Faltzmann Robert - Czy kobiety powinny służyć w wojsku.pdf

(105 KB) Pobierz
Faltzman Robert - Czy kobiety powinne służyć w wojsku
Faltzman Robert
Czy kobiety powinne służyć w wojsku
Z „Science Fiction” nr 3 – kwiecień 2001
Moje życie jest grą. Gra jest dyskiem.
A ja jestem duchem zaklętym w sieci wirtualnego świata.
Czy jestem szalony? Raz w sieci, zawsze w sieci. Czy zawsze . . . zawsze... za...
- Peter?! Znów masz koszmary? Zostaw kołdrę i daj mi spać!!!
- Przepraszam. To ten sklep. Zabija mnie. Nienawidzę...
* * *
Śniadanie. Bessy chodzi po otwartym patio w samym kapeluszu i okularach. Słońce jest mordercze
pomimo wczesnej godziny.
W Santa Monica o tej porze roku słońce zawsze jest jak młot.
- Mogłabyś nie gorszyć sąsiadów.
Peter popija zmrożony Sunkiss Or Juice i je patties ze szpinakiem. Trójkątne pierogi o ciemnobrązowej
skórce parzą go równie silnie jak słonce liżące wystawiony za parasol łokieć.
- Bess, co cię znów napadło? Nie słyszałaś o ozonowej dziurze i raku skóry?
- Dziurę to ja mam puzonową, a nie ozonową. A raka dostanę na języku od tego twojego...
Mulatka jest ciemniejsza od patties i chce być wręcz czarna. Schylając się pokazuje czerwony, krwisty
zarys... między wygolonymi wargami kroku. Ostatniej nocy byli trochę zbyt gwałtowni i teraz to widać.
- Bess! Na rany Chrystusa! Załóż majtki!
- Zgubiłam kolczyk.
- I co z tego? Załóż majtki. Co to są pieprzone pięciodolarowe kolczyki.
- Są. Wszystko jest... tutaj!
Bess wychodzi wziąć prysznic, a Peter zostawia niedokończone śniadanie i dzwoni do Intereontinental
Hologra-rixxx Puhlishing.
Tak, tak. Peter A. Pallmer. Nic. nie... nie ten aktor z dużym fajfusem. Ja mam małego i duży sklep. Tak,
dystrybutor. Dwa razy l. Pa 1-1 - mer, Peter. Masz to? Co chcę? Co ja chcę? Moje zamówienie. To chcę.
Zaliczka poszła, a towaru brak. Wysłaliście kurierem? Zobaczymy. Fedex to szmelc od kiedy połączyli się
z Intercity. Słuchaj! Macie te nowe interaktywne CD? Widziałem na targach reklamę "Perwerla" i "Japan
by night". Dooobry towar. Wezmę sto i sto. Kolejka? Chyba żartujesz. Jaka kolejka? Dla mnie kolejka?
Mam zadzwonić do Chin? Nie?! Jestem szantażystą? To tylko biznes... Już wysyłacie? Okay! Tak. tak
lepiej....
Jackass i spółka. Peter odkłada telefon i wraca do pierożków - może ja powinienem zacząć sam
produkować własne filmy i gry? Takie gamonie, a prowadzą interes, i ciągną...
Kochanie? Jestem gotowa! Bess ma na sobie satynę i coś ze skóry, czerwoną mini, a do tego podobne
teksanki z krokodyla.
- Nie za ciepło na łuskę? - Peter ma chwilę mdłości. ...Jestem zwykłym alfonsem!
Mulatka podnosi mini i pokazuje mu lśniący kremem trójkąt.
- King lubi skórę i w skórę. Mam za godzinę ciężkie grzmocenie. Cokolwiek zlewa grubasa, chłodzi
mnie. Nasz klient, nasz pan.
To jest chore. - Peter zanosi talerz do kuchni i włącza zmywarkę. - Ten King...
- Załatw więcej forsy, to przestanę dorabiać na boku. - Bess wzrusza ramionami. - To nie my ale ten świat
jest chory. Czym się różni orka za grosze od dawania dupy? Niczym. Ten sam syf i mogiła. Tyle że nie
muszę rozliczać się z urzędem podatkowym i zarobek ma wyższą godzinową stawkę. W fabryce płacą
mniej, tak?
- Zaczniesz skakać na boki. Peter patrzy krytycznie na swoją kasjerkę, wspólniczkę i przyjaciółkę. - Jak
ty to możesz wytrzymać? Ja nie jestem wart...
- I am a shitty woman in lovc... - Nucąc, Bess zbiega na parter.
Peter, kręcąc z niedowierzaniem głową, idzie za nią. Oczywiście, dawno ustalili, że on i ona nie są
zazdrośni czy zakochani, lecz... kiedy dzieli się nie tylko wydatki, ale i łóżko, te rzeczy nabierają innego
koloru. Peter jest zazdrosny, a Bess na swój sposób też.
Ona prowadzi.
Zawsze rano.
Wieczorem on. Bess jest zwykle zbyt pijana pracą, haszyszem i Gordon Dry. Nie wspominając jej
wymagających klientów, którzy...
- Twoje sny, Peter. Możesz to rzucić. Wiesz o tym. Nadmiar gołych białych dup robi cię impo... ten tam.
bez wzwodu - martwi się mulatka. Jaki sens ma VR?
To nie jest impotencja ciała lecz ducha. Nienawidzę gier, nienawidzę elektroniki oraz tego całego
cyberśmiecia. To, kurwa, nie jest realne. To jest gorsze niż film, teatr, książka. To będzie narkotyk dla
mas... i niestety to ma sens. Finansowy!
- Na tej zasadzie będziemy milionerami. Jak PizzaPizza czy taki IcePalace. Zaczniemy sprzedawać akcje
i udziały. Ekspansja, agenci, zyski... Bess śmieje się głośno.
O to walczę. Peter wysiada na następnym skrzyżowaniu. Na dobrą sprawę mogliby chodzić lub biegać do
pracy. - Jak skończysz z Kingiem, kup mi „Video News". Podobno nowa firma z Europy ogłasza swoje
dyski.
- Czemu nie prenumerujesz niczego? Jesteś dystrybutorem... Zaraz!
Za nimi ktoś trąbi, to kierowca dużej, czarnej limuzyny na osiem osób. Bess pokazuje mu palec, lecz
Peter bez słowa odstępuje od okna.
- Jedź, tamujesz ruch.
Bess znika.
Peter idzie w stronę plaży, błądząc myślami jednocześnie w kilku miejscach. Głównie jednak po swojej
głowie, wspominając sen...
W sklepie i magazynie panuje miły chłód. Cały kompleks i handlowy pasaż są nowe. Mają mniej niż rok,
więc nic się jeszcze nie sypie czy psuje. Co jest ważne. Jego -Multimedia Shack- dostarcza gry i wirtualne
dyski ludziom z grubymi portfelami. W sumie, kogo stać na wydawanie raz na miesiąc kilku setek
dolarów? Więc tych, których stać, należy traktować na ich poziomie; z rewerencją i całym tym blichtrem
dla milionerów. Peter tego nienawidzi, będąc populistą oraz pamiętając biedne lata młodości w Vermont.
Lecz... biznes to biznes.
- Otwarte? - W drzwiach stoi dobrze zbudowana brunetka koło trzydziestki.
- Tak, oczywiście. Bardzo proszę.
Brunetka nosi dziwne khaki z wyciętymi rękawami i ma na ramieniu dużą torbę w typie tych używanych
przez kurierów FBI lub Anny. Peter rozpoznaje to natychmiast. Trzy lata pracy dla wujka Sama i mały
wypad do Bogoty w roli deszyfratora NSA zostawiły niezatarty ślad i nawyk: zobacz to, co ukryte; ukryj to,
co mogą zobaczyć - co zresztą okazało się psu na budę. Wyrzucili go za inhalowanie obcych substancji.
Eufemizm gryzipiórka bojącego się napisać, że niejaki Peter Pallmer zażywał hasz.
- Tak, czym mogę służyć?
- Pan wierzy w UFO?
Shit. Następny maniak X-Files.
Peter ma niskie mniemanie o science fiction, lecz to jest rosnący trend i główny nurt rozrywkowy
ostatnich lat, więc... płynie z nurtem.
Dobrzy sprzedawcy zawsze są konformistami. To dowiedzione.
- Słucham? Och! Mamy, oczywiście, gry typu SF dla dorosłych. Wirtualny seks w najlepszym wydaniu...
- Peter milknie, widząc na twarzy kobiety zaskakująco rozbawiony uśmiech.
- Pan ma dziwne sny, Pallmer... - opierając się o ladę i nie ukrywając seksownego, obfitego dekoltu,
blondynka... blondynka? Peter przysiągłby, że weszła brunetka... patrzy mu w oczy i jest jak hipnotyczna
fala o zapachu tymianku i werbeny - ...ja wiem, panie Pallmer, jak pomóc. Lecz... coś za coś.
- To znaczy?
- Jak to tutaj mówią? To tylko biznes!
- Oooo... - Peter oddycha głęboko i ma zawrót głowy oraz... - czy my się znamy? Nie pamiętam, byśmy
byli sobie przedstawieni...
Zapach rośnie jak jego...
- Tak i nie. Virtual Reality. VR na co dzień. Blondynka zdaje się być morfem przeskakującym z klatki do
klatki filmowego slajdu. Raz jest naga, raz ubrana w iskrzącą mgłę lub stalowe blachy robota. Raz nawet
staje się czymś, czego Peter woli nie precyzować...
- Spoko. To są tylko migawki z pańskich snów. - Kobieta wyciąga z torby książkę i kładzie na ladzie. -
Pan nienawidzi gier, lecz zarazem jest beznadziejnym przypadkiem addictionado per se. Elektronarkoman.
- Tak?
- Tak.
- A biedna Bess nawet nie podejrzewa, że ten sklep jest jedynie pretekstem, by móc cały dzień siedzieć z
głową w monitorze, tak?
- Tak.
- I grać, grać, grać... Multimedia moja miłość, tak?
- Nie...
- Nie?
- Nienawidzę tego gówna.
- Czyżby? - kpiące dzwonki z zapachem konwalii.
- Proszę wyjść! Proszę natychmiast wyjść... aaa... - Peter cofa się przed koszmarem ze znanego mu bardzo
dobrze VR dysku. "Uritsukidoji", "Legend of Overfiend", japoński koktajl animowanego seksu, krwi i
terroru. Zwłaszcza seksu.
- Nie bądź hipokrytą, zboczeńcu - warkot cerbera z paszczą kosmicznego lwa.
Peter nawet nie próbuje krzyczeć. To było do przewidzenia.
Sublimalne przekazy ukryte w obrazach są jak komputerowe wirusy. Atakują znienacka i z ukrycia. VR
może zaćmić mózg lepiej niż crack czy LSD. I to permanentnie.
- Co powie Bess? - głośne pytanie gasi fajerwerki VR.
- Nic! Ona nie musi wiedzieć. W rzeczy samej, nikt nie powinien... - Blondynka zapala dunhilla i kładzie
czerwone pudełko ze złotymi literami na czarnej płycie lady. Kładzie tuż obok książki zrobionej z gwiazd i
nocy.
- Okay. Nikt nie powinien. Peter ma gęsią skórkę. Blondynka uśmiecha się pełna wybaczenia.
- To zacznijmy od początku. Czy wierzy pan w UFO?
Peter patrzy na pudełko. Dotyka. To jest zupełnie realna paczka papierosów. Ale leżąca obok książka nie
jest.
To znaczy... jest i nie jest. Jest, lecz jakby jej nie było.
Tak jakby jej obraz był tylko VR bez maskowania. Zarys, głębia, grafika kartek i okładki. Biała strona...
- Ty...? UFO? Nie! Nie wierzę ci.
- Bardzo dobrze. - Brunetka jest blondynką. Pół na pół. I jej skóra też. - Wolisz mnie jako południowca
czy typ skandynawski? Wolisz mnie zgwałcić na piasku czy w śniegu?
- To drugie. - Peter gryzie się w język, ale zaraz dodaje: - jesteś bardzo sexy.
- Jestem... tylko dlatego, że ty jesteś prokobiecy. Nie widzisz mnie jako Alien Sex, co w moim wymiarze
stało się regułą. Miło jest spotkać prawdziwego mężczyznę. Złota epoka miłości. Czy wierzysz w podróże
w czasoprzestrzeni? Patrz na książkę, Peter. Patrz i mów, co widzisz.
- Nie! Nie wierzę w podróże oraz... o cholera, co to?
Książka na kontuarze ma zarys liter i obraz. Za mgłą, która wolno się rozprasza. Bardzo wolno. Myst.
Książka jest jak foliał z gry Myst. Tajemnica w tajemnicy. Peter dwa razy był w grze, śpiąc. Był w Grze!
- Czyżbym śnił na jawie?
- VR zaciera różnicę. - Blondynka jest naga i ma białe, wręcz srebrne włosy w kroku. Jej trójkąt ma siłę
magnesu. Peter zaczyna dyszeć jak przy stosunku, a ona szepcze mu do ucha: - Mogę być twoim
Neurodancer... chcesz? - I zaczyna kołysać się do taktu muzyki kosmicznych sfer, a każdy jej ruch jest jak
kopulacja...
- Ho ho ho, co my tutaj mamy?! - Do sklepu wchodzi Dawson, gruby i jowialny sprzedawca z K-martu.
Okazyjny klient i raczej szperacz. - Peter? Kto to jest?!
- Reklama - mówi blondynka, ubrana w złotą folię tak dziwnie skrojoną, że jest bardziej rozebrana niż
gdyby była naga. - Promocja książki VR. Nowa gra... proszę sprawdzić, śmiało... proszę...
- "Czy kobiety powinny służyć w wojsku?" - Dawson bez problemu czyta tytuł i nawet wertuje kartki -
Hej! Kto by nas bronił. Oczywiście, że tak. Kupuję!
- Dziesięć dolarów. - Blondynka wyjmuje drugą książkę i podaje grubasowi, który stoi tak jakoś bokiem
i ma na czole perły potu. - Życzę miłego dnia. - Biała smukła dłoń dotyka ramienia mężczyzny i Peter
przysiągłby, że tamten zlewa się w spodnie.
Dotyk trwa minutę.
Biała dłoń na grubym dygoczącym bicepsie. Input.
- Uff! - Dawson patrzy okrągłymi oczami na kobietę. - To jest najlepsza gra, jaką miałem. Realne VR.
Dzięki. Stokrotne dzięki. Muszę zadzwonić do Marty. Ona pokocha tę grę... - Dawson zostawia banknot i
wybiega ze sklepu.
Peter widzi, że spodnie grubasa są suche, więc musiało to być tylko złudzenie.
- Nie! Nie było. On właśnie zrobił to z własną żoną.
-Gdzie? Jak?
- Na plaży Costa Brava w Hiszpanii. Zawsze marzył, by zobaczyć dekadencką i zepsutą Europę. I
zobaczył... z własną żoną, wierny taki. - Kobieta robi oko do Petera. - Potęga VR.
Kuglarska sztuczka lub hipnoza...
- Błąd.- kobieta gasi papierosa w niewidzialnej popielniczce i niedopałek znika wraz z resztką dymu - to
nie jest kuglarska sztuczka.
- Jak to się dzieje, że czytasz w moich myślach? - Peter patrzy na banknot. Maca go, wreszcie chowa do
kasy na dobry początek.
- Czy średniowieczny kupiec chciałby wiedzieć, jak się robi aspirynę? - Blondynka przekrzywia głowę i
zagląda mu w oczy. Z uśmiechem przebaczenia.
- Okay - Peter nagle się wyluzowuje - rozumiem. Tylko biznes. Nie chcę wiedzieć nic. Tajemnica
produkcji i patenty mnie nie obchodzą. Kupuję gotowy towar.
- Nareszcie rozsądne słowa - kobieta też ma wyraz ulgi na twarzy - przejdźmy do biznesu. Czas ucieka...
- Jasne - Peter podnosi brwi - to jaki procent? Jakie warunki? Ile? Kiedy?
- Pół na pół. Dycha od sztuki. Dam ci tysiąc. Pomogę reklamować. Gra?
- Jak w banku. - Peter podaje jej rękę i zostaje wynagrodzony solidnym uściskiem, prawie męskim,
bardzo biznesowym. - Będę potrzebował faktur, bo zamówienie idzie do komputera. Kogo pani
reprezentuje? Producenta czy dystrybutora?
- Digital Tracing Systems. Kanata. Ontario. - Kobieta kładzie na ladę wizytówkę.
- Kanata czy Kanada?
- Kanata to miejscowość na terenie dawnej Kanady. Na Ziemi nie ma już krajów jako takich. Globalizacja
handlu i homogenizacja etniczna zatarły granice. Lecz tak, masz rację, geograficznie Kanata należy do
obszaru dawnej Kanady.
- Kanuck - Peter nabiera szacunku. - Wy tam na północy zaczynacie dominować w grach i software.
- Ależ my jesteśmy jedyni... - blondynka marszczy brwi, kręci głową, uśmiecha się przepraszająco - ...to
znaczy, mam na myśli... będziemy. Tak, będziemy. Ach! Przejdźmy do biznesu. Tu są książki.
Otwierając swoją torbę, zaczyna wysypywać na podłogę nieskończony szereg tomów. Jak kostki domina.
Po dziesięć w rzędzie, a obok następny stos, i następny, i następny...
Peter pociąga nosem i milczy.
Jak ona to powiedziała? ... VR zaciera różnicę.
Shit. Żeby tylko to.
Ostatnio dla mnie VR i życie zaczęły się zdecydowanie zacierać na brzegach. Nic poważnego. Można
przywyknąć.
Tak jak do snów. Zaraz... czy to oznacza, że już jestem paranoikiem?
Zadumę przerywa wejście nowego klienta.
- Peter! Draniu! Nic nie mówiłeś? Gdyby nie Dawson... o rany, bestseller.
Harry Drucker jest głównym dyrektorem Searsa i bardzo dobrym klientem. Peter zwykle skubie go na
wyższy procent i marżę. W sumie Sears też zdziera skórę.
- Gdzieś ty dopadł ten towar? - Harry pieści w dłoniach obwolutę książki tak, jakby to były kobiece
biodra. - Fantastyczne!
- To z Kanady. - Peter widzi, że Harry jakoś nie zauważa pracującej blondynki i coś mu mówi, że tak jest
lepiej. - To jest bardzo ekskluzywny i wyszukany typ gry dla koneserów. Nie tani, więc tylko dla swoich.
Rozumiesz, zaufanych...
- Jasne... - Harry ma krople potu na górnej wardze i zamglony wzrok - ...biorę.
- Dwieście - Peter widzi, jak blondynka zastyga i patrzy na niego zszokowana.
- Proszę. - Harry wyjmuje portfel i podaje kartę Visa. - Teraz robią takie cuda, że... o rany... żyjemy w
bardzo ciekawych czasach. O mój Boże.
- Dobrze się czujesz? - Peter kasuje kartę w czytniku i zerka na klienta wyrażającego euforyczny
zachwyt.
- Oczywiście, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy. - Harry szczerzy zęby i wzdycha przez
chwilę w bardzo podejrzany sposób. - O rany! Dawson nie kłamał i nie przesadzał. To jest to! Muszę
zadzwonić do Cheryl. Nie, do Moniki. Nie, do obu. A co, czas ustalić z kim sypiam. Cholera. Czemu nie z
dwoma? Ja je kocham obie. Odkrycie, nie?
- Harry, zapominasz, że jesteś rozwiedziony - Peter marszczy brwi - twoja była...
- To był błąd. To był mój błąd. Cheryl miała rację. Byłem idiotą, aa... jestem!
Dyrektor Searsa wychodzi, tuląc do piersi książkę i Peter jest gotów przysiąc, że na okładce pisze:
"Wieczni kochankowie, czyli kryzys w małżeństwie".
- On ma dobre serce, ale zero etyki... - blondynka pokazuje palcem na komputer z pytaniem w oczach - ty
też, Pallmer. To jest złodziejstwo. Dwieście dolarów?!
- Masz rację. On mnie okradł. Powinienem był zażądać trzysta...
- Nie! Nie! Nie wolno! - Blondynka zaciska pięści i zaczyna przypominać jaszczura, gigantyczną iguanę
wspinającą się na jego pierś, by żywcem wyssać mu oczy z czaszki. - Nie będziesz odstraszał mi ludzi! To
się musi rozejść!
- A ty nie będziesz mi mówiła, jak prowadzić biznes. - Peter strzela otwartą dłonią w mroczny pysk i jego
ręka napotyka jedynie powietrze. - To jest mój sklep, okay?
- Dlaczego się upierasz? - Blondynka, nagle w kusym ubranku żywcem zdartym ze Space Sirens,
poprawia sobie stanik. - Pieniądze są tutaj bez znaczenia.
- Być może dla ciebie, ale nie dla mnie. - Peter obchodzi dookoła ladę i stając przed kobietą, łapie ją
pełną dłonią za wydatny krok. - Dość tego VR.
- Obyś się nie pomylił. Nas programuje się genetycznie i jesteśmy totalnie inni niż wy... jaskiniowcy. -
Blondynka patrzy mu w oczy i biernie pozwala sobie odchylić elastyczne spodenki z czarnej pseudoskóry.
Pod spodem ma białe, wręcz srebrne, długie jedwabiste włosy kryjące zupełnie ludzką i bardzo kobiecą
muszlę łona.
Obcą i obojętną. Bardzo obcą. Inną niż u Bess...
- Przepraszam - Peter cofa rękę jak oparzony - to nie jest VR. Czy ja śnię?
- Nie bardziej niż ja. - Kobieta dotyka jego głowy i zamyka na sekundę oczy. Kiedy otwiera, podnosi
wysoko brwi. - To ciekawe. Nagle straciłam twój sygnał. Nie mogę czytać cię na odległość. Szkoda.
Rozumiem, że przestałam cię pociągać i fascynować. Ostrzegałam.
- Cholera, zaczynam wierzyć w UFO i resztę bzdur...
- Nie wpadaj w panikę. To tylko twoja skryta miłość. Bess musi być bardzo szczęśliwą kobietą, będąc aż
tak kochaną... przez ciebie. Gdyby nie to, już byśmy tarzali się na podłodze. Odrobina feromonów działa
cuda.
- Daj spokój. - Peter odwraca się i z ulgą widzi szczeniaka, zaledwie w granicach legalnego wieku, by
móc kupować towar dla dorosłych. Okazja, by zmienić śliski temat. Blondynka, mimo wszystko, jest
więcej niż podniecająca, a on...
- Tak? Czym mogę służyć?
- Szukam "Virtual Vixens" oraz "Vampire's Kiss". - Nastolatek ma okularki jak szkła teleskopu i potyka
się o własne niedbale zawiązane Nike Galaxy w kolorze neonowej zieleni, ale wyraźnie wie, czego chce.
- Wampirzyca wyssie ci krew - żartuje Peter.
- Miejmy nadzieję, że i coś więcej. - Okularnik oblizuje wargi i patrzy na potężny stos książek zajmujący
środek sklepu. - Pan handluje encyklopedią?
- Skąd. To kolega złożył na chwilę. Zaraz zabiorą... - Nie. To nie jest głupie. - Szczeniak bierze jedną
książkę. - Ile?
- Dziesięć - odzywa się blondynka i okularnik ma napad Steamy Windows.
- Chchchęęętttniee wwweeezmęęę.
- Powinieneś, Andy. Powinieneś! - Blondynka dotyka chłopaka i ma oczy jak latarnie, a jej ciało jest
mgłą i milionem gwiazd na tle czarnego aksamitu.
- Ty jesteś Teri Weigel! - odkrywa dygoczący chłopak. - Widziałem cię w "Wicked". Nawet mam CD.
Jesteś fantastyczna! Mogę dostać twój autograf?
- Natychmiast Andy! - Kobieta wyglądająca jak sławna Playboy Playmate pisze coś w książce
zatytułowanej "Encyklopedia Miłości". - To dla ciebie. I zaproś kolegów. Będę czekać...
- Cool - chłopak płaci i znika, cały czerwony i szczęśliwy.
- Peter! Mam go! - Kobieta wpija Oczy w plecy wychodzącego nastolatka. - Jesteśmy na tropie. Wiesz,
kto to był? Andy Atkins.
- Nigdy nie słyszałem.
- Ależ to szkolny kolega Jasona Prunelle.
- Aha. I co?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin