Nowy31.txt

(33 KB) Pobierz
2

Ciepłe, słoneczne przedpołudnie. Wallie sprawdził, jak postęŹpuje budowa katapulty, i wracał teraz do zamku w towarzystwie straży przybocznej.
Był to ósmy dzień panowania Shonsu I - a może Shonsu II - i pišty dzień wyprawy Boariyiego. Gryfon już powinien dotrzeć do Wal. Ekspedycję dobrze wyposażono, załogę stanowiły szczuŹry wodne, zgromadzono zapasy na dwa albo trzy tygodnie, nie mówišc o pokanej kolekcji łańcuchów i kajdanów. Siódmy przeŹżył rozczarowanie, kiedy suzeren rozkazał pojmać wrogów, a nie zabijać. Pocieszyła go jednak wiadomoć, że będzie mógł pogoŹnić jeńców ulicami Casr.
- Zabijaj, jeli będziesz musiał, ale żywy jeniec jest cenniejszy niż martwy - powiedział dowódca. - Im więcej szat czarnoksi꿏ników zdobędziesz, tym lepiej.
Tym razem celem były Aus i Wal. Wallie żałował, że nie ma drugiego statku, by wysłać go do Sen i Cha.
Polubił Boariyiego. Tyczkowaty szermierz miał wiele cech Nnanjiego oraz sporš dozę cynizmu. Walliemu przypadli do guŹstu wszyscy Siódmi. Bogini dobrze wybrała.
Pienišdze nadal wpływały, ale jednoczenie rosły wydatki. Konie okazały się bardzo drogie, podobnie jak ich utrzymanie i ekwipunek. Jeszcze gorzej pod tym względem zapowiadały się katapulty. Wallie musiał już teraz pomyleć o kosztach ataku. Mógł oczywicie sprzedać Gryfona... jeli Boariyi wróci. SzaleńŹstwem z jego strony było wysyłać Siódmego na tak niebezpieczŹnš wyprawę, ale w razie potrzeby miał więnia na wymianę.
Skręcił na rozległy plac przed zamkiem i przystanšł, żeby poŹpatrzyć na ćwiczenia kawalerii. Strzemię zrobiło furorę. Wszyscy szermierze chcieli wstšpić do, kawalerii. Jazda w maskach do fechtunku była niemożliwa, więc zamiast zwykłych ćwiczeń suzeren wymylił polo. Podwładni uznali nowš grę za największy przełom w dziejach Ludzi i najlepszš rozrywkę zjazdu zaraz po dziewkach. Większoć żołdów szła na zakłady.
Wallie stwierdził, że zarówno ludzie, jak i konie spisujš się coŹraz lepiej. Teraz musiał obmylić następny krok. Polo stanowiło dobry trening dla jedców, ale drewniane młotki nie nadawały się na broń przeciwko czarnoksiężnikom. Ciele powinni przeroŹbić je na lance.
Suzeren wysłał Pierwszego, żeby zaprosił kasztelana na obiad, a sam ruszył dalej. Bliżej zamku fechtowała grupa szermierzy. Wallie dostrzegł niebieski kilt i rudy kucyk. Nnanji ćwiczył z jedŹnym z Szóstych Boariyiego. Nikt inny jego rangi nie miał czasu na trening. Siódmy robił wyrane postępy. Oczywicie. Wallie westchnšł, starajšc się odpędzić niepokój i wštpliwoci. Skinšł na straż przybocznš.
Czarna fasada zamku, którš do tej pory zdobił tylko zniszczoŹny bršzowy miecz, zyskała nowš dekorację. Po obu stronach miecza wisiały teraz gigantyczne liczydła wykonane z lin i wišŹzek słomy. Na jednej była przedstawiona liczba trzysta trzydzieŹci, na drugiej szesnacie: jeden schwytany wróg i piętnastu zabitych, łšcznie z Chinaramš. Przesłanie było oczywiste i buduŹjšce. Poza tym dziesięciu szermierzy miało co robić przez dwa dni. Pierwsza zasada dowodzenia armiš: nie pozwalać żołnieŹrzom na bezczynnoć. Kiedy Wallie Smith sprawnie kierował fabrykš. Teraz musiał wyszukiwać ludziom zajęcia i umiejętnie przydzielać zadania.
Gdy dotarł do głównej bramy, wyszła z niej grupa szermierzy z cuchnšcymi wiadrami. Podczas codziennej inspekcji okazało się, że czystoć ich dormitoriów pozostawia wiele do życzenia. Od niedawna zamek lnił w rodku i na zewnštrz, ale każdego dnia trafiali się pechowcy do wynoszenia nieczystoci. PomarańŹczowe znaki na uprzęży wskazywały, że to ludzie Zoariyiego. Barwny kod tak się skomplikował, że tylko Nnanji wiedział, co oznacza każda kombinacja.
Przed drzwiami przedpokoju Wallie zwolnił straż przybocznš i wysłał jš do Forarfiego. Wiedział, że Szósty znajdzie szermieŹrzom co do roboty. Sam wszedł do rodka.
W pomieszczeniu jak zwykle kłębił się tłum. Adiutant Linumino siedział przy stole i liczył pienišdze. Przechowywano je w skrzyni w biurze Walliego, które jednoczenie pełniło funkcję pokoju raŹdy i bardzo często sypialni. Obecni zerwali się i zasalutowali doŹwódcy, walšc pięciami w piersi. Na czas zjazdu Wallie zniósł obowišzek recytowania powitalnych formułek.
Idšc przez pokój, suzeren posyłał umiechy interesantom. Mrugnšł do Katanjiego, zmarszczył brwi na widok dwóch posiniaŹczonych Szóstych, którzy stali bez mieczy pod eskortš straży. KieŹdy dotarł do stołu adiutanta, Linumino wskazał na grupę złożonš z szeciu osób. Nie musiał nic mówić. Trzech młodych szermierzy trzeciej rangi, w barwach Tivanixiego, stało w towarzystwie trzech nagich chłopców. Wszyscy wyglšdali na przestraszonych.
- Ilu to już razem?
- Trzynastu, suzerenie.
Wallie spojrzał na zdenerwowanych młodzieńców. Chyba nieŹdawno otrzymali promocje.
- Sprawdziłe ich?
- Czcigodny Hiokillino mówi, że ujdš. Odrzucił czterech, którzy nie potrafiliby złapać piłki, nawet gdyby im jš podsunšć pod nos. Nie odróżniali prawej ręki od lewej!
Suzeren zamiał się.
- W porzšdku. - Szkoda mu było czasu na ceremonie, ale sytuŹacja wymagała choć namiastki uroczystej oprawy. - Przedstaw ich. Linumino kolejno zaprezentował Trzecich.
- Jestem Genotei, szermierz trzeciej rangi...
- Jestem Shonsu... Przedstaw swojego kandydata, szermierzu.
- Jestem Jiulyuio, syn złotnika Kiryuio...
Wszyscy trzej nowicjusze byli jeszcze dziećmi, ale Wallie z powagš odpowiedział na ich saluty. Musiał jeszcze wysłuchać, jak powtarzajš kodeks honorowy i składajš Trzecim drugš przyŹsięgę. Potem uklškł i wręczył im miecze. Na koniec ucisnšł każŹdemu dłoń i powitał w cechu, żeby chłopcy mieli co wspominać przez resztę życia. Następnie poszedł do swojego gabinetu, a rekruci wybiegli z mentorami na korytarz, bardzo podekscytowani. Wallie rzucił miecz na łóżko i opadł na krzesło, wzbijajšc chmurę kurzu i piór. Linumino zamknšł za sobš drzwi i czekał. Przysadzisty szermierz z twarzš pokrytš bliznami okazał się wietŹnym adiutantem o doskonałej pamięci i nieskończonej cierpliwoŹci do drobiazgów. Całe godziny spędzał przy stole i z dnia na dzień się robił się grubszy. Wyglšdało na to, że wkrótce nie będzie mógł nosić miecza, ale może po zjedzie zamierzał przejć na emeryturę. Tymczasem porzšdkował wiat szermierzy, w którym, bez niego zapanowałby chaos.
- We sobie stołek - powiedział Wallie. - Co nie w porzšdku?
Linumino był zasępiony.
- Suzerenie, czy mam rację w swoich podejrzeniach? Tylko ludzie lorda Tivanixiego znajdujš obiecujšcych rekrutów.
Wallie parsknšł miechem.
- Zauważyłem.
- Jaka jest cena? Szeć nóg za jednego chłopca?
- Dziesięć, jak sšdzę. Albo cztery bardzo dobre.
Linumino umiechnšł się i nic nie powiedział. Branie łapówek za przyjęcie rekruta było niehonorowš rzeczš, ale zjazd rozpaczŹliwie potrzebował wierzchowców. Cena wynosiła od trzech do dwudziestu lub nawet trzydziestu sztuk złota, a na takie wydatki armia nie mogła sobie pozwolić. Na szczęcie bogate rodziny goŹtowe były zapłacić, żeby synowie zostali szermierzami. Póki chłopcy mieli zadatki na wojowników, Wallie przymykał oczy na proceder. Tivanixi dostawał więcej stajennych oraz koni dla swoŹich kawalerzystów.
- Bierzmy się do roboty l
- wištobliwy lord Honakura ma nadzieję zobaczyć cię dzisiaj na kolacji u kamieniarzy, panie. Jutro zaproszono cię na bankiet u kupców, pojutrze u rzeników. Potem będš dwa bale...
- Przyjmij zaproszenia na dwa pierwsze w imieniu moim i lady Doi. Odrzuć te dwa, które się pokrywajš. Nie chcę się mieszać do lokalnej polityki.
- Lordowie Tivanixi i Zoariyi wysłali Szóstych, żeby popytaŹli o skóry.
- Do diabła! Będziemy musieli zapłacić! Stara wiedma zaŹgroziła, że odpłynie z czarnoksiężnikiem na pokładzie!
Brota nie tylko przywiozła do Casr ładunek doskonałej skóry, ale wykupiła cały towar dostępny w miecie. Opanowawszy ryŹnek, żšdała czterystu sztuk złota, a Wallie nie potrafił skłonić jej do ustępstwa. Dzień wczeniej ich głona dyskusja skończyła się tym, że dzieci wpadły w histerię, a żeglarze przysunęli się do wiader z piaskiem. Władza suzerena kończyła się na nabrzeżu.
- Będzie kłopot z rozładunkiem - stwierdził Wallie. - Gdy staŹtek zacumuje w porcie, jeniec może się nie oprzeć pokusie. LeŹpiej sam wszystkiego dopilnuj. Przyda ci się trochę wieżego poŹwietrza. We pienišdze i dużo ludzi. Zresztš powiniene poznać Rotanxiego. To fascynujšcy stary łotr.
A poprzedniego wieczoru omal nie wycišgnšł ze mnie sekretu maszyny parowej, dodał w mylach.
- Lord Tivanixi melduje o kolejnym złamanym obojczyku. Pierwszemu zgruchotano stopę. Niedługo cały zjazd będzie w łubkach. Nie zgłoszono bólów brzucha.
Dobra nowina! Stłoczenie całej armii w jednym budynku było kuszeniem losu. Epidemia stanowiła znacznie większe zagrożeŹnie niż nieprzyjaciel.
- Przestrzegane jest zarzšdzenie o gotowaniu wody?
- Tak, suzerenie. Poziom wody w zachodniej studni obniżył się p kolejny łokieć, a we wschodniej na dłoń.
Zła wiadomoć! Żadna sutra nie wspominała o kopaniu studni. To zadanie należało do niewolników, a Wallie sprzedał wszystkich.
- Lord Jansilui melduje, że wysłał ludzi do Tau i Dri na poszuŹkiwanie rzemielników wyrabiajšcych łuki i po sokolników. PyŹta, czy może posłać kogo do miast czarnoksiężników, a jeli tak, czy ma prosić o pomoc lorda Nnanjiego.
- Tak, tylko oczywicie nie szermierzy. Najlepiej kapłanów alŹbo handlarzy. Niech zwróci się do Honakury, a pominie siatkę Nnanjiego. Werbunku nie da się zachować w tajemnicy.
- Tak, suzerenie. To już wszystkie wieci. Na zewnštrz czeka delegacja... chyba urzędników portowych.
- Niech przedstawiš swojš sprawę. Jeli sš urzędnikami portoŹwymi, powiedz im, żeby wrócili za tydzień. Trochę niepewnoci im nie zaszkodzi.
Adiutant umiechnšł się przelotnie.
-Dwóch Szóstych oskarżono o bijatykę. Lordowie Nnanji i Zoariyi skazali obu na dwadziecia jeden batów. Wyrok czeka na zatwierdzenie.
- Do diaska!  Wallie zerwał się z krzesła i podszedł do okna. - Potrzebuję nowych zasłon i jeszcze jednej l...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin