Nowy26.txt

(11 KB) Pobierz
4

Thana wyszła z bramy i przystanęła na szczycie schodów, ogarniajšc wzrokiem tłoczny i hałaliwy dziedziniec. Szermierze fechtowali, recytowali sutry, kłócili się, piewali, grali w koci... Bardzo miły widok! Tylu mężczyzn.
Druga zerknęła na Jję. Niewolnica starała się nie okazywać lęku.
- Nie bój się! Należysz do Shonsu. Wystarczy, że o tym wspoŹmnisz, a nie będziesz miała żadnych kłopotów.
Kobieta umiechnęła się i skinęła głowš bez zbytniego przekoŹnania. Thana też czuła się nieswojo. Od czasu Yok nie mogła bez drżenia patrzyć na duże grupy szczurów lšdowych. Zapewniono jš jednak, że wród szermierzy przybyłych na zjazd panuje dysŹcyplina. Ale czy obowišzuje ona również wobec kobiet? W każŹdym razie Jja należała do Shonsu, a ona do Nnanjiego. Ilu jednak obecnych o tym wiedziało?
U stóp schodów przechodziło akurat kilku juniorów. Na widok kobiet zatrzymali się jak wryci. Szeroko umiechnięci, wsadzili kciuki za pasy i zaczęli wykonywać stopami ruchy jak byk grzeŹbišcy kopytem w ziemi, co było żartobliwym wyrazem podziwu. Nie wyglšdali gronie. Raczej zabawnie.
- Chod - powiedziała Thana i ruszyła w dół.
Czekajcie przy schodach, przykazano im, bo inaczej będzieŹcie miały kłopoty. Rzeczywicie, juniorzy wkrótce odważyli się na wesołe zaczepki oraz propozycje wycieczek i lekcji fech-tunku. Młodzi mężczyni, jurni, bardzo pewni siebie i zadowoŹleni, że Bogini wezwała ich na zjazd. Pierwszych i Drugich niebawem wyparli Trzeci. Nie zachowywali się agresywnie, tylko rzucali komplementy. Kilku było naprawdę bardzo atrakcyjŹnych. Jja znajdowała się w dużo trudniejszej sytuacji, bo jako niewolnica nie mogła odwzajemniać przekomarzań, ale Thana bawiła się wietnie, odpłacajšc pięknym za nadobne. W pewŹnym momencie pomylała o Nnanjim. Zastanawiała się, jak mu poszło. Gdyby musiał czekać na promocję jeszcze rok, byłby nieznony.
Fanfara! Na dziedzińcu zapadła cisza. Twarze odwróciły się ku zamkowym wrotom. Stanęli w nich członkowie rady. Shonsu, potężny i imponujšcy, a tuż za nim Nnanji. W zielonym kilcie! Udało mu się! Jja chwyciła Thanę za ramię i złożyła jej gratulaŹcje. Nnanji Szósty! A wieczorem bal!
Za dwoma suzerenami szli pozostali Siódmi. Nie wszyscy. Brakowało jednego. A skšd wzišł się wród nich Katanji?
- Czcigodni, mistrzowie...
Przez plac przetoczył się grzmišcy głos przysadzistego główŹnego herolda.
- Szczury lšdowe! - Syknęła Thana do ucha Jji. - Uwielbiajš pompę, prawda?
Herold opowiedział o zdemaskowaniu Chinaramy jako szpiega czarnoksiężników. Gdy z męskich gardeł wyrwał się ryk, Thana i Jja dołšczyły do chóru triumfalnych okrzyków.
Omal nie przegapiły następnej informacji, że Nanji zabił szpiega. Shonsu o włos uniknšł mierci. Druga otoczyła ramieŹniem pobladłš niewolnicę.
- Sutra tysišc sto trzydzieci dziewięć: nadzwyczajna odwaga w obliczu wroga albo kunszt szermierczy sš dostatecznš podstawš promocji...
Thana dostrzegła szeroki umiech męża. Wokół niej wszyscy mówili naraz... Co takiego? Siódmy? Jja jš uciskała, więc to muŹsiała być prawda. Dopięła swego! Zawsze mówiła, że tak będzie. Oczywicie! Jak w ogóle mogła wštpić?
- Ja też mam swojego Siódmego, Jjo!
Kobieta rozemiała się razem z niš. Obok nich zaczęto szeptać:
- Nigdy o czym takim nie słyszałem...
- Masz na myli, że nie musi udowadniać...
- A co z sutrami...
- Ten rudzielec...
Thana spojrzała po twarzach. Juniorzy się cieszyli, ale starsi mieli nachmurzone miny. A czegóż innego się spodziewać?
Lord Nnanji? Brzmi niele! Obu suzerenów szczelnie otoczył tłum. Trzeci? Zuch Katanji!
Kilka głosów zaintonowało pień o nowicjuszu, ale starsi zgromili ich wzrokiem. Rozbrzmiały wiwaty. Członkowie rady wrócili do rodka.
Lord Nnanji!
Thana miała ochotę tańczyć. Niech tylko Tomo pozna nowinę!
- No dalej! Tylko sobie popatrzymy! - usłyszała za plecami czyj głos.
Wysoki Czwarty o umięnionym torsie zapytał Drugš o Nnanjiego, a ona z dumš odparła, że jest jego żonš. W tym momencie Jja krzyknęła. Thana odwróciła się i w pierwszej chwili zobaczyła jedynie nagie męskie plecy, kucyki i rękojeci mieczów. Raptem dostrzegła, że dwaj Drudzy cišgnęli z Jji niewolniczy strój i zaczęli szarpać tobołek, który trzymała przed sobš. Rozległy się miechy i parę gniewnych okrzyków. Thana złapała Czwartego za ramię i wrzasnęła, że to jest niewolnica Shonsu i zaraz rozpęta się piekło...
Rozpętało się piekło.
Thana nie zauważyła, kiedy Shonsu przedarł się przez ciżbę jak przez wysokš trawę. Ona sama została powalona na ziemię. Otoczył jš gšszcz nóg, butów i kiltów. Gdy udało się jej wstać, ruszyła w panice do wyjcia, ale po chwili pršd uniósł jš z powrotem. Nagle pojawił się przy niej Nnanji z morderczym wyrazem twarzy. Przywarła do niego kurczowo.
Mšż pocišgnšł jš w stronę Shonsu, który górował nad wszystkimi. Nnanji miał wysokš rangę, ale w tej sytuacji potrzebna była masa ciała. Mimo to radził sobie całkiem dobrze. W końcu wyŹrwali się z tłumu.
Przed suzerenem klęczeli dwaj Drudzy. Thana jeszcze nigdy nie widziała Shonsu w takim stanie. Gdy podniósł wzrok, zobaŹczyła, że jego oczy sš czerwone! Niemożliwe! Trzymał uniesioŹny miecz. Z gardła mężczyzny wydobywał się ryk. Wokół niego było pusto. W bezpiecznej odległoci tłoczyli się przerażeni szerŹmierze. Pozostali Siódmi milczeli. Nieszczęni uczniowie pochyŹlili głowy, chioxin błysnšł i opadł z dononym wistem. Thana krzyknęła, ale na ziemię spadły tylko dwa kucyki.
- Zabierz! - rozkazał Shonsu blademu jak kreda adeptowi.
- Nnanji! Co się dzieje? - zapytała Thana.
- Kazał ich sprzedać - odparł Siódmy z ponurš minš.
O, nie!
W tym momencie Jja podbiegła do swojego pana, chwyciła go za ramię i co zaczęła mówić. Shonsu odepchnšł jš bez słowa. Niewolnica upadła pod nogi lorda Tivanixiego. Kasztelan schylił się i pomógł jej wstać.
- Nnanji! - krzyknęła Thana. - Oni tylko się bawili! Nie mieŹli złych zamiarów. Rozebranie ładnej niewolnicy jest... Takie rzeŹczy zdarzajš się przez cały czas!
Mšż spojrzał na niš twardo.
- Shonsu jest suzerenem. Cokolwiek rozkaże, tak musi być. Tymczasem Shonsu rozmawiał z kasztelanem. Jego głos niósł się aż do portu.
- Ilu szermierzy mieszka w zamku?
Thana nie dosłyszała odpowiedzi, ale widziała, że Tivanixi jest blady.
- Ilu kwateruje na miecie?
Wyglšdało na to, że kasztelan nie wie.
- Dobrze! Ty wemiesz tę stronę, Zoariyi tamtš. Jansilui, Boariyi... Chcę wiedzieć, ile jest dormitoriów, ile osób mogš pomieŹcić i ile pozostałych komnat można oczycić ze mieci. Ruszać się! Czterej Siódmi ruszyli szybkim krokiem do zamku. Szermierze rozstępowali się przed nimi.
- Lunimino? We Szóstych i sprawd okoliczne domy, budynŹki gospodarcze albo puste magazyny. Zobacz, czy da się w nich urzšdzić dormitoria? Do roboty!
Kolejny Siódmy pobiegł przez dziedziniec.
- Ci, którzy mieszkajš w zamku, wracać do pokojów i wysprzšŹtać je! Sš jak chlewy! Wyszorować podłogi, umyć okna, starannie zwinšć pociel, ułożyć plecaki! Będzie inspekcja i niech bogowie majš w opiece tych, którzy niedbale wypełniš rozkaz! Reszta zoŹstaje i czeka na wskazówki co zrobić w innych pomieszczeniach. Ty! Maszeruj do pokoju rady! Ty! Zacznij od klatek schodowych.
- Chod! - szepnšł Nnanji do Thany. Zaprowadził jš do szloŹchajšcej Jji. - Zajmij się niš.
Potem ruszył za Shonsu.
Dwie kobiety usiadły na kamiennej ławce. Dziedziniec opuŹstoszał, ale wydawało się, że nadal jest zatłoczony. We wszystkie strony biegali zdezorientowani szermierze. Chwilę póniej zjawił się Katanji, umiechnięty od ucha do ucha.
- Gratulacje! - powiedziała Thana.
Obejmowała Jję. Niewolnica szlochała jej na ramieniu, jakby miała nigdy nie przestać.
- Dziękuję - odparł Katanji z dumš i usiadł na ławce.
- Trzeci? Jak tego dokonałe, u licha?
- Sam nie wiem! - Wyglšdał na oszołomionego, choć nadrabiał minš. Oczy miał podkršżone i zaczerwienione, twarz cišgniętš. ZieŹwał. - Mylę, że to Nnanji. Chcieli zrobić z niego Siódmego, a on odmówił, jeli nie dadzš mi promocji. Na pewno tak było. Musiałem obiecać, że nauczę się sutr. Wtedy pasowali mnie na Trzeciego.
Umiechnšł się zadowolony.
Thana słuchała go z rozbawieniem. Nnanji, taki zasadniczy, jeŹli chodzi o rytuały?
- A fechtunek? Co będzie, jeli kto cię wyzwie? Przez twarz Katanjiego przemknšł wyraz, jakiego Thana nigŹdy u niego nie widziała. Chłopiec zerknšł na gips.
- Nie mogę ruszać palcami, Thano. W ogóle nie czuję, że je mam, póki ich nie dotknę. Nigdy już nie wezmę do ręki miecza. Takš obietnicę również złożyłem.
Uczennica powiedziała, że jest jej przykro.
- W porzšdku. I tak nigdy nie byłbym dobry. Widzisz, Nnanji nie znał tej sutry, ale stwierdził, że skoro liczy się odwaga... Słyszała, co mówił o mnie Shonsu za pierwszym razem, kiedy tu bylimy? Wiec Nnanji musiał się zgodzić, zwłaszcza że wszyscy chcieli zroŹbić z niego Siódmego. - Umiechnšł się złoliwie. - Jednogłonie! Pierwszy nie może mieć żadnej własnoci, ale Trzeci owszem...
Ta reguła wczeniej nie powstrzymała nowicjusza przed groŹmadzeniem majštku. Thana dotknęła naszyjnika z pereł. Katanji dostrzegł gest i zasępił się jak zawsze na ich widok. Potem się roŹzemiał, a w jego oczach na nowo zabłysły iskierki.
- To był drobiazg! Muszę już ić. Interesy!
Zerwał się i pobiegł do głównej bramy. Po chwili zniknšł.
Raptem z góry dobiegł ostrzegawczy krzyk. Z balkonu pofruŹnšł stołek i roztrzaskał się na kamiennych płytach. Po chwili taki sam los spotkał zarwane łóżko. Z innych balkonów też posypały się stare meble, pudła i skrzynie. W powietrze wzbiły się tumany kurzu. Jja doszła do siebie na tyle, że usiadła prosto. ZaczerwieŹnionymi oczami spojrzała na pobojowisko.
Raptem obok ławki stanšł umiechnięty Nnanji. Jeszcze nie zmienił zielonego kiltu na niebieski, ale na czole miał siódmy znak.
- Co się dzieje, na bogów? - zapytała Thana.
Mšż usiadł obok niej.
- Wielkie sprzštanie! Okazuje się, że w zamku wystarczyłoby komnat, żeby pomiecić cały zjazd, ale kasztelan nie zajšł się tš s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin