Nowy7.txt

(21 KB) Pobierz
NIECHĘTNY SZERMIERZ
częć IV
 
AUTOR : Dave Duncan
HTML : ARGAIL
 
    O płytę, która więziła kostki Wallie'ego, opierał się bršzowy chłopczyk. 
Nadal był nagi, nadal tak chudy, jakby zrobiony z patyków, nadal trzymał w 
jednej ręce ulistnionš gałšzkę. Jego twarz pozbawiona była wyrazu.
-     No, czy to ma znaczenie? - zapytał.
-     Tak, ma - powiedział Wallie. To były pierwsze słowa, które wypowiedział po 
odejciu Hardduju. Jego stopy wydawały się bryłami wrzeszczšcego bólu, który 
zatopił wszystkie pozostałe bóle i obrażenia.
    Chłopczyk nie odzywał się przez chwilę, przyglšdajšc się uważnie więniowi, 
ale w końcu powiedział:
-     Sšd wištyni obraduje, panie Smith, rozważajšc pańskš sprawę. Jaki werdykt 
chciałby pan usłyszeć?
-     Ja? - powiedział Wallie. - Jak ja mogę wpłynšć na werdykt sšdu? - Czuł się 
wyżęty ze wszystkich emocji, był zbyt obolały, żeby czuć nawet oburzenie.
    Chłopiec uniósł brew.
-     Wszystko to zdarzyło się wewnštrz pańskiej głowy, to wszystko jest pańskim 
wyobrażeniem. Pan sam to powiedział. Czy nie może pan podyktować werdyktu?
-     Nie uważam, żebym mógł wpłynšć na sšd wištyni - powiedział Wallie - 
...ale mylę, że ty możesz.
-     Aha! - powiedział chłopiec - Może do czego dochodzimy. - Oparł ręce na 
płycie i podcišgnšł się siedział, dyndajšc nogami.
-     Kim jeste? - zapytał człowiek.
-     Małym - chłopiec nie umiechał się.
-     Przepraszam! - krzyknšł Wallie. - Nie wiedziałem! - Zerknšł w obie strony 
wzdłuż szeregu więniów. Żaden nie drgnšł.
-     Oni niczego nie zauważš - powiedział chłopiec. - Tylko ty. W porzšdku, 
wróćmy do wiary, dobrze?
    Wallie potrzebował chwili, żeby zebrać myli. Musi zrobić to dobrze albo 
umrze. Albo jeszcze gorzej.
-     Wierzę, że ten wiat jest prawdziwy. Ale Ziemia też jest prawdziwa.
    Chłopiec kiwnšł głowš i czekał.
-     To były konie - powiedział Wallie. - One sš podobne do koni, ale nie 
całkiem. Zawsze wierzyłem w ewolucję, nie w stworzenie, ale tutejsi ludzie sš... 
ludmi. Oni nie należš do żadnej z ziemskich ras, ale sš ludmi. Dwa wiaty nie 
mogš każdy z osobna wytworzyć prawdziwych ludzi przez konwergentnš ewolucję. Co 
w rodzaju podobnej niszy ekologicznej, ale nie aż tak wiernej. Ptaki i 
nietoperze latajš, ale nie sš takie same. Nosy i małżowiny uszne? Nie sš 
konieczne, ale ludzie też je majš. Tak że wbrew temu, co mówiš wszystkie 
opowiadania fantastyczno-naukowe, inny wiat nie może mieć rozumnych dwunogów, 
które byłyby nieodróżnialne od homo sapiens...
    Chłopiec ziewnšł.
-     Bogowie! - powiedział szybko Wallie. - To robota bogów, czy tak? Celowoć! 
Ukierunkowanie! To było to, o co ci chodziło z paciorkami, prawda? "Wszystkie sš 
takie same, a jednak każdy jest troszeczkę inny" - powiedziałe. Istnieje wiele 
wiatów, wariacji na ten sam temat. Może to kopie idealnego wiata.
-     Bardzo dobrze! - Chłopiec skinšł aprobujšco. - Dalej. 
-     Więc bogini jest... jest Boginiš. Ona przeniosła mnie tutaj.
-     A kim jeste ty?
    To było ważne pytanie i teraz już Wallie uważał, że wie.
-     Jestem Wallie Smith i jestem Shonsu... Mam pamięć Wallie'ego Smitha i 
ciało Shonsu. Dusza... nie wiem nic o duszy.
-     Więc tym się nie przejmuj - powiedział chłopiec. - A Hardduju? Co teraz 
czujesz, gdy mylisz o karze głównej?
-     Nie powiedziałem, że nie wierzę w... 
-     Ale tak mylałe!
-     Tak - przyznał Wallie. - Wydostań mnie stšd i daj mi zabić tego łajdaka, a 
zrobię wszystko, co tylko zechcesz, wszystko bez wyjštku.
-     No, no! Zrobisz? - Chłopiec potrzšsnšł głowš. - Pragnienie zemsty? To za 
mało!
-     Ale ja teraz wierzę w Boginię! - zaprotestował Wallie załamujšcym się 
głosem. - Okażę skruchę. Będę się modlił. Będę Jej służył, jeli Ona mi na to 
pozwoli. Będę szermierzem, jeli tego Ona chce. Zrobię wszystko!
-     Ojej! - mruknšł drwišco chłopiec. - Co za niespodziewana pobożnoć! - 
Ucichł, wpatrujšc się w mężczyznę bez mrugnięcia okiem, a Wallie odniósł bardzo 
dziwne wrażenie, że jest odczytywany - tak jak słupek bilansu jest odczytywany 
przez księgowego, który przebiega wzdłuż niego wzrokiem aż do podsumowania na 
dole. - To bardzo mała wiara, panie Smith.
-     Jest wszystkim, co zdobyłem - powiedział Wallie. Zabrzmiało to prawie jak 
szloch.
-     Jest rodzaj szczeliny zwštpienia w twojej niewierze. Będziesz musiał za to 
zapłacić.
    Poczuł lęk.
-     Sšd?
    Chłopiec wykrzywił się.
-     Nie chcesz być niewolnikiem Hardduju, prawda? On w końcu by cię nie 
sprzedał - zbyt wiele radoci sprawiałoby mu trzymanie Siódmego skutego w 
piwnicy. A ma tyle wymylnych zabaw do wypróbowania! Więc raczej pójdziesz pod 
Sšd, co? - Chłopiec po raz pierwszy umiechnšł się, pokazujšc swojš lukę w 
uzębieniu. - Sztuczka polega na tym: jeli się opierasz, walnš cię w głowę i 
przerzucš przez krawęd. Wtedy lšdujesz na skałach. Ale jeli rozpędzisz się i 
skoczysz daleko, wtedy dostaniesz się na głębokš wodę. To jest test wiary.
-     Nie zdołam pobiec na tych stopach - powiedział Wallie. - Czy co z nich 
zostało?
    Chłopiec odwrócił się szybko, żeby spojrzeć na stopy Wallie'ego, a potem 
wzruszył ramionami.
-     Tam, na Miejscu Miłosierdzia, jest kaplica. Módl się o siłę do biegu. - W 
miarę zanikania wiatła chłopiec zaczynał stawać się niedostrzegalny. - 
Powiedziałem ci najważniejsze. miertelnik rzadko otrzymuje taki dar.
-     Nie mam wiele praktyki w modlitwie - powiedział pokornie Wallie - ale 
zrobię to jak najlepiej. Mylałem, żeby pomodlić się za Innulariego. Czy to by 
pomogło?
    Chłopiec rzucił mu dziwne spojrzenie.
-     To nie pomogłoby jemu, ale tobie tak - zamilkł, a po chwili dodał: - 
Bogowie nie sš przede wszystkim dostarczycielami wiary. Mogš podarować wiarę, 
ale wtedy będziesz narzędziem, nie przedstawicielem . Usługa miertelnika nie ma 
wartoci, jeli nie zostanie dana dobrowolnie chodzi o wolnš wolę. Rozumiesz? 
Ale gdy tylko ma się wiarę, bogowie mogš jš powiększyć. Jednak samemu trzeba 
znaleć iskrę. Ja mogę jš rozdmuchać. To włanie zrobię w podzięce za dobrš myl 
o uzdrawiaczu.
    Zerwał lić ze swojej gałšzki.
    Wallie poczuł się, jakby ognie szalejšce w jego stopach zostały zalane 
lodowatš wodš. Ból zgasł, nie tylko w stopach, ale w całym ciele.
-     Do witu - powiedział chłopiec.
    Wallie zaczšł bełkotać podziękowania, jškajšc się z ulgi. 
-     Nie wiem nawet, jak zwracać się do ciebie - powiedział. 
-     Na razie mów do mnie Mały - powiedział chłopiec, a jego umiech z lukš w 
uzębieniu był ledwo widoczny w narastajšcym wietle Boga Marzeń. - Dużo czasu 
upłynęło od chwili, gdy spotkałem tak bezczelnego miertelnika. Rozbawiłe mnie. 
- jego oczy wydawały się lnić w ciemnoci. - Kiedy grałe w grę zwanš szachami 
- czy wiesz, co się dzieje, kiedy pionek dociera do końca swojej linii?
    Drwina była oczywista, ale Wallie szybko zdławił oburzenie.
-     Może zostać przemieniony w każdš figurę z wyjštkiem króla, panie.
    Chłopiec zachichotał.
-     Dotarłe więc do końca swojej linii i uległe przemianie. Proste, prawda? 
Pamiętaj, jutro skocz tak daleko, jak tylko będziesz mógł i znowu się spotkamy.
    Potem płyta była pusta.
    Tak więc podczas swej drugiej nocy w więzieniu Wallie spał dobrze, ale nad 
ranem stwierdził, że siedzi przy stole. To było wspomnienie, scena z młodoci, 
która powróciła tak wyranie, że mógł czuć zapach niedopałków papierosów i 
słyszeć jazz z radia w sšsiednim pokoju... zielony ryps w ciemnoci i padajšcy 
na niego snop wiatła, karty do gry, popielniczki i szklanki. Bill siedział po 
jego lewej stronie, Justin po prawej, a Jack wyszedł na chwilę.
    On był rozgrywajšcym w tej partii brydża, z kontrš, z rekontrš i po partii 
grał wariacki kontrakt w jednej z tych wariackich rozgrywek, gdy karty sš 
rozdawane po kilka naraz. Atu były trefle i miał jeszcze ostatniš dwójkę. Bill 
zagrał pikiem do singlowego asa Wallie'ego na stole, którego usłużnie podsunšł. 
Justin dołożył. To zmusiłoby Wallie'ego do zagrania z dziadka, a oni tylko na to 
czekali.
    Przebił atutem własnego asa, na głos powiedział "Łup!" Potem mógł zagrać 
siedem dobrych kierów z ręki. Przeciwnicy byli zmiażdżeni, zrzucali co popadło, 
on grał dc końca. Słyszał własny wrzask triumfu... szlemik wylicytcwany, 
zrobiony, z rekontrš, po partii, i rober. Sięgnšł po zapis. Czuł go w palcach. 
Wtedy wszystko zniknęło i był z powrotem w więzieniu. Pierwszy blask witu 
zaczynał rozjaniać niebo na wschodzie.
    Odkrył, że wierzenie w bogów prowadzi do wierzenia w przesłania. Kto wykonał 
złe zagranie? Szachy i brydż... czy bogowie grajš ludzkociš, żeby skrócić sobie 
wiecznoć? 
    Piki z brydżowej talii pochodzš od mieczy tarota - czy Bogini przebiła 
swojego asa mieczy, Shonsu, atutem, Wallie'em Smithem, dwójkš trefl, najniższš 
kartš w talii?
    Gdy się rozjaniło, bóle wróciły. Ale to przepowiedział chłopczyk i Wallie 
mógł uwierzyć, że dzi zostanie zabrany z więzienia.
    Tak powiedział bóg .
    Sšd wištyni miał dużo pracy. Oddział mierci zabrał szeciu więniów, a 
pierwszš pozycjš na licie był Shonsu, szermierz siódmego stopnia, opętany przez 
demona. Jeli interpretacja Innulariego była prawidłowa, to stary Honakura 
przegrał w próbie sił.
    Wallie został brutalnie wywleczony po schodach, przez pokój straży, po czym 
pozwolono mu pać bezwładnie na twarde, rozgrzane płyty pod palšcym słońcem. Nie 
wrzasnšł. Leżał przez chwilę, walczšc z wywołanymi przez bóle w stawach i 
potłuczenia mdłociami, mrużšc oczy w ostrym wietle. Potem z wysiłkiem usiadł, 
podczas gdy inni wywlekani skomleli albo wrzeszczeli. Po jednym spojrzeniu na 
swoje stopy próbował już więcej na nie niepatrzeć.
    Znajdował się na skraju szerokieg...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin