TRZY rednica wiata Pajšków - Arachny, jak nazywali go niektórzy - wynosiła dwanacie tysięcy kilometrów, a cišżenie na powierzchni równało się , g. Planeta miała jednolite kamienne wnętrze, lecz powierzchnię otaczała dostateczna iloć substancji lotnych, by utworzyły się oceany i atmosfera. Brakowało tylko jednej rzeczy, która uczyniłaby z tego miejsca rajski wiat podobny do Ziemi - wiatła słonecznego. Minęło już ponad dwiecie lat, odkšd gwiazda OnOff, słońce tego wiata, weszło w fazę Off". Przez ponad dwiecie lat jej blask docierajšcy na Arachnę był niewiele janiejszy od tego, jaki dawały inne odległe gwiazdy. Ładownik Ezra zniżał się nad lšdem, który w cieplejszych czasach stanowił zapewne główny archipelag Arachny. Najważniejsze prace prowadzone były w tej chwili po drugiej stronie planety, gdzie ciężkie podnoniki wycinały z zamarzniętego oceanu kilka milionów ton wody i wynosiły je na orbitę. Ezr nie przejmował się tym zbytnio; widział już kiedy prace inżynieryjne na dużš skalę. To raczej ich lšdowanie mogło przejć do historii... Monitory na pokładzie pasażerskim przedstawiały rzeczywisty widok. Lšdy przesuwajšce się w ciszy pod statkiem wyglšdały jak plamy szaroci przemieszanej z bielš, tu i ówdzie lekko pobłyskujšcš. Może była to tylko jego wyobrania, ale Ezrowi wydawało się, że widzi słabe cienie rzucane przez OnOff. Tworzyły one topograficzny obraz szczytów górskich i urwisk, bieli zsuwajšcej się do czarnych zagłębień. Dostrzegał także koncentryczne kręgi otaczajšce niektóre sporód bardziej odległych szczytów; grzbiety zwałów lodowych znaczšce miejsca, w których ocean zamarzał wokół skał? - Hej, dajcie na to chociaż siatkę wysokociowš - rozległ się za jego plecami głos Benny'ego Wena, a na obrazie pokazały się delikatne czerwonawe oczka. Ich rozkład zgadzał się w dużej mierze z jego wizjš cieni i niegu. Ezr zgasił czerwonš siatkę. - Kiedy gwiazda jest w fazie On, na dole żyjš miliony Pajšków. Moż na by się spodziewać, że dostrzeżemy tam jakie lady cywilizacji. Benny parsknšł lekceważšco. - A co spodziewałby się zobaczyć na naturalnym widoku? W górze widać tylko szczyty górskie, a wszystkie tereny poniżej pokryte sš metra mi niegu tlenowo-azotowego. - Normalna ziemska atmosfera zamarzła całkowicie, tworzšc wszędzie wielometrowš warstwę niegu powietrzne go. Większoć miejsc, w których mogły znajdować się miasta - zatoki, uj cia rzek - znajdowała się teraz pod tym naturalnym przykryciem. Wszyst kie poprzednie lšdowania odbywały się na wyżej położonych terenach, przy jakich miasteczkach górniczych lub prymitywnych osadach. Dopie ro tuż przed przybyciem Emergenci zrozumieli, co jest właciwie celem ich poszukiwań. Pod statkiem przesuwały się kolejne połacie ciemnego lšdu. Były tu nawet formacje przypominajšce strumienie lodowcowe. Ezr zastanawiał się, kiedy te ostatnie mogły się utworzyć. Może to lodowce powietrzne? - Boże wszystkich Kupców, spójrzcie tylko na to! - Benny wskazał na lewš stronę ekranu; czerwonawy blask pod horyzontem. Benny zrobił zbliżenie. wiatło nadal było niewielkie i znikało szybko z ich pola widzenia. Naprawdę wyglšdało jak ogień, choć zmieniało kształt doć powoli. Co przysłoniło im na chwilę widok, a Ezr miał wrażenie, że znad wiatła podnosi się ku niebu jaki ciemny kształt. - Będę miał lepszy obraz z wysokiej orbity - dobiegł z drugiej strony pokładu głos dowódcy załogi, Diema. Nie zrobił powiększenia. -To wulkan. Włanie zgasł. Ezr obserwował widok znikajšcy powoli za horyzontem. Owš ciemnš plamę wznoszšcš się ku niebu stanowiła zapewne lawa wystrzeliwana z krateru pod cinieniem, a może tylko woda i powietrze. - Ciekawe... - mruknšł Ezr. Wnętrze planety było zimne i martwe, choć w płaszczu planety istniało kilka skupisk roztopionej magmy. -Wszyscy uważajš, że Pajški sš teraz zamrożone; a jeli niektóre z nich żyjš normalnie w pobliżu takich miejsc jak to? - To mało prawdopodobne. Zrobilimy dokładne badania w podczerwieni. Gdyby wokół którego z wulkanów mieszkały żywe istoty, na pewno bymy to zauważyli. Poza tym Pajški wynalazły radio dopiero przed ostatnim okresem ciemnoci. Nie sš jeszcze na takim etapie rozwoju, by żyć na powierzchni planety w tych warunkach. - Konkluzja ta opierała się na kilku Msekundach rozpoznania i paru prawdopodobnych założeniach poczynionych przez chemików i biologów. - Pewnie masz rację. Patrzył jeszcze przez chwilę na czerwony, rozjarzony punkt, aż ten zniknšł całkowicie za horyzontem. Póniej jego uwagę przykuły ciekawsze rzeczy znajdujšce się bezporednio przed i pod statkiem. Eliptyczna trajektornia lšdowania prowadziła ich gładko w dół. Choć był to wiat o normalnych rozmiarach, w tej chwili brakowało tam atmosfery. Poruszali się z prędkociš omiu tysięcy metrów na sekundę kilka tysięcy metrów nad ziemiš. Ezr miał wrażenie, że góry wspinajš się ku nim, sięgajš po nich. Mijali kolejne pasma górskie, coraz bliższe i bliższe. Benny, który zajmował miejsce za jego plecami, wydawał z siebie jakie dziwne pomrukiwania i stęknięcia, przerwawszy na chwilę swš zwykłš paplaninę. Ezr wstrzymał oddech, kiedy przemknšł pod nimi ostatni grzbiet górski, tak blisko, że Vinh zastanawiał się przez chwilę, czy nie dotknšł kadłuba ładownika. Potem rozjarzył się przed nimi płomień głównego silnika. Zejcie z miejsca, w którym Jimmy Diem osadził ładownik, zajęło im prawie Ksekund. Nie było to jednak miejsce wybrane przypadkowo. Półka skalna, na której wylšdowali, znajdowała się w połowie zbocza, ale nie leżał na niej ani lód, ani nieg. Ich cel znajdował się na dnie wšskiej doliny. Właciwie dolina ta powinna spoczywać pod setkami metrów powietrznego niegu, lecz dzięki jakiemu niezwykłemu układowi warunków topograficznych i klimatycznych warstwa ta nie sięgała nawet pół metra. Pod skalnymi cianami doliny kryło się największe zbiorowisko nienaruszonych budynków, jakie znaleli do tej pory. Istniało spore prawdopodobieństwo, że odkryli wejcie do jednej z większych jaskiń hibernacyjnych Pajšków i być może miasto funkcjonujšce w ciepłym okresie OnOff. Na pewno mogli znaleć tutaj wiele ciekawych materiałów. Zgodnie z umowš wszystkie informacje należało przekazywać Emergentom... Ezr nie wiedział, jak zakończył się ostatecznie spór w Komisji. Diem robił wszystko, by ukryć lady tej wizyty przed tubylcami, tak jak oczekiwali tego Emergenci. Po zakończeniu misji mieli spucić na miejsce lšdowania lawinę. Nawet lady ich stóp miały zostać wymazane (choć wcale nie było to konieczne). Kiedy dotarli na dno doliny, OnOff sięgnęła włanie zenitu. W słonecznym sezonie" byłoby to południe. Teraz OnOff wyglšdała jak blady, czerwonawy księżyc. Jej powierzchnię pokrywały cętki przypominajšce olej na kropli wody. Na razie nie korzystali ze wzmocnienia wizji, blask OnOff był bowiem wystarczajšco silny, by mogli swobodnie poruszać się po powierzchni planety. Załoga ładownika, pięć postaci w skafandrach i jeden automat, ruszyła w dół centralnej ulicy. Przy każdym kroku spod ich stóp unosiły się maleńkie obłoczki nieżnego pyłu, a w miejscach, gdzie substancje lotne stykały się ze słabiej izolowanymi fragmentami skafandrów, tworzyły się smugi pary. Kiedy zatrzymywali się na dłużej, nie mogli stać w głębokim niegu, bo natychmiast otaczała ich mgła sublimacyjna. Co dziesięć metrów zostawiali na ziemi czujnik sejsmograficzny. Po zebraniu wszystkich danych umożliwi im to nakrelenie w miarę dokładnej mapy pobliskich jaskiń. Ważniejszym celem tej wyprawy było jednak zbadanie rzeczy, które kryły się we wnętrzu budynków. Cel najważniejszy - materiały pisane, obrazy. Znalezienie ilustrowanej ksišżki dla dzieci z pewnociš przyniosłoby Diemowi awans. Odcienie czerwonawej szaroci na tle czerni. Ezr sycił oczy tym niezwykłym, naturalnym obrazem. Był niesamowity i piękny. W tym miejscu żyły Pajški. Cienie wspinały się na ciany pajęczych budynków ustawionych po obu stronach ulicy, którš włanie szli. Większoć miała tylko dwa lub trzy piętra, lecz nawet w bladym czerwonym wietle nie można było pomylić ich z czym, co zbudowaliby ludzie. Nawet najmniejsze drzwi były bardzo szerokie, rzadko jednak wyższe niż półtora metra. Okna (ukryte pod szczelnie zamkniętymi okiennicami; miejsce to zostało opuszczone bez popiechu przez włacicieli, którzy zamierzali tu powrócić) również były szerokie i niskie. Otwory okienne wyglšdały jak setki przymrużonych oczu spoglšdajšcych w milczeniu na pištkę ludzi i ich chodzšcy automat. Vinha nurtowało, co stałoby się, gdyby w jednym z tych okien zapłonęło nagle wiatło. Jego wyobrania bawiła się przez chwilę takim scenariuszem. A jeli się mylili co do szczebla rozwoju Pajšków? To byli obcy. W tak dziwnym wiecie życie nie mogło się raczej rozwinšć drogš naturalnš. Te istoty pokonały kiedy przestrzeń międzygwiezdnš. Przestrzeń handlowa Queng Ho obejmowała czterysta lat wietlnych; od tysięcy lat rzšdziła tam ich technologia. Queng Ho odbierali sygnały radiowe pozaludzkich cywilizacji odległych o tysišce, a na ogół miliony lat wietlnych, pozostajšcych na zawsze poza zasięgiem kontaktu czy choćby rozmowy. Pajški były trzeciš pozaludzkš i inteligentnš rasš, z którš Queng Ho zetknęli się bezporednio; trzeciš w cišgu omiu tysięcy lat ludzkich podróży w przestrzeni. Jedna z nich wymarła przed milionami lat; druga nie znała jeszcze maszyn, nie mówišc już o lotach kosmicznych. Pięć osób spacerujšcych pomiędzy mrocznymi budynkami o wšskich jak szczeliny strzelnicze oknach mogło wkrótce także przejć do historii. Armstrong na Lunie, Pham Nuwen w Brisgo Gap - a teraz Vinh, Wen,...
sunzi