R778. Goodnight Linda - W tobie nadzieja - DUO.pdf

(807 KB) Pobierz
Saved by the Baby
Linda Goodnight
W tobie nadzieja
96696087.353.png 96696087.364.png 96696087.375.png 96696087.386.png 96696087.001.png 96696087.012.png 96696087.023.png 96696087.034.png 96696087.045.png 96696087.056.png 96696087.067.png 96696087.078.png 96696087.089.png 96696087.100.png 96696087.111.png 96696087.122.png 96696087.133.png 96696087.144.png 96696087.155.png 96696087.166.png 96696087.177.png 96696087.188.png 96696087.199.png 96696087.210.png 96696087.221.png 96696087.232.png 96696087.243.png 96696087.254.png 96696087.265.png 96696087.276.png 96696087.287.png 96696087.298.png 96696087.309.png 96696087.320.png 96696087.331.png 96696087.334.png 96696087.335.png 96696087.336.png 96696087.337.png 96696087.338.png 96696087.339.png 96696087.340.png 96696087.341.png 96696087.342.png 96696087.343.png 96696087.344.png 96696087.345.png 96696087.346.png 96696087.347.png 96696087.348.png 96696087.349.png 96696087.350.png 96696087.351.png 96696087.352.png 96696087.354.png 96696087.355.png 96696087.356.png 96696087.357.png 96696087.358.png 96696087.359.png 96696087.360.png 96696087.361.png 96696087.362.png 96696087.363.png 96696087.365.png 96696087.366.png 96696087.367.png 96696087.368.png 96696087.369.png 96696087.370.png 96696087.371.png 96696087.372.png 96696087.373.png 96696087.374.png 96696087.376.png 96696087.377.png 96696087.378.png 96696087.379.png 96696087.380.png 96696087.381.png 96696087.382.png 96696087.383.png 96696087.384.png 96696087.385.png 96696087.387.png 96696087.388.png 96696087.389.png 96696087.390.png 96696087.391.png 96696087.392.png 96696087.393.png 96696087.394.png 96696087.395.png 96696087.396.png 96696087.002.png 96696087.003.png 96696087.004.png 96696087.005.png 96696087.006.png 96696087.007.png 96696087.008.png 96696087.009.png 96696087.010.png 96696087.011.png 96696087.013.png 96696087.014.png 96696087.015.png 96696087.016.png 96696087.017.png 96696087.018.png 96696087.019.png 96696087.020.png 96696087.021.png 96696087.022.png 96696087.024.png 96696087.025.png 96696087.026.png 96696087.027.png 96696087.028.png 96696087.029.png 96696087.030.png 96696087.031.png 96696087.032.png 96696087.033.png 96696087.035.png 96696087.036.png 96696087.037.png 96696087.038.png 96696087.039.png 96696087.040.png 96696087.041.png 96696087.042.png 96696087.043.png 96696087.044.png 96696087.046.png 96696087.047.png 96696087.048.png 96696087.049.png 96696087.050.png 96696087.051.png 96696087.052.png 96696087.053.png 96696087.054.png 96696087.055.png 96696087.057.png 96696087.058.png 96696087.059.png 96696087.060.png 96696087.061.png 96696087.062.png 96696087.063.png 96696087.064.png 96696087.065.png 96696087.066.png 96696087.068.png 96696087.069.png 96696087.070.png 96696087.071.png 96696087.072.png 96696087.073.png 96696087.074.png 96696087.075.png 96696087.076.png 96696087.077.png 96696087.079.png 96696087.080.png 96696087.081.png 96696087.082.png 96696087.083.png 96696087.084.png 96696087.085.png 96696087.086.png 96696087.087.png 96696087.088.png 96696087.090.png 96696087.091.png 96696087.092.png 96696087.093.png 96696087.094.png 96696087.095.png 96696087.096.png 96696087.097.png 96696087.098.png 96696087.099.png 96696087.101.png 96696087.102.png 96696087.103.png 96696087.104.png 96696087.105.png 96696087.106.png 96696087.107.png 96696087.108.png 96696087.109.png 96696087.110.png 96696087.112.png 96696087.113.png 96696087.114.png 96696087.115.png 96696087.116.png 96696087.117.png 96696087.118.png 96696087.119.png 96696087.120.png 96696087.121.png 96696087.123.png 96696087.124.png 96696087.125.png 96696087.126.png 96696087.127.png 96696087.128.png 96696087.129.png 96696087.130.png 96696087.131.png 96696087.132.png 96696087.134.png 96696087.135.png 96696087.136.png 96696087.137.png 96696087.138.png 96696087.139.png 96696087.140.png 96696087.141.png 96696087.142.png 96696087.143.png 96696087.145.png 96696087.146.png 96696087.147.png 96696087.148.png 96696087.149.png 96696087.150.png 96696087.151.png 96696087.152.png 96696087.153.png 96696087.154.png 96696087.156.png 96696087.157.png 96696087.158.png 96696087.159.png 96696087.160.png 96696087.161.png 96696087.162.png 96696087.163.png 96696087.164.png 96696087.165.png 96696087.167.png 96696087.168.png 96696087.169.png 96696087.170.png 96696087.171.png 96696087.172.png 96696087.173.png 96696087.174.png 96696087.175.png 96696087.176.png 96696087.178.png 96696087.179.png 96696087.180.png 96696087.181.png 96696087.182.png 96696087.183.png 96696087.184.png 96696087.185.png 96696087.186.png 96696087.187.png 96696087.189.png 96696087.190.png 96696087.191.png 96696087.192.png 96696087.193.png 96696087.194.png 96696087.195.png 96696087.196.png 96696087.197.png 96696087.198.png 96696087.200.png 96696087.201.png 96696087.202.png 96696087.203.png 96696087.204.png 96696087.205.png 96696087.206.png 96696087.207.png 96696087.208.png 96696087.209.png 96696087.211.png 96696087.212.png 96696087.213.png 96696087.214.png 96696087.215.png 96696087.216.png 96696087.217.png 96696087.218.png 96696087.219.png 96696087.220.png 96696087.222.png 96696087.223.png 96696087.224.png 96696087.225.png 96696087.226.png 96696087.227.png 96696087.228.png 96696087.229.png 96696087.230.png 96696087.231.png 96696087.233.png 96696087.234.png 96696087.235.png 96696087.236.png 96696087.237.png 96696087.238.png 96696087.239.png 96696087.240.png 96696087.241.png 96696087.242.png 96696087.244.png 96696087.245.png 96696087.246.png 96696087.247.png 96696087.248.png 96696087.249.png 96696087.250.png 96696087.251.png 96696087.252.png 96696087.253.png 96696087.255.png 96696087.256.png 96696087.257.png 96696087.258.png 96696087.259.png 96696087.260.png 96696087.261.png 96696087.262.png 96696087.263.png 96696087.264.png 96696087.266.png 96696087.267.png 96696087.268.png 96696087.269.png 96696087.270.png 96696087.271.png 96696087.272.png 96696087.273.png 96696087.274.png 96696087.275.png 96696087.277.png 96696087.278.png 96696087.279.png 96696087.280.png 96696087.281.png 96696087.282.png 96696087.283.png 96696087.284.png 96696087.285.png 96696087.286.png 96696087.288.png 96696087.289.png 96696087.290.png 96696087.291.png 96696087.292.png 96696087.293.png 96696087.294.png 96696087.295.png 96696087.296.png 96696087.297.png 96696087.299.png 96696087.300.png 96696087.301.png 96696087.302.png 96696087.303.png 96696087.304.png 96696087.305.png 96696087.306.png 96696087.307.png 96696087.308.png 96696087.310.png 96696087.311.png 96696087.312.png 96696087.313.png 96696087.314.png 96696087.315.png 96696087.316.png 96696087.317.png 96696087.318.png 96696087.319.png 96696087.321.png 96696087.322.png 96696087.323.png 96696087.324.png 96696087.325.png 96696087.326.png 96696087.327.png 96696087.328.png 96696087.329.png 96696087.330.png 96696087.332.png 96696087.333.png
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Stawiam pięć dolarów i flaszkę piwa, że ona nie zostanie tu
dłużej niż dwa dni.
Jeet Hammond oparł łokieć na barze i uniósł filiżankę,
wskazując na przechodzącą za oknem długonogą brunetkę.
Szeryf Tate Mclntyre obojętnie popatrzył na migającą miedzy
naklejkami na szybie sylwetkę dziewczyny. Nie obchodziło go,
z kim mówi jego zastępca. W ogóle nie zamierzał wdawać
się w niepotrzebne rozmowy. Nie miał na to ani czasu, ani
ochoty.
- Nie zakładam się o piwo, Jeet - przypomniał to, o czym
wszyscy w miasteczku doskonale wiedzieli. - Nie piję,
zapomniałeś?
- Nie, skądże. Jasne. Nie pijesz i nie grasz - uśmiechnął się
Jett łobuzersko. - Ja, niestety, tak.
Tate odsunął talerzyk z resztkami ciasta. Lekki poryw wiatru
nieoczekiwanie poruszył niebieską spódniczką dziewczyny.
I wtedy na Tate'a spłynęło olśnienie. Wiedział, kim ona jest.
Ciasto zaciążyło mu w żołądku jak kamień. Nie miał pojęcia, że
wróciła.
Jeet z komicznym uniesieniem wpatrywał się w powiewającą
spódniczkę.
- Jeszcze wyżej, odrobinkę wyżej - mamrotał modlitewnym
szeptem. - Boże, w życiu nie widziałem takich nóg!
- Niech no twoja żona usłyszy - Tate przywołał go do
rozsądku. - Znowu przyjdziesz do mnie szukać noclegu.
- Masz rację, stary - westchnął Jeet. - Ale przyznaj, przyjazd
Julianny Reynolds musi poruszyć nawet kogoś tak odpornego
jak ty.
Tate drgnął i wbił wzrok w filiżankę. Był poruszony, owszem,
ale nie w takim sensie, jak przypuszczał Jeet. Gdy dziesięć lat
temu Julee wyjeżdżała, stracił nie tylko ostatnie dwadzieścia
dolarów, ale i serce. I już nigdy go nie odzyskał.
2
- Jak to się dzieje, że jest taka znana, a nigdy nie oglądaliśmy
jej zdjęć? - zapytał Jeet, wyciągając szyję.
- Jest modelką od nóg. Trudno poznać kogoś po nogach. On
zawsze potrafił ją rozpoznać. Na każdej reklamie, w telewizji,
na zdjęciach.
- Mówią, że to podobno ona występowała w zeszłym roku w
tym filmie o baletnicy.
- Słyszałem.
- Pamiętasz ten bilboard przy autostradzie? Mało nie
zjechałem do rowu, gdy pierwszy raz go zobaczyłem. Dam
głowę, że to była ona.
Tak, to była Julee, z całą pewnością. Sam wtedy ustawił się w
tym miejscu do kontroli drogowej. Przez pół nocy wypisywał
mandaty i wpatrywał się w nogi na reklamie. Wspomnienia nie
dawały mu spokoju.
Pociągnął spory łyk kawy. Słodki napój łagodził gorycz
wspomnień. Jedyna kobieta, którą kochał. Bez wahania oddałby
za nią życie. Nie był jej wart. Wiedział to i wtedy, i teraz.
Zasługiwała na coś więcej, niż mógł jej ofiarować łobuziak z
biednej dzielnicy. Odstawił filiżankę.
Wstając, rzucił na stolik kilka monet.
- Idziemy, pora brać się do roboty.
Jeet zsunął się z krzesła i ruszył za szefem.
- Ciekawe, po co ona tu przyjechała. Dokładnie to samo
pytanie zadawał sobie Tate.
Miała do wykonania misję.
Poruszając się z wdziękiem, szła główną ulicą miasteczka, a
każdy krok przybliżał ją do człowieka, od którego zależało jej
dalsze życie. Lęk stawał się coraz silniejszy. Jak potoczy się ich
rozmowa? Ten mężczyzna jest teraz poważnym i szanowanym
człowiekiem. Ma rodzinę. Do tej pory nawet przez myśl jej nie
przeszło, by wtrącać się w jego życie. Jednak zdarzają się
wyjątkowe okoliczności. Czasami nie pozostaje nic innego, jak
sięgnięcie do środków ostatecznych. Musi nakłonić go do
3
współpracy. Nie ma innego wyjścia. Tyle tylko, że nie wyjawi
mu prawdziwych powodów. Przynajmniej to może dla niego
zrobić.
Duży zegar na domu pogrzebowym Evansa pokazywał kilka
minut po dwunastej. Wzdrygnęła się na to mimowolne
przypomnienie upływającego czasu i unoszącego się nad nią
widma śmierci. Każda mijająca chwila przybliżała ten
nieuchronny moment, gdy na wszystko będzie za późno. To, że
śmierć jeszcze nie zaatakowała, zawdzięczała tylko łaskawości
Boga i postępowi w medycynie.
Poczuła słodki zapach białych tulipanów zdobiących donice
przy wejściu do budynku sądu. Nie zatrzymując się, by na nie
popatrzeć, Julianna pchnęła masywne drzwi i weszła do środka.
Przywitał ją chłodny półmrok. Trudno, musi to zrobić.
Megan, jej jedyne dziecko, umiera. Jej życie może ocalić tylko
przeszczep szpiku. Tygodnie rozpaczliwych poszukiwań dawcy
nie dały żadnego rezultatu. Pozostało tylko jedno rozwiązanie. I
choć przysięgła sobie, że nigdy tego nie zrobi, przyjechała do
Blackwood odszukać ojca Megan. Musi spotkać się z Ta-te'em
Mclntyre'em.
W sekretariacie nikogo nie było. Podeszła do drzwi z napisem
,,Szeryf Hrabstwa Seminole". Zawahała się. Czuła suchość w
gardle. A jeśli Tate odmówi? Jeśli ostatnia szansa na ocalenie
Megan przepadnie? Nabrała powietrza i nacisnęła klamkę.
Drzwi były zamknięte. Julianna zgarbiła się i oparła czoło o
chłodną mosiężną tabliczkę. Nawet nie mogła płakać. Już
dawno wypłakała wszystkie łzy.
- Szuka pani kogoś?
Wyprostowała się gwałtownie i odwróciła w kierunku głosu.
Tuż przed nią stał Tate Mclntyre. Nieco starszy, bardziej
masywny i jeszcze przystojniejszy niż kiedyś.
Serce zabiło jej mocniej. Obawiała się tego spotkania. Nerwy
miała napięte do ostateczności.
4
Trzeba przyznać, że Tate robił wrażenie. Wysoki,
muskularny. Mundur dodatkowo podkreślał wszystkie jego
walory. Nie bez powodu był pewnym kandydatem do najlepszej
drużyny piłkarskiej. Smagła cera, zielone oczy, krótko podcięte
ciemnobrązowe włosy. Lekko wystające kości policzkowe
zdradzały płynącą w jego żyłach indiańską krew. Atrakcyjny
chłopak stał się wyjątkowo przystojnym mężczyzną.
Mężczyzną, który wybrał inną.
Gdzieś w oddali rozległ się dźwięk policyjnego radia. Tate
nastawił uszu. Słuchał, nie odrywając oczu od Julianny.
Nieraz myślała o nim przez te wszystkie lata, jednak
wrażenie, jakie na niej zrobił, zaskoczyło ją. Krew pulsowała jej
w skroniach. Uczucia, o których dawno zapomniała, nagle
odżyły. Kiedyś kochała go szaleńczą, młodzieńczą miłością.
Pośpiesznie odepchnęła wspomnienia. To było dawno. To już
przeszłość, do której nie ma powrotu. Przyjechała tu tylko z
powodu Megan. Tylko i wyłącznie.
Wpatrywał się w nią w milczeniu. Była wiotka i szczupła jak
niegdyś. Mocno zaciskała palce na klamce. Nie dość, że wróciła,
to stała przed jego gabinetem.
Zaczerpnął powietrza. Zawsze była dla niego pięknością.
Teraz nabrała jeszcze szlifu. Nie chciał tego zauważać, nie
chciał niczego odczuwać, ale to było od niego silniejsze.
- Cześć, Tate.
Wyciągnęła rękę. Ledwie jej dotknął, przeszył go dreszcz. To
była ciepła, miękka dłoń Julee, dziewczyny, którą kochał i która
go zawiodła.
Przez lata zabraniał sobie myśleć o niej. Tak jak o ojcu. To
były zamknięte sprawy. Może dlatego teraz zareagował tak
gwałtownie. Wszystkie spychane w niebyt uczucia odżyły z
dawną siłą, choć wydawało mu się, że już się z nimi uporał, że
rany się zabliźniły. Jednak obraz Julee wsiadającej do autobusu
nadal go prześladował.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin