ROZDZIAŁ DRUGI: Jupiter V lir ..Jmiałek zanurzajšcy się w zakazanych obszarach wiedzy doznaje uczucia dziwnego podniecenia. Historia życia zanotowała kilka takich przypadków i włanie za ich przyczynš zostalimy skazani na samotnoć. Otworzylimy całkiem nowe przejcie tunel kulturowy. Wędrujemy samotnie, a przed nami cišgnie się pusta przestrzeń. wiadomi własnej osobliwoci spoglšdamy na siebie mówišc: to nigdy nie może się powtórzyć". LOREN C. EISELEY Zabrzęczał alarm. Rozchwiana konstrukcja Mostu zgrzytała pod uderzeniami wyjšcego wichru. Robert Helmuth czuwajšcy w bazie Jupiter V nad postępem prac budowlanych zwykle nie zaprzštał sobie tym głowy. Most niemal bez przerwy był targany uderzeniami szalejšcego nad całš planetš huraganu. Tym razem czujnik umieszczony na tablicy kontrolnej wskazywał, że w sektorze sto czternacie wystšpiły jakie kłopoty. Wspomniany sektor znajdował się na północno-wschodnim krańcu estakady, gdzie metalowa krawęd zwisała w wirujšcej chmurze skrystalizowanych czšsteczek amoniaku i metanu, czterdzieci pięć kilometrów nad niewidocznš powierzchniš planety. Obszar nie był objęty polem widzenia ultrafonicznych oczu", ponieważ oba końce Mostu nie zostały jeszcze ukoń czone. Robert Helmuth westchnšł ciężko i uruchomił chrzšszcza". Niewielki pojazd, płaski niczym pluskwa, rozpoczšł powolnš wędrówkę po dziesięciu wšskich szynach solidnie przymocowanych do dwigarów. Strumienie wypełnionego wodorem powietrza z ogłuszajšcym wistem przemykały wšskš szczelinš dzielšcš spód wehikułu od nawierzchni Mostu, a krople amoniaku uderzały w lekko zaokršglonš pokrywę z hukiem przypominajšcym kanonadę. Z powodu ogromnej siły cišżenia panujšcej na Jowiszu owe drobiny" miały wagę pocisku artyleryjskiego, choć rozmiarami nie przekraczały wielkoci zwykłej kropli wody. Częste wyładowania zalewały teren prac potokami mętnego, pomarańczowego wiatła. Most dygotał; towarzyszšca każdej eksplozji fala uderzeniowa parła przez niewiarygodnie gęstš atmosferę niczym stalowy kadłub pancernika. Mimo to prace przebiegały bez większych przeszkód. Na uderzenia piorunów narażona była przede wszystkim skorupa planety. Ani budowie, ani tym bardziej Helmuthowi nie groziło żadne poważne niebezpieczeństwo. Prawdę powiedziawszy, Helmuth w ogóle nie przebywał na Jowiszu choć w miarę upływu czasu coraz trudniej przychodziło mu o tym pamiętać. Na Jowiszu nie było nikogo, kto mógłby usunšć poważnš awarię. W ogóle nie było nikogo. Jedynie Most i maszyny, które stanowiły częć jego konstrukcji. Most budował się sam. Ogromny, samotny i bezduszny twór człowieka z wolna rosnšcy nad czarnš otchłaniš. Plan został opracowany niezwykle starannie, lecz Helmuth obserwujšcy miejsce robót za pomocš skanerów umieszczonych na chrzšszczu" nie był w stanie ocenić jego efektów. Trasa pojazdu wiodła rodkiem przęsła, a ciemnoci i wiecznie szalejšca burza ograniczały widocznoć do kilkudziesięciu metrów. Szerokoć Mostu wynosiła siedemnacie kilometrów; wysokoć dla pracujšcych przy budowie równie abstrakcyjna, co wysokoć drapacza chmur dla spacerujšcej mrówki czterdzieci pięć. Żaden dokument nie wspominał o długoci, która przekroczyła już osiemdziesišt pięć kilometrów i wcišż rosła... Toporny kolos wznoszony przy użyciu najnowoczeniejszych metod, materiałów i narzędzi, których nigdy dotšd nie tknęła ludzka ręka. Wiele elementów projektu można było zrealizować wyłšcznie na Jowiszu. Znaczna częć Mostu została wykonana z lodu, substancji wręcz niezastšpionej przy cinieniu miliona atmosfer i temperaturze dochodzšcej do minus siedemdziesięciu stopni Celsjusza, w której lita stal zmieniała się w miałki pył, aluminium za przybierało postać wiotkiej, przewitujšcej materii pękajšcej pod najlżejszym dotknięciem. Lód Cztery", gdyż takim terminem okrelano wodę zamarzniętš w warunkach panujšcych na Jowiszu, stanowił zwartš, nieprzezroczystš masę stosunkowo łatwš do formowania pod dużym naciskiem, lecz możliwš do skruszenia jedynie przy użyciu siły zdolnej obrócić w perzynę ziemskie miasto. Dla utrzymania cišgłoci prac zużywano miliony megawatów energii, ale w tym względzie planeta bez trudu zaspokajała wcišż rosnšce potrzeby budowniczych. Wiecznie wiejšcy wicher omiatał powierzchnię z szybkociš przekraczajšcš cztery tysišce kilometrów na godzinę i nic nie wskazywało na to, aby w cišgu najbliższych czterech miliardów lat miała nastšpić poprawa pogody. Zapas energii był w pełni wystarczajšcy. Helmuth przypomniał sobie plotki mówišce o budowie kolejnych mostów na Saturnie, a póniej może i na Uranie. Chodziło wyłšcznie o politykę. Tutejszy Most znajdował się niemal osiem tysięcy kilometrów poniżej widzialnej granicy atmosfery co było nader szczęliwš okolicznociš, ponieważ w górnych warstwach atmosfery temperatura spadała o dalsze dwadziecia cztery stopnie a już występowały drobne trudnoci w sprawnym funkcjonowaniu niektórych mechanizmów. Jeli wierzyć odczytom radiosondy, powłoka gazów otulajšcych Saturna miała gruboć dwustu siedemdziesięciu tysięcy kilometrów, a temperatura przy powierzchni wynosiła sto pięćdziesišt stopni poniżej zera. W takich warunkach zamierały wszelkie maszyny, a lód stawał się twardszy od diamentu. Most na Uranie... Helmuth uważał, że Jowisz jest wystarczajšco parszywym miejscem. Automat zatrzymał chrzšszcza" na końcu Mostu. Helmuth nastawił oczy" wehikułu na maksymalne powiększenie i ogarnšł spojrzeniem najbliższš okolicę. Tuż przed sobš zobaczył ogromne kolumny. Ich wielkoć wynikała z tego, że musiały utrzymać nie tylko całš budowlę, lecz także własny ciężar. Siła Grawitacji na Jowiszu dwuipółkrotnie przekraczała ziemskš. Mimo gigantycznej masy plštanina dwigarów, lin i połšczeń bezustannie drżała, szarpana lodowatymi palcami wichru niczym olbrzymia harfa. Helmuth nie potrafił patrzeć bez lęku na rozdygotanš konstrukcję, choć z dowiadczenia wiedział, że nie kryje w sobie żadnego niebezpieczeństwa. Odłšczył automatycznego pilota i przeszedł na sterowanie ręczne. Udało mu się przesunšć pojazd o kilka cali. Był dopiero w sektorze sto trzynastym, czujniki natomiast wskazywały wyranie, że prawdziwe ródło kłopotów znajduje się nieco dalej, a do granicy sektorów pozostało jeszcze piętnacie metrów. Niedobrze. Helmuth nerwowo potarł rudš brodę. Tym razem nie chodziło o zwykłe uczucie przygnębienia, jakie towarzyszyło mu zawsze podczas pracy na Mocie. Powód alarmu musiał być poważny, skoro automat kierujšcy chrzšszczem" podjšł decyzję o zatrzymaniu wehikułu. A może... Może doszło do awarii, której obawiał się każdy technik zajmujšcy miejsce w kabinie kontrolnej? Awarii niemożliwej do usunięcia przez maszyny? To oznaczałoby sromotnš klęskę człowieka i koniecznoć rejterady z Jowisza. Zadziałał drugi system bezpieczeństwa; pojazd ponownie przywarł do szyn i zamarł w bezruchu. Helmuth z ponurš minš odcišł dopływ energii do spirali magnetycznej i wdusił kilka przycisków. Chrzšszcz" powoli wpełzł na teren zagrożenia. Niemal natychmiast przechylił się w lewo. wist wiatru przybrał na sile: wskazówki potencjometru skoczyły do końca skali. Bezgłony pisk ultradwięków sprawił, że mężczyzna mocno zacisnšł zęby. Pojazd podskakiwał i łomotał o twardš nawierzchnię Mostu niczym rozszalała zabawka. Wokół rozcišgała się gruba pokrywa chmur. Grad bębnił w osłony skanerów. wiatła chrzšszcza" nie potrafiły przebić ciemnoci dalej niż na kilka metrów. Czterdzieci pięć kilometrów niżej dudniła kanonada eksplozji wodorowych. Na powierzchni planety działo się co szczególnego. Helmuth już dawno nie słyszał tak długiej serii wybuchów. Rozległ się ostry, głony trzask i zza krawędzi Mostu strzeliły pomarańczowe płomienie, połyskujšce na tle mrocznego nieba na kształt rozwianej grzywy ognistego rumaka. Mężczyzna odruchowo odsunšł się od konsolety, choć roziskrzony strumień miał niewiele wyższš temperaturę niż przenikliwy podmuch gazowego wichru i nie mógł uszkodzić lodowej konstrukcji. W nagłym rozbłysku Helmuth dostrzegł co wród poplštanych i rozedrganych cieni rysujšcych się na tle eksplozji. Koniec Mostu. Zniszczony. Mężczyzna cofnšł chrzšszcza", mruknšwszy co pod nosem. Płomień przygasł. wiatło zniknęło, zanurzyło się w odległym o dziesištki kilometrów wzburzonym morzu płynnego wodoru. Skaner zaklekotał z aprobatš, gdy pojazd wrócił do bezpiecznego sektora sto trzynacie. Helmuth obrócił kadłub wehikułu o sto osiemdziesišt stopni. Na razie nie mógł zrobić nic więcej. Przebiegł wzrokiem panel sterowania, odnalazł niebieski klawisz z napisem garaż", wcisnšł go z furiš, a potem zdjšł hełm. Obraz Mostu zniknšł.
sunzi