Julie Miller - Bardzo dobry człowiek.pdf

(895 KB) Pobierz
Miller Julie - Bardzo dobry człowiek
JULIE MILLER
Bardzo dobry człowiek
Tytuł oryginału: One Good Man
48434889.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Co za dzień!
Mitch nacisnął dzwonek i czekał. Wcale nie miał ochoty
na tę wizytę, ale kiedy człowiek, od którego zaleŜał jego
awans, zadzwonił i poprosił o osobistą przysługę, nie mógł mu
odmówić.
Sprawdzenie, czy w jakimś domu wszystko jest w
porządku, było sprawą tak rutynową, Ŝe w innym przypadku
skierowałby tam po prostu umundurowany patrol. A
właściwie zleciłby asystentce, Ŝeby to ona wysłała tam patrol.
Zaproponował nawet, Ŝe zamiast niego mogliby tam zajrzeć
dwaj jego najlepsi detektywi, ale komisarzowi Reedowi
bardzo zaleŜało na zachowaniu dyskrecji.
Mitch schował do kieszeni elektroniczną kartę, którą
otrzymał od komisarza. Dzięki niej dostał się na teren
posiadłości. Zastanawiał się, po co właściwie kazano mu tu
przyjść. Szef był bardzo tajemniczy i dostarczył mu tylko
kilku absolutnie niezbędnych informacji.
- To posiadłość przyjaciółki mojej rodziny - powiedział. -
Po prostu chcę mieć pewność, Ŝe nic złego się tam nie
wydarzyło.
Nic złego? Na przykład co? Włamanie? Jakiś akt
wandalizmu? Lunatykujący krewny, biegający na golasa i
robiący wstyd rodzinie?
Po co ta cała dyskrecja?
Szczerze mówiąc, Mitch nie miał nic przeciwko takiej
przysłudze. Brakowało mu bezpośrednich kontaktów z
ludźmi, którzy naprawdę potrzebują pomocy policji. Zamiast
tego spędzał większość czasu na rozmowach z dziennikarzami
i kierowaniu administracją IV Dzielnicy Kansas City.
Nigdy jednak nie miał do czynienia z takimi domami. Ani
z ich właścicielami.
48434889.003.png
Komisarz najwyraźniej nie do końca zdawał sobie sprawy,
o co go prosi.
Mitch odsunął mankiet czarnej, skórzanej rękawiczki i
spojrzał na zegarek. Osiemnasta. Chyba nikt nie kładzie się
tak wcześnie. MoŜe takie szare, listopadowe popołudnie
mieszkańcy tej przypominającej gotycką fortecę rezydencji
wolą spędzać w domu, popijając przy kominku wyborowy
koniak.
Znów nacisnął dzwonek. Tym razem dzwonił duŜo dłuŜej,
niŜ wypadało. Mogliby chociaŜ kazać słuŜbie otworzyć,
pomyślał, czując, jak coraz bardziej marzną mu uszy.
- Chyba szukam wiatru w polu - mruknął pod nosem. Za
chwilę wróci do swego dŜipa, zadzwoni na prywatny numer
Reeda i poinformuje go, Ŝe nikogo w tej fortecy nie zastał.
Podejrzewał, Ŝe szef po prostu wystawia na próbę jego
lojalność. PrzecieŜ w styczniu mianować ma swojego nowego
zastępcę.
No cóŜ, Mitch Taylor nie umiał grać. Jeśli dostanie to
stanowisko, bo ma najwyŜsze kwalifikacje, to istotnie,
zasłuŜył na nie. Ale jeśli wybór ma mieć coś wspólnego z
polityką, to nie ma szans.
Trzaski w ukrytym gdzieś interkomie przerwały te
niewesołe rozmyślania.
- Tak?
Mitch dopiero teraz dostrzegł głośnik i kamerę ukryte za
framugą dębowych drzwi. Cofnął się o krok i wyjął z kieszeni
identyfikator. Trzymając go przy twarzy, spojrzał w stronę
kamery.
- Kapitan Mitch Taylor z komendy policji Kansas City.
Chciałbym, jeśli to moŜliwe, zadać pani kilka pytań i
sprawdzić teren. Mieliśmy anonimowy telefon, Ŝe coś tu jest
nie w porządku.
48434889.004.png
Zgodnie z instrukcją nie wymienił nazwiska komisarza.
Udawał, Ŝe to tylko rutynowe czynności policji. Był pewien,
Ŝe identyfikator i pewny siebie głos przekonają kobietę, Ŝe to
standardowa procedura. Schował legitymację do kieszeni i
czekał, aŜ go wpuści.
- Nic się u nas nie dzieje - odpowiedziała kobieta. Zbyt
szybko, Ŝeby jej uwierzył.
O, cholera, jeśli Reed wysłał go do napadu bez Ŝadnego
wsparcia...
Sięgnął pod kurtkę i odpiął kaburę pistoletu. Starał się
nadać swemu głosowi spokojne brzmienie.
- Gdyby zechciała pani podejść do drzwi... Chciałbym z
panią porozmawiać.
Zanim interkom zamilkł, usłyszał jakieś gorączkowe
szmery i szuranie, co tylko potwierdziło jego wcześniejsze
obawy. Na pewno nie wszystko było tu w porządku. Nie
spuszczając oczu z klamki, poprawił krawat. Nagle, poprzez
dwie pary drzwi, usłyszał wyraźny głuchy odgłos czegoś
duŜego upadającego na podłogę i zaraz po nim stłumiony jęk.
Ręka znieruchomiała mu na węźle krawata.
- Proszę pani?! - zawołał. - Proszę pani, nic się pani nie
stało?!
Odpowiedziała mu tylko głucha cisza. Instynkt
doświadczonego policjanta mówił mu, Ŝe coś jest bardzo,
bardzo nie w porządku.
Szybkim ruchem wyciągnął pistolet z kabury.
- Proszę pani?! Cisza.
A niech to diabli. PrzecieŜ to miała być zwyczajna,
rutynowa kontrola. Przedstawiam się, przepraszam, Ŝe
przeszkadzam, i dobranoc. Akurat! Jeszcze tej nocy zadzwoni
do komisarza i spyta, o co dokładnie chodziło.
Najpierw jednak musi zająć się tą kobietą.
- Wchodzę - ostrzegł.
48434889.005.png
Rękojeścią pistoletu stłukł grubą szybę pierwszych drzwi.
WłoŜył rękę i otworzył je od środka. Drugie drzwi, drewniane,
teŜ zamknięte były na klucz. Mitch cofnął się, odbezpieczył
broń i wystrzelił dwa naboje w zamek.
Drewno rozprysło się na wszystkie strony i drzwi zawisły
na zawiasach. Mitch naparł na nie ramieniem i wpadł do
środka.
W tej samej chwili w całym domu rozbłysły pulsujące
światła i rozdzwonił się głośny alarm.
Z głębi domu usłyszał ostrzegawczy krzyk kobiety.
- Rutyna, dobre sobie - mruknął pod nosem. Przywarł
plecami do ściany i posuwał się ostroŜnie dalej,
oślepiany co chwila światłami alarmowymi. Tylko dzięki
nim od czasu do czasu coś widział. Poza tym poruszał się po
omacku. W pewnej chwili jedna z jego nóg natknęła się na coś
wystającego. Schody.
Ale krzyk kobiety dochodził z parteru.
Macając ręką, posuwał się powoli w tamtą stronę. Nagle
wymacał w ścianie niewielką wnękę, poczuł coś twardego,
zimnego i gładkiego. Kiedy znów zabłysły światła i ujrzał
przed sobą czyjąś twarz, chwycił pistolet w obie dłonie i
wycelował. Przy kolejnym błysku świateł aŜ zaklął. Miał
przed sobą coś na kształt ołtarzyka z nagrodami, medalami i
zdjęciami. Wpatrująca się w niego kobieca twarz widniała na
oprawionej w ramki fotografii. Przeraziło go zdjęcie zgrabnej,
złocistowłosej dziewczyny z bukietem kwiatów w jednej i
medalem w drugiej ręce.
Zły na siebie, zamknął oczy i próbował usłyszeć coś
ponad ogłuszającym wyciem alarmu. Ale w całym domu było
cicho. Zbyt cicho!
Ściskając w lewej ręce pistolet, posuwał się w głąb domu.
48434889.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin