Rozdział 1.pdf

(74 KB) Pobierz
Rozdział 1
Tłumacz: Vestri Beta: Byaq
Rozdział 1
Rok przed wstąpieniem do Rekultywacji * , mój brat Will, kiedy miał jeszcze siedemnaście
lat, osiągnął najwyższy wynik w automacie YouToo! w centrum gier. Wcześniejszego
rekordu nie pobito od wielu lat, dlatego mnóstwo ludzi myślało, że nie da się tego zrobić,
chociaż w końcu okazało się inaczej. Ale o to mój brat już się nie troszczył, znalazł o wiele
ważniejsze rzeczy do robienia, niż marnowanie czasu na zajmowanie się grami, w których
zwycięstwo oznaczało jedynie potrzebę zagrania drugi raz.
Żyliśmy wtedy w czasach suszy i wojny. Wielkie imperia upadały i dzieliły się. Ziemia
była spieczona i umierała z tęsknoty za wilgocią, a ludzie, którzy na niej żyli, walczyli o
każdą kroplę. Na zewnątrz wiatr zawodził jak ranne zwierzę. Wewnątrz nasza skóra łuszczyła
się, nasze oczy szczypały i płonęły. Nasze języki były jak grube węże śpiące w ciemnych
grobach.
To dlatego nigdy nie zapomnę pierwszego razu, kiedy zobaczyłam Kai’a. Stał na otwartej
drodze, pijąc wodę ze starego, plastikowego naczynia, jakby to nic nie znaczyło. Na tym
kubku mogło być wszystko: bakterie, wirusy albo jakakolwiek z trucizn, o których uczyli w
szkole. Ludzie, w poszukiwaniu wody, kopali tak głęboko, że sól nie mogła skazić studni, a
nienazwane choroby rozwijały się na wszystkim, co pozostało na powierzchni. Ale Kai nie
wydawał się tym przejmować. Pił swoją wodę, jakby to była najzwyklejsza czynność na
świecie. Wiedziałam, że to woda, bo kiedy skończył, zrobił coś nadzwyczajnego: odwrócił
kubek do góry dnem i wylał ostatnie krople w kurz.
- Hej! – krzyknęłam na niego – Nie możesz tak robić!
Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, że jestem jedyną osobą, poza nim, na opustoszałej
drodze. Miał mniej więcej tyle samo lat co Will. Obaj posiadali to szczupłe, chłopięce ciało,
które właśnie zaczęłam cenić: wystające kości biodrowe i nadgarstki, płaskie brzuchy i
wąskie torsy. Ale kiedy ja i Will byliśmy ciemnowłosi i chudzi, Kai był blondynem ze skórą,
która jaśniała w porannym słońcu. Odczuwałam potrzebę, by przebiec opuszkami palców po
jego gładkich przedramionach, poczuć dziwną miękkość pod moimi obdartymi paznokciami,
którym nigdy nie pozwoliłam urosnąć na tyle, by nałożyć lakier, jak to robiły inne
dziewczyny.
- Kto powiedział, że nie mogę? – zapytał.
* ang. „Reclamation” - odzyskiwanie, rekultywacja, czyli powtórne wykorzystywanie odpadów (przyp. tłum.)
Translate_E-Book Strona 1
555654808.003.png
 
Tłumacz: Vestri Beta: Byaq
Marnowanie wody było nielegalne. Za przekroczenie norm nakładano kary grzywny, a
nawet więzienia, ale ten chłopak nie wyglądał na kogoś, kto o to dba.
- Po prostu nie możesz – odparłam.
- To nie jest odpowiedź.
- Ale to prawda.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Wiem i tyle. Rozejrzyj się. Czy widzisz tu jakąś wodę?
- Mnóstwo wody – odpowiedział chłopak.
- Taa, w oceanie.
- Nie można pić morskiej wody – oznajmił, jakbym tego nie wiedziała.
Spojrzałam wzdłuż zakurzonej ulicy. Nigdzie nie było widać znaku życia – jedynie
wzgórza znaczone bliznami dawnych pożarów i piasek przesypujący się przez pustą działkę,
na której czekałam. Brak jakiegokolwiek ruchu jaszczurki czy owada. Kiedyś, po obu
stronach drogi, stały rzędy magazynów i sklepów, teraz pozostały jedynie szkielety, których
śmieciarze nie zdołali oddać na złom. Porwana izolacja i luźny drut zwisały niczym
wnętrzności z aluminiowych podpór. Kiedy wiał wiatr, wydawały żałobne dźwięki.
- Tak czy inaczej, dlaczego nie masz swojego ekranu?
„Nowi uczniowie pierwszego dnia powinni przynajmniej przynieść notebooka”
-pomyślałam.
- Nie chodzę do szkoły – odparł.
- Jesteś żniwiarzem?
- Mój ojciec mówi, że nie muszę chodzić do szkoły.
Z wyjątkiem dzieci żniwiarzy, którzy ścigali chmury, na zajęcia musiał uczęszczać każdy.
Przynajmniej dopóki nie skończył osiemnastu lat – wtedy dostawał pracę, wcielano go do
armii lub zaczynał działalność na rzecz Komisji Prawa Wodnego * , co było jak pozostanie w
szkole na całe życie.
- Masz szczęście – stwierdziłam.
- Szkoła wcale nie jest taka zła.
Lubiłam szkołę, chociaż nie przyznawałam się do tego. Uwielbiałam uczenie się o
szczegółach błyszczących kamieni, o ich twardej, inkrustowanej powierzchni, zawierającej
wskazówki na temat tego, które minerały znajdują się w środku. Kochałam nasze wycieczki
do tam, gdzie metalowe koła, tak wielkie jak całe domy, obracały się powoli w swoich
krzemowych łożach. Najbardziej ze wszystkiego kochałam rozszyfrowywanie kłębiących się
* The Water Authority Bard (przyp. tłum.)
Translate_E-Book Strona 2
555654808.004.png
 
Tłumacz: Vestri Beta: Byaq
fioletowych wzorów burz i huraganów, próby przewidzenia, gdzie w brązowo-szarych
preriach uderzą następnym razem.
- Wzięli cię?
Wzruszył ramionami.
- Nie muszę już nigdzie chodzić.
Znowu spojrzałam na drogę. Autobus się spóźniał. To nie było nic nowego. Czasami wcale
nie przyjeżdżał i musiałam iść z powrotem do budynku, gdzie mój tata odłączał stary
samochód i zawoził mnie do szkoły do miasta. Will już tam był, całą godzinę szybciej,
ponieważ musiał opróżnić basen, zanim przez słońce wyparuje choć mała ilość wody,
zbierająca się jako rosa. W tamtym roku jeździły ze mną autobusem dwie inne dziewczyny,
jednak pewnego dnia przestały przychodzić i nigdy nie wróciły. Nudno było czekać mi samej.
Z radością witałam każdą odmianę.
- Mam brata - powiedziałam. – Zdał fizyczny do armii.
- Łatwizna.
- Miał zrobić pięćdziesiąt pompek.
- Mogę zrobić sto.
Chłopak ukląkł, jakby zamierzał zacząć wykonywać ćwiczenie właśnie tu, w kurzu.
Miejsce, gdzie strząsnął krople, wyschło zupełnie, nie mogłam nawet powiedzieć, że kiedyś
było mokre. Zobaczyłam gumkę jego bielizny i gładką skórę, gdzie odsłoniły się jego plecy.
Bez znaków, zadrapań, strupów ani czegokolwiek takiego. Moje własne ręce wyglądały jak
jakiś rodzaj mapy skarbów, za wyjątkiem brakującej linii prowadzącej do krzyżyka.
- Jestem Vera – powiedziałam do jego pleców.
- Kai – przedstawił się, wstając.
- Skąd wziąłeś wodę?
- Mam jej dużo.
- Jesteś bogaty?
- Myślę, że tak.
- Możesz być sam na zewnątrz?
- Ha! – parsknął. – Chciałbym zobaczyć, jak próbują coś z tym zrobić.
Nie było wiadomo, o kim mówił, ale nie myślałam, żeby Kai – lub jakikolwiek chłopak –
mógł przeciwstawić się bandytom i żołnierzom, którzy grozili naszemu miastu, nieważne ile
pompek potrafił zrobić.
- Czekasz na kogoś? – spytałam.
- Idę na miejsce wygrzebywania. Chcesz się przyłączyć?
Translate_E-Book Strona 3
555654808.001.png
Tłumacz: Vestri Beta: Byaq
- Mam szkołę.
- Po szkole?
Powiedziałam, że spróbuję, ale wiedziałam, że tata nie pozwoliłby mi. Nie chciał, żebym
chodziła gdzieś po szkole - nie z tym chłopakiem, nie z jakimkolwiek chłopakiem.
Niebezpiecznie było kręcić się koło nieznajomych. Chociażby w zeszłym roku mieliśmy
wirusa i troje dzieci z naszej klasy umarło. Po tym wydarzeniu, przez dwa tygodnie, nikt nie
chodził do szkoły, a Will i ja graliśmy w karty w jego sypialni do takiego znudzenia, że
chciało się nam krzyczeć.
- Mieszkam w pawilonie Wellington – powiedział Kai, wymieniając fantazyjne osiedle
mieszkaniowe. – Spotkaj się tam ze mną dzisiaj po południu. Dam znać strażnikom.
- Mam zespół wodn y * .
- No to po zespole.
- Zapytam tatę o zgodę. - W dole ulicy mogłam zobaczyć wiele mówiący, wzbijający się w
powietrze kurz. - To mój autobus.
Kai spojrzał tam, gdzie wskazałam, a jego usta zacisnęły się w wąską linię rozczarowania.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie stał na drodze i nie rozlewał wody, bo miał jej
wystarczająco dużo do picia. Tak samo jak dziewczyny, które tną się albo podkradają leki
rodziców, potrzebował kogoś, kto zwróci na niego uwagę. Obiecałam sobie, że spróbuję
odwiedzić tego chłopaka, nawet jeśli nie spodoba się to mojemu tacie.
- Do widzenia – powiedziałam. – Poszukam cię później.
- Później – powtórzył.
Wsiadłam do autobusu i odwróciłam się, by pomachać, ale kiedy to zrobiłam, zobaczyłam
samochód zatrzymujący się przy chłopaku – dużą, czarną limuzynę, z silnikiem napędzanym
benzyną, który wyrzucał ciepło w połyskujących falach srebra. Drzwi otworzyły się i na ulicę
wyszedł krzepki strażnik z pistoletem maszynowym – lustrzane okulary skrywały jego oczy, a
na biodrach miał gruby pas na naboje. Dał znak Kai’owi i chłopak wspiął się do środka, nie
oglądając się za siebie.
* water team (przyp. tłum.)
Translate_E-Book Strona 4
555654808.002.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin