3 Mistrz Polini zszedł po trapie. Protegowany podšżał za nim. Pišty zapewne z ulgš opuszczał Szafira, dziwnego Siódmego i porywczego kapitana. Jeli odmówił szeptem modlitwę dziękczynnš, zrobił to przedwczenie, bo czekał go kolejny wstrzšs. Znalazłszy się na brzegu, stanšł twarzš w twarz z Brotš. Kobiety szermierze stanowiły obrazę dla szczurów lšdowych. Grubi szermierze byli nie do przyjęcia. Szermierze noszšcy miecze mimo poważnego wieku zasługiwali na pogardę. Brota, w obszernej czerwonej szacie uwydatniajšcej masę ciała, z kucykiem przetykanym siwiznš i mieczem na plecach uosabiała wszystko co najgorsze. Wallie zamiał się w duchu. Wyraz twarzy Poliniego najwyraniej zirytował kobietę, bo przewierciła go wzrokiem, wycišgnęła miecz i zasalutowała jak równemu sobie. Pišty odpowiedział z wyranš niechęciš. Zamienili parę słów, po czym mężczyzna oddalił się długimi krokami. Drobny protegowany musiał niemal biec, żeby dotrzymać mu kroku. Brota wtoczyła się po trapie z umieszkiem zadowolenia na twarzy. Lubiła drażnić szczury lšdowe niemal tak samo jak jej syn żeglarz. Polini prawdopodobnie nawet nie zauważył jej towarzyszki, choć Mata odziana w bršzowš przepaskę biodrowš i chustę zakrywajšcš piersi, była przystojnš kobietš. Wallie zastanawiał się, co by powiedział mistrz, gdyby się przekonał, że żeglarka trzeciej rangi, matka czworga dzieci, nie ustępuje mu pola w pojedynku na miecze lub florety. Wallie przeprosił Jję i jeszcze raz zbeształ się za głupotę. Póniej musiał zrelacjonować Nnanjiemu poczštek spotkania z szermierzami. Adept z satysfakcjš kiwał głowš. Gdy odchodził dumnie wyprostowany, zapewne powtarzał sobie pod nosem: bohater. Tak nazwał go ksišżę, co dla syna wytwórcy dywanów musiało być wielkim przeżyciem. Brota zmierzyła Shonsu bacznym wzrokiem spod krzaczastych brwi. - Przypuszczam, że spieszno ci do wypłynięcia z portu, panie? Wallie wzruszył ramionami. - Nieszczególnie. Jeli Bogini się spieszy, zawsze może skrócić nam drogę. Nie ubiła żadnego interesu, pani? - Ba! Ceny sš oburzajšce. Katanji też skarżył się na drożyznę w domu publicznym. W sprawach finansowych nowicjusz był bardzo sprytnym młodzieńcem. Wallie zastanawiał się, czy lokalnej inflacji nie spowodował zjazd. Obecnoć kilkuset młodych mężczyzn z pewnociš mogła doprowadzić do wzrostu cen żywnoci i kobiet w Casr, ale chyba nie aż w Tau. Nasuwały się istotne pytania. Kto zapłaci za zjazd? Na wezwanie stawiš się przede wszystkim wolni. Casr znajdzie się w kłopotliwej sytuacji. Szermierze, przeważnie bez grosza przy duszy, będš oczekiwać darmowego mieszkania, wyżywienia... i kobiet. wiat był biedny, jego gospodarka prymitywna i słaba. Półbóg dał Walliemu fortunę w szafirach, napomykajšc o kosztach. Może jego gest był kolejnš wskazówkš, że Shonsu ma zostać przywódcš zjazdu? Dlaczego w takim razie jeszcze nie dotarł na miejsce? Spojrzał na najbliższy magazyn. - Ostatnio Bogini zawsze kierowała twoje kroki do towarów przynoszšcych największy zysk, pani. Co oferujš w tamtym składzie? - Skóry wołowe! - prychnęła Brota. - Nie chcę na swoim statku cuchnšcego paskudztwa! - Skóry? - mruknšł Wallie w zamyleniu. Kobieta zrozumiała w lot. Między Brotš a złotem istniało wzajemne przycišganie. - Skóry? - powtórzyła jak echo. Rozmowa stawała się monotonna. - Jeli dotrzemy do Casr, jeli zostanę przywódcš zjazdu -ech, te jeli - skóry mogš nabrać wartoci. Pišta zmarszczyła brwi z powštpiewaniem. - Futerały ria broń? Buty? Siodła? Wallie z umiechem skinšł głowš. Brota przyjrzała mu się spod przymrużonych powiek. - Czarnoksiężnicy wypędzili wszystkich garbarzy z miast. Jest tu jaki zwišzek? - Żadnego. Brota wydęła wargi. Zawołała Matę i poczłapała w stronę trapu. Wallie rozejrzał się i z uglš stwierdził, że Katanji, który wyszedł spod pokładu, odzyskał rumieńce i wyglšda zdrowiej. Skinšł na nowicjusza. - Lepiej się czujesz? Chłopak rzucił mu zuchwały i jednoczenie niewinny umiech. - Tak, dziękuję, panie. Katanji potrafił być grzeczny jak aniołek albo opryskliwy i bezczelny, zależnie od okolicznoci. - Mam dla ciebie zadanie, nowicjuszu - oznajmił Wallie. - Zawsze jestem do usług twoich i Bogini, panie. - Dobrze! - Wallie umiechnšł się konspiracyjnie. - Pani Bro-ta włanie kupuje skóry. Chciałbym wiedzieć, ile na nie wyda. - To wszystko? Katanji skinšł głowš i ruszył w stronę trapu. Chyba nie było rzeczy, której nie potrafiłby się wywiedzieć na probę Shonsu. Wallie stał przy relingu i obserwował, jak jego szpieg podšża za Brotš. Nigdzie nie widział szermierzy. Raptem u jego boku pojawił się zaintrygowany i podejrzliwy Nnanji. Protegowany spędzał mu sen z powiek nieszermierczymi inklinacjami, a mentor wcale nie był lepszy. Z czystej przekory Wallie postanowił trzymać Czwartego w niepewnoci. - Znalazłe adepta Konijuiyego? - spytał. Nnanji spochmurniał. - Kto dotarł do niego pierwszy, panie bracie. W czasie ich poprzedniej wizyty w Tau miejscowy stróż praŹwa, Konijuiy, opucił posterunek, zostawiajšc miasto pod opiekš niekompetentnych ludzi, co Nnanji uznał za niewybaczalny poŹstępek. Wallie wiedział, że jego zaprzysiężony brat nigdy niczeŹgo nie zapomina. Z pewnociš próbował dzisiaj rano załatwić sprawę, która leżała mu na sercu. - Nowym dowódcš jest czcigodny Finderinoli - kontynuował adept. - On i jego oddział przybyli do zamku niemal jednoczenie z twojš wiadomociš. Czcigodny od razu wyruszył do Tau i zaprowadził porzšdek. Nie poznałem go, ale zdaje się, że dobrze sobie radzi. - Co zrobił ze staruszkiem? Mimo podeszłego wieku ojciec Konijuiyego nie zrezygnował ze stanowiska. Co gorsza, nauczył fechtunku swoich synów cywilów. Popełnił w ten sposób przestępstwo, zlekceważył sutry, naruszył regulamin cechu szermierzy. - Zabił go - odparł Nnanji niedbałym tonem, obserwujšc ruch na nabrzeżu. Wallie zadrżał. - A bracia? - Obcišł im głowy. O, idzie! Córka Broty, wysoka i smukła, miała klasyczny grecki profil i czarne loki. W żółtej sukience wyglšdała bardzo ponętnie. Gdy Wallie widział jš z mieczem na plecach, mylał o Dianie Łowczyni. W obecnoci Thany Nnanji nie mylał o niczym. Obok dziewczyny dreptał stary kapłan, jeden z towarzyszy wyprawy. Honakura był pierwszš osobš, z którš Wallie rozmawiał, kiedy obudził się na wiecie w ciele Shonsu. Dzisiaj staruszek wybrał się na zwiad do wištyni, odziany w czarnš szatę bezimiennego. Znaki wytatuowane na czole ukrywał pod czarnš opaskš. Wallie sšdził, że Honakura wreszcie zakończy maskaradę, ale najwyraniej się pomylił. Starzec do tej pory nie wyjanił mu, dlaczego przez cały czas zachowywał incognito. Być może nie chciał się przyznać, że nie ma żadnego powodu. Od strony magazynów nadchodził spacerkiem Katanji. Jja zabawiała Vixiniego, któremu wyrzynał się kolejny zšbek. HonakuŹra z trudem wspinał się po trapie. Nnanji ruszył powitać Thanę. Ludzie uważali siedem za uwięconš liczbę. Kiedy Wallie opuszczał wištynię w Hann, wyruszajšc z misjš powierzonš mu przez bogów, jego drużyna liczyła siedem osób. W trakcie podróży została sprzedana niewolnica Nnanjiego. Gdyby Czwarty miał cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie, zastšpiłaby jš Thana. Znowu byłoby ich siedmioro... Zawinęli do wszystkich miast na pętli RegiVul, stoczyli w Ov bitwę z czarnoksiężnikami, odkryli sekrety wrogów. Teraz musieli dotrzeć do Casr, gdzie zwołano zjazd szermierzy. Patrzšc na idiotycznš minę Nnanjiego, który trzymał Thanę za ręce, Wallie zastanawiał się, co dalej. Możliwe, że udział Szafira w misji dobiegł końca i nadeszła pora, żeby zejć na lšd, porzucajšc przyjemne i swobodne życie na statku. Niestety uczennica Thana nie okazywała Nnanjiemu przychylnoci, choć adept owiadczał się jej regularnie, trzy razy dziennie po posiłkach. Dziewczyna najwidoczniej nie miała złudzeń co do rudowłosego idealisty, który uważał honor za cel życiowy, zabijanie za swój zawód, a fechtunek i odwiedzanie domów publicznych za jedyne rozrywki. Wallie nie byłby zaskoczony, gdyby stwierdził, że jego rozpustny protegowany chwali się porannymi wyczynami. Póniej adept zastanawiałby się usilnie, czym obraził dziewczynę. Z pewnociš miał do odegrania ważnš rolę w boskiej misji. Walliemu dano wskazówki, żeby odebrał od nieŹgo czwartš przysięgę, przysięgę braterstwa. Nnanji z pewnociš nie chciałby zostawić Thany. A gdyby Druga nie zgodziła się opucić Szafira! Co wtedy zrobiliby bogowie? Wallie doszedł do wniosku, że musi przedyskutować tę kwestię z Honakurš. Dwie godziny póniej Szafir wypłynšł z portu. Cuchnšł jak garbarnia. Zwolnione miejsce natychmiast zajšł inny statek. Dwaj zwinni młodzi szermierze drugiej rangi wyskoczyli na brzeg, nie czekajšc na trap. Od razu zaczepił ich Czwarty i trzech Trzecich. Wallie rozpoznał w nich giermków Szóstego, który od rana przemierzał port. Zanosiło się na to, że przed nocš zgarnie wszystkich wolnych szermierzy w miecie. Wallie poszedł na dziób, żeby nie przeszkadzać żeglarzom. Oparł się o reling. Obok niego stanšł Nnanji z Thanš. - Nareszcie Casr! - powiedział Czwarty z zadowoleniem. - Jeszcze możemy zawrócić! - ostrzegł go mentor. Dwaj uczniowie ruszyli na spotkanie z Szóstym. - Co?! Dlaczego, bracie? Być może Bogini chce, żeby Shonsu zebrał prywatnš armię, odparł w mylach mentor. Nnanji się zasępił. Szósty znacznie przewyższałby go rangš. - Mam nadzieję, że nie o to chodzi - zapewnił Wallie posŹpiesznie. - Ale z drugiej strony, dlaczego Najwyższa sprowadziŹła tylu szermierzy do Tau? Do Casr jest stšd daleka droga. Na twarzy Nnanjiego odmalowała się ulga. - Szermierze przybywajš nie tylko do Tau! Również do Dri, Wo i chyba Ki San. Nawet do Quo. Niezbadane sš zamiary boŹgów. Może port w Casr nie pomieciłby wszystkich statków, więc Bogini korzysta z innych portów jako stacji przesiadkowych... - Quo? - powtórzył Wallie. - Leży na drugiej pętli Rzeki! Z Quo do Casr prowadzi szlak przez góry, bracie! Jeden dzień lšdem i dwadziecia tygodni wodš. - ...
sunzi