Janion Maria - Wobec zła.doc

(1012 KB) Pobierz
wzrastającego dotkliwego niepokoju dotyczącego wyboru wartości

WOBEC ZŁA

Maria Janion


WOBEC ZŁA

Maria Janion

 

Verba

Chotomów 1989


©Copyright by Maria Janion,  Warszawa 1989


Okładkę i strony tytułowe projektował Marek Zalejski

Opiekę redakcyjną sprawowała Natalia Karpowska

Skład i łamanie wykonała "Anima" Sp.  z o.o.,  Gdańsk

ISBN  83-85061-01-0

VERBA Sp. z  o.o.

05-123  Chotomów ul.Partyzantów  2F

Nakład  20 000 egz. A-88.Rzut I


W polskim patriotyzmie istnieje ciemna strefa, granicząca z sa­crum, obłędem i śmiercią samobójczą. W momencie zagrożenia bytu ojczyzny przez przemoc i zło objawiają się „szaleni" pol­scy patrioci. Ich archetypicznym wręcz wyobrażeniem jest Rejtan. Obok „patrioty-wariata" w tę samą strefę wkracza wampir zemsty patriotycznej.

I Gombrowicz, i Miłosz zarzucali kulturze polskiej, że chyłkiem wymija problem zła, że nie chce się do niego wprost ustosunkować, a jeśli to czyni, to bardzo jednostronnie, że nie dostrzega jego wymiarów metafizycznych. Sądy podobne muszą jednak ulec rewizji. Zwłaszcza w literackiej figurze wampira Polacy, można powiedzieć, gwałtownie rozwiązywali swój problem zła, choć nie na długo, gdyż etyka chrześcijańska nakazywała zaniechanie tej poczwarnej formy walki przemocy z przemocą.

Ale w kulturze polskiej jest jeszcze wiele innych objawów zma­gań ze złem, również ze złem metafizycznym. Mickiewicz i towiańczycy chcieli zrobić rewolucję chrześcijańską przeciw szatanowi i przegrali ją. Dlaczego? W „Nie-Boskiej Komedii", tej wielkiej tragedii chrześcijańskiej, zło pojawia się jako siła obca, osobna i niedostępna, jako tajemnicza potęga apokaliptyczna. Ale trzeba przyznać, że Krasińskiemu nieobca też była odmienna koncepcja zła — dialektyczna, w obrębie której dokonuje się absorpcja „zła w dobro". Różnicom tych filozofii warto ciągle po-


święcać uwagę, podobnie jak obfitującemu w następstwa zderzeniu wyobraźni katastroficznej (np. Krasińskiego) z wyobraźnią utopijną (np. Mickiewicza).

Wraz z III częścią „Dziadów", wraz z „Nie-Boską Komedią", wraz z dziełami mistycznego Słowackiego literatura polska wkracza w domeny prometeizmu i faustyzmu postaw, w których nowożytność europejska zawarła wszystkie swe najpoważniejsze dylematy. Wynikają one z kontynuacji filozofii chrześcijańskiej oraz zakwe­stionowania jej.

Filozofia i estetyka tragizmu i fatalizmu — ocierającego się o tragizm, aczkolwiek z nim nie tożsamego wyznaczają w li­teraturze zakres postaw, które tworzy człowiek, zmagający się ze złem. Znakomita trylogia ukraińska Włodzimierza Odojewskiego przedstawia przejmującą powieściową tragedię przeznaczenia.

Czy potęga stwórcza człowieka jest niczym nieograniczona? Czy może on jedynie wedle swej woli przekształcać rzeczywistość? Czy ma prawo do buntu? Czy istnieje zawsze wyraźna granica między dobrem a złem? A czyż nie mówi się potocznie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Czy taka „ekonomia świata" jest założona w wyrokach boskich? Czy projekt działania „dla szczęścia ludzkości" nie znajduje w samym sobie dostatecznego uzasadnienia moralnego? Czy człowiek jest skazany na zawsze to samo rozmijanie się intencji i czynów („Nie czynię dobra, którego chcę, jeno zło, którego nie chcę")? Czy może wytwarza zło „jak pszczoła miód"?


PATRIOTA-WARIAT"

„Kochać ojczyznę aż do szaleństwa", ten wytarty zwrot, który wydawałoby się już nic nie znaczy, jednak znaczy.

„Patriota-wariat", jak go nazwał romantyczny poeta, Sewe­ryn Goszczyński, odznacza się głównie tym, że wybuch instynktu narodowego w momencie zagrożenia bytu ojczyzny przez prze­moc i zło przebiega w nim w sposób gwałtowny i ostateczny. Zagarnia wszystko, ingerując nie tylko w mentalność, zachowa­nia społeczne, ideologię, ale porywając dokładnie całą osobowość, zmiatając wszystkie inne motywacje, odruchy i postępowania. Stąd też taki patriotyzm, bywa, graniczy z przesadą, z przekroczeniem, z szaleństwem, z obłędem, może być traktowany jako rodzaj eg­zaltowanego wariactwa, pchającego ku zagładzie, ku śmierci.

Ostatecznym wcieleniem patriotycznego samozatracenia staje się właśnie „patriota-wariat", szaleniec tak „metaforyczny", jak „realny". Jego osobowość ulega przemianie we wszystkich swych warstwach, a szaleństwo uznawane za przenośne i pisane w cudzy­słowie staje się nieraz rzeczywistym. W tym też sensie jego po­stać zaliczam do „mitycznych" i „mitotwórczych", gdyż tkwi ona w ciemnej strefie polskiego patriotyzmu, grani­czącej z sacrum, obłędem i śmiercią. Gdyby nie dochodziło tutaj do graniczenia ze sferą instynktu czy świadomości pozaracjonalnej, to patrioci owi nie popadaliby w prawdziwe szaleństwo. Zrywają oni w ten sposób totalnie związek z wszelkimi zachowaniami i

9


motywacjami racjonalnymi, dając paradoksalne świadectwo sile uczucia do ojczyzny — przez tzw. zmącenie zmysłów. Stają się nieraz groźni dla samych siebie i budzą grozę u współczesnych i potomnych.

Ojczyzna objawia się im jako bóstwo. Jej sakralizację w pol­skim porozbiorowym patriotyzmie ugruntował romantyzm. Rudolf Otto w swym klasycznym studium o świętości wyróżnia dwa. zna­czenia tego procesu: sens moralny i sens numinotyczny. W zna­czeniu moralnym określano „świętość" obowiązku, woli, walki, czynu, prawa, ojczyzny, Polski; takie zabiegi mieszczą się do­skonale w obrębie nowożytnego patriotyzmu całej Europy. Ale sakralizacja ojczyzny w romantyzmie dokonywała się również w tym sensie, który Otto nazywa, „świętością bez jej ele­mentu moralnego", a zwłaszcza bez jej elementu racjonalnego, bez jej racjonalizowania. Pojawia się wówczas numinotyczne prze­życie świętości, „uczucie mysterium iremendum, tajemnicy peł­nej grozy". Ojczyzna może być wówczas odbierana jako „ciemna moc", jako bezwzględna, okrutna, demoniczna rywalka wszelkich innych obiektów uczuć, jako bóstwo groźne i wszechwładne. „Nie będziesz miał innych bogów przede mną". Ten, kto oddawał się takiemu wyobrażeniu ojczyzny, mógł przekroczyć granice racjonal­nie pojmowanej świętości obowiązku i popaść we władzę demona, wymagającego ofiary absolutnej, złożonej również ze „zdrowych zmysłów", z racjonalnej świadomości — na rzecz „świętego sza­leństwa". Mógł się zapatrzeć i zasłuchać, odchodząc od „tego, co jest".

Rozbiory Polski zapisały się i tym, że pojawili się pierwsi szaleńcy z miłości do ojczyzny, pierwsi samobójcy na jej mogile. M. K. Ogiński opowiada, że przybył właśnie do Warszawy, gdy błyskawicznie rozeszła się wieść o klęsce pod Maciejówkami, o ra­nach Kościuszki i wzięciu go do niewoli: „Mogę zapewnić, że w ca­łym ciągu mego życia nie widziałem obrazu bardziej wzruszającego i scen bardziej rozdzierających, jak te, które przedstawiała publicz­ność stolicy podczas kilku dni następnych. [...] Trudno uwierzyć, lecz mogę poświadczyć, co sam widziałem, a. co mnóstwo świadków mogą stwierdzić wraz ze mną, że kilka matek poroniło, dowiadując

10


się o tej wiadomości, kilku chorych uległo pożerającej febrze, kilku popadło w napady szaleństwa, które ich już nie opuściły, a spo­tykano na ulicach mężczyzn i kobiety, którzy załamywali ręce, uderzali głową o mur, powtarzając z wyrazem rozpaczy: nie ma Kościuszki, Ojczyzna zgubiona!" Wobec emocjonalnej siły obja­wów skrajnego patriotycznego uniesienia, pamiętnikarza uderzało niemal nieprawdopodobieństwo tych zachowań, dlatego też z ta­kim naciskiem powołuje się na wiarygodność świadectwa własnego i pozostałych przy tym obecnych. Relacja ta jest zresztą wśród innych wyjątkowa w szkicowaniu obrazu miasta, które oszalało po stracie ojczyzny, ale nie ma powodów, by jej nie wierzyć. Poglądy zbliżone, oparte na wspomnieniu faktów, nie były zresztą w tej epoce odosobnione.

„Wszyscy ci pisarze — mówił Mickiewicz, komentując w wy­kładzie paryskim z 12 kwietnia 1842 roku epizody biografii li­teratów doby Oświecenia — pomarli w żałobie i rozpaczy: to orszak pogrzebowy odprowadzający ojczyznę do grobu". Wśród nich najbardziej przejmujący obraz przedstawiał Kniaźnin, który „na wieść o klęsce maciejowickłej dostał pomieszania zmysłów. Wlókł jeszcze długo smutny żywot, przeżył dziesięć lat w stanie zupełnego obłąkania". Inni — Naruszewicz, Trembecki, Zabłocki — pogrążyli się w apatii i bezwładzie; zdaniem Mickiewicza, dla­tego tak się stało, że „nie mieli już siły odmienić swej natury, ale czuli głęboko, że nie wypełnili swego powołania". Niezależ­nie od motywacji, jakie tym objawom przypisywał Mickiewicz, u niego i nie tylko u niego zarysowuje się przeświadczenie, że jest związek między historią i chorobą, że stan ojczyzny wpływa bezpośrednio na stan zdrowia obywateli, że upadek niepod­ległości może spowodować upadek tzw. zdrowych zmysłów. Potem będzie się krytycznie mówiło o „niezdrowym", „chorobliwym" a nawet i „szalonym" polskim patriotyzmie. Dużo, bardzo dużo znajdzie się jego dowodów.

W tej też dobie po raz pierwszy wezwano Boga na pojedy­nek za to, że dopuścił się rozbiorów. Niemcewicz opowiada, iż wojewoda sieradzki, Walewski, gdy przyjechał do niego książę Sanguszko, a było to już po ostatnim rozbiorze Polski, porwał się

11


z łoża boleści, kazał się wyprowadzić na ganek i nalawszy kielich starego węgrzyna, podniósł go w niebo, wołając: „Twoje zdrowie, o Boże, wkrótce stanę przed Tobą, zapytam się Ciebie, dlaczego tak uporczywie prześladujesz Polskę i dzisiaj zgubiłeś ją na wieki, a jeżeli mi nie dasz dobrej racji, będziesz się musiał wybić ze mną". Podchmielony Sarmata, upojony ulubionym swym trunkiem, był w prawie oczywiście w podobny sposób rozmawiać sobie z Bogiem, ale trudno też w jego zachowaniu nie dostrzec błysku ostatecznej determinacji, graniczącej z szaleństwem.

Może nawet w dziejach duchowych zbiorowości polskiej należy zaliczyć te zjawiska, te wiadomości o nich podawane, te legendy, jakimi obrastały — do najważniejszych, gdyż dawały one niezwykłą miarę patriotycznej rozpaczy, gdyż, jak sądzono, dalej już pójść nie można było w uniesieniu miłości do ojczyzny. Słowo „szalony" w tym kontekście uzyskiwało kilka doniosłych znaczeń, często ze sobą sprzeczny cli:

1) „szalony", bo rzeczywiście zwariował z powodu nieszczęść i klęsk ojczyzny;

2) „szalony", bo niepoczytalny, nieodpowiedzialny w myśleniu politycznym, bo najadł się szaleju, bo upił się, bo nietrzeźwy, bo w swych działaniach wariacko „rzucający się z motyką na słońce", bo nie będący „realistą", bo zapominający gdzie żyje i czym żyć powinien, bo patrzący na politykę przez pryzmat moralności, bo mieszający ideał z rzeczywistością;

3) „szalony", bo wzniosły najwyższą racją moralną, szałem po­święcenia, odbiegającym od norm zdrowego rozsądku, bo gardzący przyziemną rachubą, kalkulacją i dyplomacją, bo nie liczący się z nakazami zdrowego, zimnego rozsądku, bo prawdziwie mądry, bo „rozumny szałem" i pragnący „wylatywać nad poziomy", bo uważający, że polityka bez pryncypiów moralnych prowadzi do zbrodni, bo przykładający do rzeczywistości miarę ideału.

Nowożytną wykładnię polskiego szaleństwa-nieszaleństwa dał Mickiewicz — już po upadku powstania listo­padowego, w obieży emigracyjnych zamętów, sporów i intryg — w artykule z „Pielgrzyma Polskiego" z maja 1833 roku pod zna­miennym tytułem O ludziach rozsądnych i ludziach szalonych.

12


Poeta zdawał sobie sprawę z przełomu w dziejach Polski, który odzwierciedlił się przede wszystkim w języku, jakim teraz zaczęto mówić o najistotniejszych sprawach narodowego bytu. Zauważmy zresztą, że od tamtych czasów aż do dzisiaj znajdują się w dal­szym ciągu w użyciu te dwa języki. Druga i trzecia konotacja słowa „szalony", które przed chwilą przytoczyłam, dowodzą tego w sposób niekwestionowany. Ciekawe, że to w sporze o to, kto jest szalony, w sporze o szaleństwo właśnie wyraził się najważniejszy polski dylemat patriotyczny, dramatycznie dotykający odróżnia­nia „prawdziwych" i „fałszywych" uczuć do ojczyzny oraz działań podejmowanych dla jej dobra.

Ostrą dychotomię między ludźmi „na urząd rozsądnymi i z profesji dyplomatami" a prawdziwymi, poczciwymi, nie rozumkującymi patriotami Mickiewicz datował właśnie na czas pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. Od prostego języka, prostych uczuć, oddających zdaniem poety istotę rzeczy, to znaczy — wolę nie­podległości, zaczęto wówczas przemykać się do języka wykrętnych pseudouzasadnień, przesłaniających tragiczną prawdę zagrożonej w swym bycie Polski jakimś determinizmem historycznym i ge­ograficznym. Manipulacja językowa zagarniała przede wszystkim znaczenia słów: „rozsądny" i „szalony". Nie wzywano już w imię Boga, zaklinano na rozsądek; nie mówiono o powinnościach i o sumieniu, lecz o „okolicznościach czasu, miejsca, o trudnościach, o nadziejach". Pojawiły się nowe słowa „polityczne", to jest „dy­plomatyczne"; w ich obrębie zawarło się słynne rozumowanie, że — aby całość zachować — należy wyrzec się części.

Poetę interesowała znamienna inwersja, objawione w praktyce społecznego użycia odwrócenie sensów, dotyczące właśnie słów „rozsądny" i „szalony". Bo tych, których stronnictwo rozsądku nazwało „szalonymi", naród uznawał za wielkich. Mickiewiczowi objawiła się w ten sposób pewna stała prawidłowość — przepaść różnicy między wyrokami „ludzi rozsądnych" a werdyktami „na­rodu". Nie mogło być mowy o pojednaniu tych przeświadczeń, o jakimkolwiek zbliżeniu poglądów. Mickiewicz gromadzi przy­kłady ujawniające to osobliwe prawo inwersji: od konfederatów barskich, Rejtana, Korsaka, Dąbrowskiego i Kniaziewicza aż po

13


ludzi powstania listopadowego. Wszyscy nazywani „szalonymi" — i wszyscy wygrywający swą sprawę przed narodem. I z Rejtana żartowano, obwiniano o szaleństwo, „ale potem imię jego stało się święte", dowodził Mickiewicz.

Zatrzymajmy się właśnie przy Tadeuszu Rejtanie. Mickiewicz, używając jego przykładu, posługuje się ostrym przeciwstawieniem „języka nowego" i ,języka starego". „Rejtan — pisał Mickie­wicz w cytowanym artykule — po raz ostatni przemówił starym językiem, zaklinając na rany boskie, aby takiej zbrodni [przygotowań do zatwierdzenia pierwszego rozbioru] nie popeł­niać. Ludzie rozsądni okrzyknęli Rejtana głupcem i szalonym; naród nazwał go wielkim; potomność sąd narodu zatwierdziła". Poeta był pewien, że zna dobrze wyroki narodu. Czy jednak Rej tan został tylko „okrzyknięty" szalonym — czy też popadł w rzeczywiste szaleństwo? Na tak postawione pytanie Mickiewicz w cytowanym artykule odpowiedzi nie udziela. Jest to dosyć zrozumiałe, gdyż za jeden z celów jego wypowiedzi należy uznać zdemaskowanie — pono­wionej po klęsce powstania — praktyki; odsłonięcie tumaniących fałszerstw „nowego języka" i nakłonienie do używania właściwego, prostego „starego języka", języka prawdy.

W I Księdze Pana Tadeusza powróciwszy ze szkół do rodzin­nego domu bohater tytułowy dostrzega na ścianach soplicowskiego dworu „też same portrety", co zawsze, a wśród nich obok Kościu­szki — konterfekt Rejtana:

Dalej w polskiej szacie Siedzi Rej tan żałosny po wolności stracie, W ręku trzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona, A przed nim leży Fedon i żywot Katona.

Autentycznego takiego portretu nie znamy. W ujęciu Mickiewi­cza zaś przedstawia on chwilę przed samobójstwem, które Rej tan w rzeczywistości popełnił. Jednak aluzje do książek tu zużytko­wane — dialog Platona o nieśmiertelności duszy i Żywot Katona z Żywotów stawnych mężów Plutarcha — wskazują na to, że Rejtan miał sobie zadać cios samobójczy nie w stanie obłąkania, lecz

14


w blasku surowej świadomości moralnej. Przecież w najbardziej upowszechnionej wersji legendy jest inaczej.

Jak się wydaje, dla trwałości osobliwego, ochrzcijmy go tak, „archetypu Rejtana", decydujące znaczenie miał fakt, że był na­zywany „szalonym" i że rzeczywiście stał się szalony. Kniaźnin w wierszu gloryfikującym wcielony w posła nowogródzkiego pa­triotyzm Litwy uchwycił paradoksalne szaleństwo cnoty (cytuję za: R. Kaleta, Legenda rejtanowska w „Panu Tadeuszu", „Pamiętnik Literacki", 1984, z. 3):

On jeden, aby wzór cnoty ocalał,

Stanął i świętym jej ogniem oszalał.

Henryk Rzewuski w Pamiątkach Soplicy przedstawił okazy­waną przez Rejtana od dzieciństwa legendarną niezłomność pa­triotyczną, której towarzyszyła jednak zastanawiająca ponurość. Po sejmie 1773 roku, podczas którego spełnił swą ekspresyjno--protestacyjną, uwiecznioną przez Matejkę misję, Rejtan osiadł w rodzinnym dworze. Seweryn Soplica, wspaniały narrator-gawędziarz szlachecki, wykreowany przez Rzewuskiego na Rejtanowego kolegę szkolnego i wojskowego, tak opowiada o sym­bolicznej chwili ataku obłędu: „Zawrót głowy częsty przy innych boleściach cierpiał, a w ciągłych zadumaniach nocy bezsenne prze­pędzał, jednak śladu nie było nadwątlenia umysłu. Ale jak doszła do niego wieść o pierwszym podziale ojczyzny za zezwoleniem jed­nomyślnym skonfederowanych stanów, tego ciosu wytrzymać nie mógł — i rozum jego rozbił się, przywalony sromotą publiczną". Oczywiście, nie idzie tu o prawdę historyczną, lecz o legendę, budującą mit Rejtana „z umysłem nadwerężonym w usługach ojczyzny" i kończącego śmiercią samobójczą.

Jerzy Michalski napisał studium Rejtan i dylematy Polaków w dobie pierwszego rozbioru („Kwartalnik Historyczny", 1987, nr 4), w którym z rzeczowością historyka, przedstawił zarówno ra­cjonalne motywy postępowania Rejtana, jak i uzasadnione przy­czyny okazywanej już przez współczesnych admiracji dla. niego. Świadczyła ona, że Rejtan odpowiadał zapotrzebowaniu na bo­hatera w społeczeństwie, które niezdolne do faktycznego oporu spragnione było protestu manifestującego opór moralny. Rejtan,

15


zdaniem Michalskiego, zrobił to, co powinien był uczynić Sta­nisław August, lecz w wykonaniu króla mogłoby to pociągnąć za sobą niebezpieczne konsekwencje. „Podobne niebezpieczeństwo istniało, gdyby na drogę heroizmu wstąpił cały sejm lub jakieś większe grono przywódców politycznych i ich stronników. Rejtan, wskutek małej skuteczności swego protestu, nie stworzył takiego niebezpieczeństwa, a dokonał czynu zgodnego z plutarchowymi wzorcami samotnego bohatera, gotowego poświęcić wszystko dla ojczyzny". Na tym polegała osobliwie paradoksalna siła- bezsiła jego zachowania, które przede wszystkim miało na celu zade­monstrowanie rozpowszechnionego wówczas stanowiska, że „głów­nym patriotycznym obowiązkiem jest nielegalizowanie zaborów w sposób stwarzający pozory dobrowolności". O tym spokojnym bohaterze z Plutarcha pisze Michalski, podkreślając, że „takim go po latach widział Mickiewicz i utrwalił w narodowej tradycji". Owszem, w Panu Tadeuszu. Ale są i inne wypowiedzi Mickiewicza. I jest legenda, przeważająca, jak zwykle, nad faktami.

Kanoniczna biografia Rejtana, to znaczy ta, która stała się osnową mitycznej opowieści, daje się streścić w takiej sekwencji wydarzeń: popadłszy w skrajną rozpacz z powodu nieszczęścia ojczyzny Rejtan oszalał i popełnił samobójstwo. Jest to niewąt­pliwie, zwłaszcza dla tzw. dobrego gustu, nadmierne, przesadne nagromadzenie okropności, ale ono właśnie stało się — w swoim niesamowitym, koniecznym dla aury mitycznej przerysowaniu — ładunkiem legendy romantycznej, matejkowskiej i postromantycznej. Rejtan uosobił najpełniej i najbardziej ekspresyjnie postać Polaka, „obłąkanego ojczyzną". Posunięta do ostateczności miłość kraju gwałtownie przekształciła przezwisko „wariata" — w rze­czywistość psychiczną. Bo za „półgłówka" mieli Rejtana podczas tzw. sejmu delegacyjnego zdrajcy i jurgieltnicy. Już wtedy okazy­wał jakąś szaleńczą determinację.

„Patriotyczny szał", „szaleńcza protestacja" Rejtana objawiły się dramatycznie zarówno w jego gestach, jak i słowach. Legł na progu, by przeszkodzić posłom w opuszczeniu Izby Poselskiej (w niektórych wersjach podaje się, że padł krzyżem w samych drzwiach), rozdarł koszulę na piersiach, a słowa, jakie wówczas

16


wykrzykiwał, dotarły do nas, jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach, w wielu wersjach: „Depczcie tę krew, którą ja za was gotów wylać, depczcie te piersi, które się zastawiają za cześć i swobody wasze"; „Zabijcie mnie, zdepczcie, lecz nie zabijajcie ojczyzny!"; „Na Boga, na rany Chrystusa, zaklinam was, bracia, nie plamcie imienia polskiego!"; „Zdepczcie mnie, kaliczcie mnie, kiedy ojczyznę gnębicie!"; „Dziś spowiadałem się i przyjmowałem Chrystusa, który was krwią swoją odkupił; jeżeli tę deptać zechce­cie, depczcie po mnie!". Wszystkie te zaklęcia tchną niesamowitą ekspresją grozy, ale ostatnie ma w sobie siłę przerażającego zakazu, którego przekroczenie będzie się równało świętokradztwu.

Dramatyczne wysłowienia najdalej posuniętej determinacji były dła Mickiewicza objawem dobrego „starego języka", zakli­nającego na rany boskie i ujawniającego — tak mu bliskie jako romantykowi — cielesne utożsamienie z poniżoną ojczyzną. Podob­nie i język mnifestu Rejtana, jak to zauważył Jerzy Zawieyski, „odbiega daleko od języka dyplomatycznego", to jakiś „dziwny uczuciowo-liryczny dokument". W fizyczny sposób miał przeży­wać Rejtan męki ojczyzny: „rozszarpanej", „rozdartej na sztuki", prefigurując niejako tortury Konrada z III części Dzia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin