461. McArthur Fiona - Dom na wydmach.pdf

(746 KB) Pobierz
The Midwife's New-Found Family
302001121.001.png
Fiona McArthur
Dom na wydmach
Tytuł oryginału: The Midwife's New-Found Family
302001121.002.png 302001121.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jak przez mgłę ujrzała mężczyznę w kręgu uczynionym z
muszli.
Misty Buchanan zdawała sobie sprawę, że widzi teraz
przyszłość, że to nie jest sen, bo z upływem czasu nauczyła
się odróżniać jedno od drugiego. Jednak łowiąc ryby w tak
odludnym miejscu i upajając się podmuchami słonej bryzy,
nie spodziewała się żadnej wizji.
Czując, że obraz plaży, na której stoi, coraz bardziej się
rozmazuje, nie miała wyjścia, musiała zamknąć oczy...
Stał na skale wśród stadka mew. Mimo sporej odległości
widziała, jak do muskularnej klatki piersiowej przytula
mewę, by rozplątać sznurek. Mimo że jego twarz była dla
niej niewidoczna, Misty, w całkiem innym wymiarze, wy-
czuwała jego dobrze jej skądinąd znane zatroskanie losem
spętanego ptaka.
Kiedy była młodsza, przerażała ją ta zdolność widzenia
ludzi oraz sytuacji i obrazów, które przesuwały się jej pod
opuszczonymi powiekami, ale z wiekiem zaakceptowała to
jako element swojego życia, chociaż przyszłość nader rzad-
ko miewała wpływ na jej teraźniejszość.
Ten dar wiązał się jednak z odpowiedzialnością, więc z
bijącym sercem czekała teraz na ciąg dalszy.
Gdy uwolniony ptak sfrunął z jego ręki, mężczyzna po-
stąpił krok do tyłu.
Ściągnęła brwi, bo obraz nagle zniknął, by chwilę później
powrócić z całą wyrazistością.
Upadł, uderzając głową o kamienie, po czym zsunął się
w turkusowe morskie fale, które wynosiły go coraz dalej od
brzegu.
Wizja się rozpłynęła i darmo by ją przywoływać.
Pędząc do jeepa, Misty kurczowo zaciskała palce na węd-
ce i rączce wiaderka. Na oślep wrzuciła je do auta, rozgląda-
jąc się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś wskazówki.
Piaszczysta plaża ciągnęła się kilometrami w obu kierun-
kach, i z obu stron kończyła się skalistymi cyplami schodzą-
cymi do oceanu.
W oddali dostrzegła liczne stado mew unoszące się nad
białą latarnią morską.
Takie widzenia zazwyczaj dawały jej szansę wpływania
na bieg wydarzeń, więc i tym razem posłuchała głosu in-
stynktu i skierowała jeepa w stronę latarni.
Zatrzymała się, porwała deskę do pływania i pognała
przez plażę w kierunku rumowiska. Modliła się w duchu, by
nie okazało się, że wybrała nie ten cypel.
Ze ściśniętym żołądkiem wpatrywała się w zieloną kipiel
pomiędzy kamieniami. Nic tam nie ma. To nie tutaj! - pomy-
ślała przerażona.
Odwróciła się, by zawrócić do samochodu, ale niemal w
ostatniej chwili na powierzchni wody dostrzegła coś, co
przypominało opalone ramię, a gdy fala zaczęła się cofać, jej
oczom ukazało się bezwładnie kołysane ciało człowieka,
leżące twarzą do dołu.
- Ratunku - szepnęła, spoglądając na fale rozbijające się o
skały. - Weź głęboki oddech - powiedziała głośniej, po czym
rzuciła się z deską na nadpływającą falę.
W zetknięciu z zimną wodą na sekundę zabrakło jej po-
wietrza, ale jej mózg już wyliczał kolejne etapy akcji reani-
macyjnej. Z całych sił pracowała nogami.
Co chwila fala zalewała jej twarz, więc krztusząc się, plu-
ła słoną wodą. Zastanawiała się jednocześnie, ile czasu mo-
gło upłynąć od momentu, kiedy nieznajomy stracił przytom-
ność.
Gdy do niego dopłynęła, wyrwało się jej westchnienie
ulgi, bo chwyciwszy go za rękę, stwierdziła, że nadal jest
ciepły. Dużo wysiłku kosztowało ją wsunięcie mu się pod
ramię, przełożenie ramienia na deskę, a potem wepchnięcie
pod niego deski tak, by zminimalizować jego ciężar. Teraz
już mogła go holować.
- Ej, człowieku, obudź się. Otwórz oczy.
Nie reagował. Dwukrotnie dmuchnęła mu w sine wargi.
Brak reakcji.
Gdy przykryła ich kolejna fala, zadecydowała, że przede
wszystkim musi wyciągnąć go na brzeg.
- Kolego, nie opuszczaj mnie - szepnęła mu do ucha, kie-
rując deskę w stronę plaży.
Zaniepokojona jego stanem płynęła do brzegu z prędko-
ścią, która ją samą zaskoczyła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin