak smierc Remus. Wtedy Dumbeldore zerwal sie na nogi jak razony piorunem i krzyknal: -Minewro! Molly! Zostancie z nia! Reszta na Privet Drive! Juz!- i wybiegl z kuchni a za nim reszta. Jeszcze tylko Severus rzucil przez ramie, mijajac je: -Jezeli zacznie kombinowac- Zabic! 2.CHLOPIEC, KT�REGO PRAGNIE CZARNY PAN -Co jest?-zapytala przestraszona Tonks, po tym jak teleportowali sie na ulicy Privet Drive- Jest za spokojnie...- dodala szeptem. -Cicho, patrzcie...-Moody wskazal im dom numer cztery. Wok�l niego bylo najciemniej. Zadna latarnia sie nie swiecila, a byla to wyjatkowo ciemna noc. Cale niebo zasnute grubymi i ciezkimi chmurami nie przepuszczalo najmniejszej nawet ilosci i tak watlego swiatla ksiezycowego i gwiazd. Wiec okolica byla spowita niemal egipskimi ciemnosciami. Podeszli powoli, skradajac sie obok wysokiego zywoplotu, kt�rym otoczony byl dom numer 5. Nagle znieruchomieli. Przed domem Harrego zarejestrowali jakis ruch. Moody wysunal sie troche z ukrycia zeby zobaczyc wyrazniej, jego magiczne oko zawirowalo, po czym bezszelestnie oparl sie znowu o zywoplot i pokazal niemal przed samymi nosami pozostalych, piec palc�w, zacisnal reke w piesc i pokazal jaszcze trzy a p�zniej kiwna glowa na dom. Reszta zrozumiala, ze jest tam osmiu smierciozerc�w. Przeciwnicy mieli przewage, a wiec w gre wchodzil tylko atak z zaskoczenia. Decyzje podjeli blyskawicznie. W tym samym momencie wstali, a piec zaklec obezwladniajacych polecialo w strone ciemnych postaci. Dw�ch smierciojad�w mniej. -Dretwota! -Avada Kadevra! -Diffindo! -Avada Kadevra! -Impedimenta! -Tomato! -Experialmus! Promienie zaklec swistaly tak szybko, ze ogr�d przed domem Panstwa Darsley wygladal jak centrum jakiejs dyskoteki. Zielone, czerwone, biale, pomaranczowe, fioletowe...jak swiatla ogarnialy cale miejsce walki. W pewnym momencie pojawilo sie sporo innych os�b. Przybyli inni zakonnicy i co najmniej dziesieciu smierciozerc�w, jeden z nich krzyknal: -W tym domu jest Potter! Zabierajcie bachora i znikamy!- w tym momencie po calej okolicy poni�sl sie niewyobrazalny wrzask pelen rozpaczy i strachu, a w oknach domu, przy kt�rym sie znajdowali, blysnelo zielone swiatlo. -Zabieramy sie stad! Czarny Pan juz Go ma!- odkrzyknal jeden z przybylych, ale nie mogli sie teleportowac. -Boze nie...-krzyknal przerazony Remus i manewrujac miedzy promieniami zaklec puscil sie biegiem w strone domu. -Kurwa...bariera antyaportacyjna- sapnal jeden z smierciojad�w na widok Albusa Dumbeldore. Walka trwala dalej, kiedy Snape, Lupin i Dyrektor wpadli jak bu...
seavus