Nowy4.txt

(25 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 3
Barras cieszył się chwilš szczęcia, niczym oazš na pustyni beznadziejnoci, w chwili gdy Wesmeni przerwali zewnętrznš obronę Julatsy.
Dla starego elfa nie było nic bardziej pokrzepiajšcego niż widok słońca wstajšcego ponad Wieżš Kolegium Julatsy. Patrzeć, jak ciemnoć umyka z każdego kšta każdego budynku, jak wiatło skrzy się i tańczy na szczytach dachów, móc spojrzeć na zachód w stronę jeziora Triverne, ujrzeć, jak miejsce narodzin magii na Balai odbija migoczšcy blask na ciemnej cianie Czarnych Szczytów.
Kiedy wierzył, patrzšc na ten widok, że nic na wiecie nie jest w stanie go zranić. Teraz jednak brutalna siła Wesmenów złamała obronę Julatsy i wiedział, że jeli nie podejmie ostatecznych kroków, nigdy już nie ujrzy takiego wschodu słońca.
Przez krótkš chwilę spoglšdał z odrazš i lękiem na Wesmenów wlewajšcych się na ulice miasta i podejmujšcych nierówne potyczki z resztkami gwardii. Rzucanie zaklęć było le zorganizowane i nie dawało większego efektu. Po pierwszym pęknięciu w obronie pojawiły się następne i teraz Wesmeni parli jak burza wprost na mury kolegium. A on nie mógł na to pozwolić.
Odwrócił się do generała Karda i zobaczył łzy na policzkach starego żołnierza. Położył rękę na ramieniu mężczyzny.
 Generale  powiedział łagodnie  pozwól mi chociaż uratować kolegium.
Kard spojrzał na niego, jakby odbierajšc sens słów z opónieniem, poruszył ustami i zmarszczył czoło.
 To niemożliwe.
 Możliwe. Potrzebuję jedynie pana pozwolenia.
 Ma je pan  odparł Kard bez chwili zastanowienia. Barras skinšł głowš i przywołał adiutanta.
 Każ zagrać na alarm, przywołaj strażników z zewnętrznych posterunków do rodka kolegium, rozstaw poczwórne siły przy bramach. Ja schodzę do Serca Wieży i zwołam Radę. Zaczniemy rzucać zaklęcie natychmiast. Spiesz się.
Adiutant spoglšdał przez chwilę na Barrasa, przetrawiajšc słowa, jakich najwyraniej nigdy nie spodziewał się usłyszeć.
 W tej chwili, mistrzu Barrasie.
Elf raz jeszcze rzucił okiem na blanki, na mury kolegium i na ulice Julatsy. Fala nacierajšcych rosła, panika rozprzestrzeniała się, a wrzawa była ogłuszajšca.
Wesmeni zawyli, czujšc nadchodzšce zwycięstwo, obrońcy wykrzykiwali rozpaczliwie, starajšc się przegrupować, a zwykli mieszkańcy próbowali po prostu ratować życie. Na dwięk dzwonów ogłaszajšcych alarm obywatele Julatsy ruszyli w stronę bram kolegium.
Barras wyszeptał ciche słowa przeprosin dla tych, którzy pozostać mieli na zewnštrz.
 Chodmy, Kard. Lepiej, żeby tego nie widział.
 Nie widział czego?
 Użyjemy Całunu-Demonów.  Barras przeszedł przez drzwi otwarte przez adiutanta. Ruszył schodami na dół, przeskakujšc co drugi stopień, z energiš i zręcznociš niezwykłš dla podeszłego wieku.
Majšc za sobš zadyszanego już Karda, dotarł do Serca Wieży i dołšczył do Rady, zajmujšc stałe miejsce. Jego oddech nie był nawet ciężki. Tego Kard nigdy nie rozumiał. Mag musiał pozostać w dobrej formie niezależnie od wieku. Silne serce i układ kršżenia stanowiły niezbędny warunek skutecznego rzucania zaklęć i odzyskiwania many.
 Czy będziesz trzymał straż przy drzwiach, generale?  zapytał Barras.
 To dla mnie honor  odpowiedział żołnierz, zatrzymujšc się przy wejciu. Skupienie many w Sercu Wieży powodowało, że czuł się nieswojo, choć nie potrafił niczego dostrzec. Skłonił się przed Radš i zamknšł drzwi. Musiał postarać się, żeby magom nikt nie przeszkodził.
Serce Wieży Kolegium Julatsy stanowiła komnata umieszczona na parterze, złożona z omiu segmentów wygładzonego kamienia zbiegajšcych się na wysokoci przekraczajšcej wzrost dwóch ludzi, dokładnie ponad rodkiem podłogi ułożonej na wzór spirali. Kamienne płyty tworzyły pojedynczš linię biegnšcš od wejcia i zawijajšcš się coraz cilej, by w końcu stracić całkiem odrębnoć konturów w samym centrum komnaty. W tym punkcie płonęło wiatło many, jasna łza rozmiarów płomienia wiecy, która nigdy nie migotała i nie rzucała blasku, pomimo swej żółtej barwy, bowiem tylko magowie mogli jš ujrzeć. Inni nie potrafili dostrzec niczego.
Pozostałych siedmiu magów skinęło głowami, kiedy Barras zajšł miejsce między nimi. Teraz każdy członek Rady znajdował się dokładnie przy jednym z kamiennych segmentów. Kiedy Kard zamknšł drzwi, zapadła całkowita ciemnoć.
Barras czuł zdenerwowanie towarzyszy, tych młodszych i tych starszych. Nie było w tym nic zaskakujšcego. Całun-Demonów był najtrudniejszym, najniebezpieczniejszym i najpotężniejszym zaklęciem, jakie znano w Julatsie. Wczeniej użyto go tylko dwukrotnie, w obydwu przypadkach na długo przed narodzinami któregokolwiek z obecnych członków Rady i w momentach wyjštkowego zagrożenia dla kolegium.
Wszyscy znali powagę czekajšcego ich zadania. Wszyscy też przygotowali się na potencjalnš koniecznoć rzucenia zaklęcia, kiedy tylko rozpoczšł się atak Wesmenów. I wszyscy byli wiadomi, że tylko siedmiu z nich opuci Serce, kiedy to się skończy. Nikt jednak nie wiedział, kto zostanie wybrany.
 Czy przywołamy wiatło, by towarzyszyło naszemu zaklęciu?  zapytała Radę Kerela, Starszy Mag, znajdujšca się dokładnie naprzeciw Barrasa. Jeden po drugim członkowie rady odpowiadali tradycyjnš formułš.
 Tak. wiatło pozwoli nam widzieć siebie i to da nam moc.
 Barrasie, magu, który sprowadziłe nas do Serca, przywołaj nam wiatło  powiedziała Kerela.
 Tak się stanie  odparł Barras. Zgodnie z rytuałem przygotował ognisko many dla Kuli-wiatła. Był to prosty kształt, nieruchoma półkula, utkana sprawnie z many przepływajšcej przez Serce. Wysiłek był minimalny. Barras umiecił Kulę tuż nad wiatłem many. Jej delikatny blask rozproszył cienie i owietlił sylwetki członków Rady.
Barras rozejrzał się powoli, wykonujšc ukłon przed każdym z magów i obserwujšc ich oblicza. Wiedział, że jednego z nich nie zobaczy już nigdy i że on sam może także zostać zabrany przez demony.
Po jego lewej stronie Endorr, najmłodszy, uznany pełnoprawnym członkiem Rady zaledwie siedem tygodni wczeniej w Wielkiej Komnacie. Niezwykły talent. Endorr był niski, brzydki i potężny. Szkoda byłoby go utracić.
Patrzšc dalej, Barras zobaczył Vilifa, wiekowego sekretarza Rady, zgarbionego, łysego i zbliżajšcego się już do końca swych dni. Dalej Seldane, jedna z dwóch kobiet w Radzie, w rednim wieku, siwowłosa i zgorzkniała. Kerela, Starszy Mag, będšca elfem jak Barras i jego bliska przyjaciółka. W takiej sytuacji z pewnociš nie mogli sobie pozwolić na jej stratę. Wysoka i dumna Kerela przewodziła Radzie z żelaznš konsekwencjš, zdobywajšc szacunek całego kolegium. Deale, kolejny elf, starzejšcy się i niekiedy nierozważny. Jego pocišgła twarz była przepełniona strachem, blada i napięta. Cordolan, łysiejšcy, w rednim wieku, korpulentny i jowialny. W wietle rzucanym przez Kulę widać było pot na jego czole. Przydałoby mu się więcej ćwiczeń, jego wytrzymałoć malała. Wreszcie na prawo od Barrasa  Torvis. Stary i pomarszczony, ale wysoki, porywczy i pełen życia. Wspaniały człowiek.
 Czy możemy zaczynać?  Głos Starszego Maga wyrwał go z rozmylań.  Dziękuję ci, Barrasie, za ten dar wiatła.  Tutaj zazwyczaj kończyły się formalnoci. Zazwyczaj.
 Członkowie Rady Julatsy  mówiła dalej Kerela  zebralimy się tu, albowiem nasze kolegium znalazło się w wielkim niebezpieczeństwie. Jeżeli nie podejmiemy zaproponowanych działań, wkrótce upadnie. Czy kto z obecnych nie zgadza się z tš interpretacjš sytuacji?
Cisza.
 Będšc wiadomym ryzyka zwišzanego z użyciem Całunu-Demonów, czy kto z Rady pragnie pozostać poza Sercem Wieży podczas rzucania zaklęcia?
Na prawo od Barrasa Torvis parsknšł miechem, na krótkš chwilę rozładowujšc przesycone manš napięcie.
 Kerela, proszę  głos starego maga brzmiał jak stšpanie po suchych liciach.  Jeli będziemy bawić się w ostrożne słowa i ostrzeżenia, wkrótce przyjdš szamani, żeby nam pomóc w rzucaniu. Nikt się nie wycofuje i wiesz o tym.
Kerela zmarszczyła czoło, ale w jej oczach pojawił przelotny blask zadowolenia, a Barras pokiwał głowš w potwierdzeniu.
 Torvis nie może się doczekać, kiedy połšczy się z nowym wymiarem  dodał.  Powinnimy zaczšć natychmiast.
 Miałam obowišzek zapytać  odparła Kerela.
 Wiem  powiedział Barras.  Wszyscy wiemy  umiechnšł się.  Prowad nas, Kerelo.
Kobieta wzięła głęboki oddech i raz jeszcze objęła wzrokiem całš Radę.
 Ty, który powięcisz swe życie dla ratowania tego kolegium i magii Julatsy, oby szybko odnalazł spokój obok dusz tych, których kochałe  zrobiła krótkš pauzę, a potem cišgnęła dalej.  Słuchajcie uważnie mych słów i bardzo dokładnie wypełniajcie polecenia. Niech nic prócz mego głosu nie zakłóca waszego skupienia.  Głos Kereli nabrał mocnego, władczego tonu.  Ułóżcie dłonie na kamieniach za sobš i niech wasze oczy przyjmš spektrum many.
Barras przycisnšł dłonie do kamiennej ciany za plecami i dostroił wzrok, skupiajšc go na przepływajšcej wokół manie. Widok był tak samo niesamowity, jak przerażajšcy.
Serce Wieży Julatsy było potężnym zbiornikiem many  kształt i materiał, z jakiego zbudowano komnatę, powodowały gromadzenie się magicznej energii i skupienie jej wewnštrz pomieszczenia. Kamienne segmenty pełniły rolę przesyłaczy, przez które stale przepływała mana, odbijajšc się i skupiajšc wokół osi w centrum Serca. Barras wyczuwał ten przepływ  osiem potężnych strumieni zbiegajšcych się w jednš kolumnę mocy na rodku kamiennej podłogi.
Wiedział też, że pod jego stopami znajduje się pomieszczenie identyczne jak to, w którym stali, również będšce częciš magicznego obwodu. Kładšc dłonie na szarej, kamiennej cianie Barras, tak jak inni, stawał się kolejnym elementem tego systemu.
Członkowie Rady drgnęli, a niektórzy nawet westchnęli, kiedy poczuli przepływ energii. Mana przyspieszała puls, rozjaniała umysł, przygotowujšc go do maksymalnej koncentracji, i przenikała mięnie, przystosowujšc je do szybkiego i sprawnego działan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin