469. Roberts Alison - Uleczone serce.pdf

(746 KB) Pobierz
Hot-Shot Surgeon, Cinderella Bride
392352824.004.png
Alison Roberts
Uleczone serce
Tytuł oryginału: Hot–Shot Surgeon, Cinderella Bride
0
392352824.005.png 392352824.006.png 392352824.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kto to, u licha, jest?
Między filarami po drugiej stronie sali balowej mignęła mu najbardziej
olśniewająca kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Był nią urzeczony.
Wrażenie było tak silne, że słowa starszego kolegi, z którym prowadził
ożywioną rozmowę, na jedno mgnienie zmieniły się w ciąg nic nieznaczących
dźwięków.
Ku ogromnemu zadowoleniu komitetu organizacyjnego bal charytatywny
połączony ze zbiórką pieniędzy na rzecz szpitala pod wezwaniem św. Patryka
stał się wydarzeniem roku. Niewielka orkiestra grała znakomicie, a licznie
przybyli goście tłoczyli się na parkiecie, zasłaniając mu widok.
– Czy to twoje zdjęcie widziałem w jakiejś plotkarskiej gazecie? –
Doktor Anthony Grimshaw znowu słyszał wyraźnie dostojny głos kardiologa
dziecięcego, Johna Clifforda. – Z córką Morrisona. Jak ona ma na imię?
– Miranda – rzucił Tony z roztargnieniem.
– Właśnie! No więc, jak już mówiłem, fakt, że ojciec Gilberta jest
członkiem zarządu, przestaje mieć aż takie znaczenie, bo głos twojego
przyszłego teścia za przyznaniem ci stanowiska ordynatora będzie co najmniej
tak samo ważny, o ile nie ważniejszy.
– Co? – Teraz cala uwaga Tony'ego skupiła się na rozmowie. – O czym
ty mówisz?
– O tobie. I o Mirandzie.
– Nic mnie z nią nie łączy.
– Ale zdjęcie...
– Spotkaliśmy się na jakiejś imprezie charytatywnej. Podobnej do naszej,
tylko bez kostiumów – wyjaśnił Tony i uśmiechnął się do Johna. Jowialny pan
1
392352824.001.png
z grzywą siwych włosów, uwielbiany przez małych pacjentów, miał na sobie
królewski płaszcz i koronę. – Tak na marginesie, do twarzy ci w tym stroju.
Wyglądasz bardzo godnie – zauważył. – A wracając do rzeczy... Owszem,
spotkaliśmy się potem z Mirandą kilka razy, ale nic z tego nie wyszło.
– Dlaczego? – zdziwił się John. – To taka piękna dziewczyna. Bogata.
Założę się, że jak wiele innych jest pod twoim urokiem. Wierz mi, gdybym był
młodszy...
Widząc spojrzenie Tony'ego, starszy pan zamilkł. Znal go od dziecka.
Był przyjacielem rodziny, a kiedy kilka lat temu Tony dołączył do personelu
szpitala, stał się jego mentorem.
– Nie sądzisz, że byłoby z mojej strony bezczelnością, gdybym zabiegał o
względy córki prezesa zarządu akurat wtedy, kiedy staram się o stanowisko
ordynatora oddziału kardiochirurgii?
John westchnął z rezygnacją.
– Niestety młody wiek i wolny stan przemawiają przeciwko tobie. Ci, od
których zależy decyzja, będą uważali, że w najbliższej przyszłości zajmiesz się
bardziej swoim życiem prywatnym i nie poświęcisz się pracy w takim stopniu,
jak by oczekiwali. A wiesz, że ich celem jest stworzenie oddziału na
najwyższym światowym poziomie.
– Pokażę im, że się mylili – odparł Tony z przekonaniem i w obawie, że
jego słowa mogą być odebrane jako krytyka, uśmiechnął się. – Liczę na to, że
Miranda powiedziała swojemu ojczulkowi, że ze mną zerwała, bo bardziej
interesuje mnie praca i nauka niż miłość – dodał.
John odwzajemnił jego uśmiech.
– Nie rozumiem cię, synu. Na zdjęciu wydawała się idealną partnerką dla
ciebie.
Tony spoważniał.
2
392352824.002.png
– Zdradzę ci sekret, chcesz? – spytał, a gdy John Clifford kiwnął głową,
nachylił się nad nim i szepnął:
– Ideały są nudne jak flaki z olejem.
Prostując się, spojrzał w stronę filarów po przeciwnej stronie sali.
Zmrużył oczy, by lepiej widzieć tajemniczą postać co chwila zasłanianą przez
tańczące pary w barwnych kostiumach. Kątem oka dostrzegł jeszcze
pożegnalny gest Johna Clifforda oddalającego się ku grupie znajomych, którzy
wołali go do siebie. Pomachał mu ręką.
Dlaczego nie może oderwać od tej kobiety oczu? Stał za daleko, aby
rozpoznać tajemniczą damę lub chociaż dostrzec rysy jej twarzy w
przyćmionym świetle lamp.
Może to jej postawa? Pewność siebie? Wytworność i gracja, mimo że stoi
bez ruchu? Sprawia wrażenie, że jest sama, lecz nie osamotniona. Niezależna.
Tak, to go zaintrygowało. Aura niezależności.
Dzisiaj on czuł się podobnie.
Niezależny.
Wolny.
Częściowo można to było wytłumaczyć przebraniem. Nie był entuzjastą
kostiumu muszkietera, jaki zasugerował mu kolega, lecz ku swojemu
zdumieniu czuł się w nim znakomicie. Spodobał się sobie w zamszowych
butach z miękkimi cholewami, wciętej kurtce, koszuli z żabotem, ze szpadą u
boku, nawet w peruce i ogromnym kapeluszu z szerokim rondem i długim
piórem. Do kompletu dodał maseczkę, przykleił sobie też wąsy i szpiczastą
bródkę.
Zmienił się nie do poznania.
W dobry humor wprawiła go także rozmowa z Johnem, a raczej jej
zakończenie. Nie miał nic przeciwko rozmowom o sprawach zawodowych,
3
392352824.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin