Erich von Däniken - Oczy Sfinksa [pl].pdf

(1105 KB) Pobierz
Oczy Sfinksa
E RICH VON D ÄNIKEN
O CZY S FINKSA
Tajemnice piramid
Cmentarze zwierzęce i puste grobowce
O, Egipcie, Egipcie!
Z twojej wiedzy pozostaną tylko bajki,
które przyszłym pokoleniom
wydawać się będą
nie do wiary.
Lucjusz Apulejusz (II w. prz. Chr.)
"Welcome to Egypt!" - wybujały młodzian z czarnym wąsikiem zastąpił mi drogę i wyciągnął
w moją stronę dłoń. Nieco zaskoczony uścisnąłem ją myśląc sobie, że to pewnie najnowsza
forma witania turystów. Zaczęły się zwykłe pytania, skąd to przyjechałem i co zamierzam
oglądać w Egipcie. Uprzejmie acz z dużym trudem pozbyłem się natrętnego młodzieńca. Nie
na długo. Ledwie wydostałem się z budynku kairskiego dworca lotniczego, drogę zastąpił mi
kolejny: "Welcome to Egypt!". Walizki, ponowny uścisk dłoni - czy sobie życzę, czy nie.
W ciągu następnych dni to dokuczliwe traktowanie powtórzyło się nieskończoną ilość razy.
"Welcome to Egypt!" rozbrzmiewało przed Muzeum Egipskim w Kairze, "Welcome to
Egypt" wykrzykiwał radośnie sprzedawca papirusów, "Welcome to Egypt" pozdrawiał mnie
mały pucybut na rogu ulicy. taksówkarz, portier w hotelu, sprzedawca pamiątek.
Ponieważ za każdym razem pytano mnie z jakiego przybywam kraju i mierziło mnie już
odpowiadanie wciąż na to samo pytanie, więc u stóp piramidy schodkowej w Sakkara
dwieście czterdziestemu ściskającemu moją dłoń odpowiedziałem z poważną miną: "Jestem z
Marsa." Nie okazując najmniejszego zdziwienia moją odpowiedzią człowiek ten natychmiast
ujął obie moje dłonie i na cały głos powtórzył: "Welcome to Egypt!"
Do tego już w Egipcie doszło, że nikogo nie dziwią nawet turyści z Marsa.
W ciągu pięćdziesięciu czterech lat życia wielokrotnie bywałem w kraju nad Nilem. Zmienił
się obraz ulicy, środki komunakacji, zatrute spalinami powietrze, nowe okazałe gmachy hoteli
- pozostała aura tajemniczości okrywająch ten kraj, napawająca głębokim szacunkiem
fascynacja, jaką od tysięcy lat budzi Egipt:
W roku 1954 jako niespełna dziewiętnastoletni młodzian po raz pierwszy opuściłem się do
leżących pod piaskiem pustyni korytarzy w Sakkara. Przede mną posuwali się: mój egipski
przyjacieł ze studiów oraz dwóch strażników. Każdy z naszej czteroosabowej ekipy niósł
palącą się świeczkę, poniewaź wówczas, przed trzydziestoma pięcioma laty nie było w
zatęchłych lochach elektrycznego oświetlenia, tunele nie były jeszcze udostępniane
1
zwiedzającym. Zupełnie jakby to było wczoraj, pamiętam moment, kiedy jeden ze strażników
oświetlił płomykiem swojej świeczki masywny sarkofag wysokości człowieka. Chybotliwy
blask płomyków ślizgał się po granitowym bloku.
- Co jest w środku? - spytałem zacinając się.
- Święte byki, młody człowieku, zmumifikowane byki!
Kilka kroków dalej kolejna szeroka nisza w pomieszezeniu i znowu sarkofag byka. Po
przeciwnej stronie w zalatującym stęchlizną grobowcu to samo. Jak daleko sięgał blask
świecy, wszędzie gigantyczne sarkofagi-monstra. Gruba warstwa pyłu tłumila nasze kroki
niby miękki dywan. Nowe korytarze, nowe nisze, nowe sarkofagi. Czułem się nieswojo,
drobny pył drażnił krtań, najmniejszy powiew nie odświeżał dusznego, zastałego powietrza.
Wszystkie grobowce byków były otwarte, ciężkie granitowe przykrywy spoczywały lekko
odsunięte na sarkofagach. Chciałem zobaczyć taką mumię byka, poprosiłem więc obydwu
strażników i mojego przyjaciela, żeby mi pomogli. Po ich ramionach wspiąłem się w górę,
ległem na brzuchu na górnej krawędzi sarkofagu i poświeciłem w dół. Wnętrze było
czyściusieńkie... i puste! Próbowałem przy czterech dalszyeh sarkofagach, za każdym razem z
tym samym wynikiem. Gdzie się podziały mumie byków? Czyżby ciężkie ciała zwierząt
zostały wydobyte? Może boskie mumie znajdują się w muzeum? Albo może - zrodziło się we
mnie niejasne podejrzenie - sarkofagi te nigdy nie zawierały mumii byków?
Teraz, trzydzieści cztery lata później, ponownie znalazłem się w podziemnych lochach.
Zainstalowano w nich elektryczne oświetlenie, dwoma biegnącymi równolegle korytarzami
przeprowadza się grupy turystów. W stłoczonych grupkach rozlegają się achy i ochy, widać
zdumione twarze, słychać mentorski ton przewodnika, który wyjaśnia, że w każdym z tych
monstrualnych sarkofagów spoczywała niegdyś mumia boskiego byka Apisa.
Nie zamierzam prostować słów przewodnika, choć dzisiaj już wiem na pewno: W potężnych
granitowych sarkofagach nigdy nie znaleziono ani jednej mumii byka!
Zaczęło się od Auguste Mariette'a
Paryż roku 1850. W Luwrze, w charakterze asystenta pracuje dwudziestoośmioletni Auguste
Mariette. Drobny, ruchliwy człowieczek, który potrafił kląć jak dorożkarz, przyswoił sobie w
ciągu ostatnich siedmiu lat obszerną wiedzę na temat Egiptu. Mówił płynnie po angielsku,
francusku i arabsku, umiał odczytywać hieroglify i z nieprzytomnym zapałem pracował nad
przekładami staroegipskich tekstów. Do uszu Francuzów doszły wieści, że ich najwięksi
rywale na polu archeolagii, Brytyjczycy, skupują w Egipcie stare papirusy. "Le Grande
Nation" nie mogła się temu przyglądać bezczynnie. Paryska Akademia Nauk postanawia
2
wysłać do Egiptu Auguste Mariette'a. Zaopatrzony w sześć tysięcy franków miał sprzątnąć
Anglikom sprzed nosa najlepsze papirusy.
Drugiego października 1850 roku Auguste Mariette przybył do Kairu. Zaraz pierwszego dnia
odwiedził starszyznę koptyjską, ponieważ miał nadzieję dotrzeć do staroegipskich papirusów
przez koptyjskie klasztory. Przechadzając się po kairskich sklepach ze starociami zwrócił
uwagę na to, że w każdym sklepie właściciel oferuje na sprzedaż autentyczne sfnksy, przy
czym wszystkie bez wyjątku pochodziły z Sakkara. Mariette zaczął intensywnie myśleć.
Kiedy 17 października koptyjscy patriarchowie oświadezyli, że dla podjęcia decyzji, co do
jego chęci nabycia starych papirusów potrzeba czasu, Mariette rozczarowany wspiął się na
cytadelę i zatopiony w myślach usiadł na jednym ze stopni.
Przed nim rozciągał się Kair okryty wieczornym oparem. "Ze snującego się w dole morza
mgły wystawało trzysta minaretów wyglądających zupełnie jak maszty zatopionej floty",
napisał Mariette. "Po zachodniej stronie, skąpane w złocistym blasku chylącego się nad
horyzontem słońca sterczały w niebo piramidy. Widok był porywający. Owładnął mną
całkowicie i z niemal bolesną mocą poraził swoim urokiem [...] Spełniło się marzenie mojego
życia. Oto tam, niemal na wyciągnięcie ręki, rozciągał się cały świat grobów, stel, inskrypcji,
posągów. Czegóż mi jeszcze więcej trzeba? Następnego dnia wynająłem muły na bagaże, dwa
osły dla siebie. Kupiłem namiot, kilka skrzyń najpotrzebniejszych rzeczy, jakie przydać się
mogą w podróży przez pustynię i 20 października 1850 roku rozbiłem namiot u stóp Wielkiej
Piramidy." [1]
Po siedmiu dniach niespokojny Mariette miał już dość zamieszania panującego pod
piramidami. Ze swojią niewielką karawaną odjechał o pół dnia drogi na południe i rozbił obóz
w Sakkara pomiędzy poniewierającymi się wszędzie naokoło resztkami murów i
przewróconych kolumn. Obecny znak rozpoznawczy Sakkara, czyli schodkowa piramida
faraona Dżosera (2630-2611 prz.Chr.) tkwiła jeszcze nie odnaleziona pod ziemią.
Próżniactwo nie było specjalnością Auguste Mariette'a. Grzebał w różnvch miejscach całej
okolicy i natrafił na wystającą z piasku głowę sfnksa. Natychmiast przypomniał sobie
pochodzące również z Sakkara posążki sprzedawane w sklepach ze starociami. Kilka metrów
dalej potknąl się o rozbitą kamienną tabiicę, na której udało mu się odcyfrować słowo "Apis".
W tym momencie dwudziestoośmioletni przybysz z Paryża natężył uwagę. Również inni
przybysze PRZED Auguste Mariette'em widzieli głowę sfinksa i tablicę. lecz żaden nie
dostrzegł między nimi związku. Mariette natychmiast przypomniał sobie starożytnych
pisarzy: Herodota, Diodora Sycylijskiego i Strabona, którzy donosili o tajemniczym kulcie
3
Apisa w okresie Starego Państwa. W pierwszym rozdziale swojego dzieła 'Geografia' Strabon
(ok. 68 prz. Chr. - 26 po Chr.) pisze:
"Blisko jest też Memtis, siedziba egipskich królów, ponieważ od
Delty dzieli je trzy schojny (16,648 km). Ze świątyń ma przede
wszystkim świątynię Apisa, który jest tożsamy z Ozyrysem. Tutaj, jak
już powiedziałem, uważany za boga byk Apis [...] trzymany jest
w świątynnej hali. Jest tam też świątynia boga Serapisa, która leży na
miejscu tak bardzo piaszczystym, że wydmy nanoszone przez wiatry
skrywają wiele sfinksów aż po głowę, inne zaś do połowy ciała." [2] A więc mowa była o
przysypanych sfinksach, o Memfis, o byku Apisie i świątyni Serapisa. Mariette stał we
właściwym miejscu! U Diodora Sycylijskiego, żyjącego w I w. prz.Chr. autora
czterdziestotomowego dzieła historycznego Biblioteka czytał:
"Do tego, co zostało już powiedziane, należałoby jeszcze dodać, co się
tyczy świętego byka, którego zwą Apisem. Gdy tenże zakończy żywot
i zostanie z przepychem pogrzebany..." [3]
Z przepychem pogrzebany? Dotychczas nikt nie odnalazł w Egipcie grobów byka. Auguste
Mariette zapomniał o zadaniu, jakie powierzyli mu jego francuscy koledzy, zapomniał o
koptyjskiej starszyźnie, zapomniał o kopiach, jakie miał sporządzać z papirusów. Ogarnęła go
gorączka łowów. Bez namysłu zaangażował trzydziestu robotników z łopatami i polecił im
rozkopać niewielkie wydmy widoczne co parę metrów na pustyni. Odkopywał sfinksa za
sfinksem, co sześć metrów nowy posąg, tak że wkrótce światło dzienne ujrzała cała aleja
składająca się ze 134 sfnksów. Stary Strabon miał jednak rację!
W ruinach małej świątyni Mariette znalazł kilka kamiennych tablic pokrytych rysunkami i
inskrypcjami. Przedstawiały faraona Nektanebo II (360 - 342 prz.Chr.), który poświęcił tę
świątynię bogowi Apisowi. Teraz Mariette był już pewien: gdzieś tu w pobliżu muszą być "z
przepychem pogrzebane" [Diodor] byki Apisy.
Następne tygodnie upłynęły na gorączkowych poszukiwaniach. Odkrycie goniło odkrycie.
Mariette wykopywał z piasku posągi sokołów, bóstw i panter. W czymś w rodzaju kaplicy
odsłonił rzeźbę Apisa z wapienia. Rzeźba wywołała zdumiewające reakcje u kobiet z
pobliskich wiosek. W czasie południowej przerwy w pracach Mariette przyłapał piętnaście
dziewcząt i kobiet, które jedna po drugiej wdrapywały się na byka. Będąc już na jego
grzbiecie zaczynały wykonywać rytmiczne ruchy brzuchem i udami. Zdumionemu
Mariette'owi wyjaśniano, że te ćwiczenia gimnastyczne mają być doskonałym środkiem
leczącym bezpłodność.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin