Benford Gregory - Nowa Niniwa.pdf

(248 KB) Pobierz
Microsoft Word - Benford Gregory - Nowa Niniwa
Gregory Benford
Nowa Niniwa
Milvina nie mogła zrozumieć, o co tyle hałasu. Owszem, wyprawa na Centauri, ludzie w
drodze na inną gwiazdę - ale dziesiątki lat kosmicznego lotu? Cóż mogłoby być bardziej
nudnego?
I jeszcze te pogłoski o ludziach, którzy wpadli w tarapaty z powodu jakichś znaków na
ścianach, na pewno prymitywnych i groteskowych... A jednak nie dawały jej spokoju.
- Chodzi o to - mówiła Sorelowi (patrzyła na świat przywódczym okiem
intelektualisty, lubiła stać na czele, choć on był prawdziwym facetem, naprawdę
świetnym
w łóżku, bez dwóch zdań) - że przecież maszyny pozwalają nam powrócić do świata,
w którym się urodziliśmy, prawda? Wszystko, począwszy od symulacji militarnych po
notatki
twojego brokera, od architektów, którzy przechadzają się po nie istniejących w
rzeczywistości
domach własnego projektu, po chemików mieszających cyfrowo odmierzone porcje
molekuł,
wszystko sprowadza nas z powrotem na twardy grunt, na ziemię. - Klasnęła otwartą
dłonią
w pseudoskórę fotela i marszczyła brwi. - Jesteśmy z tym światem połączeni na stałe.
Sorel
kiwnął głową z powątpiewaniem.
- Tak, tak... I wybaw nas Panie...
- Ból abstrakcji! - powiedziała smakując słowa. - Maszyny i Spiker dają nam... -
Usiłowała przypomnieć sobie lekturę ze szkoły artystycznej, jaką zazwyczaj każdy
ignorował,
ponieważ sztuka była przez dziesięć lat obowiązkowym przedmiotem dla każdego.
Wreszcie
wpadło jej do głowy właściwe słowo - ...dają nam świat ekspresji bogatszy od dżungli
symboli, którymi posługuje się nauka.
- Zgadzam się, chociaż to są poglądy w starym stylu, jeszcze z dwudziestego wieku -
powiedział Sorel odwracając się. - Ale to działa. Chyba podoba mi się przedstawianie całej
złożoności zagadnień za pomocą starannie dobranych, ściśle ze sobą powiązanych
argumentów. Jest w tym coś mocnego i solidnego.
- Dziś to nie jest metoda, lecz tylko jedna z metod. Zaczynało się interesująco, ale
właśnie nadeszli inni i koncentrację diabli wzięli. Cały czas w głębi duszy nurtowały ją
tajemnicze ideogramy.
Czy w ogóle są to ideogramy? Musiałaby się tym zająć. Spiker pewnie nawet nie zadałby
sobie trudu, by odpowiedzieć na jej pytania.
Alpha Centauri to dziwny system, myśli John, nawet jak na gwiazdę binarną. Albo raczej,
upomniał sam siebie, przypomina raczej potrójną.
Maleńka, błyszcząca gwiazda w pogoni za dwoma wielkimi słońcami. Nieskończony
taniec rozbłyskającej okruszyny, pląsającej w kierunku Sol. Taka jest najmniejsza gwiazda,
Proxima.
Niemniej jednak na system Centauri składają się dwie duże żółte gwiazdy. Wciąż
prozaicznie nazywane gwiazdą A i gwiazdą B, krążą wokół siebie, nie zważając na
odległą
Proximę. John Dopplers wyobraża je sobie, odświeżając dalekie wspomnienia.
Mimośród orbity A wynosi 0,52, dłuższy promień elipsy mierzy 23,2 astronomiczne
jednostki. Oznacza to, że najmniejsza odległość pomiędzy A i B to 11,2 tych jednostek.
Z kolei A to gwiazda typu G, o masie przekraczającej o 8 setnych masę Słońca, B zaś
należy
do grupy gwiazd K, z masą wynoszącą 88 procent masy Słońca. Jej czas całkowitego
obiegu
po orbicie wokół A to 80 lat. Sama liczy jakieś 4,8 lat, nieco więcej od Sol.
Planetarne „dziecko” słońca A stało się zalążkiem i przyczyną całej ekspedycji. Ta
ziemiopodobna planeta była nieco większym pyłkiem, widzialnym przez
interferometryczny
teleskop, długie ramię z lustrzanymi oczami prześwietlającymi przestrzeń pomiędzy A i
B.
Nowa Ziemia? John patrzy na jej tajemniczy majestat, ledwie wyczuwając delikatne
drżenie statku i szum pracy jego maszyn. Posuwają się wciąż w głąb newtonowskiego
gawota
światów na wielkiej sali balowej niebios o dwóch słońcach.
Nazwana Shivą, nowa stosunkowo planeta, przytulająca się blisko do A, otoczona
wodnym cirrusem, kontrastuje swą mglistą kulą z błękitnobiałą poświatą A. Jej atmosfera,
bogata w azot, zawiera też 18 procent tlenu i ślady dwutlenku węgla. Bardzo przypomina
ziemską. Shiva jest za gorąca, by oferować człowiekowi komfortowe warunki, w gruncie
rzeczy jednak wcale nie tak fatalna; żaden mieszkaniec Wenus nie założyłby tu szklarni.
Długie interferometryczne teleskopy wykazały jasno, że atmosfera tamtejsza jest
daleka od chemicznej równowagi. Teoria biologiczna utrzymuje, że to niezaprzeczalny
znak
życia. I rzeczywiście, na pierwszych sporządzonych w czasie ekspedycji mapach
wyłaniają
się dwa duże zielone, wyraźnie oddzielone, nadające się do zamieszkania pasy życia;
każdy
z nich zaczyna się około 30 stopni od linii równika.
Najwyraźniej dziwne efekty pływowe systemu Centauri pozbawiły Shivę
początkowego nachylenia biegunowego. Ich stałe oddziaływanie sprawiło, że oś Shivy
odchylona była zaledwie o jeden jedyny stopień od linii kątowego momentu orbitalnego.
W efekcie równikowy pas planety stanowił bladą, suchą przestrzeń, pustoszoną
wiecznymi
tornadami i gwałtownymi wichurami.
John zawisł nad równikiem. Duże błękitnozielone morza, lecz brak wielkiego oceanu.
Brak połączeń pomiędzy dwiema łagodnymi strefami - żadne morskie życie nie mogło
przedostać się z jednej do drugiej. Migracje lądowe, jak pokazały kalkulacje, skutecznie
blokowała wielka pustynia równikowa. John doszedł do wniosku, że ptaki mogłyby
odbyć tak
długi lot, lecz trudno zrozumieć, jaki czynnik ewolucyjny mógłby skłonić je do takiego
znoju
i tak uwarunkować. Co miałyby otrzymać w nagrodę?
Dziwny świat, prawdziwie wart dziesiątek lat powolnego mielenia przestrzeni
międzygwiezdnej w tym locie, pomyślał John, odpływając od ostrego, pełnego
szczegółów
obrazu całego dysku Centauri.
Nareszcie na miejscu! Kilka rastrów miga na granicy pola widzenia. Jednak
gwałtownie odwraca głowę. On, taki malutki pyłek, tak odległy, a jednak - jest tam!
Centauri.
- Gówno prawda! - powiedział Sorel surowo.
Milvina wciągnęła go do starego, zatęchłego korytarza.
- Chodź i wyłącz swojego Spikera. Ja swojego wyłączyłam, sam widziałeś.
- Te symbole na ścianach, kto to słyszał, żeby...
- Jest jeszcze jeden znak, tam dalej.
Podeszli wąskim, słabo oświetlonym tunelem do oddalonego zaułka z chropowatą ścianą.
- Popatrz, jeszcze jeden wzór.
- To chyba jakiś stary symbol. Co to w ogóle jest „znak”?
- Ten tutaj mówi - uważnie składała w wyobraźni litery - PRZEJŚCIA NIE MA.
Sorel uderzył niecierpliwie kciukiem w swego Spikera. Zabłysła lampka.
- To samo mówi Spiker.
- Widzisz więc!
- Byłaś tu już i twój Spiker ci powiedział.
- Przecież to ty wybrałeś korytarz, pamiętasz? To próba losowa.
- Oszukujesz.
- Nie! Naprawdę umiem to przeczytać. - Czytać! Dźwięk tego słowa przyspieszał bicie
serca.
Sorel zamilkł na chwilę. Wiedziała, że znów konsultuje się ze Spikerem. - „Czytać” to
znaczy rozwiązywać. Rozumiem. Ten znak mówi, że tędy PRZEJŚCIA NIE MA. Ale na
jakiej zasadzie?
- Popatrz, to są litery. Jest ich dwadzieścia sześć. Można je łączyć w słowa, choć
mnóstwo z tym roboty.
- Nonsens - powiedział Sorel zasadniczo. - Słowa powstają w ustach mówiącego.
- Znam inny sposób.
Potrząsnął głową. Musiała postawić go przed kolejnym znakiem i powtórzyć cały
spektakl. Skrzywił się, kiedy Spiker odpowiedział, że rzeczywiście znaki należało
odczytać
jako STREFA SPECJALNA.
- To musi być sztuczka. Twój Spiker działa i tylko oszukiwałaś, że go wyłączyłaś.- Proszę,
weź mój insert. - Położyła mu go na dłoni i popchnęła ku następnym znakom. - TER.
WYTWÓRCZE, tędy.
- Wiem, co oznacza strzałka, kiedy ją widzę, ale co z resztą? Co znaczy TER.?
Miała nadzieję, że o to nie zostanie zapytana.
- Może to oznacza miejsce.
- Na przykład sąsiedztwo?
- Możliwe. Chyba rzeczywiście. Teren, czyli strefa. Jeśli zabrakło miejsca, żeby napisać to
w całości, użyli krótszego słowa.
- A kim byli ci „oni”? Czarodziejami?
- To starożytni, jak mi się zdaje.
Zauważyła, że stara się to zrozumieć.
- Pozostawili znaki na ścianach? W jakim celu, jeśli Spiker...
- Może żyli w epoce, kiedy nie było jeszcze Spikera?
- Ale jaki z tego pożytek?
- Nie wiem. Nauczyłam się tego z tych starych papierów, które odkryłam w Sekcji
Historycznej. Nazywały się RACHUNKI, ale znalazłam tam wystarczająco wiele słów. -
Skąd wiesz, że możesz coś „przeczytać”? To znaczy robić to bez konsultacji ze Spikerem?
- Wiem. Litery łączą się w grupy. Na przykład w WYTWÓRCZE mamy „twór”, a ten
odwrócony kształt to dźwięk „w”...
- Za szybko - skrzywił się znowu; oczywiście wcale mu się to nie podobało. Był
biologiem. Ale tolerował jej zainteresowanie zakurzoną przeszłością, dobrze zresztą o tym
wiedziała. W końcu poprosił;
- Dobrze, pokaż mi to jeszcze raz. Nie dlatego, że w to wierzę, ale...
Prawda o podniesionym oceanie na Shivie wykluwała się bardzo powoli.
Odis zauważyła to pierwsza. Długie dni nurzania sensorów w powodzi danych zaczęły
przynosić efekty. Była bardzo dumna z tego, że udało jej się wyłowić takie dziwo z morza
pomiarów, dokonanych w czasie ekspedycji na pobranych próbkach. Jej małe, szybkie,
bystre
oczy przesuwały się uważnie po królestwie dwóch gwiazd.
System Centauri jest dziwny, ale nawet silne pływy nie wyjaśniają takich anomalii.
Planety powinny mieć kształt kuli albo zbliżony. Biegunowy promień Ziemi był zaledwie
o jeden procent krótszy od równikowego. Z Shivą było inaczej.
Odis odkryła źródło odchylenia kształtu tego świata. Znajdowało się daleko od
równika, dokładnie na 1694 kilometrze, w głębokim, niebieskim morzu, ochrzczonym
natychmiast Okrągłym Oceanem. Ta masa wód usadowiła się na półkuli południowej i
miała
kształt niemal idealnego koła, co przywodziło na myśl wielki krater wulkaniczny.
Powyższa hipoteza dominuje do momentu, kiedy Odis przedstawia wyniki swych
pomiarów. Nurza się w swych danych jak w cyfrowych chmurach, wdychając ich
wełniste
bogactwo. Pod nią ogromny statek Adventurer przygotowuje się do wejścia na orbitę
wokół
Shivy. Odis wdycha chmury danych, przetłumaczonych na zapachy, według których są
katalogowane. Ostre, złożone.
W pierwszej chwili nie wierzy radarowi. Skalowanie jednak działa, więc próbuje innych
metod: wolno, analitycznie, nudno. Rezultat ten sam. Okrągły Ocean znajduje się sto
kilometrów powyżej kontynentu, jakby zastygnięty nad jego powierzchnią.
Odis prezentuje swe odkrycie na codziennym Spotkaniu Nadzorczym grupy. Reakcją jest
sceptycyzm, a nawet skrywane uśmieszki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin