Nowy25.txt

(20 KB) Pobierz
3

- Trafienie! - krzyknšł Szósty, opuszczajšc floret.
- Nie! - zaprotestował Nnanji.
- Nie widziałem - stwierdził pierwszy sędzia.
Drugi zawahał się, a następnie ogłosił:
- Nie ma trafienia! Walka!
Na ogromnym zamkowym dziedzińcu, szarym o brzasku i moŹkrym od rosy, znajdowała się tylko garstka szermierzy. Nagie gaŹłęzie lniły na tle sinego nieba. Jedynym dwiękiem był szczek dwóch floretów i sapanie walczšcych. W chłodnym powietrzu unosiły się kłęby wydychanej pary.
Po raz trzeci Wallie obserwował, jak jego protegowany sięga po awans. Pierwsze dwie próby okazały się dla Nnanjiego łatwe, ale teraz toczył prawdziwš walkę. Tivanixi wyznaczył na przeŹciwników dwóch dobrych fechtmistrzów szóstej rangi.
Lord Shonsu nic nie wspomniał o sędziach, więc kasztelan musiał sam podjšć decyzję. Na pewno nie posunšł się do tego, żeŹby cokolwiek im sugerować, ale wybrał domylnych ludzi. NieŹnagannie grzeczny i elegancki mimo wczesnej pory, spotkał się z suzerenem przy bramie i przedstawił mu czterech Szóstych. Znaczyciela i krawca zerwano z łóżek o wicie, żeby na wszelki wypadek byli pod rękš, co raczej nie należało do rutynowych działań. Tivanixi zasalutował Nnanjiemu jak zwierzchnikowi. Stwierdził, że jest za ciemno na fechtowanie, i zaproponował, żeby najpierw przeprowadzić egzamin z sutr; wiedział na co stać Pištego. Sędziowie wykazali zrozumienie, pytajšc kandydata o najłatwiejsze. Jeli fechtmistrze jeszcze nie zorientowali się w sytuacji, powinno ich olnić, gdy zobaczyli, że z placu nie usunięto płotków. Zostało niewiele miejsca na pojedynek.
Pierwszy szermierz był dużo starszy od Nnanjiego. Mistrz postanowił go zmęczyć, ale to Szósty dostał reprymendę za unikanie walki. Zniechęcony wyranš niesprawiedliwociš wkrótce stracił punkt.
Drugi przeciwnik gardził lisiš taktykš i walczył ostro. Zdobył przewagę i wtedy doszło do kwestionowanego trafienia. Takie spory zdarzały się często, stšd obecnoć sędziów, ale Wallie głosowałby przeciwko Nnanjiemu.
Po prawdzie, obserwował walkę jednym okiem. Tyle myli koŹłatało mu się w głowie, że ledwo mógł ustać za płotkami. Miał ochotę spacerować w tę i z powrotem między posšgami i ławami. Na balkonach pojawili się zaspani szermierze, obudzeni przez hałas.
- Trafienie! - krzyknšł Nnanji.
Sędziowie przyznali mu punkt.
Nnanji Szósty! Mentor poszedł mu pogratulować, trochę zły z powodu manipulacji, trochę rozbawiony, że nawet jego uczciŹwy brat potrafił zapomnieć o swoich niewzruszonych zasadach. Tivanixi wyglšdał na bardzo zadowolonego z siebie.
Krawiec ukłonił się i podał szermierzowi nowy zielony kilt. Nnanji przyłożył go do bioder i stwierdził zaskoczony, że szata paŹsuje doskonale. Rzemielnik jeszcze raz pochylił się w ukłonie.
- Lord Tivanixi przyprowadził do mnie Drugiego o takich saŹmych wymiarach jak czcigodny.
Wallie zerknšł z dezaprobatš na kasztelana. Siódmy unikał jeŹgo wzroku. Nnanji zrzucił czerwony kilt, wystroił się w zielony, umiechnšł szeroko i usiadł na jednej z ławek. Znaczyciel przyŹcišgnšł do niego stołek. Wallie nie mógł wyrazić oburzenia, nie powodujšc skandalu, więc tylko podziękował czterem Szóstym i pozwolił im odejć.
- Rozkazy na dzisiaj, suzerenie? - zapytał Tivanixi uprzejmie.
Od czego zaczšć?
- Chcę spotkać się z radš najwczeniej, jak to możliwe - powiedział Wallie. - Póniej z Szóstymi. Miasto jest patrolowane jak zwykle? - Zastanawiał się przez chwilę. - W Casr musi być wielu emerytowanych szermierzy.
Kasztelan pokiwał głowš, zdziwiony.
- Przez cały czas kręcš się przy zamku.
- Wybierz podobnego do naszego czarnoksiężnika. Odbierz od niego przysięgę i przeszmugluj na Szafira...
Tivanixi rozemiał się.
- A sprowadzić go w kajdanach? Z orkiestrš? Wiwatujšcymi tłumami?
Wallie skinšł głowš. Bystry człowiek z tego kasztelana.
- Mam również znaleć innych oszustów, żeby na zmianę krzyczeli z lochów? - zapytał Tivanixi.
Wallie odparł ze miechem, że to byłaby przesada.
- Czy jacy emerytowani szermierze sš rajcami? Albo innymi urzędnikami miejskimi?
- Jeden jest urzędnikiem portowym, suzerenie.
- wietnie! Od niego również zażšdaj przysięgi! W razie potrzeby zrób to pod grobš miecza.
Tivanixi zmarszczył brwi.
- Musimy znać stawki opłat portowych - wyjanił Wallie. -Statek wielkoci Szafira płaci dwie złote monety w miastach czarnoksiężników, ale pięć w miecie szermierzy. Różnica jest prawdopodobnie łapówkš.
- Suzerenie?
- Czarnoksiężnicy starajš się rozwinšć handel. Dopilnowali, żeby urzędnicy portowi byli uczciwi, bo niektóre statki omijały ich porty. My zamierzamy po prostu przejšć całoć opłat portowych. Musimy znać oficjalne stawki i prawdziwe dochody. Zgodnie z prawem będziemy odprowadzać dwie sztuki złota do kasy miasta, a trzy wemiemy na zjazd, co rozwišże nasze kłopoty.
Tivanixi omal nie klepnšł suzerena po ramieniu.
- Genialne, lordzie Shonsu! Zajmę się wszystkim! Czcigodny Fiendori będzie odpowiednim człowiekiem do tej roboty!
Oddalił się, niemal podskakujšc. Wallie westchnšł. Realizacja pomysłu mogła okazać się nie taka prosta, ale przynajmniej zyŹskajš trochę czasu, żeby poszukać pewniejszych sposobów finanŹsowania. Nnanji zbliżył się do mentora dumnym krokiem, umiechnięty od ucha do ucha. Grzbietem dłoni pocierał czoło.
- Jeszcze raz gratuluję, czcigodny Nnanji. Wyglšdasz o wiele za młodo na tę rangę, ale z pewnociš sobie poradzisz.
- Dziękuję, bracie! Już nie jestem łatwym przeciwnikiem?
- Nie - powiedział Wallie ostrożnie. - Byłe wyjštkowym PišŹtym. Jeste rednim Szóstym. Przykra sprawa z tym wštpliwym trafieniem, ale nie będę podważał wyniku egzaminu.
W oczach Nnanjiego pojawił się zimny błysk.
- Dziękuję, bracie. Zapewniam cię, że nie czułem trafienia.
Wallie się skrzywił. Oczywicie, że Nnanji nie kłamał. PowoŹdem, dla którego nie odrzucił dyskretnej pomocy Tivanixiego, było to, że w ogóle jej nie zauważył.
- Powiniene wybrać dłuższy floret, bracie.
Szósty potrzšsnšł głowš.
- Był tej samej długoci co mój miecz.
Wyjšł broń i zmierzył jš w tradycyjny sposób, trzymajšc nad głowš i sprawdzajšc, do którego miejsca na piersi sięga czubek. Spojrzał na mentora zaskoczony.
Wallie wytrzeszczył oczy.
- Kiedy kupowalimy ten miecz w wištynnej zbrojowni, twoŹje oczy nie znajdowały się na równym poziomie z moimi.
Dopiero teraz zauważył, że protegowany urósł, jest szerszy w ramionach i bardziej umięniony. Całe dni powięcane na fechtunek przyniosły rezultaty.
- Powiedz mi, Nnanji, czy to normalne na wiecie, że mężczyŹzna w twoim wieku jeszcze ronie. Młodzieniec potrzšsnšł głowš.
- Nie! Oczywicie, że nie! To cud, bracie!
- Kuchni Liny! - Wallie starał się ukryć niepokój, o jaki przyŹprawiło go odkrycie. Jednoczenie czuł się winny, że zwštpił w uczciwoć protegowanego. - Chod, znajdziemy ci nowy miecz.
Drgnšł, kiedy porannš ciszę zakłócił dwięk tršbki wygrywaŹjšcej pierwsze takty Szermierzy o poranku" .
Wallie ruszył z Nnanjim do zamkowego muzeum. Po drodze zajrzał do jednego z dormitoriów i wzišł ze sobš trzech krzepkich, zaspanych juniorów. Kazał im zdjšć sztabę, a następnie odprawił.
Drzwi zaskrzypiały przecišgle. Długie pomieszczenie było jeszcze zimniejsze niż za pierwszym razem, ciemne, zakurzone i ponure. Nnanji rozejrzał się osłupiony.
- Tam wisi chioxin, rubinowy - powiedział Wallie. - Reszta jest anonimowa. Wybieraj.
Młody szermierz spojrzał na cianę pełnš mieczy.
- Czy to nie byłaby kradzież, bracie?
- Nie! A kto jest włacicielem?
- Zamek? Cech? Bogini?
- I co z tego? Jeste suzerenem Jej zjazdu. Bogini z pewnociš chciałaby, żeby miał dobry miecz. Wybieraj.
- O, rany! - Zęby Nnanjiego zalniły w mroku. - Zostawię swój stary, którym wygrałem bitwę w Ov. Historyczny.
Ruszył wzdłuż ciany, sprawdzajšc miecze odpowiedniej dłuŹgoci. Na niektórych widniały lady rdzy, ale te z najlepszej stali nadal były w dobrym stanie.
- Ten! - powiedział w końcu Nnanji. Wallie zaniósł miecz do okna, machnšł nim kilka razy, zgišł klingę i stwierdził, że broń jest dobra.
- Teraz musisz znaleć kogo, kto ci go podaruje. Z pewnociš każdy szermierz uzna twojš probę za zaszczyt. Tivanixi, Boariyi, nawet Katanji, jeli chcesz. Albo Thana?
- Nie pokazałe mi tajnych sygnałów szóstej rangi, mentorze - przypomniał Nnanji niemiało.
- Prawda! Jest ich pięć.
Wallie zademonstrował znaki wyzwania, hołdu poddańczego, ostrzeżenia, proby o pomoc i wdzięcznoci. Oczywicie nie muŹsiał ich powtarzać.
- To wszystkie! Dla siódmej rangi sš te same.
- Dlaczego nie ma oddzielnych? - spytał Nnanji, wyranie zaŹwiedziony.
- Pewnie dlatego, że Siódmych jest tak mało i nie spotykajš się często.
Nnanji zamiał się.
- W porzšdku! Zostałem Szóstym, więc już nie jeste moim mentorem. Pozwolisz, że na nowo złożę ci drugš przysięgę?
- Oczywicie. Będę zaszczycony! Na pewno zostaniesz SiódŹmym, gdy zjazd się skończy.
- Dziękuję! - Nnanji nie miał co do tego żadnych wštpliwoŹci. - Ale chwilowo nie jeste moim mentorem, więc możesz dać mi miecz... jeli zechcesz. Ja chcę, bracie.
- Jak sobie życzysz - powiedział Wallie, choć uważał, że zbyt swobodnie interpretujš sutry. Uklškł na jedno kolano i zgodnie z odwiecznym rytuałem wręczył broń młodemu szermierzowi. - Zarabiaj nim na życie. Władaj nim w Jej służbie. Umrzyj, dzierŹżšc go w dłoni.
W tym momencie pomylał o młodym Arganarim i chioxinie z topazem.
- Będzie to dla mnie zaszczyt i powód do dumy. - Tradycyjne słowa Nnanji wypowiedział z głębokim przekonaniem. Schował nowy miecz do pochwy, a stary powiesił na cianie. - Mogę teraz złożyć ci drugš przysięgę, lordzie Shonsu?
- Po raz ostatni, czcigodny Nnanji. Powinnimy zajšć się zdoŹbyciem kilku protegowanych. I wity. Zapewne czarnoksiężnicy wkrótce przystšpiš do działania.
* * *
Gdy wrócili na dziedziniec, przy dwóch pompach już pracoŹwali niewolnicy. Napełniali wodš długie koryto, przy którym myŹli się nadzy szermierze. Kucharze gotowali niadanie na prowizoŹrycznych paleniskach. Nnanji od razu skierował się do o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin