Graves Robert - Herkules z mojej załogi.pdf

(1800 KB) Pobierz
1093017315.001.png
R O B E R T G R A V E S
HERKULES Z MOJEJ ZAŁOGI
Z reguły jednak starożytne mity nie stanowią całości jasnych i zwartych, nikt więc nie powinien się
dziwić, jeżeli szczegóły mojej wersji nie będą zgodne z tymi, które podaje każdy poeta i historyk.
DIODOR SYCYLIJCZYK
księga IV, 44; w. 5, 6
INWOKACJA
Ankajosie, Mały Ankajosie, wieszczy bohaterze, któryś (jak powiadają) odszedł ostatni spośród
wszystkich Argonautów, co płynęli z Jazonem do Kolchidy na poszukiwanie Złotego Runa - przemów
do nas, pątników, przemów wyraźnie ze swego kamiennego grobowca opodal fontanny Bogini u
chłodnej hesperydzkiej Dei. Opowiedz najpierw, jakżeś się tu znalazł, tak daleko od domu, od
kwietnego Samos; a potem, jeśli łaska, przypomnij nam dzieje tej słynnej podróży, od samiutkiego
początku. Pójdź, złożymy ci obiatę z wody z miodem, aby pomaścić twe gardło. Tylko pamiętaj,
żadnych łgarstw! Umarli winni mówić wyłącznie prawdę, nawet jeśli im ujmę przynosi.
Prolog ANKAJOS W GAJU
POMARAŃCZOWYM
Pewnego letniego wieczora fale wyrzuciły Ankajosa Lilajczyka, rodem z kwietnego Samos, na
piaszczysty brzeg Majorki, największej z archipelagu Hesperyd lub -jak je niektórzy zowią - Wysp
Procarzy czy Wysp Nagich Ludzi, skupionych na zachodnim krańcu morza a odległych od Hiszpanii
nie więcej niż o dzień żeglugi przy sprzyjającym wietrze. Zdumieni jego pojawieniem się wyspiarze
nie zabili go na razie, tylko zaprowadzili (nie ukrywając pogardy dla jego greckich sandałów,
kusego, poplamionego w podróży chitonu i ciężkiej żeglarskiej opończy) do najwyższej kapłanki,
pani na Majorce, zamieszkałej w jaskini Drache, tym najodleglejszym od Grecji wejściu do Świata
Podziemi.
Ponieważ najwyższa kapłanka była właśnie zajęta jakimiś wróżbami, odesłała Ankajosa na drugi
koniec wyspy, aby tam został osądzony i zgładzony przez jej córkę, nimfę świętego pomarańczowego
gaju w Dei. Gromada nagich koźlarzy powiodła go równiną a potem przez urwiste góry, ale z rozkazu
najwyższej kapłanki nie wszczynali z nim rozmowy po drodze. Ani na chwilę nie przystanęli w
pospiesznej wędrówce, raz tylko uderzyli czołem przed masywnym kromlechem*, stojącym wpobok
dróżki, gdzie jako chłopcy zostali wtajemniczeni w obrzędy bractwa Kozłów. Trzykrotnie mijali
miej-
* K r o m l e c h - prehistoryczny, naturalny układ: płaski kamień spoczywający na dwóch pionowych
(przyp. tłum.).
sca, gdzie spotykały się trzy ścieżki, i za każdym razem z daleka obchodzili trójkątną gęstwinę
ogrodzoną kamieniami.
Ankajos rad był widząc, że tyle czci okazują Trójbogini, któ-
rej są poświęcone takie uroczyska.
Gdy dotarli do Dei, Ankajos, bardzo znużony i z poraniony-mi stopami, zastał Pomarańczową Nimfę
siedzącą w dumnej postawie na kamieniu obok obfitego źródła, co tryskało z granitowej skały
zraszając lasek. Góry, kosmate od dzikich oliwek i dębów kolącolistnych, tutaj spadały urwiście ku
morzu o pięćset stóp niżej, upstrzonemu teraz aż po horyzont kłakami mgły na kształt pasących się
owiec.
Na pytania nimfy Ankajos odpowiadał z szacunkiem, w ję-
zyku Pelazgów, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Każda kapłanka Trójbogini ma bowiem, jak
wiedział Ankajos, trzecie oko, którym może obrócić duszę człowieka w wodę, cia-
ło w kamień i unicestwić wszelkie zwierzę, co jej stanie na drodze. Wyroczne węże, hodowane przez
te kapłanki, rozporządzają taką samą straszliwą władzą nad ptakami, mysza-mi i królikami. Ankajos
wiedział też, że bez pytania nie wolno mu odzywać się do nimfy a odpowiadać winien krótko i jak
najpokorniej.
Nimfa odprawiła Kozłów, którzy odeszli na bok i przykucnęli rzędem na krawędzi skały, gotowi na
każde zawołanie.
Byli to spokojni, prości ludzie o niebieskich oczach i krótkich muskularnych nogach. Zamiast chronić
ciała odzieżą, na-maszczali je mastyksem zmieszanym ze świńskim sadłem.
Każdy miał u boku sakwę z koziej skóry pełną gładkich kamyków, w ręku jedną procę, drugą
owiązaną wokół głowy, a trzecią jako pasek na biodrach. Przypuszczali, że nimfa pewno za chwilę
każe zgładzić obcego, i już się po przyjaciel-sku naradzali pomiędzy sobą, komu przypadnie pierwszy
strzał, komu drugi i czy w tych łowach na człowieka powinni mu dać jakieś fory na zboczu górskim,
czy raczej już gdy będzie się do nich zbliżał, rozbić go na miazgę, mierząc każ-
dy w inną część ciała.
Gaj pomarańczowy złożony z pięćdziesięciu drzew otaczał
kamienny przybytek zamieszkany przez ogromnych rozmiarów węża, którego inne nimfy, pięćdziesiąt
Hesperyd, karmi-
ły co dzień mąką jęczmienną roztartą z kozim mlekiem w rzadką papkę. Przybytek został wzniesiony
ku czci staro-
żytnego herosa, co przyniósł był pomarańcze na Majorkę z jakiegoś kraju na odległych wybrzeżach
Oceanu. Zapo-mniano jego imienia i mówiło się o nim tylko jako o „Dobroczyńcy"; wąż - zrodzony z
rdzenia pacierzowego herosa i ożywiony jego duchem - odziedziczył to samo miano. Pomarańcza to
okrągły wonny owoc nie znany nigdzie poza tym w cywilizowanym świecie, dojrzewa zaś wprzódy
zielona, potem złota, o gorącej skórce i chłodnym, słodkim, orzeźwiającym miąższu. Rodzi ją
łagodne drzewo o połyskliwych li-
ściach i kolczastych gałęziach, które owocuje w środku zimy, inaczej niż wszystkie rośliny. Na
Majorce nie jada się pomarańcz ot tak sobie, a tylko raz do roku, podczas zimowego przesilenia dnia
z nocą, przedtem zaś rytuał każe żuć sakłak i różne oczyszczające zioła. Tak spożyte pomarańcze
zapewniają długowieczność. O innej porze najmniejszy kąsek po-woduje natychmiastową śmierć -
tak święty to owoc, chyba, że sama Nimfa Pomarańczowa udzieli zezwolenia.
Dzięki przymiotom pomarańczy zarówno mężczyźni jak kobiety na wyspach żyją, dopóki chcą: na
ogół dopiero gdy uświadomią sobie, że stali się dla przyjaciół ciężarem z racji powolności ruchów i
nudnej mowy, postanawiają umrzeć. Ze względów grzeczności jednak nie żegnają swoich najbliż-
szych ani nie robią w jaskini żadnego zamieszania (mieszka się tu bowiem w jaskiniach), tylko
wymykają się chyłkiem i rzucają ze skały - co mile jest Bogini, która nie znosi zbytecznych żalów i
skarg, wynagradza przeto takich samobój-ców hucznym i wesołym pogrzebem.
Pomarańczowa Nimfa byia rosła i piękna. Miaia na sobie falbaniastą dzwonowatą spódnicę
kreteńskiego kroju, z płót-na farbowanego wrzosem na pomarańczowo, od góry zaś tylko zielony
kaftanik z krótkimi rękawami, który nie zapinał
się z przodu odsłaniając chwałę bujnych piersi. Odznaki jej urzędu stanowiły: pas z niezliczonych
bryłek złota spojonych na kształt węża o ślepiach z drogich kamieni, naszyjnik z su-szonych zielonych
pomarańczy i wysoki czepiec haftowany perłami a na czubku ozdobiony złotym kręgiem księżyca w
pełni. Była już matką czterech dorosłych córek, z których najmłodsza miała pewnego dnia objąć jej
urząd, gdy ona sa-ma - także najmłodsza z sióstr - zastąpi swoją matkę, najwyższą kapłankę w Jaskini
Drache. Te cztery córki, za małe jeszcze na nimfy, teraz jako dziewicze łowczynie i nader biegle
procarki wyruszyły z mężczyznami, by im przynosić szczęście w polowaniu: Dziewica, Nimfa i
Matka - to wieku-ista królewska Trójca wyspy; Bogini tedy, czczona tu w tych wszystkich postaciach
jako Nowy Księżyc, Pełny Księżyc i Stary Księżyc, jest panującym bóstwem. Ona to zsyła urodzaj na
drzewa i uprawy, od których zawisło życie ludzkie.
Któż nie wie, że cała zieleń kiełkuje, gdy księżyc rośnie, i ob-umiera, gdy go ubywa; że tylko
buntownicza cebula nie jest posłuszna fazom miesięcznym? Atoli Słońce, męski potomek Bogini, co
rokrocznie się rodzi i rokrocznie kona, pomaga jej swoją cieplną emanacją. Z tego właśnie powodu
jedynego synka Pomarańczowej Nimfy, jako wcielenie słońca, złożono według zwyczaju Bogini w
ofierze, a jego poszarpane szczątki zmieszano potem z ziarnem jęczmiennym, aby zapewnić obfite
plony.
Nimfa zdziwiła się słysząc, że język Pelazgów, jakiego uży-wał Ankajos, bardzo przypomina mowę
tutejszych wyspiarzy.
Choć była rada, że może go wypytywać bez kłopotliwej ge-stykulacji i rysowania patykiem na ziemi
obrazków, zaniepokoiła ją nieco myśl, że miał już przecie okazję rozmawiać z Kozłami o sprawach,
które zarówno ona, jak jej matka wo-lały utrzymywać w tajemnicy. Przede wszystkim zapytała:
-Jesteś Kreteńczykiem?
-Nie, świątobliwa - odparł. - Jestem Pelazgiem z wyspy Samos na Morzu Egejskim, a zatem co
najwyżej krewnym Kreteńczyków. Ale nam panują Grecy.
-Jesteś biedny, stary i brzydki - rzekła.
-Wybacz mi, świątobliwa - odpowiedział. - Wiodłem cięż-
kie życie.
Gdy spytała, czemu wylądował na Majorce, wyjaśnił, że wygnano go z Samos za uparte obstawanie
przy starodaw-nym obrządku Bogini - jego rodacy wprowadzili ostatnio no-wą religię olimpijską,
która raziła jego pobożną duszę -i przekonany, iż na Majorce Bogini jest ciągle czczona z pierwotną
niewinnością, poprosił szypra stateczku, by go tutaj wysadził na brzeg.
- Istotnie - zauważyła nimfa. - Twoja opowieść przypo mniała mi o siłaczu imieniem Herkules, co
odwiedził naszą wyspę wiele lat temu, gdy moja matka była nimfą tego gaju.
Nie potrafię ci powtórzyć szczegółów tej historii, ponieważ matka dochowała sekretu, ja zaś byłam
wtedy dzieckiem, ale wiem tyle: Herkules został wysłany w podróż naokoło świa ta przez swego
pana Eurysteusa z Myken (gdziekolwiek le żą te Mykeny) celem wykonania pewnej ilości pozornie
nie wykonalnych Prac, a wszystko, jak twierdził, z tej racji, że uporczywie się trzymał odwiecznego
rytuału Bogini. Przy płynął na naszą wyspę łódką i oznajmił z zadziwiającą odwa gą, że przybywa w
imię Bogini, by narwać koszyk pomarańcz z tego gaju. Jako Lew bardzo rzucał się w oczy na
Majorce, bo nie mamy tu bractwa ani siostrzanego związku Lwów, a ponadto był obdarzony
nadzwyczajną siłą i zdumiewającym apetytem zarówno na jadło oraz napitek, jak i uciechy miłosne.
Matka powzięła do niego pewną słabość, więc dobrowolnie dala mu pomarańcze, a oprócz tego
zaszczyciła go swoim towarzystwem podczas wiosennych siewów. Czyś kiedy słyszał o tym
Herkulesie?
- Byliśmy wioślarzami z tej samej załogi, jeśli masz na my śli Herkulesa z Tyryntu - odrzekł Ankajos.
- Wówczas gdy płynąłem do Stajen Słońca na pokładzie słynnej Argo. Z przy krością muszę ci
oznajmić, że ten stary obwieś najpewniej oszukał twoją matkę. Nie miał prawa żądać owoców w
imię Bogini, której obmierzł doszczętnie.
Jego zapał rozbawił nimfę. Zapewniła, że już ją do siebie przekonał: wolno mu teraz podnieść wzrok
na jej oblicze i ga-wędzić nieco poufałej, jeśli sobie tego życzy. Była jednak na tyle przewidująca,
by go formalnie nie powierzać opiece Bogini. Zapytała, do jakiej wspólnoty należy; oświadczył, że
do Delfinów.
-Ach! - rzekła. - Gdy po raz pierwszy jako nimfa poznałam towarzystwo mężczyzn w bruździe
zasianego pola, zdarzyło mi się to właśnie z dziewięcioma Delfinami.
Pierwszy mój wybraniec został Zapaśnikiem Słońca, czyli wodzem wojennym na następny rok, jak
każe tutejszy obyczaj. Nasze Delfiny to bractwo małe i starożytne, biegłością w muzyce przewyższają
Zgłoś jeśli naruszono regulamin