Johansen Iris - Tańczący na Wietrze - 02 Burza.pdf

(2848 KB) Pobierz
Johansen Iris - Tañcz¹cy na Wietrze - 02 Burza
I RIS J OHANSEN
PrzełoŜyła
BoŜena Kucłiaruk
EC
Dl OTO
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa 1994
L
40731539.003.png 40731539.004.png
W ostatnich dniach epoki ryzykowali wszystko, by zdobyć
niezwykłą statuetkę:
J EAN M ARC A NDREAS - cyniczny, błyskotliwy; nie lubi być traktowany
jak bohater. Juliette, która zawdzięcza mu Ŝycie, wkrótce przekona
się, Ŝe jego chęć odzyskania złotej statuetki Pegaza nie wynika z
chciwości, lecz jest prawdziwą obsesją związaną z marzeniem
inspirującym wiele pokoleń rodziny Andreasów. Głęboko skrywana
miłość do Juliette stanie się dlań waŜniejsza niŜ pragnienie odzyskania
Tańczącego na Wietrze...
J ULIETTE DE C LEMENT - buntownicza, pełna temperamentu, samotna
i zdecydowana w pełni rozwinąć swój talent malarski. Po raz
pierwszy ujrzała Tańczącego na Wietrze, gdy jako dziecko przebywała
na dworze królowej Marii Antoniny. Niepowtarzalny urok statuetki
inspiruje odtąd jej wyobraźnię. Miłość i lojalność naraŜą ją na
wielkie niebezpieczeństwa, a gwałtowna namiętność doprowadzi do
burzliwego romansu z człowiekiem owładniętym pasją odzyskania
utraconej rodzinnej własności.
C ATHERINE Y. ASARO - łagodna, dobra i piękna dziedziczka znamie-
nitego rodu Yasaro, platonicznie wielbi czarującego rozpustnika,
Philippe'a Andreasa... aŜ do pewnej nocy, gdy jej świat legnie w
gruzach. Odtąd Ŝyje w przeświadczeniu, iŜ będzie dźwigać swą
hańbę aŜ po grób, dopóki Francois Etchelet nie odkryje przed nią,
czym jest prawdziwa miłość i namiętność.
łl
40731539.005.png
I RIS J OHANSEN
F RANCOIS E TCHKI - KT - człowiek niebezpiecznie balansujący na kra-
wędzi przepaści. Zakochany w Catherine Yasaro, w głębi serca
kryje mroczną tajemnicę, pełen obaw, Ŝe prawda moŜe na zawsze
zniszczyć uczucie, jakim darzy go ukocłiana kobieta... P HILIPPE
A. NDREAS - urodziwy, niebieskooki lekkoduch, który nie moŜe
odmówić sobie coraz to nowycli miłostek. Jego nadmierne
zainteresowanie płcią nadobną doprowadzi do tego, iŜ zdradzi
dziewczynę, która najbardziej potrzebuje jego pomocy, i pozostawi
ją na pastwę losu w czasie nocy ognia i krwi. R AOLL DtptóE -
kaleki na ciele i duszy, poprzysięga śmierć Juliette de element i
Jeanowi Marcowi Andreasowi... On takŜe pragnie zdobyć
legendarną statuetkę Tańczącego na Wietrze, by wykorzystać ją do
własnych niegodziwych celów.
Wersal, Francja 25
lipca 1779
Łypie na mnie tymi szmaragdowymi oczami, tak jakby dobrze
znał wszystkie moje marzenia i smutki, pomyślała Juliette wpatrzona
w złocistego konia. Z pyskiem rozwartym jakby w lekkim uśmiechu
i filigranowymi skrzydłami rozchylonymi tak, Ŝe zdawały się
ofiarowywać schronienie. Pegaz stał na wysokim marmurowym
postumencie w opustoszałej teraz galerii. Uszu Juliette dobiegał
delikatny dźwięk klawikordu i kobiecy śpiew, lecz nie zwracała na to
uwagi, bez reszty pochłonięta rozkoszowaniem się widokiem złotego
konia.
Własne odbicie mignęło jej kolejno w siedemnastu lustrach
zdobiących dhigą galerię, kiedy przed chwilą pędziła tutaj, pod
opiekuń&ze skrzydła Pegaza. Jak głupio wyglądałam ze łzami
spływającymi po policzkach, przemknęło jej przez myśl.
Nie lubiła płakać i nie cierpiała własnej bezradności. Ostatnio
zorientowała się, Ŝe jej płacz sprawia Marguerite przyjemność.
Niemłoda ju? niańka potrafiła tak długo draŜnić ją i torturować
psychicznie, ai' wywoływała załamanie nerwowe i płacz, po czym
wyraźnie syciła się widokiem dziecięcych łez. Juliette przysięgła
sobie, Ŝe kiedy będzie juŜ dojrzałą kobietą, tak jak matka i Marguerite,
nie dopuści, by ktokolwiek zobaczył ją bezradną czy przeraŜoną.
Wsunęła się za wysoki postument, obciągnęła cienką koszulkę
nocną na drŜącym ciele i skulona przysiadła na podłodze. Gwałtownie
40731539.006.png
//</.V JOHANSEN
B URZA
oddychając tuliła do piersi cenne gliniane naczynie. Modliła się w
duchu, by Miirgucrite nie znalazła jej i zaniechała poszukiwań.
Wtedy pobiegnie do ogrodu i znajdzie tam bezpieczne miejsce:
ukryje garnek wśród rozległych grządek kwiatów.
Wid/iala leni/ jedynie niewielki odcinek dhagiej galerii z
błysz-c/;|cynii lusiranii i świecami migocącymi jak gwiazdy w
kryształowych Ŝyrandolach. Udało jej się umknąć Marguerite w
jednym z korytar/y na iiiŜ.szym piętrze, lecz cała armia lokajów i co
najmniej trzech członków gwardii potrafiłoby wskazać niańce
właściwą drogę, gdyby lylko przyszło jej do głowy zapytać ich o
nią. OstroŜnie wyirzala //a piedestału i odetchnęła z ulgą.
Am śladu Marguerite. Zaręc/ain ci, Ŝe coś widziałam, Axel -
rozległ się gdzieś w pobliŜu delikatny kobiecy głos, w którym
słychać było lekkie zniecierpliwienie. - Uniosłam wzrok znad
klawikordu i zobaczyłam... sama me wiem, co... ale na pewno coś
widziałam.
PrzeraŜona Juliette wstrzymała oddech i z całej siły wparła się
plecami o ścianę.
Nie mam zamiaru się z tobą spierać - usłyszała wibrujący
rozbawieniem męski głos. - Jestem przekonany, Ŝe bystrość, twych
błękitnych oczu dorównuje ich piękności. Pewnie któryś ze słuŜą-
cych...
- Nie, to coś było znacznie bliŜej podłogi.
- MoŜe piesek? AŜ roi się od nich na tym dworze, ale, na Boga,
Ŝaden z nich nie jest wart na polowaniu nawet marnego sou.
W zasięgu wzroku Juliette pojawiła się para białych satynowych
pantofelków z błyszczącymi w świetle świec diamentowymi klam-
rami. Przeniosła wzrok na kraj nieprawdopodobnie szerokiej błękitnej
atłasowej sukni, haftowanej w fiołki o środkach z szafirów.
~ Coś mi tylko mignęło przed oczyma, ale widziałam... A co my
tutaj mamy?
Roziskrzone niebieskie oczy dostrzegły małą w cjemności. Kobieta
przyklękła wśród furkotu atłasowych spódnic.
- Masz tu swojego „pieska", Axel. To dziewczyr\ka.
Juliette zdrętwiała z przeraŜenia. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe
została wykryta przez damę dworu. Bogata suknia i kunsztownie
ufryzowana biała peruka były podobne do tych, które nosiła jej
matka. Ta kobieta z pewnością pójdzie teraz do matki, pomyślała z
rozpaczą. Starając się opanować strach, objęła gliniany garnek tak
mocno, aŜ zbielały jej palce, i gotowała się do gwałtownego zerwania
się na nogi.
- Bardzo mała dziewczynka. - Pani wyciągnęła rękę i delikatnie
dotknęła mokrego policzka Juliette. - Co tu robisz, ma petite?
Dochodzi północ i małe dziewczynki powinny od dawna grzecznie
leŜeć w łóŜkach.
Juliette skuliła się pod ścianą.
- Nie bój się. - Kobieta nachyliła się do niej. - Ja teŜ mam taką
małą dziewczynkę. Moja Maria Teresa ma dopiero roczek, ale myślę,
Ŝe będziecie mogły bawić się razem, kiedy... - Urwała, spojrzawszy
na mokre palce, którymi gładziła Juliette po policzku. - Matko
Boska! Axel, mam na palcach krew. To dziecko jest ranne. Proszę,
szybko podaj mi swoją chustkę.
- Wyciągnij małą stamtąd, to zobaczymy, co jej jest. - Juliette
ujrzała wytwornego wysokiego męŜczyznę, ubranego w lśniącą
szmaragdowozieloną kamizelkę. Wręczył damie nieskazitelnie białą
chusteczkę obrębioną koronką i przyklęknął obok.
- Chodź, ma petite. - Kobieta wyciągnęła ręce w zapraszającym
geście. - Nikt nie sprawi ci bólu.
Bólu? Juliette nie zwaŜała na ból. ZdąŜyła się do niego przy-
zwyczaić i był niczym w porównaniu z nieszczęściem, które ją teraz
spotkało.
- Jak masz na imię? - Dłoń kobiety łagodnie odgarnęła niesforne
ciemne kosmyki z czoła dziecka. Ten dotyk był tak czuły, Ŝe
dziewczynka Ŝałowała, iŜ nie trwał dłuŜej.
- Juliette - wyszeptała.
- To piękne imię dla ślicznej małej dziewczynki.
- Wcale nie jestem śliczna.
-( A czemuŜ to nie?
. . , -
40731539.001.png
IKIS JOHANSEN
B URZA
- Mam zadarty nos i za duŜe usta.
- Mimo to uwaŜam, Ŝe jesteś śliczna. Masz piękną cerę i piękne
brązowe oczy. lic masz lat, Juliette?
- Prawic siedem.
- To wspaniały wiek. - Kobieta lekko przycisnęła chusteczkę- do
warg Juliette. - Krew ci leci z wargi. Czy ktoś cię uderzył?
Juliette odwróciła wzrok.
- Nie, po prostu potknęłam się i wpadłam na drzwi.
- Jakie drzwi?
- Nie... nie pamiętam.
JuŜ dawno temu Juliette nauczyła się, Ŝe wszystkie sińce i za-
drapania najlepiej wyjaśniać właśnie w ten sposób. Dlaczego ta pani
tak się nią interesuje? Doświadczenie podpowiadało Juliette, Ŝe
dorośli chętnie przyjmują kaŜde kłamstwo, o ile tylko jest dla nich
wygodne.
- Mniejsza o to. - Pani ponownie wyciągnęła ramiona w za
praszającym geście. - Czy nigdy nie wyjdziesz zza Tańczącego na
Wietrze i nie pozwolisz mi się uścisnąć? Bardzo lubię dzieci.
Obiecuję, Ŝe nic ci się nie stanie.
Ramiona kobiety są białe, pulchne i tak kształtne jak ramiona
marmurowych bogiń stojących w ogrodzie, jednak nie mogą się
równać ze złocistymi skrzydłami Pegaza, pomyślała Juliette. W jednej
chwili te otwarte ramiona zaintrygowały ją tak samo jak statuetka,
którą dama nazwała Tańczącym na Wietrze.
Wyłoniła się z mroku.
- Świetnie. Nareszcie.
Kobieta otoczyła Juliette ciepłymi ramionami. Dziewczynkę owio-
nął nagle delikatny zapach fiołków, róŜ i pudru. Moja mama czasem
pachnie fiołkami, pomyślała z rozmarzeniem. Gdyby teraz zamknęła
oczy, mogłaby sobie wyobrazić, Ŝe obejmująca ją z taką czułością
kobieta jest jej matką. Juliette pomyślała, Ŝe zaraz ucieknie, ale
jeszcze przez chwilę pobędzie w tych ramionach.
- JakieŜ z ciebie słodkie, nieśmiałe dziewczątko...
Juliette dobrze wiedziała, Ŝe nie jest „słodkim dziewczątkiem".
Marguerite ciągle nazywała ją przecieŜ diabelskim nasieniem. Ta
miła dama wkrótce zorientuje się, Ŝe się pomyliła, i odepchnie ją od
siebie. Skoro nawet matka nie lubiła spędzać z nią czasu uwaŜając,
Ŝe jest niedobra, trudno przypuszczać, by Juliette mogła długo
oszukiwać nieznajomą.
Lustrzane drzwi po lewej stronie statuetki otworzyły się gwałtownie
i galeria, do której wkroczyła jakaś strojna kobieta, wypełniła się
natychmiast śmiechem i muzyką.
- Wasza Wysokość, nie chcemy śpiewać bez waszego uroczego
głosu!
Matka!
Juliette zesztywniała i wtuliła twarz w pachnące kwiatami ramię
kobiety.
- Zaraz przyjdę, Celeste. Mamy tu drobny problem.
- MoŜe mogłabym pomóc? Jaki... Juliette!
- Znasz to dziecko? - Litościwa pani wstała, nie wypuszczając
ręki Juliette. - Jest czymś bardzo zmartwiona.
- Juliette jest moją córką. - Celeste de Clement postąpiła parę
kroków: jej pięknie wykrojone wargi zacisnęły się w wąską kreskę.
-Proszę jej wybaczyć. Wasza Wysokość, zazwyczaj nie jest tak
niegrzeczna i nieposłuszna. Zaraz poślę po niańkę, która zapewne
biega teraz po całym pałacu i szuka małej.
- Pozwólcie, Ŝe ja pójdę. Wasza Wysokość. - Urodziwy męŜczyz-
na wstał i skłonił się z uśmiechem. - MoŜliwość usłuŜenia wam jest
dla mnie najwyŜszą rozkoszą. Zawsze...
- Dziękuję wam, hrabio Fersen. - Na ustach kobiety błąkał się
lekki uśmiech, gdy odprowadzała go wzrokiem. Kiedy zniknął z jej
pola widzenia, ponownie spojrzała na Juliette. - Myślę, Celeste, Ŝe
musimy się dowiedzieć, dlaczego twoja córka jest taka nieszczęśliwa.
Czemu się ukrywałaś, maleńka?
Wasza Wysokość. Więc ta piękna pani jest królową? Juliette z
trudem przełknęła ślinę.
- Marguerite powiedziała, Ŝe zabierze mi moje farby.
Maria Antonina spojrzała na nią z niedowierzaniem.
10
ib
11
40731539.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin