Gray Claudia - Wieczna noc 02 - Mowa gwiazd.doc

(1138 KB) Pobierz
Claudia Gray

Claudia Gray

MOWA GWIAZD

PROLOG

Szron pokrył mury.

Zafascynowana patrzyłam na mroźną koronkę pnącą się po kamiennej ścianie archiwum w północnej wieży. Biała powłoka wznosiła się znad podłogi, pokrywała mur i sufit iskrzącymi się kryształkami. W powietrzu wisiało kilka małych srebrzystych płatków śniegu.

Szron wyglądał delikatnie i eterycznie - i zupełnie nienaturalnie. Chłód przenikał mnie do szpiku kości. Gdybym tylko nie była tu sama... Gdyby ktoś był ze mną i to zobaczył, może jakoś uwierzyłabym własnym oczom. Może bym uwierzyła, że jestem bezpieczna.

Lód zatrzeszczał tak głośno, że aż podskoczyłam. Mój oddech stał się krótki i urywany, gdy szeroko otwartymi oczami patrzyłam, jak szron pokrywa szybę, zasłaniając widok nocnego nieba. Przez oszronione okno nie wpadał już blask księżyca, ale mimo wszystko wciąż widziałam; archiwum miało teraz własne światło. Tymczasem zamarznięte Unie wiły się na szybie, tworząc nieprzypadkowy, niesamowity, a jednak rozpoznawalny kształt.

Twarz.

Człowiek ze szronu patrzył na mnie. Jego ciemne, gniewne oczy były tak wyraziste, jakby naprawdę się we mnie wpatrywały. Nigdy żaden obraz nie wydawał mi się tak pełen życia. I nagle poczułam lodowate ukłucie w sercu, bo zrozumiałam, że on naprawdę na mnie patrzy.

Kiedyś nie wierzyłam w duchy...

ROZDZIAŁ 1

O północy rozpętała się burza.

Ciemne chmury zasnuły niebo, przesłaniając gwiazdy. Zimny, przenikliwy wiatr rozwiewał moje rude włosy. Założyłam kaptur i schowałam torbę pod czarny płaszcz przeciwdeszczowy.

Mimo burzy w Akademii Wiecznej Nocy nie było jeszcze całkiem ciemno. A musiało być absolutnie ciemno. Nauczyciele widzieli w nocy i słyszeli mimo wycia wiatru. Wszystkie wampiry to potrafią.

Oczywiście nauczyciele nie byli tu jedynymi wampirami. Za kilka dni zacznie się szkoła i przyjadą uczniowie - większość z nich jest równie wiekowa, potężna i nieumarła, jak nauczyciele.

Ja nie byłam ani wiekowa, ani potężna, a przy tym jeszcze bardzo żywa. Ale w pewnym sensie byłam wampirem - urodzona z dwóch wampirów, pewnego dnia miałam stać się jedną z nich i nabrać ochoty na krew. Już wcześniej wymykałam się nauczycielom, licząc na swoje moce i fart. Ale dzisiaj czekałam, aż zrobi się ciemno. Chciałam mieć jak najlepszą osłonę.

Chyba byłam trochę zdenerwowana przed swoim pierwszym włamaniem.

Słowo włamanie brzmi pospolicie, jakbym chciała dostać się do wozowni panny Bethany, żeby ukraść jej pieniądze, biżuterię czy coś takiego. Ale ja miałam o wiele ważniejsze powody.

Niebo pociemniało jeszcze bardziej i spadły pierwsze krople deszczu. Biegłam przez dziedziniec, zerkając od czasu do czasu na kamienne wieże szkoły. Gdy brnęłam, ślizgając się na mokrej trawie, w stronę wozowni z miedzianym dachem, nagle się zawahałam. Poważnie? Naprawdę chcesz się włamać do jej domu? Mogłabyś w ogóle się gdzieś włamać? Nigdy nawet nie ściągałaś muzyki, za którą nie zapłaciłaś. Wydało mi się to trochę surrealistyczne: sięgnąć do torby i wyjąć zalaminowaną kartę z biblioteki, żeby jej użyć do czegoś innego niż wypożyczanie książek. Ale już zdecydowałam. Zrobię to. Panna Bethany opuszczała szkołę może ze trzy razy w roku, a więc dzisiaj mam szansę. Wsunęłam kartę pomiędzy drzwi a futrynę i spróbowałam podważyć zamek.

Kilka minut później zziębniętymi, mokrymi i zdrętwiałymi rękoma wciąż bezskutecznie manipulowałam kartą. W telewizji to zawsze wydaje się takie łatwe. Prawdziwy włamywacz pewnie poradziłby sobie w kilka sekund. Do mnie jednak z każdą sekundą wyraźniej docierało, że nie jestem prawdziwym włamywaczem.

Zrezygnowałam z planu A i poszukałam innego. Na początku okna nie wydawały się bardziej obiecujące niż drzwi. Jasne, mogłabym rozbić szybę i szybko je otworzyć, ale przecież zgodnie z planem miałam nie dać się złapać.

Kiedy weszłam za róg budynku, zaskoczyło mnie, że panna Bethany zostawiła jedno okno otwarte. Ledwie uchylone, ale to mi wystarczyło.

Otworzyłam powoli okno i zobaczyłam na parapecie rząd afrykańskich fiołków w małych glinianych doniczkach. Panna Bethany postawiła je tutaj, by miały świeże powietrze i może odrobinę deszczu. Myśl, że panna Bethany troszczy się o coś żywego, wydała mi się dziwna. Ostrożnie przesunęłam doniczki, żeby dostać się na parapet.

Włażenie przez otwarte okno? To też dużo trudniejsze niż w telewizji.

Okno panny Bethany było wysoko nad ziemią, więc musiałam do niego podskoczyć. Sapiąc, zaczęłam się przeciskać. Z trudem udało mi się nie spaść na podłogę. Chciałam wylądować na nogach, ale przecież wetknęłam najpierw głowę i nie mogłam się już obrócić. Ubłoconym butem walnęłam w szybę i wstrzymałam oddech z przerażenia, ale szkło nie pękło. W końcu jakoś się przecisnęłam i zeskoczyłam na podłogę.

- W porządku - szepnęłam, leżąc na ozdobionym frędzlami dywanie, z nogami wyżej niż głowa, opartymi o parapet i ociekającymi wodą. - Łatwiejsza część za mną.

Dom panny Bethany przypominał ją, robił podobne wrażenie, nawet pachniał jak ona - mocną, ostrą lawendą. Zauważyłam, że jestem w sypialni, i jeszcze bardziej poczułam się jak intruz. Wiedziałam, że panna Bethany pojechała do Bostonu na spotkanie z przyszłymi uczniami, ale i tak czułam się, jakby w każdej chwili mogła mnie przyłapać. Ta myśl mnie przerażała. Zaczynałam się zamykać, wycofywać w głąb siebie, jak zawsze, kiedy się boję. Potem jednak pomyślałam o Lucasie - chłopaku, którego kochałam... i straciłam.

Lucas nie chciałby, żebym się bała. Chciałby, żebym była silna. Wspomnienie o nim dodało mi odwagi; wzięłam się w garść i zabrałam się do roboty.

Po kolei: zdjęłam ubłocone buty, żeby nie zostawiać śladów. Powiesiłam na klamce płaszcz przeciwdeszczowy, bo nie chciałam zachlapać wszystkiego wodą. Poszłam do łazienki po chusteczki i wytarłam plamy, które zdążyłam zrobić. Oczyściłam też moje buty. Włożyłam chusteczki do kieszeni płaszcza, by je potem wyrzucić. Jeśli jest na świecie ktoś, kto byłby gotów przetrząsać własne śmieci w poszukiwaniu śladów intruza, to właśnie panna Bethany.

Zaskoczyło mnie, że postanowiła zamieszkać właśnie tutaj. Akademia Wiecznej Nocy była wielka, okazała - z tymi wszystkimi kamiennymi wieżami i gargulcami - bardzo w jej stylu. Wozownia to właściwie wiejski domek. Ale z drugiej strony tutaj miała spokój i mogła być sama. Pewnie na tym pannie Bethany zależało najbardziej.

Uznałam, że poszukiwania najlepiej zacząć od biurka w rogu. Usiadłam na krześle o twardym oparciu, odsunęłam dziewiętnastowieczny portret jakiegoś mężczyzny w srebrnej ramce i zaczęłam przeglądać papiery.

Szanowny Panie Reed, z wielkim zainteresowaniem przeczytaliśmy podanie Pańskiego syna Mitcha. Chociaż jest on niewątpliwie wybitnym uczniem i wspaniałym młodym człowiekiem, z żalem informujemy...

Jakiś śmiertelnik, który chciał się tu dostać, a panna Bethany go odrzuciła. Dlaczego niektórych ludzi przyjmowała do Akademii Wiecznej Nocy, a innych nie? Dlaczego w ogóle wpuściła ludzi do jednej z nielicznych ocalałych twierdz wampirów?

Szanowni Państwo Nicholsowie, z wielkim zainteresowaniem przeczytaliśmy podanie Państwa córki Clementine. Niewątpliwie jest ona wybitną uczennicą i wspaniałą młodą damą, toteż z przyjemnością...

Czym się różnił Mitch od Clementine? Na szczęście panna Bethany trzymała wszystkie dokumenty w idealnym porządku. Bez trudu odszukałam ich podania, ale nie znalazłam żadnych wskazówek. Oboje mogli się pochwalić niesamowicie wysoką średnią i mnóstwem dodatkowych osiągnięć. Czytając ich podania, poczułam się jak największy na świecie leń. Na zdjęciach wyglądali całkiem normalnie - ani śliczni, ani brzydcy, nie za grubi i nie za chudzi; po prostu zwyczajni. Oboje pochodzili z Virginii - Mitch mieszkał w apartamentowcu w Arlington, Clementine w starym domu na wsi - ale wiedziałam, że musieli być nieprzyzwoicie bogaci, skoro myśleli o tej szkole.

Chyba Mitch i Clementine różnili się tylko tym, że Mitch miał szczęście. Rodzice wyślą go do szkoły z internatem na Wschodnim Wybrzeżu. Będzie się mógł zadawać z innymi superbogatymi dzieciakami, grać w lacrosse, pływać na jachcie, czy co tam zwykle robi się w takich miejscach. Clementine tymczasem będzie żyła wśród wampirów. Nawet jeśli nigdy się o tym nie dowie, poczuje, że coś tutaj jest nie tak. Nigdy nie będzie się czuła bezpieczna. Nawet ja nie czułam się bezpieczna w Wiecznej Nocy, choć miałam stać się wampirem - pewnego dnia.

Błyskawica rozjaśniła okna, chwilę później zagrzmiało. Niedługo burza rozpęta się na dobre; pora wracać. Kompletnie rozczarowana poskładałam listy i odłożyłam je na miejsce. Tak bardzo liczyłam, że dzisiejszej nocy znajdę odpowiedzi na swoje pytania, a nie dowiedziałam się niczego.

Nieprawda, pocieszyłam się, gdy zakładając płaszcz przeciwdeszczowy, zerknęłam na doniczki z kwiatami. Dowiedziałaś się, że panna Bethany lubi afrykańskie fiołki. To może naprawdę się przydać.

Ustawiłam doniczki na parapecie, tak jak wcześniej, i wyszłam frontowymi drzwiami, które na szczęście zamykały się automatycznie. To było w stylu panny Bethany - nie zostawiać przypadkowi nawet takiego drobiazgu.

Deszcz boleśnie zacinał w moje policzki, kiedy biegłam z powrotem do Akademii. Kilka okien w mieszkaniach nauczycieli wciąż złociście połyskiwało, ale było ju...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin