Rozdział 10.pdf

(45 KB) Pobierz
646223026 UNPDF
Rozdział 10
To będzie droga żywcem wyciągnięta z piekła, pomyślał Carlos kiedy jechali przez White Plains.
Bardzo trudno było mu się skoncentrować kiedy jej krótka spódniczka sięgała do połowy jej ud.
Zerknął. Więcej niż połowę.
Ta mała psotnica specjalnie go torturuje. Jako zmiennokształtny miał bardziej wyostrzone zmysły niż
normalnie ludzie. Widział dobrze w ciemności, na tyle dobrze, że dostrzegł małego czarnego
pieprzyka na zewnątrz jej lewego uda. Czół również zapach jej włosów i skóry. Oddychała o wiele
szybciej, pewnie była jeszcze zdenerwowana.
Albo podniecona. Pragnienie iskrzyło się w jej niebieskich oczach kiedy owinęła ręce wokół jego szyi i
przycisnęła swoje słodkie ciało do niego.
Cholera. Tydzień z tą kobietą doprowadzi go do obłędu. W tym czasie byłby na wyprawie w dżungli,
gdzie miałby szalone myśli…i obolałe jaja. Nawet teraz czuł ja jego spodnie zrobiły się ciasne.
Spojrzał na ruchliwą ulicę. –„ Jesteś głodna ? Bo ja tak.”
Popatrzyła na niego. –„ Co jesz ? Myszy polne ?”
Posłał jej zirytowany wzrok. –„ Nie. Jestem dużym kotem. Mógłbym zjeść konia z kopytami.”
Skrzywiła się. –„ Jesz surowe mięso ?”
Jej spódniczka podciągnęła się jeszcze wyżej, odkrywając mu więcej jej ciała. Zacisnął uchwyt na
kierownicy. –„ Myślałem o tym aby wstąpić do jakieś restauracji. Czy zechciałabyś dołączyć do mnie?”
Poprawiła się na siedzeniu tak aby być do niego twarzą, czym zmusiła go aby po raz kolejny spojrzał
na jej nogi. –„ Czy ty chcesz się ze mną umówić ?”
„ Nie.”
„ Czy będziesz mruczał jeśli połaskotam się za uszami ?”
„ Nie.”
„ Nie zatańczysz dla mnie sambę w gorących, różowych, cekinowych stringach ?”
„ Nie.”
„ Czy zawsze mówisz nie ?”
Jego usta drgnęły. –„ Nie.”
Westchnęła i obciągnęła spódnicę nieco niżej. –„ Przepraszam, byłam trochę niegrzeczna.”
Wzruszył ramionami. –„ Nie bardziej niż zwykle.”
Pacnęła go w ramię. –„ Nie jestem niegrzeczna. Cóż, czasami.”- Poprawiła kołnierzyk u jego koszulki.
Matko Boska, czy może przestać go dotykać ? –„ Jesteś głodna ? Bo ja wciąż i to bardzo.”
„ Myślisz tylko o jedzeniu ?”
„ Nie zawsze.”- spojrzał na jej nogi.
„ Ja marzę o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Zbyt dużo rzeczy się działo w ciągu ostatnich dwóch
nocy. Jestem psychicznie i emocjonalnie wyczerpana.”
„ Mógłbym zamówić jedzenie, które zostanie nam dostarczone do domu.”
„ Rzeczywiście brzmi dobrze. Bardzo dobrze.”
Wjechał na parking. –„ To jedna z najważniejszych zasad bycia dziennym strażnikiem. Nie mogę
pozostawić bez ochrony wampirów kiedy śpią, więc podstawą jest umiejętność zapewnienia sobie
posiłków.”
„ Widzę.”
Wziął do ręki telefon komórkowy w celu połączenia się ze swoją ulubioną restauracją. –„ Zamawiam
stek w polędwicy wołowej, niedosmażony.”
Jej twarz wykrzywił grymas.
„Czy ta piękna mina oznacza, że wolisz coś innego ?”
Uśmiechnęła się. –„ Mają owoce morza ?”
„ Sprawdzę.”- Złożył swoje zamówienie, następnie zapytał o menu. –„ Orzesznik w cieście z łososiem?
–zapytał Caitlyn.
Jej błękitne oczy rozszerzyły się. –„ Brzmi bosko.”
Złożył zamówienie, położył telefon na konsoli a następnie włączyli się w ruch uliczny.
„ Wspominałeś ostatniej nocy, że wybierasz się na wyprawę.”- szepnęła
Wzruszył ramionami.
„ Emma powiedziała mi, że wyruszasz by odszukać więcej swojego rodzaju. Powiedziała też, że ty i
twoje dzieci jesteście zagrożonym gatunkiem.”
Nie chcę o tym mówić.”- skręcił w Bronx River Parkway.
„ Powiedziałeś swoim przyjaciołom zeszłej nocy, że będziesz szukał partnerki.”
„ Nie chcę o tym mówić.”- Jeśli porozmawiałby z nią, mógłby wytworzyć miedzi nimi uczucie bliskości
co mogłoby zwiększyć jego torturę.
Z westchnieniem zagłębiła się w siedzenie. Niestety jej spódnica podjechała jeszcze wyżej. Dokładnie
o cal. 1
„Płakałaś wcześniej.”- Kopnął się w duchu. Nie mógł sobie pozwolić na zwierzania z nią.
1 Jak on dokładny. I jak pilnie prowadzi.
„ Byłam zdenerwowana. Tak naprawdę to wściekła. To przez ojca, nie ciebie.”
Spojrzał na nią. Patrzyła prosto przez okno po swojej stronie. Linia jej szczęki i szczupłej szyi była
piękna. Cholera. Musi przestać o niej myśleć w ten sposób. –„ Chcesz o tym porozmawiać ?”
„ Nie.”
„ Twój ojciec wspominał o jakimś fiasku przez które zostałaś zwolniona.”
Posłała mu ostre spojrzenie. –„ Nie chce o tym mówić.”
Zacisnął zęby. –„ Myślę, że po prostu będziemy siedzieć cicho.”
„ W porządku.”- założyła ręce na klatce piersiowej. –„ Faktycznie, jestem trochę zła na ciebie. Ciągle
wysyłasz mi sprzeczne sygnały.”
Jego szczęka drgnęła. –„ Jak to ?”
„ Całowałeś mnie z ogromną namiętnością, desperacką pasją a potem zachowujesz się jakby to był
błąd.”
„ To był błąd.”
„ Jeśli namiętność, desperacka pasja była rzeczywista- a z pewnością sobie tego nie uroiłam- to jak to
można uważać za błąd ?”
I tu go miała. Mógłby zaprzeczyć, że pożądanie nie było prawdziwe ale wiedziałaby, że powiedział
kłamstwo. – „ Muszę znaleźć panterołaczkę. Od tego zależy przetrwanie mojego gatunku.”
Była cicho przez dwie minuty, które okazały się dla niego błogosławieństwem. W końcu przemówiła.
–„ Nie masz w tej sprawię żadnego wyboru ?”
„ Nie.”
„ A co jeśli nie znajdziesz żadnej panterołaczki ?”
Przełknął ślinę. –„ Znajdę. Muszę.”
„ Jeśli ją odnajdziesz, to ożenisz się z nią ?”
Ścisnęło go za gardło.
„ Nawet jeśli nie będziesz jej kochać ?”
„ Nie mam wyboru.”- Cholera, sprawiła że to wszystko brzmiało jak wyrok więzienia.
„ Jak długo to wszystko trwa ?”- zapytała
„ Pięć lat.”- Pięć lat po Krwawym Lecie. –„ Byłem na pięciu wyprawach.”
„ Gdzie ?”
Westchnął. –„ Zadajesz za dużo pytań.”
„ Jestem…ciekawa.”
„ Koty zabijają ciekawskich.”
Uśmiechnęła się. –„ Teraz będę ostrożna. Dokąd jedziesz tym razem ?”
„ Tajlandia. Małe miasteczko w południowej Highlands.”
„ Chiang Mai ?”
Spojrzał na nią zaskoczony. –„ Słyszałaś o tym miejscu ?”
Roześmiała się. –„ Byłam tam. Stacjonowałam w ambasadzie w Bangkoku przez rok gdzie wysłali
mnie do Chiang Mai na kilka tygodni.”
„ Znasz Uniwersytet Chulalongkorn ?”
„ Chula? Jasne.”- skierowała swoją twarz ku niemu. –„ Myślisz, że są jakieś panterołaki w Tajlandii ?”
„ Istnieje plotka, że kilka kłusowników zabiło dzikiego kota w górzystym regionie na północy, a kiedy
on umarł przemienił się w człowieka.”
„ Kiedy panterołaki umiera zamienia się w człowieka ?”
„ Tak jest u większości zmiennokształtnych .”
Skinęła głową. –„ Czy mówisz po Tajlandzku ? Albo w dialektach na jakie można się natknąć w
Highlands ?”
Carlos zacieśnił uchwyt na kierownicy. Domyślał się do czego zmierzała. –„ Mój przyjaciel profesor z
Chuli będzie moim przewodnikiem i tłumaczem.”
„ Obcy ? Jak można komuś takiemu zaufać ?”
Zdobyła ważny punkt. Gdyby dowiedział się, że Carlos jest panterołakiem mógłby spróbować go
schwytać i sprzedać oraz nieźle się na tym wzbogacić.- „ Nic mi nie będzie.”
„ Myślę, że mnie potrzebujesz.”
„ Nie !”- jego serce gwałtownie zabiło. –„ Mogę wynająć tłumacza.”
„ A skąd będziesz wiedzieć czy mówi prawdę ? Mam kontakty w Bangkoku i Chiang Mai. Znam
tamtejszy język, kulturę i otoczenie.”
Jego serce wręcz waliło w piersi. –„ Nie jedziesz.”
„ Znam tamtejsze rynki i lokalną żywność.”
„ To nie jest wyjazd na zakupy ! To wyprawa.”
Uniosła podbródek. – „ Mogę to zrobić. Dosiadałam słonie, głaskałam tygrysy.”
„ Co ?”
„ W świątyni tygrysów. Mnichowie wychowali je. Są urocze, takie słodkie i futrzaste.”
„ Menina. Ja jadę do dżungli. Tak tygrysy nie są słodkie.”
„ Mogę podać więcej powodów dla których powinnam pojechać. Psy i koty przychodzą do mnie gdyż
w jakiś sposób je rozumiem, więc jeżeli są tam jakieś panterołaki, one mógłby przyjść.”- dyszała. –„ O
mój Boże to dlatego Coco i Raquel przyszły do mnie. One są małymi panterołaczkami, prawda ?”
Carlos jęknął. –„ Nie jedziesz.”
„ Mogę wymyślić ze sto powodów dla których powinnam.”
„ A ja mogę wymyślić ze sto dla których nie powinnaś ! Dżungla, Caitlyn. Żadne śliczne małe kotki.
Skorpiony, zabójcze pająki, kobry, trujące stonogi tak długie jak twoje przedramię.”
Wzdrygnęła się.
„ Mogą cię też udusić.”- kontynuował. –„ Znasz dźwięk jaki wydaje kobra zanim zaatakuje ?”
„ Nie. Rozumiem tylko ssaki.”- drgnęła.- „ Gady i płazy są….inne. Nie chcą się z nami porozumieć.
Wszystko co czuję od nich to tylko obojętność i pogarda.”
„ Nie możesz jechać do dżungli, Catalina. Nie potrafisz strzelać do celu. Nie potrafisz się ochronić.”
„ Skrzywiła się. –„ Nauczę się tego.”
„ Będziesz tylko obciążeniem.”
„ Będę dla ciebie bezcenna jako tłumacz. Chcę pomóc.”
„ Dlaczego ? Będę szukał swojej partnerki Caitlyn.”
„ Już to powiedziałeś. Raquel i Coco potrzebują matki. Mogę pomóc ci ją znaleźć.”
Posłał jej niedowierzające spojrzenie. –„ Chcesz zaryzykować życiem aby im pomóc ?”
„ A ty nie?”
Odwrócił twarz ku przodowi. Tak, zaryzykowałby życiem by ratować dzieci. On już umarł dwa razy. Był
teraz na trzecim spośród dziewięciu żyć przydzielonych jego gatunkowi. Caitlyn miała tylko jedno. Nie
może pozwolić by coś się jej stało. –„ Moja decyzja jest ostateczna. Nie jedziesz.”
Czuł gniew skierowany ku swojej osobie.
„ Uch.”- Z powrotem zagłębiła się w siedzeniu, powodując ponowne obciągnięcie spódnicy
odsłaniając jeszcze więcej ciała.
Jęknął w duchu. To był główny powód dla którego nie może jechać. Jej obecność, zapach, piękne
ciało, heroiczny duch waleczności i współczująca natura- to byłyby ciągłe i nieustanne tortury.
Jego jelita wykonały podwójne salto. Zdał sobie sprawę, że byłaby dla niego idealna pod każdym
względem. Nawet jeśli chodziło o jego adoptowane dzieci.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin