Nowy54.txt

(20 KB) Pobierz



Jeszcze tylko trzy dni, Boże. Daj mi jeszcze trzy dni, pozwól
wypełnić obowišzek względem tych dzieci, a potem bšd wola
Twoja. Będzie, jak zechcesz. Tylko proszę...
 Jeszcze tylko trzy dni  wymamrotała.  A jeli nas tu
zabijš, to już będzie bez znaczenia. Trzy dni, Boże. Wysłuchaj
mnie, błagam.
Dzień póniej Eddie i Tian Jaffords szukali Andy'ego i zna-
leli go stojšcego samotnie na szerokim skrzyżowaniu wschod-
niego i nadrzecznego traktu, piewajšcego ile sił w...
	Nic z tego  stwierdził Eddie, podchodzšc do niego
z Tianem.  Nie możesz powiedzieć płucach", ponieważ on
ich nie ma.
	Przepraszam?  zdziwił się Tian.
	Nic, nic  dodał Eddie.  Nieważne.  Płuca jednak
skojarzyły mu się z anatomiš, a to zrodziło nowe pytanie. 
Tianie, czy w Calla Bryn Sturgis jest jaki lekarz?
Tian spojrzał na niego ze zdziwieniem i lekkim rozbawie-
niem.
	To nie dla nas, Eddie. Konowały sš dla ludzi, którzy
majš czas i pienišdze. Jeli kto z nas zachoruje, idzie do
której z Sióstr.
	Sióstr Pani Ryżu.
	Taak. Jeli lekarstwo poskutkuje... a najczęciej tak jest...
chory wyzdrowieje. W przeciwnym razie... Cóż, ziemia przyj-
muje wszystkich, no nie?
	Tak  rzekł Eddie, mylšc, jak trudno pogodzić taki
punkt widzenia z istnieniem pokurów. Te w końcu umierały, ale
przez długie lata... po prostu wegetowały.

	Poza tym każdy człowiek składa się z trzech pudeł 
powiedział Tian, gdy zbliżali się do samotnego piewajšcego
robota. Daleko na wschodzie, między Calla Bryn Sturgis a Jšd-
rem Gromu, Eddie dostrzegł kłęby pyłu wzbijajšce się w błękit-
ne niebo, chociaż nie wiał nawet najlżejszy wietrzyk.
	Pudeł?
	Tak, włanie  odparł Tian i kolejno dotknšł czoła,
 
piersi oraz tyłka.  Pudła do rozmylania, oddychania i sra-
nia.  Wybuchnšł miechem.
	Tak się u was mówi?  spytał Eddie.
	No... tylko między nami mężczyznami  rzekł Tian 
bo sšdzę, że żadna kobieta nie chciałaby usłyszeć takich wyra-
żeń przy stole.  Ponownie dotknšł głowy, torsu i poladka. 
Raczej mówi się czacha, klata i zadek, jeżeli już.
Eddie usłyszał klucz".
	Co masz na myli? Klucz do otwierania tyłka?
Tian zatrzymał się. Znajdowali się już w polu widzenia
Andy'ego, ale robot zupełnie ich ignorował, piewajšc co, co
przypominało arię operowš w jakim nieznanym Eddiemu
języku. Od czasu do czasu Andy wycišgał ręce ku niebu lub
splatał je na piersi, gestami najwidoczniej ilustrujšcymi tę
pień.
	Posłuchaj mnie  powiedział uprzejmie Tian.  Czło-
wiek składa się z warstw, rozumiesz. Górna to jego myli i ta
jest najlepszš częciš mężczyzny.
	Lub kobiety  podsunšł z umiechem Eddie.
Tian poważnie skinšł głowš.
	Owszem, lub kobiety, ale mówimy o mężczynie, ponie-
waż kobieta zrodziła się z jego oddechu.
	Tak uważacie?  zapytał Eddie, mylšc o paru feminist-
kach, które poznał przed porzuceniem Nowego Jorku na rzecz
wiata Poredniego. Wštpił, czy ta wersja spodobałaby im się
bardziej od biblijnej, zgodnie z którš Ewa została stworzona
z żebra Adama.
	Właciwie tak  przyznał Tian  chociaż to Pani Ryżu
zrodziła pierwszego mężczyznę, jak powiedzieliby ci starzy
ludzie. Can-ah, can-ah, annah, Oriza, czyli Wszelki oddech
pochodzi od kobiety".
	Opowiedz mi o tym, z czego składa się człowiek.
	Najlepszš i najwyżej położonš częciš ciała jest głowa,
z wszystkimi pomysłami i snami. Niżej jest serce, pełne miłoci,
smutku, radoci i szczęcia...
	Uczuć.
Tian spojrzał na niego ze zdumieniem i podziwem.
	Tak uważacie?
,     Powiedzmy, że tak, przynajmniej tam, skšd pochodzę.
 
	Aha.  Tian skinšł głowš, jakby było to interesujšce, ale
niezbyt zrozumiałe zagadnienie. Tym razem zamiast dotknšć
poladka, klepnšł się w krocze.  Najniżej jest to, co skłania
nas do pieprzenia, wydalania albo krzywdzenia kogo bez
powodu.
	A jeli ma się powód?
	Och, wtedy to nie byłoby takie niskie, no nie?  dodał
z rozbawieniem Tian.  W takim wypadku płynęłoby z głowy
lub serca.
	Niesamowite  mruknšł Eddie. Ale chyba takie nie było,
wcale nie. Oczami duszy zobaczył trzy równo ustawione skrzyn-
ki: tę z głowš nad tš z sercem, a serce ponad wszystkimi
zwierzęcymi instynktami, jakie czasem kierujš ludmi. Szcze-
gólnie zafascynował go sposób, w jaki Tian ujšł chęć krzyw-
dzenia innych, jakby była uwarunkowana behawioralnie. Czy
to miało sens, czy nie? Będzie musiał wszystko dobrze przemy-
leć, na co teraz nie było czasu.
Andy stał, błyszczšc w słońcu i dononie wypiewujšc. Eddie
przypomniał sobie, że jakie dzieci na jego ulicy wykrzykiwały:
Jestem cyrulik z Sevilli, pochlastam cię w jednej chwili, po
czym uciekały, ryczšc ze miechu.
	Andy!  rzucił i robot natychmiast przestał piewać.
	Hile, Eddie, dobrze cię widzę! Długich dni i przyje-
mnych nocy!
	Tobie też  odparł Eddie.  Jak się masz?
	wietnie, Eddie!  powiedział wesoło Andy.  Zawsze
lubię sobie popiewać przed pierwszym seminonem.
	Seminonem?
	Tak nazywamy porywiste wiatry, które wiejš przed
zimš  wyjanił Tian i wskazał na chmury pyłu daleko za
Whye.  Tam nadcišga pierwszy z nich. Sšdzę, że dotrze tu
wraz z Wilkami albo dzień po nich.
	Dzień póniej, sai  rzekł Andy.  Seminon nadchodzi,
ciepły dzień odchodzi. Tak powiadajš.  Nachylił się do
Eddiego. Z wnętrza jego błyszczšcej głowy dochodziło ciche
tykanie. Niebieskie oczy zapalały się i gasły.  Eddie, mam
dla ciebie wspaniały horoskop, długi i skomplikowany, przewi-
dujšcy walne zwycięstwo nad Wilkami! Wielkie zwycięstwo,
zaiste! Pokonasz wrogów, a potem poznasz pięknš damę!
 

	Ja już mam pięknš damę  odparł Eddie, starajšc się
zachować spokój. Dobrze wiedział, co oznacza to szybkie
migotanie niebieskich lampek. Ten sukinsyn namiewał się
z niego. Cóż, pomylał, może niedługo zaczniesz się miać
baranim głosem, Andy. Przynajmniej takš mam nadzieję.
	No tak, ale wielu żonatych mężczyzn lubi zrobić skok
w bok, jak niedawno mówiłem sai Jaffordsowi.
	Nie ci, którzy kochajš swoje żony  rzekł Tian.  Po-
wiedziałem ci to wtedy i powtarzam teraz.
	Andy, stary kumplu  rzucił serdecznie Eddie  przy-
szlimy tu w nadziei, że wesprzesz nas tej nocy przed przyby-
ciem Wilków. No wiesz, że nam pomożesz.
W głębi torsu Andy'ego rozległ się szereg głonych trzasków
i jego oczy zaczęły błyskać jak wiatła alarmowe.
	Pomógłbym, gdybym mógł  odparł Andy.  Och,
niczego bardziej nie pragnę, jak pomóc moim przyjaciołom,
ale jest wiele rzeczy, których nie mogę zrobić, choćbym nawet
bardzo chciał.
	Ze względu na oprogramowanie.
	Tak.
Głos Andy'ego stracił dotychczasowe wesołkowate brzmie-
nie, typu miło mi was widzieć". Teraz bardziej przypominał
głos maszyny. Tak, zajšłe pozycję obronnš, pomylał Eddie.
Oto Ostrożny Andy. Widziałe już wszystko, prawda? Czasem
nazywajš cię bezużytecznš kupš złomu i przeważnie ignorujš,
ale ty i tak w końcu tańczysz na ich grobach, piewajšc
swoje piosenki, no nie? Lecz nie tym razem, kole. Nie tym
razem.
	Kiedy cię skonstruowano, Andy? To mnie ciekawi. Kiedy
zszedłe z tamy produkcyjnej LaMerk?
	Dawno temu, sai.
Niebieskie lampki migotały teraz bardzo wolno. Robot już
się nie miał.
	Przed dwoma tysišcami lat?
	Chyba wczeniej. Sai, znam piosenkę o piciu, która może
ci się spodoba, jest bardzo zabawna...
	Może innym razem. Słuchaj, kolego, jeli masz kilka ty-
sięcy lat, to jak to możliwe, że twoje oprogramowanie uwzględ-
nia istnienie Wilków?
 
Z wnętrza Andy'ego wydobył się głuchy i donony szczęk,
jakby co tam pękło. Kiedy robot znów się odezwał, mówił
suchym i beznamiętnym głosem, jaki Eddie już słyszał na skraju
lasu. Głosem Bosca Boba, kiedy stary Bosco był gotów ci
przyłożyć.
	Podaj hasło, sai Eddie.
	Chyba już to przerabialimy, no nie?
	Hasło. Masz dziesięć sekund. Dziewięć... osiem... siedem...
	Ten kit z paszportem to wygodna sprawa, prawda?
	Błędne hasło, sai Eddie.
	Co jak powoływanie się na Pištš Poprawkę.
	Dwie... jedna... zero. Możesz spróbować powtórnie.
Chcesz spróbować ponownie, sail
Eddie posłał mu promienny umiech.
	A czy seminon wieje w lecie, stary kumplu?
Znów szczęki i zgrzyty. Przechylona na bok głowa Andy'ego
teraz odchyliła się w przeciwnš stronę.
	Nie nadšżam za tobš, Eddie z Nowego Jorku.
	Przykro mi. Jestem tylko głupim człowieczkiem, prawda?
Nie, nie mam zamiaru próbować ponownie. A przynajmniej nie
teraz. Pozwól, że ci powiem, czego od ciebie chcemy, a wtedy
ty nam powiesz, czy twoje oprogramowanie pozwala ci na to.
Czy to ci odpowiada?

	Jak wieże powietrze, Eddie.
	W porzšdku.  Eddie wycišgnšł rękę i chwycił cienkie
metalowe ramię Andy'ego. Gładka powierzchnia była dziwnie
nieprzyjemna w dotyku. Tłusta. liska. Mimo to Eddie nie
puszczał i zniżył głos do poufnego szeptu.  Mówię ci to tylko
dlatego, że potrafisz dochować tajemnicy.
	Och tak, sai Eddie! Nikt nie potrafi tak dochować tajem-
nicy jak Andy!
Robot znowu pewnie stanšł na nogach i znów był zarozu-
miałym i nadętym Andym.
	No cóż...  Eddie wspišł się na palce.  Nachyl się
do mnie.
Serwosilniczki cicho zawarczały w obudowie robota, w tej
częci, która u człowieka byłaby klatkš piersiowš. Pochylił się.
Tymczasem Eddie wycišgnšł szyję, czujšc się jak chłopczyk,
który zamierza wyjawić ojcu jaki sekret.
 
	Pere przyniósł trochę broni z naszego poziomu Wieży 
szepnšł.  Potężnej broni.
Głowa Andy'ego odwróciła się. Oczy rozbłysły mu
w sposób, który nie mógł być niczym innym jak zdumie-
niem. Eddie zachował pokerowš twarz, ale zamiewał się
w duchu.
	Naprawdę, Eddie?
	Bogom niech będš dzięki.
	Pere mówi, że to potężna broń  dodał Tian.  Jeli
zadziała, wybijemy Wilki do nogi. Musimy jednak przewieć
jš na północ od miasta... a ona jest ciężka. Czy w Dniu Wilka
pomożesz nam załadować jš na wóz, Andy?
Cisza. Trzaski...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin